Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2016

Dystans całkowity:2564.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:66:31
Średnia prędkość:20.41 km/h
Suma podjazdów:17157 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:85.47 km i 9h 30m
Więcej statystyk

Praca

Wtorek, 31 maja 2016 Kategoria do 50
Km: 30.11 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 134m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Poniedziałek, 30 maja 2016 Kategoria do 50
Km: 28.60 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 111m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Tasbike

Niedziela, 29 maja 2016 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 149.81 Km teren: 0.00 Czas: 07:50 km/h: 19.12
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 864m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Widoki rano i wieczorem zawsze są najlepsze. Trudno jechać, gdy chce się ciągle robić fotki ;). Trudno jechać, gdy droga jest parszywie dziurawa ;). Straszne nawierzchnie towarzyszą mi aż do Olsztyna. Jeżdżę po centrum, a potem odszukuję rowerową kawiarnię Tasbike, którą wypatrzyłam na blogu u Sierry. Wystrój faktycznie jest niesamowity. Tyle rowerów! Kawa, ciacho i deser lodowy. Przy okazji szef zabezpiecza mi owijkę i dokłada korek w końcówkę kierownicy, który znowu zgubiłam.



No a po tej miłej labie zostaje mi już tylko droga do Ostródy, z której wracam koleją do domu. Wyjazd z Olsztyna niezbyt miły. Ruch duży, jadę więc rowerówkami z betonowego bruku, który oczywiście jest nierówny. Dalej jest już dużo lepiej. Jadę lasami prawie do samego końca. Wjazd do Ostródy beznadziejny. Aż 2 km po DK7 w remoncie. Wykopy, brak pobocza, wąsko i ogromne natężenie ruchu. Lecę środkiem pasa, aby mnie nikt tu nie zahaczył. Ciągnę trzymając te 27-30 km/h. Z sakwami, po kilku dniach jazdy, szybciej nie umiem. Z ulgą uciekam z tej drogi. Reszta to sama przyjemność. Jezioro, pizza, lody, ławeczka przy fontannie :).

Mapka:

Zaliczone gminy: Sorkwity, Dźwierzuty, Pasym, Ostróda (teren wiejski), Ostróda (miasto).
Łączna ilość zaliczonych gmin podczas wyjazdu: 40.

Zdjęcia

Cała trasa mazurskiej majówki:


Konwaliowy las

Sobota, 28 maja 2016 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 201.78 Km teren: 0.00 Czas: 09:45 km/h: 20.70
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 915m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
To była dziwna noc. Na drzewie tuż obok namiotu usadowił się słowik. Wredne to ptaszysko wydzierało się całą noc ;). Poza tym cały czas dobiegał hałas z DK61. Szybko dotarło do mnie, że wczesne wstanie niewiele da - tu ruch jest cały czas. Niemniej rzeczywistość okazuje się znacznie lepsza od wyobrażeń. Równolegle do krajówki idzie droga techniczna, potem jadę przez miejscowość (zamiast obwodem), dalej znowu drogą równoległą. Kilometry uciekają i docieram pod Ełk. Nie planowałam wjeżdżać do miasta, ale zmieniam zdanie, mam sporo czasu. Piszę smsa do dodoelka, że wjeżdżam do jego miasta. I zonk. Nie mam jego nr telefonu. Zmieniałam aparat i najwidoczniej ten nr miałam w pamięci telefonu. A by to szlag! Zamiast spotkania jest więc Orlen. Kręcę się chwilę po mieście, focę i lecę dalej. Między Drygałami a Orzyszem jadę przez teren bardzo rozległego poligonu. Nie dzieje się nic szczególnego. Do momentu, gdy uderza mnie intensywny zapach konwalii. Poligon... las... konwalie... Czy jeśli wejdę w głąb lasu znajdę stare mogiły?



Jest to bez wątpienia dzień krajówek. Po kolejną gminę jadę na północ DK63. Średnia ta droga. Potem wracam nią do Orzysza. Upał. Jem tu lody. Na dojeździe nad Śniardwy spotykam sakwiarza. Jedziemy więc nad jezioro razem. Moczę nogi, ręce, a potem siedzimy na trawce i gadamy o podróżach. Kierunek naszej jazdy jest jeszcze przez parę ładnych kilometrów zbieżny, fajnie. Po raz pierwszy zdarzyło mi się jechać fragment trasy z kimś przypadkowo spotkanym po drodze. Tuż przed Piszem wjeżdżam do przydrożnej restauracji. Biorę okonia z frytkami i surówką, a po obiedzie kawę. W samym Piszu ładne jest centrum, a w szczególności budynek prokuratury rejonowej. Z kolei nieodległe Ruciane-Nida pełne jest turystów. Wtapiam się w tłum i w ramach wczucia się w wiosenny klimat biorę gofra z truskawkami i bitą śmietaną. Pycha! Nie chce mi się jechać dalej, oddalam się troszkę jedynie. Tak, by mieć pewność, że będzie to miejsce spokojne i rozbijam namiot. Idę przez wysoką trawę, że ja żadnego kleszcza nie złapałam....

Mapka:


Zaliczone gminy: Rajgród, Prostki, Kalinowo, Biała Piska, Orzysz, Miłki, Pisz, Ruciane-Nida, Piecki (9 gmin).

Zdjęcia

Ciąg dalszy

Najdłuższa żmija

Piątek, 27 maja 2016 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 203.20 Km teren: 0.00 Czas: 10:54 km/h: 18.64
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1192m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Od rana pogoda jest świetna. Słońce, błękitne niebo. Aż chce się wsiąść na rower i jechać. Jem więc śniadanie, zwijam namiot i ruszam. Długo nie jadę, bo szybko docieram nad jez. Mamry. Siedzę sobie tu dłuższą chwilę korzystając z infrastruktury Green Velo. Droga jest pagórkowata. W Baniach Mazurskich trafiam na targowisko. Rozglądam się, a potem siadam na ławeczce pod urzędem i wcinam babkę. Dalej drogi robią się dość fatalne. Dziury są straszne, a gdy wjeżdżam na Podlasie, to nawet trafia mi się ok. 2 km. odcinek kamiennego bruku. Wyjątkowo wredny jest to bruk. To okrągłe kamloty. Na kolarzówce jedzie się po tym tragicznie. Nie ma jednak co marudzić - przecież mógł np. spaść deszcz i to mogły być mokre kamloty. Nie powinnam, ale w duchu marudzę. W ogóle jedzie mi się dziś niezbyt dobrze i trudno powiedzieć dlaczego. Czując ogólne zniechęcenie, siadam na przystanku na jakiejś zapadłej podlaskiej wsi. Trochę jem, trochę piję, trochę się gapię na okolicę. Drogę do Suwałk robię jak we śnie. Zupełnie bez energii. W międzyczasie dostaję genialne smsy pocieszające od Transatlantyka, który też jest na gminnych łowach:
Nr 1: wszystko mija...
Nr 2: nawet najdłuższa żmija :)

Uśmiech długo gości na moich ustach i to zdanie powtarzam sobie co jakiś czas. W Suwałkach oglądam park i urząd, a potem jadę na główny plac, pokierowana przez miejscowego cyklistę. W tym gorącu siadam pod parasolem i na obiad zamawiam pizzę. Jest pyszna, ale tak duża, że nie daję rady zjeść całej. Po tym odpoczynku od razu jedzie mi się lepiej. Może najzwyczajniej obiadu było mi trzeba? W każdym razie odzyskałam lekkość i jest znowu świetnie!

Na początku niestety mam aż 1 kilometr po osławionej DK8. Ta droga to horror i jak się okazuje wystarczy nią przejechać ledwie kilometr, by się o tym przekonać. Kierowcy wściekle trąbią, a jeden na światłach otwiera szybę i rzuca we mnie wiązką.
Przekleństw.
Wiązką rzucam więc i ja. I tak sobie wiązkujemy chwilę.
Szczęście, że szybko stąd zjeżdżam w szosę idącą przez lasy Wigierskiego Parku Narodowego. Droga raz po raz przecina tory (czynnej) kolejki wąskotorowej. Samo jezioro oglądam w Bryzgielu.



Lasy, lasy, lasy, a potem Augustów. Dość dziwnie się tu czuję... sama. Stoję nad Nettą i wspominam dwukrotne Wilno i P1000J. A potem jadę do centrum. Oglądam bazylikę, wiercę się po parku z ładnie podświetloną fontanną, a na koniec (mimo, że to wieczór i powinnam przecież już jechać szukać miejscówki noclegowej), idę na lody.
Wyjazd z Augustowa jest niezbyt przyjemny. Jadę DK 61, ruch umiarkowany, ale mimo to nie czuję się tu zbyt pewnie. Pobocza brak. Przelatuję około 10 km i uciekam w pierwsze lepsze krzaki spać.

Mapka:


Zaliczone gminy: Budry, Kowale Oleckie, Filipów, Bakałarzewo, Przerośl, Jeleniewo, Suwałki (teren wiejski), Suwałki (miasto), Nowinka, Bargłów Kościelny (11 gmin).

Zdjęcia

Ciąg dalszy

Green Velo

Czwartek, 26 maja 2016 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 222.32 Km teren: 0.00 Czas: 11:38 km/h: 19.11
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1403m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Rano wstajemy wcześnie, bo o 4.15. Robert ma akurat wolne, ale nie marudzi wcale, że pobudka jest tak bardzo rano. Wielkie dzięki za wycieczkę po mieście i gościnę!

Rowerowo dzień zaczyna się niezbyt przyjemnie. Siąpi deszczyk, jest mgła i wieje. Do tego temperatura przez kilka godzin nie chce przekroczyć 10 stopni. Co za koszmar! W Tolkmicku na chwilę wpadam nad Zalew Wiślany. Jest tu jednak tak nieprzyjemnie zimno, że szybko uciekam. Gdyby chociaż nie padało.... Chciałabym zamknąć oczy, a po ich otwarciu być w ciepłym domu i pić kawę. Właśnie, kawa! Niesiona nadzieją na jej wypicie lecę do Fromborka. Niestety płonna była to nadzieja. Robert coś wspominał o Braniewie, że to coś większego. Może więc tam? W międzyczasie czuję, że buty mam mokre. Nie doceniłam tego małego deszczyku i nie założyłam ochraniaczy. No to w nagrodę mam mokre buty przy +10 stopniach. Niezły początek...

Przed Braniewem wjeżdżam zobaczyć cmentarz wojenny. A potem już samo Braniewo. I oto jest! Orlen. Ładuję się do środka i biorę największą i najsłodszą kawę. Dalsza trasa idzie mało ruchliwymi drogami. Często też jadę słynnym szlakiem Green Velo. Te odcinki, które są zbieżne z moim kierunkiem robią zdecydowanie dobre wrażenie - są to asfaltowe ciągi. Gładka niteczka i raz po raz punkty odpoczynkowe. Świetna sprawa i dobra alternatywa dla nie zawsze dobrej jakości asfaltów. Kiedy docieram do Bartoszyc, niespodziewanie znikają szare chmury i robi się słonecznie. Od dłuższego czasu jest już też całkiem ciepło. Kręcę się tu chwilę, by ostatecznie siąść w ogródku jednej z restauracji. Jest tu kilku rowerzystów, dosiadam się zatem. Atmosfera jest niezwykle wesoła. Okazuje się, że koledzy jadą w kierunku przeciwnym do mojego. Robią ponad stówkę dziennie, a to dość dużo i dlatego trudno było im zebrać większą ekipę. Zjadam makaron z sosem i zbieram się, a oni jeszcze siedzą. Jadę potem jeszcze jakieś 70 km.



Pod sam koniec dnia osiągam Srokowo. Miejscowość jest wyjątkowo ładna. Znajduję tu utrzymaną we włoskim stylu uliczkę, ładny jest też ratusz. Pod zabytkowym kościołem stoi grupka miejscowych zwijających dekoracje z Bożego Ciała. Chwilę rozmawiamy. Na wyjeździe ze Srokowa pukam do drzwi jednego z domków. Z wnętrza rozlega się "proszę!". Wchodzę nieśmiało. W środku na kanapie siedzi starszy pan palący papierosa. Proszę go o trochę wody. Jest zaskoczony tak niespodziewaną prośbą i wizytą. Drepczemy razem do kuchni. Pan odpuszcza trochę wody, aby nalać porządnie zimniej. Chwilę rozmawiamy. Miłe spotkanie.
Kilka kilometrów dalej, na górce, rozbijam namiot. Moja górka wygląda trochę jak krater - w środku jest dziwne i dość rozległe obniżenie. Jestem zasłonięta z aż trzech stron. Nie prowadzi tu żadna ścieżka. To jeden z tych noclegów, gdy mam 100% pewności, że nikt niespodziewanie tu nie trafi.

Mapka:



Zaliczone gminy: Milejewo, Tolkmicko, Braniewo (miasto), Braniewo (teren wiejski), Płoskinia, Pieniężno, Lelkowo, Górowo Iławieckie (teren wiejski), Górowo Iławieckie (miasto), Bartoszyce (teren wiejski), Bartoszyce (miasto), Sępopol, Korsze, Barciany (14 gmin).

Zdjęcia

Ciąg dalszy

Spokojnie po Ebowie

Środa, 25 maja 2016 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: 33.13 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 147m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
W piątek środę po pracy jadę z rowerem do Elbląga. Przesiadkę mam w Tczewie. Pociąg wjeżdża na stację spóźniony i zamiast bezpiecznego zapasu czasu mam tylko 6 minut na ogarnięcie sytuacji na peronie i zorientowanie się gdzie stoi pociąg do Elbląga. A przecież rower z sakwami trochę waży. Staram się nie panikować. Zakładam sakwy i biegnę do rozkładu jazdy. Potem niestety muszę biegać z całym majdanem po schodach. Ledwie żywa ładuję się do wagonu. Teraz mogę zadzwonić do Roberta1973 z informacją, że zdążyłam na przesiadce i zgodnie z planem niedługo będę na miejscu. Stoję ściśnięta w korytarzu, między trzema rowerami. Przez drzwi wieje zimnem. To niewiarygodne, w Poznaniu przecież było tak ciepło....
W Elblągu jest zimno. Na peronie zakładam kurtkę oraz nogawki i witam się z Robertem, który oprowadza mnie rowerowo po mieście. Dzięki temu mam pewność, że nie ominę żadnego wartego zobaczenia miejsca. Potem zaliczamy wspólnie obszar wiejski Elbląga. Wieczorny objazd kończę w przemiłej gościnie u Roberta w domu.



Zaliczone gminy: Elbląg (miasto), Elbląg (teren wiejski).

Zdjęcia

Ciąg dalszy

Praca

Wtorek, 24 maja 2016 Kategoria do 50
Km: 31.50 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 135m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze

Praca

Poniedziałek, 23 maja 2016 Kategoria do 50
Km: 30.53 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 147m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze
Czuję, że żyję. Boli mnie bark, kolano, a jeśli chodzi o biodro - szkoda słów. Ani normalnie siedzieć, ani leżeć na lewym boku. Wynaczynienie jest (powierzchniowo) długie na 10 cm i szerokie na 5 cm.

Rejs

Niedziela, 22 maja 2016 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 206.83 Km teren: 0.00 Czas: 08:28 km/h: 24.43
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1189m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Kiedy o 8.20 wysiadam na dworcu kolejowym w Toruniu, jest już ciepło. Zdejmuję kurtkę oraz nogawki, smaruję się kremem przeciwsłonecznym i ruszam w drogę. Niczego dobrego się nie spodziewam, bo jeszcze wczoraj gdy jeździłam pod domem, sporo kaszlałam. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, jedzie mi się bardzo przyjemnie. Nie przeszkadza mi nawet to, że cały początek drogi mam pod wiatr. Ten początek to DK91. Jest pobocze, ale tak syfiaste (dziury, łaty), że dość często jadę pasem jezdni. Mogę sobie na to pozwolić, bo w niedzielny ranek ruch jest symboliczny. Docieram sprawnie do pierwszej z trzech gmin, które mam w planie dziś zaliczyć - do Aleksandrowa Kujawskiego. Niczego ciekawego tu nie zauważam, poza budynkiem urzędu i stojącym obok budynkiem z wielkim napisem "Sala ślubów".

Opuszczam miasteczko i lecę do Nieszawy - drugiej dzisiejszej nowej gminy. Tu czeka mnie główna atrakcja wyjazdu - rejs promem przez Wisłę. Do przeprawy promowej mam długi zjazd. Jest 10:20, prom stoi, ale... nie popłynie teraz, a dopiero o 11:00. Pływa tylko o pełnej godzinie. Mam zatem aż 40 minut na kompletne nicnierobienie. Na trawce rozkładam kurtkę, rower kładę obok i wypoczywam. Rejs chwilę trwa, bo Wisła jest tu szeroka. Fajnie jest tak płynąć, delektuję się więc każdą chwilą, raz po raz pstrykając fotki.



Krótko za przeprawą promową zaliczam wredną glebę. Zjeżdżam na chwilę w gruntówkę, grunt wygląda na ubity. Tylko wygląda. W rzeczywistości jest grząski. Przednie koło ucieka i leżę. Łamie się śruba mocująca uchwyt lampki, obtłukuję sobie lekko łokieć, średnio kolano i mocno biodro. Na dodatek cały czas jestem lewą nogą przypięta do roweru. Chyba zbyt mocno mi te pedały trzymają buty, skoro nawet przy glebie nie puściło. Odrywam więc rower od siebie i po chwili wstaję. Szczęśliwie strój z GMRDP, który mam dziś pierwszy raz na sobie, nie ucierpiał.

Ruszam i nagle coś się ze mną zderza. Wlatuje w jedną z dziur w kasku i zaczyna wierzgać. To coś dużego. Natychmiast się zatrzymuję i ściągam kask. W otworze tkwi wielki chrabąszcz lub coś w tym stylu. Muszę użyć zausznika okularów do wypchnięcia robala. Dość już chyba tego pecha na dziś: najpierw długie oczekiwanie na prom, potem gleba, teraz robal....

W dalszej drodze już żadne nieszczęście mnie nie dotyka, jednak przez to, że tak długo musiałam czekać na prom, z czasem zaczyna robić się wąsko. Liczę trasę i wychodzi, że nie mam czasu na kawę, ani w ogóle na żadną tego typu dłuższą przerwę. No i trzeba trzymać przyzwoite tempo. A trasa wcale nie jest zupełnie łatwa - jest sporo pagórków, szczególnie w drugiej części, w dodatku w tych okolicach drogi bywają dziurawe/wyboiste, no i na dokładkę na wielu odcinkach jest przeszkadzający wiatr. Na początku trochę pluję sobie w brodę, że tak się załatwiłam. Miał być lekki wyjazd, bo dopiero co wyleczyłam zapalenie krtani, a robi się czasówka na pociąg. Widząc jednak, że jedzie mi się cały czas lekko, nerw szybko przechodzi.

Jest przyjemnie ciepło. Kilka razy wchodzę do sklepów po picie i są to właściwie moje jedyne przystanki. Okolice są bardzo ładne, między Toruniem a Iławą tereny do jazdy rowerem są świetne. Szczególnie ładnie i soczyście pagórkowato jest na dojeździe do brakującej mi gminy Brzozie - dla tych widoków warto było się tu tłuc taki kawał drogi. W Nowym Mieście Lubawskim na chwilę wyjeżdżam na DK 15. To jedna z paskudnych krajówek - bez pobocza i z dużym ruchem. No ale w domu przysiadłam nad tym fragmentem - by najszybciej jak to możliwe ewakuować się na jakąś boczną szosę. Moja boczna droga to dobra alternatywa - jest to długawy podjazd w lesie po serpentynkach. Iława wita wiosenną zielenią. Równe tempo i prawie zupełny brak postojów spowodowały, że mam tu aż godzinkę zapasu czasu do odjazdu pociągu. Idę więc coś zjeść, by podróż koleją minęła milej. W restauracji na pięterku, niemal naprzeciwko Galerii Jeziorak, jem makaronowe zawijańce ze szpinakiem i piję herbatę.

Na lody czasu już nie wystarcza i od razu po wyjściu z restauracji jadę na dworzec. Pociąg przyjeżdża spóźniony 15 minut. Wagon, w którym mam miejscówkę z rowerem... nie ma miejsc rowerowych. Są miejsca rowerowe w innym wagonie i tam mnie kieruje konduktor. Znajduję sobie wolne miejsce, ale w Mogilnie dosiada dziewczyna, która ma tu swoją rezerwację i muszę jej ustąpić. Tak to mając bilet z miejscówką, jadę z rowerem w zupełnie innym wagonie niż powinnam i część podróży spędzam na podłodze. Stłuczone biodro mocno boli, kolano też.

Trasa:


Zdjęcia

Zaliczone gminy: Aleksandrów Kujawski (miasto), Nieszawa, Brzozie (3 gminy).

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum