Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:2230.44 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:18
Średnia prędkość:24.48 km/h
Suma podjazdów:7586 m
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:63.73 km i 17h 18m
Więcej statystyk

Test

Czwartek, 31 lipca 2014 Kategoria do 50
Km: 5.05 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 14m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Czwartek, 31 lipca 2014 Kategoria do 50
Km: 48.29 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 216m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Środa, 30 lipca 2014 Kategoria do 50
Km: 40.80 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 154m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Wtorek, 29 lipca 2014 Kategoria do 50
Km: 33.43 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 126m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Poniedziałek, 28 lipca 2014 Kategoria do 50
Km: 40.46 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 201m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Powrót z maratonu

Niedziela, 27 lipca 2014
Km: 16.48 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Terenówka Aktywność: Jazda na rowerze
Powrót.

Azymut - maraton na orientację

Sobota, 26 lipca 2014 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 103.07 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 522m Sprzęt: Terenówka Aktywność: Jazda na rowerze
„Bruk taki, że plomby wypadają .. :)
Oprócz borów, lasów i jezior rarytasem na trasach rowerowych będą odcinki brukowane zupełnie jak na trasie wyścigu Paris-Roubaix. Dla tych którzy planują wizytę u dentysty przed zawodami, proponujemy przełożyć na termin po zawodach.” *

* Źródło: http://azymut.orientujemy.pl/
...............................................................................................................................
Wyjeżdżamy z domu w sobotę rano. Przed wyjazdem kompletne śniadanie z kawą i ciasteczkami oraz radiem. W roli gazety występuje dziś mapa Polski, którą od paru dni mam wyłożoną na stole :). Podróż pociągiem do Laskowic Pomorskich na raty – z długą przesiadką w Bydgoszczy. Jako, że mamy aż półtorej godziny czekania, szwędamy się rowerowo po mieście. Podróż koleją kończymy w Laskowicach Pomorskich i stąd, już rowerami, jedziemy do bazy zawodów, do Brzezin. To kilkanaście kilometrów, z czego końcówka to teren. Trochę pada. Niewiele, ale wystarczająco, by to co leci spod tylnego koła zmoczyło mi tyłek.W bazie jesteśmy pierwszymi osobami. Nie ma tu jeszcze nawet obsługi. Wita nas za to miejscowy kot, któremu wyraźnie podoba się mój rower ;).

Jako, że maraton startuje dopiero o 20:00, mamy ładnych kilka godzin do zagospodarowania. To będzie typowy „nocnik”: 12 godzin na orientację, od 20:00 do 8:00 rano dnia następnego. Czas "przed" wykorzystuję w jedyny właściwy sposób: śpiąc na zapas. Stoperki, opaska na oczy i odpływam. Potem prowizoryczny obiad, herbata, kawa, zakupy w miejscowym sklepiku (wszystko pieruńsko drogie!) i nadchodzi godzina zero. Dostajemy mapy, karty do perforacji i po krótkiej odprawie można ruszać.

Początek jest od razu zły. Pierwszy punkt (PK21), którego szukamy niestety nie daje się znaleźć. Skręcamy w jedną przecinkę, drugą, myślimy nad mapą i nic. No cóż, szkoda czasu, jedziemy dalej. Dużo czasu tracimy na znalezienie PK7 – jest to drzewo 10m na północ od leśnej krzyżówki. Nie działa tu perforator. Pstrykamy fotkę dowodową, że tu byliśmy. Robimy długi przelot szosowy, potem odbijamy w teren i udaje się znaleźć PK14 (drzewo przy rowie). Kolejny długi przelot szosowy – kierujemy się na Drzycim. Mam miłe wspomnienia – byłam w Drzycimiu całkiem niedawno podczas dwudniowej szosowej solówki do Dólska pod Świeciem. Powoli robi się szaro. W Drzycimiu impreza, mnóstwo ludzi na ulicach. Jak w kurorcie, jak na prawdziwych wakacjach! Jest też mój „czterokilometrowy podjazd” na wyjeździe w stronę Dąbrówki. Śmiejąc się powtarzam Krzyśkowi tamtą historię. On też się śmieje, bo zmierzył ten odcinek – równo kilometr wznoszącej się lekko szosy ;). Dalej jedziemy już nie tak ja wtedy do Dólska, tylko odbijamy w teren. Jest trochę tarki i nieco piasku. Ale moja terenówka łyka taką karbowaną drogę tak, że nawet jej nie czuję. PK16 (drzewo przy rowie) znajdujemy już po ciemku. Nastała noc. Udaje nam się tu ograć dość liczną ekipę. Z przygaszonymi lampkami włazimy w krzaki. Krzysztof bez pudła znajduje punkt. Potem jedziemy do szosy i na pierwszym napotkanym przystanku autobusowym robimy krótki popas.

Dalej planujemy zdobyć PK2. Ma to być rozdwojone drzewo. Najpierw szybki przejazd szosą, potem teren. Docieramy do właściwego lasu. Już od dawna ciemno. Świecimy latarkami. Dziwny ten las, prawie wszystkie drzewa są tu rozdwojone! Latamy pośród drzew jak wściekli, oglądamy je ze wszystkich stron. To powinno być tu! Ale nie ma. Krzychu idzie jeszcze kawałek pod górę. Jednak to już za daleko – tak wynika ze zmierzonej odległości. Wracamy bez punktu. (Na mecie się okazało, że punkt był wyznaczony nieprecyzyjnie i trzeba było napierać jeszcze dalej pod górę – ale skąd mogliśmy to wiedzieć?!)



Kolejny punkt to PK22 opisany jako „NE przyczółek mostu”. Można się po takim opisie spodziewać, już w terenie, wszystkiego najgorszego. Sam dojazd jest jednak bardzo wygodny. Droga niezła. No i oto jesteśmy pod mostem kolejowym w Kozłowie. Jest on bardzo wysoki. A punkt oczywiście jest na górze. Schodków brak, to stary (zbudowany w 1852r., wysadzony w 1939 i odbudowany w czasie wojny 1940 / 1941),ceglany (piękny) most. Skarpa jest stroma, to 20 metrów w górę! Krzysztof wciąga mnie na górę i złorzeczy, że przecież mógł wziąć moją kartę i perforować, zamiast targać mnie tu. Dla mnie jednak to istotna różnica: dotrzeć w okolice punktu, a dotrzeć na punkt. Trwa to trochę (wejście i zejście) ale się udaje i PK zdobyty.

Jedziemy teraz na PK1. Ma to być duże uschnięte drzewo. Znowu jest świecenie lampkami po drzewach, gdyby ktoś to widział z boku, to by pomyślał, że jesteśmy kompletnie obłąkani ;). Punkt udaje się znaleźć.

PK24
to moje więzienie. Znajdujemy go szybko i bez pudła. Jest schowany, ale łatwo trafić - było tu przed nami dużo osób – jest wyraźnie wydeptana ścieżynka w chaszczach. Krzysztof perforuje swoją kartę. Potem ja i… tak zostaję uwiązana do drzewa z perforatorem, który się wrednie zaciął na mojej karcie zawieszonej na smyczy na szyi. Nie daje się tego odkleszczyć palcami, ani patykiem, ani kantem latarki. Wysyłam Krzycha do rowerów po imbusy. Silne męskie dłonie i kawał metalu to jest to! Po chwili jestem wolna.

Kolejny PK (nr 3) ma być trywialny. No to jedziemy! Żartuję sobie, że nie powinniśmy tak lekko do tego podchodzić, bo jeszcze się natniemy. No i wykrakałam! Do PK prowadzi paskudnie zarośnięta droga. Kilkaset metrów spaceru w zaroślach wysokich do pasa. Wycof, bo Krzysztof widzi na mapie inną, lepszą drogę. Wąski asfalt, ścieżynka na granicy pola i lasu, las i… pętlimy. To powinno być tu. Ale nie ma! Kręcimy się w kółko jak szaleńcy. I nic. W końcu odpuszczamy. Ten punkt to kolejny nieprecyzyjnie ustawiony w terenie. Błąd wynosił jakieś 400m. [Potem w bazie, na mecie, dowiadujemy się, że Daniel go znalazł, ale szukał aż godzinę! – a to już o czymś świadczy].

Tej nocy jadąc rowerami mijaliśmy aż 7 imprez z głośną muzyką. Na żadną się nie wkręciliśmy ;).

Następny cel to PK4 – brzeg rzeczki. Gdy zaczynamy go szukać jeszcze jest ciemno, gdy odpuszczamy, dzień powoli zaczyna przełamywać noc. Początek – około godziny 3:00. Dopada mnie straszny kryzys. Tereny, które tu mamy to po części piaskownica. Nie zawsze da się jechać. Czasem trzeba pchać rower. A jak już jadę, to powoli. Coś takiego bardzo męczy. Walory krajobrazowe – żadne. W końcu zawody rozgrywane są nocą. Niewiele widać. Z jazdy takiej przyjemności praktycznie nie czerpię żadnej, a jedynie popadam w coraz większe zmęczenie/ senność i frustrację. Z tej senności robi mi się zimno. (W rzeczywistości do prawdziwego zimna jest daleko – w najchłodniejszym momencie jest 15`C). Jednak ja się cała trzęsę. Ubieram się więc porządnie: mam na sobie koszulkę kolarską, cienką kurteczkę i deszczówkę. Zakładam nawet na głowę kaptur.

Znajdujemy rzeczkę i punkt. Tyle, że punkt jest na drugim brzegu, a mostku nie ma. Krzysztof sprawdza głębokość – gdzieś do łydki. Nurt nie jest wartki, Namawia mnie byśmy zdjęli buty i przeszli. Odmawiam. Zimno mi i na myśl o brodzeniu mam dreszcze. Proponuję Krzysiowi by poszedł sam. On punkt zaliczy, ja nie. Przecież tak też można! On jednak odpuszcza razem ze mną. Wracamy na mostek i próbujemy okrężną drogą zdobyć punkt z drugiej strony. Ale nie jest to takie proste. Tracimy mnóstwo czasu, a punktu i tak nie udaje się znaleźć. Mam strasznie wyrzuty sumienia. Nie zaliczyliśmy tego punktu z mojej winy!! Gdybym się przemogła…. Frustracja narasta, a wraz z nią wzajemne pretensje.

Jedziemy już w stronę mety. Planujemy zaliczyć kolejny PK, ale gdy w terenie znowu mapa nie zgadza się z rzeczywistością, nawet Krzysztof traci cierpliwość. Najkrótszą drogą jedziemy do mety. Koszmarnie chce mi się spać. Poszło nam (z mojej winy, bo słabo jeżdżę w terenie i kiepsko widzę w nocy) fatalnie (dwa ostatnie miejsca na TR180 są nasze!). Na otarcie łez mamy piękny ognisto-krwawy wschód słońca. Robię całą serię zdjęć.

Na metę docieram o 6:10. Jem makaron z pysznym sosem pieczarkowym, piję herbatę i idę spać.

Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Trasę wrzucę później - chwilowo nie działa mi ridewithgps.

Dojazd

Sobota, 26 lipca 2014 Kategoria do 50
Km: 26.91 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Terenówka Aktywność: Jazda na rowerze
Dojazd na maraton na orientację Azymut.

Czasówka Palermo ;)

Piątek, 25 lipca 2014
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze
http://www.poznantriathlon.pl/
na tę okoliczność nad poznańską Maltą można było spróbować swoich sił na trenażerze z elektrycznym systemem zmiany biegów. Każdy kto chciał spróbować miał do pokonania 3,00km w Palermo, z nachyleniem maksymalnym 5,1%. Specjalnie na tę okoliczność pojechałam wieczorem rowerem nad Maltę. Zawodników było już mnóstwo (mignął mi m.in. Maciej Dowbor na czarnym matowym rowerze, z dyskiem z tyłu ;)). Siadłam na trenażer i pojechałam (gapa jestem, bo nie wzięłam z domu pulsometru!!)
Oto wynik:
dystans: 3,00km,
czas: 00:05:36,
średnia prędkość: 32,3 km/h,
średnia moc: 246 w.
Chwilami brakowało oddechu, robiło się ciemno przed oczami i zbierało się na wymioty. Wśród dziewczyn byłam trzecia (nie ostatnia na szczęście). W nagrodę dostałam mini buteleczkę smaru ;))

W przebiegu do statystyk wpisuję 0km, bo to jednak był rower stacjonarny :)

Praca

Piątek, 25 lipca 2014 Kategoria do 100
Km: 57.80 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze
Dojazd do i z pracy w przelotnym deszczu. A po pracy dojazd na czasówkę :).
O czasówce więcej napiszę w niedzielę albo poniedziałek.
Miłego weekendu!/m.

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum