Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:1745.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:35:24
Średnia prędkość:24.14 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Suma podjazdów:8352 m
Maks. tętno średnie:128 (67 %)
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:67.12 km i 11h 48m
Więcej statystyk

Noc Pálení čarodějnic

Sobota, 30 kwietnia 2016 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: 190.44 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 2086m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Nocą wydaje mi się, że śpiwór jakoś słabo grzeje. Rano myślę o tym samym. Sprawdzam temperaturę. Jest -2*C. To mój (jak dotąd) najzimniejszy nocleg pod namiotem. Powinnam już wstać ale wobec tak niskiej temperatury zarządzam labę. Leżę więc i czekam na to aż się ociepli. Mija kwadrans, nie zmienia się nic. Niecierpliwość zwycięża i zaczynam poranną krzątaninę: kawa 3w1, kanapka, zwijanie śpiworu, namiotu, ładowanie gratów na rower i wio! Mimo nieprzyjemnego zimna, pogoda jest piękna. Wygląda na to, że gdy tylko się ociepli, dzień będzie wspaniały. Na niebie ani jednej chmurki. Jadę na południe - czyż nie jest to genialny pomysł? Na południu z pewnością będzie cieplej. Gdy tylko trafia się stacja paliw, ładuję się do środka. Nic to, że dopiero jestem w Kowarach i ledwie co ruszyłam. Gdy wychodzę nadal jest zimno, ale na szczęście zaczyna się podjazd na przełęcz Okraj. Od razu robi się lepiej - przynajmniej nie trzęsę się z zimna. Im wyżej, tym mniej wiosny, a pod koniec wspinaczki znajduję nawet śnieg po bokach drogi. Zjazd z przełęczy to już Czechy. Zaczynam zatem wycieczkę na dobre od tego właśnie zjazdu i od razu zaczynam ponownie dotkliwie odczuwać zimno. Niechże wreszcie się ociepli!



Na stacji w Vrchlabi kupuję kawę i kanapkę. To pierwsza czeska stacja, pierwsze zakupy i pierwszy raz od dawna, gdy gadam po angielsku. Oj, zardzewiała ta moja angielszczyzna! Na szczęście moi rozmówcy spikają jeszcze słabiej, albo nawet wcale, więc szybko przełamuję opory i mówię coraz śmielej.
Pogoda cały czas dopisuje, wszystko dookoła kwitnie. Czeskie wzgórza wiosną wyglądają wprost przepięknie. W Lazne Belohrad mijam otwartą restaurację. Sporo tu ludzi, ładuję się do środka. Duża sala, głośno, wesoło. Rozglądam się trochę, patrzę co ludzie mają na talerzach - jedzenie wygląda smakowicie, więc biorę menu. Trochę trudno połapać się co jest czym, bo nazwy potraw są tylko po czesku, a obsługa nie zna angielskiego. Na chybił trafił zamawiam jakieś danie z rybą. Po chwili okazuje się, że zamówiłam łososia w migdałach z sosem oraz surówką. Wygląda świetnie, ale… brakuje tu ziemniaków. Udaje mi się jakoś je domówić.

Posilona ruszam dalej. Dogania mnie jakaś parka na rowerach. Jednak gdy pojawia się pierwsza góreczka, łykam ich i więcej się już nie spotykamy. Potem z naprzeciwka jedzie sznur ciągników. Wszyscy weseli, poprzebierani, traktorki przystrojone. Wesoło do siebie machamy. Zatrzymuję się i robię całą serię fotek. Jadę zupełnie niespiesznie. Zajmuję się głównie kontemplowaniem widoków, robieniem zdjęć i jedzeniem. Novy Bydzow to dobre miejsce na popołudniową kawę, natomiast Kutna Hora to miasteczko tak piękne, że robię tu całą sesję fotograficzną i spędzam dość sporo czasu. Na liczniku mam już 164 km, jest wieczór, ale nadal jasno. Jadę więc dalej. We wszystkich mijanych wioskach płoną ogniska. I to nie byle jakie! Często są to prawdziwe płonące stosy, tego wieczoru Czesi palą czarownice, jest to noc Pálení čarodějnic. Jakieś 10 km za Caslav rozbijam namiot.




Zdjęcia

ciąg dalszy

Ta jedna jedyna

Piątek, 29 kwietnia 2016 Kategoria do 50, Kocia czytelnia, Czeski maj 2016, Majówka
Km: 27.26 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 196m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
W piątkowe popołudnie biegam po poznańskim City Center. Po raz pierwszy w życiu cieszę się, że do zredukowanego do minimum dworca głównego doczepione jest absurdalnie wielkie centrum handlowe. Wiem gdzie biec. W necie sprawdziłam gdzie są sklepy z książkami. A skoro książki, to pewnie i mapy. Za jakieś pół godziny odjeżdża mój pociąg do Jeleniej Góry, w której zaczynam czeską majówkę, a cały czas nie mam mapy Czech. Co prawda w Garminie siedzi wgrana trasa, ale na wszelki wypadek lepiej mieć też mapę. Kupuję i idę na peron. Jadąc pociągiem raz po raz uśmiecham się do siebie. Zapowiada się kilka dni dobrej zabawy. Trasę przejazdu wymyśliłam tak, by łączyła ze sobą ładne czeskie miasteczka. W Jeleniej Górze wysiadam ok. 22:30. Jadę zobaczyć centrum, a potem biorę się za szukanie noclegu. Gdy już znajduję, gaszę lampki i wchodzę w teren. Pierwszy krok i...chlup!
Wlazłam w jedną jedyną kałużę ;)



Trasa:


Zdjęcia

ciąg dalszy


Praca

Czwartek, 28 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 31.79 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 144m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze



Kowal bezskrzydły, drugi jakiego spotkałam w tym roku :)

Praca

Środa, 27 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 31.59 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 145m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Wtorek, 26 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 30.66 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 152m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Poniedziałek, 25 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 31.50 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 148m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Łowiczanki

Sobota, 23 kwietnia 2016 Kategoria do 350, Kocia czytelnia Uczestnicy
Km: 308.54 Km teren: 0.00 Czas: 13:04 km/h: 23.61
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 891m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Budzik dzwoni o obłędnej godzinie 1:10 w nocy z piątku na sobotę. No i całe szczęście, bo śniły mi się same koszmary, w których główną rolę odegrał zdezelowany Fiat 126p w kolorze mlecznej czekolady. Obudziłam się cała zapłakana, tak straszny był to sen. Środek nocy pełniący rolę poranka też nie nastrajał optymistycznie.
- jest jeden stopień powyżej zera - mówi Ona.
- to może zostaniemy w domu i nigdzie nie pojedziemy? - pytam z nikłą nadzieją.

Po śniadaniu, które spokojnie można uznać za nocną ucztę bulimiczek, wychodzimy z domu. Odpalam GPSa i... nic. Mapa się nie wyświetla. Dręczę grata, aż w końcu zaczyna działać. Z 10 minut uciekło, ale wreszcie można jechać. Mkniemy pustymi ulicami, zimną, księżycową nocą. Jest pełnia. Piękna, jasna i lodowata noc. Objezierze śpi. Śpią Oborniki. We śnie pogrążone są również Uchorowo i Kiszkowo. A może by tak kogoś obudzić? W Pobiedziskach mamy już wykręcone ponad 70 km. Słońce wschodzi. Jest nam strasznie zimno, więc wpadamy na genialny pomysł, by wypić gdzieś kawę i ogrzać się. Pobiedziska to dobre miejsce. Niedawno powstała tu stacja Orlenu. Tylko, czy już jest czynna? Podjeżdżamy, na szczęście od tygodnia działa! Zamawiamy napoje, a Starsza biegnie do toalety skorzystać z dmuchawy do suszenia rąk. Czyni z niej użytek grzejąc się pod ciepłym strumieniem powietrza. Niestety nie ma tu krzeseł. Stoimy więc przy wysokich stolikach. To jeden z "konnych" Orlenów. Można wygodnie postać.

Gdy wychodzimy, jest już zupełnie jasno oraz nieco cieplej. Temperatura z +1 skoczyła do +3. Wiosenne szaleństwo! Wiatr niestety nam nie pomaga. Miał być słaby z kierunków zmiennych i faktycznie taki jest. Przez pierwsze 150 km jest to wiatr przednio-boczny, przedni oraz boczny. W drugiej części - jest dużo lepiej.

Drugą przerwę robimy w Sompolinku. Nie jest to mój dzień. Tętno od samego początku jazdy mam dziwnie wysokie i nie bardzo chce ono spadać, gdy odpoczywam. Poza tym coś mi zaszkodziło i mam problemy gastryczne. Starsza z kolei czuje się świetnie, ale cóż z tego skoro jedzie na zużytym napędzie, który strasznie przeskakuje i parę razy prawie doprowadza do gleby? Tośmy się dziś dobrały!

Po drodze podziwiamy wiosnę. Zaczynają kwitnąć rzepaki, mlecze mają pełnię kwitnienia, w ogrodach kolorowo od bratków i tulipanów, bielą się też kwitnące sady. Pięknie jest. W tych wspaniałych okolicznościach przyrody docieramy do Kutna. Mijamy owiany niegdyś złą sławą dworzec kolejowy i mkniemy dalej patrząc za jakąś stacją. Oj, to już pora by coś zjeść! Tymczasem na naszych bocznych drogach posucha. Siadamy więc na przystanku autobusowym, na śmiesznym stołku, który ktoś tu wystawił. Nie pada, więc brak zadaszenia zupełnie nie przeszkadza. Kompletnie bocznymi drogami lecimy do Łowicza, wyjeżdżając na krajową 92 dopiero pod sam koniec.



W Łowiczu mamy sporo czasu (prawie godzinę) do odjazdu pociągu, więc robimy sobie sesję zdjęciową. Po chwili podchodzą do nas dwie panie z rowerami. Łowiczanki. Jednej z nich zeszło powietrze z opony. Dopompowujemy, a potem idziemy na makaron. Czas niespodziewanie ucieka bardzo szybko i makaron musimy wziąć na wynos. Na szczęście na dworzec nie jest daleko. Podróż do Poznania mija niepostrzeżenie. A ciąg dalszy... z gatunku tych, gdzie można zastanawiać się, czy to wydarzyło się naprawdę, czy może to był tylko szalony sen :))

Trasa:

Zaliczone gminy
: Oporów, Żychlin, Chąśno (3 gminy).

Zdjęcia

Opowieść Starszejpani :)

Praca

Piątek, 22 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 29.40 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 141m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Czwartek, 21 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 37.15 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 198m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Środa, 20 kwietnia 2016 Kategoria do 50
Km: 31.40 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 163m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum