Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

do 150

Dystans całkowity:15482.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:125:04
Średnia prędkość:19.52 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Suma podjazdów:114978 m
Maks. tętno maksymalne:174 (91 %)
Maks. tętno średnie:143 (75 %)
Suma kalorii:1924 kcal
Liczba aktywności:122
Średnio na aktywność:126.90 km i 6h 34m
Więcej statystyk

Pewnego dnia, latem

Sobota, 16 września 2023 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, Wielanowo
Km: 126.49 Km teren: 0.00 Czas: 06:36 km/h: 19.17
Pr. maks.: 39.00 Temperatura: 24.0°C HRmax: 150150 HRavg 120
1924: 1924kcal Podjazdy: 576m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Przyjechałam tu, do Okonka, wczoraj po pracy. Koleją, z rowerem. Noc pod namiotem, pierwsza od dawna. Rzeczywistość nie była zgodna z oczekiwaniami. Chciałam posłuchać nocą rykowiska, a... słuchałam muzyki. Ktoś do mniej więcej 2 w nocy puszczał muzykę. Głośno. Blisko mnie. Nie zakładałam stoperów. To była dziwna noc. Muzyka była w moim stylu, a nagłośnienie doskonałej jakości. Totalne zaskoczenie. Budziłam się i zasypiałam na zmianę, a otulała mnie muzyka.


Poranek był słoneczny, a dalej było tylko lepiej, bo temperatura szybowała w górę, aż nastał ciepły dzień późnego lata.
To nie była jazda. To była rowerowa wędrówka. Wszystko działo się bez pośpiechu, na wszystko miałam czas. Na początku odwiedziłam Kłomino. Kiedyś stały tu zrujnowane bloki. Tajne miasto. Dziś prawie nie ma śladu. Ale jest pamięć. Jeździłam po ulicach Kłomina. Obserwowałam upływ czasu.



Potem były Zalewy Nadarzyckie. A następnie Borne Sulinowo. Tu przeszłość i przyszłość idą obok siebie za rękę.
Nowe.
Odnowione.
Stare.
Okna, w których widać życie i puste okna, przez które widać niebo.
Podchodzę blisko. Rower trochę przeszkadza, ale targam go obok siebie. Nie da się wejść. Zamurowane. Może tak jest lepiej.





Następnie jest Komorze, Czarne Wielkie, Barwice. Różne górki, najróżniejszej jakości asfalty.





Wszystko to nawijam na korbę i gdy docieram do Krosina wiem, że to już blisko. Przecież nigdzie się nie spieszę. Przecież jeszcze nie jest późno. Do Wielanowa docieram pewnie około 17 i stoję tu przez chwilę. Ruszam do Nosibądów, tam jest sklep, a w nim woda. Od razu zbiega się kilku miejscowych. Pytają skąd się tu wzięłam, bo ładni ludzie się tu przecież nie pojawiają. Śmieję się. Pytam o kościół, widzę, że jest w remoncie. Mówią, że od kilku lat i końca nie widać. Starszy pan opowiada, że w dzieciństwie był tu ministrantem. Całe życie w Nosibądach. Może to bezpieczniej i lepiej nie oddalać się zanadto od domu...
Ostawiam rower. Obchodzę kościół dookoła. Zaglądam w zakamarki. Szukam, sama nie wiem czego. Zamknięte.



A potem wracam do Wielanowa. Jest ciepło, jest późne lato. Siedzę na drewnianej ławce na dworcu. Obok kwitną kwiaty. Nie dzieje się nic szczególnego.




I... nie wiem, czy chcę wracać tu w listopadzie.


A gdy nadchodzi wieczór, biorę rower i wnikam w las. Rozbijam namiot. Są wrzosy i jest rykowisko.


Świętokrzyskie_4

Poniedziałek, 31 października 2022 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 121.60 Km teren: 0.00 Czas: 06:46 km/h: 17.97
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 805m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Na dziś trasa krótsza, bo to dzień powrotu do domu. Przyznaję, że przyłożyłam się do planowania tej trasy tylko do gminy Smyków, a więc do 75 km. Dalsze planowanie, to już był po prostu dojazd do stacji kolejowej Włoszczowa Północ przez gminy, na terenie których byłam już kiedyś rowerem. No i niestety tą niedbałość w planowaniu drugiej części trasy odczułam.
Pierwsze 75 km było fajne. Poranek trafił się mglisty i słoneczny jednocześnie, a do tego zimny. Drogi były dobre, no i atrakcje, zwłaszcza zamek w Chęcinach i ładny chęciński rynek. W kawiarni przy zamku skusiłam się nawet na kawę i coś słodkiego.

















W drugiej części miałam głównie mocno obciążone ruchem szosy wojewódzkie. A z racji poniedziałku przed dniem Wszystkich Świętych, ruch był już zarówno świąteczny, jak i jeszcze roboczy. Nic przyjemnego. Jakoś przetrwałam. We Włoszczowie nie znalazłam żadnej godnej uwagi restauracji. Pierogarnia zamknięta, pizzeria też. Zostały jakieś kebaby, które mnie zupełnie nie przekonują. Żałowałam w tej sytuacji, że nie mam ze sobą dodatkowego liofa, w końcu było trochę czasu i miejsca, by zagotować wodę.







Zaliczone gminy: Morawica, Tokarnia, Chęciny, Sitkówka-Nowiny, Piekoszów, Strawczyn, Miedziana Góra, Mniów, Smyków.

Świętokrzyskie_3

Niedziela, 30 października 2022 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 140.90 Km teren: 0.00 Czas: 07:46 km/h: 18.14
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1333m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Był to dziwny poranek. Budzik zadzwonił, gdy jeszcze było ciemno, zgodnie z planem. A potem, niezgodnie z planem, zaczął padać deszcz. Sprawdziłam sytuację na mapie radarowej i uznałam, że warto to przeczekać. W ten sposób miałam dodatkową godzinę leżenia oraz... godzinę mniej czasu na jazdę. Nie lubię zaliczania gmin po ciemku, gdyż zaliczam po to by coś widzieć, a nie by nudzić się w ciemnościach i wyobrażać sobie widoki. Od początku zatem wiedziałam, że jeśli chcę zrobić zaplanowaną trasę, to wobec krótkiego dnia, nie mam czasu na obijanie się, ani na dodatkowe atrakcje.



Po deszczu poranek niestety jest mglisty, a na niebie wisi dużo niskich chmur, które skutecznie zasłaniają widoki na okoliczne wzgórza. Wjeżdżam na moment do Świętokrzyskiego Parku Narodowego i od razu myślę sobie, że fajniej by tu było być pieszo, a nie tak tylko na chwilę, rowerem. Początek trasy jest mocno pagórkowaty i bardzo żałuję, że akurat trafiła się taka pogoda! Z widoków nici. Pierwszą przerwę robię około 50 km trasy, na Orlenie w Łagowie. Kawa i zapiekanka są w sumie przy okazji. Głównym celem było uzupełnienie benzyny w butli od kuchenki, by wieczorem móc zagotować wodę na obiad, a rano na kawę.









Potem mijam tereny kopalniane. Przed jednym ze zjazdów przy kopalni spotykam starszą kobietę. Robię akurat zdjęcia i zaczynamy rozmowę. Lubię takie spotkania na trasie.
Dzień kończę w lesie, w okolicach Pierzchnicy. Uczucia mam mieszane. Z jednej strony mogę być zadowolona, gdyż przejechałam całą trasę na dziś zgodnie z planem, przed ciemnością. Z drugiej czuję niedosyt. Dzień jest już chyba zbyt krótki, by robić trasy tej długości w nowym terenie. W końcu nie o dystans tu chodzi, a nowe miejsca i czas, by je lepiej poznać.















Zaliczone gminy: Bieliny, Łagów, Baćkowice, Iwaniska, Bogoria, Pierzchnica.

Ciąg dalszy

Świętokrzyskie_2

Sobota, 29 października 2022 Kategoria do 150
Km: 141.30 Km teren: 0.00 Czas: 07:30 km/h: 18.84
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1066m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Budzik zadzwonił, gdy jeszcze było ciemno. Snu miałam zatem niewiele, no ale inaczej się nie dało. Do Drzewicy w końcu przyjechałam blisko północy a mimo, że to ostatnie dni października, nadal jest ciepło i w lasach już od wczesnego poranka można się spodziewać grzybiarzy. A przecież nie chcę gości na noclegu. Na samym początku dnia odwiedzam zamek w Drzewicy. Jest szaro i zamek robi raczej posępne wrażenie. Trasa, jak to podczas zaliczania gmin, mocno kluczy, w krótkim czasie przeskakuję pomiędzy aż trzema województwami: łódzkim, mazowieckim i świętokrzyskim. Jest pagórkowato, ale nie przeszkadza mi to, jedzie się przyjemnie.



Jadąc podziwiam drewniane domki. Wyglądają one świetnie, a często przy nich rosną piękne kwiaty. Często również widzę ścisłe połączenie starej, drewnianej architektury, z tą nowoczesną, gdy na jednym podwórku tuż obok siebie stoją stary, drewniany domek i okazały murowany dom.



Po 77 km jazdy docieram do Szydłowca. W mieście tym odwiedzam zamek oraz rynek z pięknym ratuszem. Z tablicy informacyjnej dowiaduję się, że z ratuszowej wieży rozpościera się piękny widok na miasto. Niestety jest zamknięte i nie mogę tam wejść.





Kawałek za Szydłowcem mijam festyn i ubrane w ludowe stroje panie. Wyglądają niesamowicie w tych kolorowych sukniach. Zatrzymuję się i pytam, czy mogę im zrobić zdjęcie. One się zgadzają i dzięki temu mam kilka fajnych zdjęć.





Mniej więcej 8 km przed Suchedniowem mam wypadek - kolizję z inną cyklistką. Było akurat w dół. Zabrałam się za wyprzedzanie jej, z zachowaniem dobrej odległości. Nie na gazetę, jak czasem potrafią się wyprzedzać rowerzyści. Kiedy byłam na jej wysokości, ona nagle, bez żadnego znaku, ostrzeżenia zaczęła skręcać w lewo. Wprost we mnie. W ułamku sekundy zdecydowałam, że mniejsze szkody będą jeśli przyspieszę, zamiast hamować. Zdążyłam jeszcze krzyknąć "kurwa, nieeee!" i spotkałyśmy się. Ona zaliczyła  solidną glebę uderzając mnie w udo i tylne koło roweru. Ja, będąc w pędzie, utrzymałam rower. Oczywiście natychmiast do niej zawróciłam, bo gleba nastąpiła dokładnie na środku drogi i leżenie tam nie było zbyt bezpieczne. Na szczęście wstała o własnych siłach, podniosła buta, który jej spadł ze stopy podczas upadku. Chyba z 5 razy pytałam ją, czy na pewno wszystko ok. Twierdziła, że tak, choć wyglądała na lekko wystraszoną całym tym zdarzeniem. W sumie ja też byłam.

A potem było jeszcze więcej górek. Za którąś z kolejnych, schowaną w lesie, rozbiłam namiot, kończąc ten dzień.











Zaliczone gminy: Gielniów, Gowarczów, Wieniawa, Szydłowiec, Jastrząb, Mirów, Skarżysko Kościelne, Łączna.

Ciąg dalszy

PGR_2

Niedziela, 7 sierpnia 2022 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, PGR_2022
Km: 131.90 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 2383m Sprzęt: Terenówka Aktywność: Jazda na rowerze
Obudziliśmy się we 4 o szarym świcie. Energia we mnie była niewielka. Szybkie jedzenie, popite na zimno i jazda. Poranek był bury i na szczęście niegorący.



Dojechaliśmy do odcinka specjalnego z linią wąskotorówki. Faktycznie, jechać tu byłoby trudno. Jednak spacer torami/wzdłuż torów sam w sobie był atrakcją. Na końcu tego fragmentu jest stacyjka w Balnicy i nieduże schronisko. Chcieliśmy dotrzeć tu wczoraj, ale niestety się nie udało. Trochę szkoda, bo poza schroniskiem są tu też puste budki / stoiska handlowe, w których na pewno lepiej by się spało, niż pod wiatą, w której mocno wiało.





Dalsza droga prowadziła nas aż 4 razy przez brody na rz. Osławie. Poziom wody nie był wysoki, a na dnie ułożone były płyty betonowe. Zatem wszystko bez problemu przejezdne. 219 km trasy to Komańcza. Tu trochę odbiliśmy z trasy do schroniska, by zjeść normalne śniadanie. Niestety to odbicie oznaczało dodatkowy, solidny podjazd. Na miejscu ładowanie elektroniki i śniadanie. Każde z nas wzięło podwójną porcję. Kiedy wróciliśmy na trasę, zrobiło się ciepło. Słońce znowu prażyło i trzeba było zdjąć nieco ciuchów. Szybko zaczęliśmy odczuwać, że przegięliśmy ze śniadaniem. Było zbyt obfite, przez co jazda stała się ciężka. Poza tym podjazdy zrobiły się tak jakby bardziej strome, niż wczoraj. Wczesnym wieczorem dotarliśmy do Dukli. Miasteczko nieduże, ale ogólnie miejscowości na tym wyścigu było raczej mało i należało jechać dobrze zaopatrzonym, by niczego nie zabrakło, a zwłaszcza picia. W tej sytuacji Dukla była jak prawdziwe city. Było tu wszystko, nawet rynek i restauracja! Wbiliśmy zatem na obiad.





Wieczorem, około 22.00, zaczęliśmy rozglądać się za jakąś wiatą. Jechałam akurat pierwsza i zauważyłam jedną na wyjeździe z Myscowej. Trochę dziwnie, bo stała za ogrodzeniem, blisko starego budynku, ni to kamienicy, ni bloku. Chwilę poczekałam na Krzysztofa. W tym czasie usłyszałam z jednego z górnych okien tego budynku brzęk tłuczonego szkła i pijackie wrzaski jakiejś kobiety. Melina, jak nic – pomyślałam sobie. Wtedy nadjechał Krzysztof, popatrzył i powiedział, że to schronisko. Oczy musiałam mieć chyba jak złotówki ze zdziwienia. TO? Schronisko? A jednak, tak! Co więcej, udało nam się załatwić nocleg, a w środku powitał nas w dodatku bardzo miły rudy kotek. A libacja? No cóż, budynek to dawna szkoła. Jedna jego część to schronisko, a druga – mieszkanie socjalne. Na szczęście w nocy nie było już żadnych awantur. Cicho i spokojnie, wreszcie można się było wyspać.




Różanka 3

Sobota, 30 października 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 120.70 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1780m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Na dziś poza pięknym słońcem, jakie towarzyszy mi od początku tego wyjazdu, zapowiadany był również bardzo silny, południowy wiatr. Początek trasy był zatem bardzo łatwy: ruszyłam z Różanki płaskim środkiem Kotliny do Bystrzycy (w końcu udało mi się trafić dobre światło na rynku!) i dalej do Kłodzka. Aż 34 km zupełnie ulgowej jazdy.



W Kłodzku pochodziłam sobie pieszo. Bardzo dawno mnie tu nie było, a podczas jazdy, nawet powolnej, szczegóły uciekają zbyt szybko. Ten rynek, z rozbudowanym ratuszem, kocimi łbami przy kolumnie z Matką Bożą, od zawsze robi na mnie wrażenie. Piękny jest też most na Młynówce. Przypomina mi Pragę.





Z Kłodzka podjazd na Łaszczową. Miły, w lesie, a zatem bez wiatru. Było nawet ciepło. Zjazd niestety dziurawy.



Dalej okrężną drogą do Złotego Stoku. Nic tam nie ma szczególnego. Chociaż… Złoty Stok mógłby być zupełnie pusty, a i tak jest tam coś, co niezmiennie mnie przyciąga jak magnes. Mianowicie właśnie tu zaczyna się mój ulubiony podjazd na Przełęcz Jaworową. Magia. Cudownie. Mogłabym napisać cały elaborat o uczuciach, które we mnie są za każdym razem, gdy tam jadę rowerem. Wzruszenie i radość. Emocje trudne do opisania. Jeśli macie swoje najulubieńsze miejsca, to wiecie, co mam na myśli. Tym razem jadę tu zupełnie turystycznie. Zatrzymuję się więc bardzo często i robię zdjęcia. By zatrzymać jak najwięcej chwil. Właśnie stąd. Jedynych i niepowtarzalnych.



Któregoś dnia przyjadę do Złotego Stoku. Albo do Lądka-Zdroju i będę cały dzień jeździła na tą przełęcz. Raz w jedną, a raz w drugą stronę. Żeby się tym miejscem nasycić.
Zjazd do Lądka nieco dziurawy. Ale w tak wspaniałym miejscu nie można się gniewać na stan szosy.

W Lądku kilka zdjęć na rynku i już jadę dalej, do Stronia Śląskiego.



Lubię Stronie. Zatrzymuję się tu pod tą samą wiatą, co na MRDP. Wtedy szły akurat ciemne chmury, teraz niebo jest niebieściutkie. Jakże inaczej to wygląda!



No i zaczynam podjazd na Puchaczówkę. Puchaczówka nie jest dla mnie tak wspaniała, jak Jaworowa. Robię ten podjazd sercem i umysłem będąc jeszcze na cudownej Jaworowej. Dopiero wiatr przywołuje mnie do rzeczywistości. Pod sławetną kapliczką, prawie wrzuca mnie do rowu. A skoro już stoję, to robię serię zdjęć. Nie mam pojęcia, co tutaj się dzieje, ale z trudem trzymam pion, a momentami wiatr popycha mnie tak mocno, że wbrew własnej woli robię kilka kroków do przodu!



Następnie jest jeszcze gorzej! Na rower nie da się wsiąść, trudno jest utrzymać równowagę idąc. W końcu wiatr wrzuca mnie do rowu. Widzi to kierowca samochodu, który mnie mija. Zatrzymuje się i patrzy, czy wychodzę z tego rowu. Wychodzę, więc on jedzie dalej.

Potem droga chowa się w lesie. Więc mogę zjeżdżać. W Idzikowie ostrożnie, bo zdarzają się mocne podmuchy. Kiedy z Idzikowa odbijam na Wilkanów, zaczyna się prawdziwy cyrk. Wiatr po prostu szaleje. Aż 5 kilometrów, w coraz bardziej gęstniejącej szarówce, a potem w ciemności – idę pieszo. Raz po raz spycha mnie z drogi. Potem się dowiedziałam, że podmuchy wiatru osiągały ponad 100 km/h. W końcu docieram do drogi krajowej nr 33. Jest tu o wiele lepiej. To znaczy wiatr ten sam, ale na szczęście nie boczny, tylko czołowy. Kosztuje to dużo wysiłku, ale da się jechać. W Domaszkowie odbijam w bok na Różankę. Tu szosa jest trochę osłonięta, więc nie szarpie aż tak mocno i również da się jechać w miarę normalnie rowerem. W ten sposób kończę rowerową część tych krótkich wakacji.

Widoki przez wszystkie dni miałam po prostu wspaniałe, za sprawą słonecznej pogody. Trochę szkoda, że cały czas towarzyszył mi silny wiatr.


Różanka 1

Czwartek, 28 października 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 115.20 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1393m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Złota jesień najlepiej wygląda w górach. Zatem wzięłam 2 dni wolnego i nieco przedłużyłam sobie weekend. W środę popołudniem ruszyłam samochodem do Kotliny Kłodzkiej. Cały wyjazd opierał się o jedną bazę – w Różance. Było więc bez sprzętu biwakowego. Zupełnie na lekko.



Pierwszego dnia zrobiłam pętlę przez Zieleniec, Duszniki-Zdrój, Polanicę-Zdrój oraz Bystrzycę Kłodzką. Zieleniec co prawda nie był na trasie, którą zaplanowałam jeszcze w domu, ale jadąc doszłam do wniosku, że warto tam wstąpić i sprawdzić, jak się miewają świąteczne klimaty, które odczuć dały się już w sierpniu, na MRDP. Na myśli mam choinkę, która właśnie latem, ozdobiona świątecznie, stała przy jednym z hoteli. Klimaty świąteczne, jak się okazało, bez zmian. Wystrojona choinka nadal tam była. Poza tym trwały przygotowania do sezonu narciarskiego. Wszędzie pełno sprzętu, przygotowane do zamontowania krzesełka do wyciągów, itd.



Pogoda cały czas była piękna. Z Zieleńca cofnęłam się, ponieważ zjazd do Kudowy nie był mi po drodze. Bardzo przyjemnym, leśnym zjazdem osiągnęłam Duszniki-Zdrój, gdzie odwiedziłam Orlen i wypiłam kawę. Dalsza droga to trasa do Szczytnej i pod zamek Szczytnik.





Wyjątkowo ładnie było na podjeździe pod ten zamek. Wspaniałe kolory. Niesamowite. Z ruinek przy zamku rozciągała się piękna panorama. Sam zamek z zewnątrz, również ładny.



Potem zjazd do Polanicy-Zdroju. Pojeździłam po centrum i w końcu znalazłam Dom Zdrojowy, w którym za drobną opłatą można było nabrać bardzo smacznej wody. Oczywiście skorzystałam z tej możliwości.



12 km później dotarłam do południowej części Kłodzka. Samo miasto zostawiłam jednak na inny dzień. Dziś już mi się nieco spieszyło na obiad do ośrodka w Różance, a przecież przede mną była jeszcze Bystrzyca Kłodzka, którą chciałam dziś pozwiedzać. Zwiedzanie wyszło bardzo pobieżnie, poza tym nie miałam na rynku już zbyt dobrego światła do zdjęć, wiedziałam więc, że trzeba tu będzie wrócić.



Z Bystrzycy 15 km do Różanki. Długopole Dolne, Długopole-Zdrój, Długopole Górne i w końcu Różanka. A wszystko to pod wiatr. Na obiad zdążyłam.




Ciąg dalszy

Daleko od domu_2

Niedziela, 18 lipca 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 143.40 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 672m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Poranny Tomaszów Mazowiecki jest mglisty i chmurny.



Taka dziwna pogoda towarzyszy mi przez dość długi czas. Mijam kopalnię Biała Góra, a potem Geopark w gminie Sławno, a słońce cały czas nie ma sił, by przebić się przez chmury.









Wrażenie robi las zniszczony przez burzę. Drzewa połamane, powyginane. Prawdziwy pogrom!



Najładniejsze dziś są okolice Sulejowa. Piękny Hotel Podklasztorze i Zalew Sulejowski.





Sama trasa jest natomiast bardzo sprawiedliwa. Połowa z wiatrem, połowa pod wiatr. Z wiatrem idzie lekko. Pod wiatr natomiast przykładam się.


Wakacje 8

Piątek, 18 czerwca 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 146.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 318m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Rano pakujemy się i schodzimy do hotelowej restauracji na śniadanie. Przed nami kolejny gorący dzień. Dziś już jednak nie pojadę ubrana w długie rękawy. Od podania zastrzyków minęło już trochę czasu. Stawiam zatem na mocne smarowanie skóry kremem z wysokim filtrem.

Po drodze mijamy dziś pięknie kwitnące pola facelii.



Kiedy tylko jest możliwość, szukamy ochłody. Byle do cienia, byle do następnego sklepu z lodami. Inne potrawy niż lody mogłyby chwilowo nie istnieć. Chociaż... w Raciążu myślimy o przerwie na bardziej treściwe jedzenie. Jest tu gorąco, a jedyna knajpka ma obłożone wszystkie stoliki na zewnątrz, a w środku piecze się kebab i nie ma klimatyzacji. Bez opcji, by tam choćby spróbować wejść. Schładzamy się pod kurtyną wodną i lecimy na Orlen. Klima działa, kawa jest, więc do szczęścia więcej nie potrzeba.





Obiad udaje nam się zjeść pod koniec dnia, w Zawidzu Kościelnym. Trafiamy do małej pizzerii. Co dziwne, wyglądała ona jak nieczynna, toteż byliśmy mile zaskoczeni, kiedy nacisnęliśmy klamkę, a ta ustąpiła.



Końcówka dnia z pięknym miękkim światłem, jakie trafia się zawsze w pogodny, letni wieczór. Miejscówka noclegowa w lesie, kawałek za Szreńskiem.



mapa


Wakacje 7

Czwartek, 17 czerwca 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 146.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 590m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Dzień wstaje słoneczny i wszystko wskazuje na to, że będzie bardzo ciepło. Trudno mi się z tego cieszyć, bo mam zakaz eksponowania skóry na słońce.
Szczęśliwie znajduję na to sposób. Nogawki zakładam na lewą stronę. Co prawda są ocieplane, ale ta ocieplina ma biały kolor. Białe odbija światło. Wiatrówka moja ma za to opcję modyfikacji, którą stosuję po raz pierwszy - można jechać w samych rękawach. Jest lekko i przewiewnie. Tego akurat potrzebuję. Da się tak jechać, ale gdy termometr w słońcu pokazuje ponad 30 stopni, jest ciężko. Trzeba wytrzymać. Twarz i dłonie - smaruję grubo kremem przeciwsłonecznym.



Opinogóra Górna to zdecydowanie najładniejsza miejscowość, jaką odwiedziliśmy podczas tych wakacji. Piękny park i wspaniale zadbane zabytki. Ucieka nam tu trochę czasu. Ale to dobrze. Przyjemnie jest spędzać czas w ładnych i miłych miejscach.







Przed Mławą czeka nas jeszcze przebijanie się przez S7 w budowie. Potem jest już Mława. Bierzemy tu hotel.



kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum