Wpisy archiwalne w kategorii
do 200
Dystans całkowity: | 18929.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 155:33 |
Średnia prędkość: | 18.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.30 km/h |
Suma podjazdów: | 124713 m |
Liczba aktywności: | 110 |
Średnio na aktywność: | 172.08 km i 9h 09m |
Więcej statystyk |
Deszczyk
Sobota, 18 czerwca 2016 Kategoria do 200
Km: | 153.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1262m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pada deszcz.
Toruń - Iława (2)
Niedziela, 8 maja 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 161.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:39 | km/h: | 21.08 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 865m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Noc minęła jak zwykle za szybko. Ze snu (też jak zwykle) wyrwał mnie budzik. Gotuję kawę 3w1, zjadam śniadanie i zwijam namiot. Zdążyło do niego wejść z 6 dużych mrówek. Wszystkie grzecznie wyprosiłam na zewnątrz. Jeszcze tylko fotka okolicy i.... pniak! To nie pniak, lecz mrowisko. Spałam tuż przy sporym mrowisku ;). Krótko po wschodzie słońca ruszam w drogę do Iławy. Pagórki, pagórki, wiatr, dziury. Tak wygląda dzisiejsza trasa. Wiatr nieco zaspał. Obudził się dopiero około 7:00. W końcu to niedziela, on też czasem musi odpocząć. Za to gdy wkroczył do akcji, to od razu z impetem.
Pomaga tylko przez 13km, między Rynkiem a Sugajenkiem, ale są tam takie dziury w drodze, że zamiast beztrosko gnać, muszę cały czas koncentrować się na tym, by się nie wrąbać w jakiś krater. Poza tym cały czas przeszkadza. Daje po twarzy, podgryza z boku. W Iławie zapas czasu mam nieduży. Jednak wystarczający by podjechać do centrum i popatrzeć przez chwilę na piękny Jeziorak.
Pomaga tylko przez 13km, między Rynkiem a Sugajenkiem, ale są tam takie dziury w drodze, że zamiast beztrosko gnać, muszę cały czas koncentrować się na tym, by się nie wrąbać w jakiś krater. Poza tym cały czas przeszkadza. Daje po twarzy, podgryza z boku. W Iławie zapas czasu mam nieduży. Jednak wystarczający by podjechać do centrum i popatrzeć przez chwilę na piękny Jeziorak.
Trasa:
Zaliczone gminy: Świedziebnia, Górzno, Lubowidz, Grodziczno, Kurzętnik, Nowe Miasto Lubawskie (teren wiejski), Nowe Miasto Lubawskie (miasto). (7 gmin).
Zdjęcia
Pod wiatr
Poniedziałek, 2 maja 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 165.11 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2005m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
W nocy blisko namiotu kręcił się jakiś zwierzak. Biegał, warczał, pochrząkiwał, a chwilami tak jakby mruczał. Nie mam pojęcia co to było. Z jednej strony byłam ciekawa co to, z drugiej byłam zbyt zaspana, by wyjść z namiotu i sprawdzić, a z trzeciej rozsądek nakazywał mi udawać, że wcale mnie tu nie ma :). Rano tradycyjnie kawa, zwijanie obozowiska i w drogę. Dziś dzień zaczyna się mocno - pierwsza ściana o nachyleniu 10% pojawia się już po kilku kilometrach. Jadę po terenach otwartych, mając szerokie widoki na okolicę, czasem wjeżdżam też w zwarte lasy, w których nawet w środku dnia jest ciemno jak wieczorem. Do Radostin docieram bynajmniej nie radosna. Ruch jest dość duży, spory jest też hałas i mocno mnie to męczy. Na górce robię postój sklepowy. Kupuję rogaliki, drożdżówkę i wodę. Siadam na wyeksponowanym na słońce parapecie sklepu i wygrzewam się niczym kot :). Czas mija, łakocie znikają, smaruję twarz kremem przeciwsłonecznym i jadę. Nowe Mesto n. Morave to kolejne fajne miejsce. Znajduję tu miłą cukiernię. Biorę kawę, ciacha i oddaję się lenistwu. Tuż za miastem czeka mnie jeszcze jedna długawa ścianka, potem kilka hopek i docieram do Policka. Policko w całości jest w remoncie. Za miasteczkiem długaśny zjazd aż do Litomyśla. Na miejscu obowiązkowa rundka po sporym rynku, odwiedzam też pięknie utrzymany zamek.
Dobrą chwilę się tu kręcę, aż w końcu decyduję się klapnać na ławeczce. Tak tu przyjemnie, że można siedzieć i siedzieć. Za Litomyślem pagórki są już dużo mniejsze, więc jadę szybciej mimo, że cały dzień dziś mam pod wiatr. Wieczór łapie mnie tuż przed Nowym Miastem nad Metują. Nocuję w starym, zdziczałym sadzie. Niestety drzewa zasłaniają mi widok na światła miasta. Trochę szkoda.
Trasa:
Zdjęcia
ciąg dalszy
Dobrą chwilę się tu kręcę, aż w końcu decyduję się klapnać na ławeczce. Tak tu przyjemnie, że można siedzieć i siedzieć. Za Litomyślem pagórki są już dużo mniejsze, więc jadę szybciej mimo, że cały dzień dziś mam pod wiatr. Wieczór łapie mnie tuż przed Nowym Miastem nad Metują. Nocuję w starym, zdziczałym sadzie. Niestety drzewa zasłaniają mi widok na światła miasta. Trochę szkoda.
Trasa:
Zdjęcia
ciąg dalszy
Telč
Niedziela, 1 maja 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 165.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2337m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano nie ma mrozu, są 4 stopnie powyżej zera. Razem ze mną budzą się ptaki. Kiedy kawa jest gotowa do picia, jest to już prawdziwe ptasie radio. Namiot chowam mokry i ciężki od rosy. Dzisiejszy dzień ma być najcięższym podczas tego wyjazdu. O ile wczoraj dość mocne było pierwsze 70 km, a potem już teren był w miarę płaski (jak na Czechy), to dziś nieustannie ma być góra-dół, czyli typowo czeska jazda. Wykres wysokości, który oglądam przy okazji przerwy w McD w Jihlavie, wygląda jak uzębienie jakiegoś drapieżnika. Jednak nie jest źle, bo mimo, że Czesi tak jak my mają dziś święto, sklepy są w większości pootwierane. Z głodu i pragnienia więc raczej nie umrę. To jednak nie piękna Jihlava jest głównym celem mojej wycieczki, lecz zabytkowy Telcz położony już dość daleko na południe, całkiem blisko granicy czesko-austriackiej. Jadę więc tam z narastającym entuzjazmem, mocno zaciskając na baranku kciuki, by nie zaczęło padać. Niebo jakieś takie jest ponure. No ale nie pada.
Jest godzina 15:30, 111 km drogi za mną, 1548 m podjazdów, gdy przez wąską, murowaną bramę wjeżdżam na stare miasto w Telczu. Zarówno tu jak i w innych miasteczkach, zsiadam z roweru. Chodzę sobie, robię fotki, kręcę się w kółko, chłonę atmosferę. Spacerek kończę w kawiarence z pięknym widokiem na podcienione kamieniczki. Kawę biorę mocną, czarną i gorzką, a do tego ciastko z malinami. Tak świętuję dotarcie do celu. Potem jeszcze szybka wizyta w sklepiku z pamiątkami i mogę jechać dalej. Telcz - moja główna atrakcja wyjazdu, nie był najbardziej na południe wysuniętym punktem. Była nim Nova Rise. Kawałek dalej rozpoczynam już długi powrót do Polski. Z pięknych czeskich miasteczek odwiedzam dziś jeszcze Trebic. W późnopopołudniowym słońcu stara zabudowa prezentuje się wprost wspaniale. Jadę kawałek dalej i na wysokości skrętu na Rudikov wbijam się w las, gdzie rozstawiam namiot. Dziś w roli obiadokolacji debiutuje liofilizat. Dobre i sycące.
GPS nie zapisał mi śladu z tego dnia. Wrzucam więc nie ślad, lecz projekt (nie robiłam tego projektu w całości - nocowałam między Trebic a Merin).
Zdjęcia
ciąg dalszy
Jest godzina 15:30, 111 km drogi za mną, 1548 m podjazdów, gdy przez wąską, murowaną bramę wjeżdżam na stare miasto w Telczu. Zarówno tu jak i w innych miasteczkach, zsiadam z roweru. Chodzę sobie, robię fotki, kręcę się w kółko, chłonę atmosferę. Spacerek kończę w kawiarence z pięknym widokiem na podcienione kamieniczki. Kawę biorę mocną, czarną i gorzką, a do tego ciastko z malinami. Tak świętuję dotarcie do celu. Potem jeszcze szybka wizyta w sklepiku z pamiątkami i mogę jechać dalej. Telcz - moja główna atrakcja wyjazdu, nie był najbardziej na południe wysuniętym punktem. Była nim Nova Rise. Kawałek dalej rozpoczynam już długi powrót do Polski. Z pięknych czeskich miasteczek odwiedzam dziś jeszcze Trebic. W późnopopołudniowym słońcu stara zabudowa prezentuje się wprost wspaniale. Jadę kawałek dalej i na wysokości skrętu na Rudikov wbijam się w las, gdzie rozstawiam namiot. Dziś w roli obiadokolacji debiutuje liofilizat. Dobre i sycące.
GPS nie zapisał mi śladu z tego dnia. Wrzucam więc nie ślad, lecz projekt (nie robiłam tego projektu w całości - nocowałam między Trebic a Merin).
Zdjęcia
ciąg dalszy
Noc Pálení čarodějnic
Sobota, 30 kwietnia 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 190.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2086m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nocą wydaje mi się, że śpiwór jakoś słabo grzeje. Rano myślę o tym samym. Sprawdzam temperaturę. Jest -2*C. To mój (jak dotąd) najzimniejszy nocleg pod namiotem. Powinnam już wstać ale wobec tak niskiej temperatury zarządzam labę. Leżę więc i czekam na to aż się ociepli. Mija kwadrans, nie zmienia się nic. Niecierpliwość zwycięża i zaczynam poranną krzątaninę: kawa 3w1, kanapka, zwijanie śpiworu, namiotu, ładowanie gratów na rower i wio! Mimo nieprzyjemnego zimna, pogoda jest piękna. Wygląda na to, że gdy tylko się ociepli, dzień będzie wspaniały. Na niebie ani jednej chmurki. Jadę na południe - czyż nie jest to genialny pomysł? Na południu z pewnością będzie cieplej. Gdy tylko trafia się stacja paliw, ładuję się do środka. Nic to, że dopiero jestem w Kowarach i ledwie co ruszyłam. Gdy wychodzę nadal jest zimno, ale na szczęście zaczyna się podjazd na przełęcz Okraj. Od razu robi się lepiej - przynajmniej nie trzęsę się z zimna. Im wyżej, tym mniej wiosny, a pod koniec wspinaczki znajduję nawet śnieg po bokach drogi. Zjazd z przełęczy to już Czechy. Zaczynam zatem wycieczkę na dobre od tego właśnie zjazdu i od razu zaczynam ponownie dotkliwie odczuwać zimno. Niechże wreszcie się ociepli!
Na stacji w Vrchlabi kupuję kawę i kanapkę. To pierwsza czeska stacja, pierwsze zakupy i pierwszy raz od dawna, gdy gadam po angielsku. Oj, zardzewiała ta moja angielszczyzna! Na szczęście moi rozmówcy spikają jeszcze słabiej, albo nawet wcale, więc szybko przełamuję opory i mówię coraz śmielej.
Pogoda cały czas dopisuje, wszystko dookoła kwitnie. Czeskie wzgórza wiosną wyglądają wprost przepięknie. W Lazne Belohrad mijam otwartą restaurację. Sporo tu ludzi, ładuję się do środka. Duża sala, głośno, wesoło. Rozglądam się trochę, patrzę co ludzie mają na talerzach - jedzenie wygląda smakowicie, więc biorę menu. Trochę trudno połapać się co jest czym, bo nazwy potraw są tylko po czesku, a obsługa nie zna angielskiego. Na chybił trafił zamawiam jakieś danie z rybą. Po chwili okazuje się, że zamówiłam łososia w migdałach z sosem oraz surówką. Wygląda świetnie, ale… brakuje tu ziemniaków. Udaje mi się jakoś je domówić.
Posilona ruszam dalej. Dogania mnie jakaś parka na rowerach. Jednak gdy pojawia się pierwsza góreczka, łykam ich i więcej się już nie spotykamy. Potem z naprzeciwka jedzie sznur ciągników. Wszyscy weseli, poprzebierani, traktorki przystrojone. Wesoło do siebie machamy. Zatrzymuję się i robię całą serię fotek. Jadę zupełnie niespiesznie. Zajmuję się głównie kontemplowaniem widoków, robieniem zdjęć i jedzeniem. Novy Bydzow to dobre miejsce na popołudniową kawę, natomiast Kutna Hora to miasteczko tak piękne, że robię tu całą sesję fotograficzną i spędzam dość sporo czasu. Na liczniku mam już 164 km, jest wieczór, ale nadal jasno. Jadę więc dalej. We wszystkich mijanych wioskach płoną ogniska. I to nie byle jakie! Często są to prawdziwe płonące stosy, tego wieczoru Czesi palą czarownice, jest to noc Pálení čarodějnic. Jakieś 10 km za Caslav rozbijam namiot.
Zdjęcia
ciąg dalszy
Międzyzdroje - Gdańsk (4)
Niedziela, 27 marca 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 182.67 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1193m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zimno! Na namiocie i rowerze jest szron. Temperatura to zero
stopni. Gotuję wodę na kawę i po śniadaniu zwijam mój zesztywniały, zamarznięty
namiot. Mimo zimnicy, wiosna niechybnie przyjdzie – kawałek dalej zauważam
pierwszego w tym roku bociana. Od samego rana wieje. Niestety w twarz. I tak
będzie przez cały dzień. Silny wiatr przedni i przednio-boczny.
W Główczycach jestem bardzo wcześnie rano. Wpadam na Orlen po wodę i wypić kawę. Pan z obsługi jest tak miły, że osobiście mi tę kawę przygotowuje, to niespotykane! Słońce i wichura. Smaruję twarz kremem do opalania i jazda. Idzie ciężko i powoli. Czołgam się i wlekę, aż docieram do Elektrowni Szczytowo-Pompowej Żarnowiec. Na koronę zbiornika górnego prowadzi podjazd 9%. Ale tu akurat wiatr pomaga i… samo się wjeżdża. Następnie w wielkim znoju jadę do Pucka. Co za rzeźnia z tym wietrzyskiem! Ależ dziś by się gnało z wiatrem. Aż żal, że moja droga idzie centralnie pod wiatr. Jadę na rynek, potem nad morze. Wszystko pozamykane. Na stacji paliw, już za miastem, piję kawę. Od teraz trasa idzie centralnie pod wiatr. Redę i Rumię oglądam jadąc wzdłuż torów kolejowych. Trzeba przyznać, że z tej perspektywy miejscowości te nie prezentują się zbyt pięknie.
Same tory kolejowe, oraz dźwigi portowe z kolei witają mnie w Gdyni. Jeden wielki dworco-port. GPS chce mnie wyrzucić na jakąś bardzo główną drogę z zakazem dla rowerów. Nie bardzo mam ochotę się tamtędy pchać. zwłaszcza, że ruch jest duży. Tylko jak przebić się przez te wszystkie tory kolejowe?? Nieco przede mną od dłuższego czasu jedzie chłopak, jakiś nastolatek. Doganiam go i podpytuję czy zna miasto. Jest tutejszy i jedzie w moim kierunku. Jest też tak miły, że pilotuje mnie przez dużą część miasta. W Gdyni są ścieżki rowerowe, którymi da się fajnie jechać. Tylko trzeba wiedzieć jak one biegną. Trochę intuicyjnie jadę nimi aż do Sopotu, raz po raz jedynie wyjeżdżając na ulicę.
W Sopocie planowałam odwiedzić słynne molo. Ale ludzi na głównym deptaku jest tak dużo, że odpuszczam – na molo pewnie będzie podobnie. Jadę więc prosto do Gdańska. Po drodze jeszcze jeden postój na stacji. Zaczepia mnie tu brodaty, bardzo wysoki chłopak. Odburkuję coś pod nosem. Wchodzi na stację, po chwili wychodzi z izotonikiem oraz batonikiem. Podaje mi. Jak miło! Gadamy dłuższą chwilę. Sympatyczne spotkanie.
W samym Gdańsku do centrum się nie pcham. Zostawiam to sobie na rano. Teraz oczy mi już się zamykają. Po całym dniu jazdy pod wiatr czuję się dość wypompowana. Jadę więc w stronę Trójmiejskiego Parku. Jak na złość zabudowa ciągnie się daleko. Znajduję w końcu jakąś miejscówkę, ale beznadziejna jest. Za jasności nigdy w życiu bym się tam nie rozstawiła. To jakiś dziki park na skraju osiedla.
Trasa (cała):
Zdjęcia
Zaliczone gminy (cały wyjazd): Dziwnów, Karnice, Trzebiatów, Brojce, Siemyśl, Sianów, Darłowo (obszar wiejski), Darłowo (miasto), Postomino, Damnica, Potęgowo, Główczyce, Smołdzino, Choczewo, Gniewino, Krokowa, Puck (obszar wiejski), Puck (miasto), Reda, Rumia, Kosakowo, Gdynia (22 gminy).
Ciąg dalszy
W Główczycach jestem bardzo wcześnie rano. Wpadam na Orlen po wodę i wypić kawę. Pan z obsługi jest tak miły, że osobiście mi tę kawę przygotowuje, to niespotykane! Słońce i wichura. Smaruję twarz kremem do opalania i jazda. Idzie ciężko i powoli. Czołgam się i wlekę, aż docieram do Elektrowni Szczytowo-Pompowej Żarnowiec. Na koronę zbiornika górnego prowadzi podjazd 9%. Ale tu akurat wiatr pomaga i… samo się wjeżdża. Następnie w wielkim znoju jadę do Pucka. Co za rzeźnia z tym wietrzyskiem! Ależ dziś by się gnało z wiatrem. Aż żal, że moja droga idzie centralnie pod wiatr. Jadę na rynek, potem nad morze. Wszystko pozamykane. Na stacji paliw, już za miastem, piję kawę. Od teraz trasa idzie centralnie pod wiatr. Redę i Rumię oglądam jadąc wzdłuż torów kolejowych. Trzeba przyznać, że z tej perspektywy miejscowości te nie prezentują się zbyt pięknie.
Same tory kolejowe, oraz dźwigi portowe z kolei witają mnie w Gdyni. Jeden wielki dworco-port. GPS chce mnie wyrzucić na jakąś bardzo główną drogę z zakazem dla rowerów. Nie bardzo mam ochotę się tamtędy pchać. zwłaszcza, że ruch jest duży. Tylko jak przebić się przez te wszystkie tory kolejowe?? Nieco przede mną od dłuższego czasu jedzie chłopak, jakiś nastolatek. Doganiam go i podpytuję czy zna miasto. Jest tutejszy i jedzie w moim kierunku. Jest też tak miły, że pilotuje mnie przez dużą część miasta. W Gdyni są ścieżki rowerowe, którymi da się fajnie jechać. Tylko trzeba wiedzieć jak one biegną. Trochę intuicyjnie jadę nimi aż do Sopotu, raz po raz jedynie wyjeżdżając na ulicę.
W Sopocie planowałam odwiedzić słynne molo. Ale ludzi na głównym deptaku jest tak dużo, że odpuszczam – na molo pewnie będzie podobnie. Jadę więc prosto do Gdańska. Po drodze jeszcze jeden postój na stacji. Zaczepia mnie tu brodaty, bardzo wysoki chłopak. Odburkuję coś pod nosem. Wchodzi na stację, po chwili wychodzi z izotonikiem oraz batonikiem. Podaje mi. Jak miło! Gadamy dłuższą chwilę. Sympatyczne spotkanie.
W samym Gdańsku do centrum się nie pcham. Zostawiam to sobie na rano. Teraz oczy mi już się zamykają. Po całym dniu jazdy pod wiatr czuję się dość wypompowana. Jadę więc w stronę Trójmiejskiego Parku. Jak na złość zabudowa ciągnie się daleko. Znajduję w końcu jakąś miejscówkę, ale beznadziejna jest. Za jasności nigdy w życiu bym się tam nie rozstawiła. To jakiś dziki park na skraju osiedla.
Trasa (cała):
Zdjęcia
Zaliczone gminy (cały wyjazd): Dziwnów, Karnice, Trzebiatów, Brojce, Siemyśl, Sianów, Darłowo (obszar wiejski), Darłowo (miasto), Postomino, Damnica, Potęgowo, Główczyce, Smołdzino, Choczewo, Gniewino, Krokowa, Puck (obszar wiejski), Puck (miasto), Reda, Rumia, Kosakowo, Gdynia (22 gminy).
Ciąg dalszy
Międzyzdroje - Gdańsk (3)
Sobota, 26 marca 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 183.23 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 773m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nocą przeszły jeszcze dwie silne ulewy. Rano nie pada. Ale
coś dziwnie hałasuje. To nie wiatr. Chwilę zastanawiam się co to za dźwięk.
Morze! To przecież jego szum. Budzą się pierwsze ptaki. Morza szum, ptaków
śpiew – dosłownie! Zwijam namiot i jadę nad jez. Jamno oglądać wschód słońca.
Na wąskim skrawku lądu, którym jadę, spotykam spore stadko dzików. W Łazach
schodzę na plażę. Błękitne niebo, wiatr, fale. Po wczorajszym spokoju nie ma
śladu. Pewnie takie samo morze w Międzywodziu zobaczy dziś
starszy pan, którego spotkałam wczoraj.
W Darłowie robię małe zakupy. W końcu jutro święto. Trzeba się zaopatrzyć. W mieście spędzam dużo czasu. Jadę do ładnego centrum, na deptaku piję kawę i jem ciacho. Potem udaję się nad morze, do portu i latarni morskiej. Ładnie tu!
Jarosławiec to drugie po Niechorzu miejsce, w którym nie miało mnie planowo być. No ale jestem tu tylko ja, więc mogę plany dowolnie zmieniać. Nabieram ochoty by nieco nadłożyć i pojechać zobaczyć latarnię morską oraz przystań rybacką. Mam też cichą nadzieję na jakąś rybkę. Leśna droga przed Jarosławcem bardzo się rozszerza. A więc tu był kiedyś pas startowy… Potem się mocno zwęża i przechodzi w płyty betonowe. Militarna przeszłość miejscowości jest bardzo wyraźna. Przystań jest urocza, pod latarnią ciekawy pomnik rybaka. I… tylko z rybki nici – wszystko pozamykane. Na pociechę jadę na jeszcze jedną plażę – do Rusinowa. Targam rower po piachu plaży i wsparta na siodełku wcinam kanapkę patrząc na morze oraz pustą plażę.
Za Słupskiem wylatuję na drogę E28. Na sygnale jadą: trzy wozy policyjne, dwa wozy strażackie, dwie karetki pogotowia. Mijam wypadek. Na prostej drodze samochód w rowie. Odbijam z tej drogi na północ. Asfalt jest dość parszywy, aż w końcu przechodzi w 2-3 km odcinek gruntowy. Wszystko przejezdne. Ciągle góra-dół.
Nocuję kawałek na południe od Smołdzina, w zagajniku jodłowym.
Trasa (cała):
Zdjęcia
Zaliczone gminy (cały wyjazd): Dziwnów, Karnice, Trzebiatów, Brojce, Siemyśl, Sianów, Darłowo (obszar wiejski), Darłowo (miasto), Postomino, Damnica, Potęgowo, Główczyce, Smołdzino, Choczewo, Gniewino, Krokowa, Puck (obszar wiejski), Puck (miasto), Reda, Rumia, Kosakowo, Gdynia (22 gminy).
Ciąg dalszy
W Darłowie robię małe zakupy. W końcu jutro święto. Trzeba się zaopatrzyć. W mieście spędzam dużo czasu. Jadę do ładnego centrum, na deptaku piję kawę i jem ciacho. Potem udaję się nad morze, do portu i latarni morskiej. Ładnie tu!
Jarosławiec to drugie po Niechorzu miejsce, w którym nie miało mnie planowo być. No ale jestem tu tylko ja, więc mogę plany dowolnie zmieniać. Nabieram ochoty by nieco nadłożyć i pojechać zobaczyć latarnię morską oraz przystań rybacką. Mam też cichą nadzieję na jakąś rybkę. Leśna droga przed Jarosławcem bardzo się rozszerza. A więc tu był kiedyś pas startowy… Potem się mocno zwęża i przechodzi w płyty betonowe. Militarna przeszłość miejscowości jest bardzo wyraźna. Przystań jest urocza, pod latarnią ciekawy pomnik rybaka. I… tylko z rybki nici – wszystko pozamykane. Na pociechę jadę na jeszcze jedną plażę – do Rusinowa. Targam rower po piachu plaży i wsparta na siodełku wcinam kanapkę patrząc na morze oraz pustą plażę.
Za Słupskiem wylatuję na drogę E28. Na sygnale jadą: trzy wozy policyjne, dwa wozy strażackie, dwie karetki pogotowia. Mijam wypadek. Na prostej drodze samochód w rowie. Odbijam z tej drogi na północ. Asfalt jest dość parszywy, aż w końcu przechodzi w 2-3 km odcinek gruntowy. Wszystko przejezdne. Ciągle góra-dół.
Nocuję kawałek na południe od Smołdzina, w zagajniku jodłowym.
Trasa (cała):
Zdjęcia
Zaliczone gminy (cały wyjazd): Dziwnów, Karnice, Trzebiatów, Brojce, Siemyśl, Sianów, Darłowo (obszar wiejski), Darłowo (miasto), Postomino, Damnica, Potęgowo, Główczyce, Smołdzino, Choczewo, Gniewino, Krokowa, Puck (obszar wiejski), Puck (miasto), Reda, Rumia, Kosakowo, Gdynia (22 gminy).
Ciąg dalszy
Międzyzdroje - Gdańsk (2)
Piątek, 25 marca 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 173.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano mży. Przygotowuję kawę 3w1, jem śniadanie i jadę. W Międzywodziu
schodzę na plażę. Zupełnie pusto tu. Morze jest wyjątkowo spokojne. Szaro. Gdy
kończę krótki spacer, spotykam starszego pana. Mówimy sobie dzień dobry.
Rodzina. Piątka dzieci, dwanaścioro wnucząt i… on samotny. Wszyscy poszli w
świat. Święta nad morzem. Bo dlaczego nie tu? Ze Szczecina nie jest to aż tak
daleko. Morze jest dziś bardzo spokojne - mówię mu. Uśmiecha się. Wesołych
Świąt!
Cały piątek pada. Rano mniej, po południu bardziej.
W Dziwnowie faktycznie jest dziwnie. Na przystanku autobusowym siedzą dwa koty. Na przeciwnych krańcach ławeczki. Jakby się nie znały. Czekają na autobus. Ciekawe, gdzie chcą pojechać. A może…. też bym wsiadła? W końcu pada deszcz.
Gdy docieram do Trzęsacza, jadę na klif sprawdzić czy resztki ruin kościółka nadal stoją. Są!
Do Niechorza miałam nie jechać. To nie jest potrzebne, a latarnię morską widziałam już tyle razy! To nic nie szkodzi. Mam ochotę zobaczyć znów. Zjeżdżam więc z zaplanowanej trasy i nadkładam drogi, tylko po to by przez kilka minut popatrzeć na latarnię.
W Trzebiatowie szukam słonia. Kiedyś go tu widziałam. Znajduję na ścianie jednej z kamienic. Słoń niezmienny jak ruiny w Trzęsaczu.
W deszczu i nie-deszczu odliczam kilometry do Kołobrzegu. Pirania – moja ulubiona restauracja! Ale najpierw rundka po mieście: molo, latarnia morska, falochron. Restauracyjki z rybami otwarte. Wszędzie pustki. Świetnie – myślę sobie, pędząc do Piranii. A tam…. dziki tłum. Na stolik muszę czekać. Czekam. Warto. Dorsz po kołobrzesku jest pyszny. Dostałam ogromną porcję, a potem dowiedziałam się, że przygotowując ją dla mnie zastanawiali się, czy podołam. Podołałam, ale frytki zostawiłam już niemal nietknięte. Wyjazd z miasta wredny. Duży ruch i deszcz. Gdy odbijam z drogi nr 163, robi się spokojnie. Między Stojkowem a Rusowem zauważam kilka stanowisk śnieżycy wiosennej. A to gratka! Późnym popołudniem i w deszczu docieram do Mielna. Jadę jeszcze kawałek i w lasku na mierzei oddzielającej j. Jamno od morza rozbijam namiot.
Trasa (cała):
Zdjęcia
Zaliczone gminy (cały wyjazd): Dziwnów, Karnice, Trzebiatów, Brojce, Siemyśl, Sianów, Darłowo (obszar wiejski), Darłowo (miasto), Postomino, Damnica, Potęgowo, Główczyce, Smołdzino, Choczewo, Gniewino, Krokowa, Puck (obszar wiejski), Puck (miasto), Reda, Rumia, Kosakowo, Gdynia (22 gminy).
Ciąg dalszy
Cały piątek pada. Rano mniej, po południu bardziej.
W Dziwnowie faktycznie jest dziwnie. Na przystanku autobusowym siedzą dwa koty. Na przeciwnych krańcach ławeczki. Jakby się nie znały. Czekają na autobus. Ciekawe, gdzie chcą pojechać. A może…. też bym wsiadła? W końcu pada deszcz.
Gdy docieram do Trzęsacza, jadę na klif sprawdzić czy resztki ruin kościółka nadal stoją. Są!
Do Niechorza miałam nie jechać. To nie jest potrzebne, a latarnię morską widziałam już tyle razy! To nic nie szkodzi. Mam ochotę zobaczyć znów. Zjeżdżam więc z zaplanowanej trasy i nadkładam drogi, tylko po to by przez kilka minut popatrzeć na latarnię.
W Trzebiatowie szukam słonia. Kiedyś go tu widziałam. Znajduję na ścianie jednej z kamienic. Słoń niezmienny jak ruiny w Trzęsaczu.
W deszczu i nie-deszczu odliczam kilometry do Kołobrzegu. Pirania – moja ulubiona restauracja! Ale najpierw rundka po mieście: molo, latarnia morska, falochron. Restauracyjki z rybami otwarte. Wszędzie pustki. Świetnie – myślę sobie, pędząc do Piranii. A tam…. dziki tłum. Na stolik muszę czekać. Czekam. Warto. Dorsz po kołobrzesku jest pyszny. Dostałam ogromną porcję, a potem dowiedziałam się, że przygotowując ją dla mnie zastanawiali się, czy podołam. Podołałam, ale frytki zostawiłam już niemal nietknięte. Wyjazd z miasta wredny. Duży ruch i deszcz. Gdy odbijam z drogi nr 163, robi się spokojnie. Między Stojkowem a Rusowem zauważam kilka stanowisk śnieżycy wiosennej. A to gratka! Późnym popołudniem i w deszczu docieram do Mielna. Jadę jeszcze kawałek i w lasku na mierzei oddzielającej j. Jamno od morza rozbijam namiot.
Trasa (cała):
Zdjęcia
Zaliczone gminy (cały wyjazd): Dziwnów, Karnice, Trzebiatów, Brojce, Siemyśl, Sianów, Darłowo (obszar wiejski), Darłowo (miasto), Postomino, Damnica, Potęgowo, Główczyce, Smołdzino, Choczewo, Gniewino, Krokowa, Puck (obszar wiejski), Puck (miasto), Reda, Rumia, Kosakowo, Gdynia (22 gminy).
Ciąg dalszy
Zielona Góra - Leszno (3)
Niedziela, 20 marca 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 187.79 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 556m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nocą coś biegało koło namiotu.
Przez chwilę. A potem mi się śniło stado saren, że biegają dookoła mnie. Rano
kawa i zwijanie namiotu. Dziś dla odmiany wieje. Zaczynam od bruku. Jest to ten
lepszy, "szybki" bruk. Jakoś tak jest mi lepiej niż wczoraj i nawet
szybko trafia się Orlen. Włażę, piję kawę, jem kanapkę na ciepło. Humor mam już
zupełnie dobry. Przycinanie trasy? Eeee..... po co? Skoro przecież jest nieźle,
to pojadę pełną wersję. Zaczyna padać deszcz dokładnie w momencie, gdy Bono w
słuchawkach zaczyna śpiewać mi do ucha "it`s a beautifull day". Czyż
nie jest pięknie? Niedzielny poranek i wycieczka rowerowa. No to jazda.
Zaliczam w deszczu Chocianów. A potem Gromadkę.
Rany, jak zimno!
Matko, jak mokro!
Wracam z zygzaka do Przemkowa. Ten sam Orlen co dobre 2 godziny temu. Tym razem wyglądam jak zmokła kura.
- małą herbatę poproszę.
- jest pani pewna, że mała wystarczy?...
No cóż. Muszę wyglądać wyjątkowo żałośnie. Oczywiście ulegam sugestii i biorę dużą herbatę.
Największa górka podczas całej tej trzydniówki trafia się na dojeździe do DK3. Ponad 50m w górę. A potem trójeczka. Na całym moim odcinku - z szerokim poboczem. Równiutko. Jak miło! Napawam się tą jazdą - coś mi się w końcu od życia należy, prawda? Odrobina luksusu. Pada co chwilę. Mocno też wieje. Tuż przed skrzyżowaniem trójki z dwunastką zatrzymuję się w przydrożnym barze i zamawiam pierogi. Jedząc gapię się na wydruk mapy i dochodzę do wniosku, że mogę opóźnić wyjazd na DK12 robiąc kawałek po drodze równoległej. Jadę zgodnie z nowym pomysłem i szybko ładuję się w teren. Co to by było za gminobranie bez terenowej wtopy? Wyjazd na DK12 odwleczony. Chociaż.... niepotrzebnie. W niedzielę około południa ruchu tu praktycznie nie ma. W związku z tym tą równą i gładką drogą jadę aż do Głogowa. W miasteczku rynek w remoncie oraz piękny różowy most na Odrze. Dziurawe drogi towarzyszą mi aż do końca, a w Lesznie, z którego wracam koleją do domu, trafia się nawet trochę bruku.
Mapka trasy z całego weekendu:
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Zielona Góra (teren wiejski), Świdnica, Brody, Tuplice, Trzebiel, Łęknica, Przewóz, Gozdnica, Małomice, Przemków, Gaworzyce, Radwanica, Żukowice, Jerzmanowa, Głogów (teren wiejski), Głogów (miasto), Kotla, Węgliniec, Pieńsk, Osiecznica, Bolesławiec (teren wiejski), Chocianów, Gromadka (23 gminy).
Rany, jak zimno!
Matko, jak mokro!
Wracam z zygzaka do Przemkowa. Ten sam Orlen co dobre 2 godziny temu. Tym razem wyglądam jak zmokła kura.
- małą herbatę poproszę.
- jest pani pewna, że mała wystarczy?...
No cóż. Muszę wyglądać wyjątkowo żałośnie. Oczywiście ulegam sugestii i biorę dużą herbatę.
Największa górka podczas całej tej trzydniówki trafia się na dojeździe do DK3. Ponad 50m w górę. A potem trójeczka. Na całym moim odcinku - z szerokim poboczem. Równiutko. Jak miło! Napawam się tą jazdą - coś mi się w końcu od życia należy, prawda? Odrobina luksusu. Pada co chwilę. Mocno też wieje. Tuż przed skrzyżowaniem trójki z dwunastką zatrzymuję się w przydrożnym barze i zamawiam pierogi. Jedząc gapię się na wydruk mapy i dochodzę do wniosku, że mogę opóźnić wyjazd na DK12 robiąc kawałek po drodze równoległej. Jadę zgodnie z nowym pomysłem i szybko ładuję się w teren. Co to by było za gminobranie bez terenowej wtopy? Wyjazd na DK12 odwleczony. Chociaż.... niepotrzebnie. W niedzielę około południa ruchu tu praktycznie nie ma. W związku z tym tą równą i gładką drogą jadę aż do Głogowa. W miasteczku rynek w remoncie oraz piękny różowy most na Odrze. Dziurawe drogi towarzyszą mi aż do końca, a w Lesznie, z którego wracam koleją do domu, trafia się nawet trochę bruku.
Mapka trasy z całego weekendu:
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Zielona Góra (teren wiejski), Świdnica, Brody, Tuplice, Trzebiel, Łęknica, Przewóz, Gozdnica, Małomice, Przemków, Gaworzyce, Radwanica, Żukowice, Jerzmanowa, Głogów (teren wiejski), Głogów (miasto), Kotla, Węgliniec, Pieńsk, Osiecznica, Bolesławiec (teren wiejski), Chocianów, Gromadka (23 gminy).
Niedzielna wycieczka
Niedziela, 6 marca 2016 Kategoria do 200
Km: | 166.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 406m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatnie 43 km w deszczu. Wiatr niestety praktycznie cały czas przeszkadzał. A gdy zaczął lekko pomagać, to akurat wjechałam w las :).