Telč
Niedziela, 1 maja 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 165.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2337m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano nie ma mrozu, są 4 stopnie powyżej zera. Razem ze mną budzą się ptaki. Kiedy kawa jest gotowa do picia, jest to już prawdziwe ptasie radio. Namiot chowam mokry i ciężki od rosy. Dzisiejszy dzień ma być najcięższym podczas tego wyjazdu. O ile wczoraj dość mocne było pierwsze 70 km, a potem już teren był w miarę płaski (jak na Czechy), to dziś nieustannie ma być góra-dół, czyli typowo czeska jazda. Wykres wysokości, który oglądam przy okazji przerwy w McD w Jihlavie, wygląda jak uzębienie jakiegoś drapieżnika. Jednak nie jest źle, bo mimo, że Czesi tak jak my mają dziś święto, sklepy są w większości pootwierane. Z głodu i pragnienia więc raczej nie umrę. To jednak nie piękna Jihlava jest głównym celem mojej wycieczki, lecz zabytkowy Telcz położony już dość daleko na południe, całkiem blisko granicy czesko-austriackiej. Jadę więc tam z narastającym entuzjazmem, mocno zaciskając na baranku kciuki, by nie zaczęło padać. Niebo jakieś takie jest ponure. No ale nie pada.
Jest godzina 15:30, 111 km drogi za mną, 1548 m podjazdów, gdy przez wąską, murowaną bramę wjeżdżam na stare miasto w Telczu. Zarówno tu jak i w innych miasteczkach, zsiadam z roweru. Chodzę sobie, robię fotki, kręcę się w kółko, chłonę atmosferę. Spacerek kończę w kawiarence z pięknym widokiem na podcienione kamieniczki. Kawę biorę mocną, czarną i gorzką, a do tego ciastko z malinami. Tak świętuję dotarcie do celu. Potem jeszcze szybka wizyta w sklepiku z pamiątkami i mogę jechać dalej. Telcz - moja główna atrakcja wyjazdu, nie był najbardziej na południe wysuniętym punktem. Była nim Nova Rise. Kawałek dalej rozpoczynam już długi powrót do Polski. Z pięknych czeskich miasteczek odwiedzam dziś jeszcze Trebic. W późnopopołudniowym słońcu stara zabudowa prezentuje się wprost wspaniale. Jadę kawałek dalej i na wysokości skrętu na Rudikov wbijam się w las, gdzie rozstawiam namiot. Dziś w roli obiadokolacji debiutuje liofilizat. Dobre i sycące.
GPS nie zapisał mi śladu z tego dnia. Wrzucam więc nie ślad, lecz projekt (nie robiłam tego projektu w całości - nocowałam między Trebic a Merin).
Zdjęcia
ciąg dalszy
Jest godzina 15:30, 111 km drogi za mną, 1548 m podjazdów, gdy przez wąską, murowaną bramę wjeżdżam na stare miasto w Telczu. Zarówno tu jak i w innych miasteczkach, zsiadam z roweru. Chodzę sobie, robię fotki, kręcę się w kółko, chłonę atmosferę. Spacerek kończę w kawiarence z pięknym widokiem na podcienione kamieniczki. Kawę biorę mocną, czarną i gorzką, a do tego ciastko z malinami. Tak świętuję dotarcie do celu. Potem jeszcze szybka wizyta w sklepiku z pamiątkami i mogę jechać dalej. Telcz - moja główna atrakcja wyjazdu, nie był najbardziej na południe wysuniętym punktem. Była nim Nova Rise. Kawałek dalej rozpoczynam już długi powrót do Polski. Z pięknych czeskich miasteczek odwiedzam dziś jeszcze Trebic. W późnopopołudniowym słońcu stara zabudowa prezentuje się wprost wspaniale. Jadę kawałek dalej i na wysokości skrętu na Rudikov wbijam się w las, gdzie rozstawiam namiot. Dziś w roli obiadokolacji debiutuje liofilizat. Dobre i sycące.
GPS nie zapisał mi śladu z tego dnia. Wrzucam więc nie ślad, lecz projekt (nie robiłam tego projektu w całości - nocowałam między Trebic a Merin).
Zdjęcia
ciąg dalszy
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!