Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2017
Dystans całkowity: | 516.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Suma podjazdów: | 3613 m |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 64.62 km |
Więcej statystyk |
Tak jak w czwartek
Środa, 31 maja 2017 Kategoria do 50
Km: | 29.66 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 151m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przez cały dzień wydawało mi się, że dziś jest czwartek. Pozałatwiałam nawet czwartkowe sprawy.
Choć to wcale nie jest dobrze. Nie powinno się wybiegać za daleko w przyszłość.
...........................................................................................
21.41 i nadal nie jest do końca ciemno. Moje myśli biegną do zeszłorocznej Norwegii. Ani na chwilę nie zapadła prawdziwa noc. Choć z drugiej strony przez większość czasu miałam wrażenie, że jest nieustanny wieczór...
Przed chwilą zmieniłam kartkę w kalendarzu. Ostatnie godziny maja 2017. Niewiele dobrego mi ten miesiąc przyniósł...
Czasami się zastanawiam...czy kiedyś... będzie lepiej? Od lat się zastanawiam i jestem jak we mgle. Rzecz jest w tym, że niewiele widzę.
Choć to wcale nie jest dobrze. Nie powinno się wybiegać za daleko w przyszłość.
...........................................................................................
21.41 i nadal nie jest do końca ciemno. Moje myśli biegną do zeszłorocznej Norwegii. Ani na chwilę nie zapadła prawdziwa noc. Choć z drugiej strony przez większość czasu miałam wrażenie, że jest nieustanny wieczór...
Przed chwilą zmieniłam kartkę w kalendarzu. Ostatnie godziny maja 2017. Niewiele dobrego mi ten miesiąc przyniósł...
Czasami się zastanawiam...czy kiedyś... będzie lepiej? Od lat się zastanawiam i jestem jak we mgle. Rzecz jest w tym, że niewiele widzę.
Powrót
Wtorek, 30 maja 2017 Kategoria do 50
Km: | 29.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 150m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś po raz pierwszy od wypadku wsiadłam na rower. Nie zauważyłam spadku formy - może dlatego, że... również wcześniej jej nie miałam, więc i nie było czego tracić.
Udało mi się pojechać nawet nieco szybciej niż zwykle, a to dlatego, że uciekałam przed burzą. Burza była jednak szybsza i dopadła mnie jakieś 7 km przed domem. Schowałam się na przystanku. Kiedy przestało się błyskać i mocno grzmieć, ruszyłam. I praktycznie od razu zaczęło lać. Ulewa taka, że świata nie było widać. Zmokłam doszczętnie. Wodę miałam w uszach, oczach, jak pod prysznicem. Nie przypominam sobie bym kiedyś wcześniej jechała w tak nawalnym deszczu. Na plecach cały czas miałam powarkującą groźnie burzę. Nawet fajnie było. Im bardziej mokra byłam, tym więcej miałam z tego zabawy. Kiedy jest ciepło, może sobie padać. Nie przeszkadza mi to. Przynajmniej się nie kurzy.
Niestety ręka nadal boli.
Udało mi się pojechać nawet nieco szybciej niż zwykle, a to dlatego, że uciekałam przed burzą. Burza była jednak szybsza i dopadła mnie jakieś 7 km przed domem. Schowałam się na przystanku. Kiedy przestało się błyskać i mocno grzmieć, ruszyłam. I praktycznie od razu zaczęło lać. Ulewa taka, że świata nie było widać. Zmokłam doszczętnie. Wodę miałam w uszach, oczach, jak pod prysznicem. Nie przypominam sobie bym kiedyś wcześniej jechała w tak nawalnym deszczu. Na plecach cały czas miałam powarkującą groźnie burzę. Nawet fajnie było. Im bardziej mokra byłam, tym więcej miałam z tego zabawy. Kiedy jest ciepło, może sobie padać. Nie przeszkadza mi to. Przynajmniej się nie kurzy.
Niestety ręka nadal boli.
Sobota i szpital
Sobota, 6 maja 2017 Kategoria do 50
Km: | 28.19 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 138m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na jakiś czas, pozamiatane.
Piątek
Piątek, 5 maja 2017 Kategoria do 50
Km: | 29.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 132m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Czwartek
Czwartek, 4 maja 2017 Kategoria do 50
Km: | 28.86 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 127m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dolnośląski maj (6)
Środa, 3 maja 2017 Kategoria do 100, Kocia czytelnia, Kot w wielkim mieście
Km: | 54.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 175m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano jest
duża mgła. Jazda w takiej mgle potrafi zamoczyć ubranie jak deszczyk tyle, że
zajmuje to chwilę więcej czasu. Ubieram więc deszczówkę i jadę. W Kątach
Wrocławskich piję kawę na Orlenie. Odwiedzam rynek, a potem jadę do Wrocławia.
W stolicy Dolnego Śląska mam sporo czasu. Bawię się więc w szukanie słynnych
wrocławskich krasnali. Wracam do domu pociągiem Regio o 12.35. Dość wcześnie, więc
udaje mi się uniknąć jazdy w tłumie ludzi wracających z majówki.
Zaliczone gminy: Kąty Wrocławskie, Kostomłoty.
Zdjęcia
Dolnośląski maj (5)
Wtorek, 2 maja 2017 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 182.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1195m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień
zaczynam wcześnie. Jestem w niedoczasie i powinnam dziś nieco nadgonić, jeśli chcę
odwiedzić wszystkie zaplanowane na tę majówkę gminy. Do Jaworzyny Śląskiej jadę
terenem. Mimo sporych kałuż tu i ówdzie, idzie w miarę normalnie jechać. Teren
nie jest grząski, nie zapadam się, koła nie uciekają. Na dziś zapowiadane były
opady. Cały czas mam nadzieję, że gdy zacznie padać, to wreszcie uspokoi się
ten silny wiatr.
Jest zimno. Pod kaskiem mam ocieplaną czapkę, ale to za mało. Zakładam na kask osłonkę przeciwdeszczową. I tak niebawem pewnie się przyda. Jednak i to jest mało. Dokładam więc zimową czapkę z windstoperem i dopiero wtedy jest ok. Zakładam też ochraniacze na buty. Lodowaty wiatr mocno wyziębia.
Padać zaczyna kilka minut po godz. 9.00. W deszczu jadę do Dzierżoniowa. Moja nowa kurtka deszczowa nie ma kaptura, więc dla ochrony karku przed wodą, zakładam dodatkowo pod kask foliówkę tak, by nachodziła na kark i lekko na plecy. Wygląda to z pewnością okropnie, ale jest skuteczne. W Dzierżoniowie dwie panie rozmawiając ze sobą żalą się, że jest zimno jak zimą, że w ogóle nie idzie wyjść z domu i, że znowu pada. Mają niestety rację...
Gdy ruszam dalej, widoki mam żadne. Pogoda jest tak obrzydliwa, że nie widać prawie nic. Deszcz przestaje padać około 15.00. Kiedy jadę przez Ślężański Park Krajobrazowy, jest już całkiem przyjemnie: nie pada, nie wieje, zrobiło się nawet dość ciepło. I tylko widoczność cały czas mała. Słynna w kolarskim świecie Sobótka nie zachwyca. W zasadzie nic tu nie ma.
Jadąc dalej, czuję kłujący ból w lewym kolanie. Chyba ta trasa przy marnych warunkach pogodowych i tak niewielkiej ilości wyjazdów w tym roku jest jednak za ciężka. Kolano wyraźnie daje do zrozumienia, że przegięłam. No nic, toczę się zatem powolutku. Nie pali się w końcu. Przed Pustkowem wjeżdżam na kamienny bruk, który ciągnie się przez kilka kilometrów, aż za Tyniec n. Ślężą. Pod koniec dnia zdobywam gminę Żórawina. Stojąc przy skrzyżowaniu gadam z miejscowym. Początkowo wydaje mi się, że to zwykły miejscowy człowiek na rowerze, jakich widuje się wielu. Jednak po chwili rozmowy, okazuje się, że to prawdziwy pasjonat roweru, który ma tu w okolicy swoją ulubioną trasę na 100 km, który lubi rano wstać, po to by pojeździć na rowerze. Świetnie nam się rozmawia, do tego stopnia, że opowiadam mu nawet o zaliczaniu gmin.
Na noc zatrzymuję się w opuszczonym sadzie owocowym. Mój namiot otaczają kwitnące drzewka. Prawdziwy maj!
Zaliczone gminy: Jaworzyna Śląska, Mietków, Marcinowice, Dzierżoniów (obszar wiejski), Dzierżoniów (miasto), Pieszyce, Bielawa, Piława Górna, Niemcza, Ciepłowody, Kondratowice, Łagiewniki, Jordanów Śląski, Sobótka, Kobierzyce, Borów, Żórawina (17 gmin).
Jest zimno. Pod kaskiem mam ocieplaną czapkę, ale to za mało. Zakładam na kask osłonkę przeciwdeszczową. I tak niebawem pewnie się przyda. Jednak i to jest mało. Dokładam więc zimową czapkę z windstoperem i dopiero wtedy jest ok. Zakładam też ochraniacze na buty. Lodowaty wiatr mocno wyziębia.
Padać zaczyna kilka minut po godz. 9.00. W deszczu jadę do Dzierżoniowa. Moja nowa kurtka deszczowa nie ma kaptura, więc dla ochrony karku przed wodą, zakładam dodatkowo pod kask foliówkę tak, by nachodziła na kark i lekko na plecy. Wygląda to z pewnością okropnie, ale jest skuteczne. W Dzierżoniowie dwie panie rozmawiając ze sobą żalą się, że jest zimno jak zimą, że w ogóle nie idzie wyjść z domu i, że znowu pada. Mają niestety rację...
Gdy ruszam dalej, widoki mam żadne. Pogoda jest tak obrzydliwa, że nie widać prawie nic. Deszcz przestaje padać około 15.00. Kiedy jadę przez Ślężański Park Krajobrazowy, jest już całkiem przyjemnie: nie pada, nie wieje, zrobiło się nawet dość ciepło. I tylko widoczność cały czas mała. Słynna w kolarskim świecie Sobótka nie zachwyca. W zasadzie nic tu nie ma.
Jadąc dalej, czuję kłujący ból w lewym kolanie. Chyba ta trasa przy marnych warunkach pogodowych i tak niewielkiej ilości wyjazdów w tym roku jest jednak za ciężka. Kolano wyraźnie daje do zrozumienia, że przegięłam. No nic, toczę się zatem powolutku. Nie pali się w końcu. Przed Pustkowem wjeżdżam na kamienny bruk, który ciągnie się przez kilka kilometrów, aż za Tyniec n. Ślężą. Pod koniec dnia zdobywam gminę Żórawina. Stojąc przy skrzyżowaniu gadam z miejscowym. Początkowo wydaje mi się, że to zwykły miejscowy człowiek na rowerze, jakich widuje się wielu. Jednak po chwili rozmowy, okazuje się, że to prawdziwy pasjonat roweru, który ma tu w okolicy swoją ulubioną trasę na 100 km, który lubi rano wstać, po to by pojeździć na rowerze. Świetnie nam się rozmawia, do tego stopnia, że opowiadam mu nawet o zaliczaniu gmin.
Na noc zatrzymuję się w opuszczonym sadzie owocowym. Mój namiot otaczają kwitnące drzewka. Prawdziwy maj!
Zaliczone gminy: Jaworzyna Śląska, Mietków, Marcinowice, Dzierżoniów (obszar wiejski), Dzierżoniów (miasto), Pieszyce, Bielawa, Piława Górna, Niemcza, Ciepłowody, Kondratowice, Łagiewniki, Jordanów Śląski, Sobótka, Kobierzyce, Borów, Żórawina (17 gmin).
Zdjęcia
Ciąg dalszy
Dolnośląski maj (4)
Poniedziałek, 1 maja 2017 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: | 134.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1545m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień
zaczynam od Kolorowych Jeziorek. One rzeczywiście są kolorowe i wyglądają
niesamowicie. Szkoda, że niebo jest zachmurzone, bo w słońcu z pewnością
wyglądają jeszcze lepiej. Za to ze względu na wczesną godzinę mam to szczęście,
że jestem tu zupełnie sama. Po odciskach butów na błotnistych odcinkach ścieżki
wnioskuję, że w ciągu dnia muszą tu być prawdziwe tłumy! Idę pod stromą górę aż
do Błękitnego Jeziorka mijając po drodze jeziorka Żółte i Purpurowe. Wyżej, nad
Błękitnym, jest jeszcze Zielony Stawek, ale ścieżka rozwidla się i robią się z
niej aż trzy dróżki. Nie wiem zupełnie, którą wybrać, a że jestem tu już
długo, postanawiam zejść na dół.
Pagórkowatą drogą jadę do Miedzianki, a z niej zjeżdżam zaliczyć Janowice Wielkie. Jest mocno w dół i jest to dla mnie droga w jedną stronę – będę musiała nią wrócić. Zjeżdżając wiem już zatem co będzie trzeba za chwilę podjechać. Uuuu… miejscami ponad 10%.
Tak więc... jadę pod górę do Miedzianki :). Co za masakra! A za Miedzianką niewiele lepiej, droga przechodzi w teren i znowu pnie się pod górę. Mniej lub bardziej terenowo, za to prawie cały czas w górę jest aż do Pastewnika. To ponad 600 m n.p.m. Ileż tak można ciągle jechać pod górę?! To miał być wyjazd pod hasłem „zalicz gminę”, a nie „zalicz pion”… Kiedy wreszcie podjazd kończy się, oddycham z ulgą. Ale ulga nie trwa długo. Zjazd jest fatalny. Droga to zniszczony asfalt raz po raz zamieniający się w teren, kamienie, żwir, piach. Nie da się odpocząć. W dodatku wieje. Wieje coraz mocniej.
W gminie Bolków na chwilę wyjeżdżam na DK 5. Umykam z niej czym prędzej i jadę pod zamek. W pełnym słońcu wygląda pięknie. Potem odwiedzam jeszcze ryneczek, na którym trwają przygotowania do pierwszomajowych uroczystości. Dalej jadę do Strzegomia i jest to prawdziwa udręka. Po wczorajszym, mocno górzystym dniu, ten odcinek miał dać trochę wytchnienia. Płasko, ale… niestety bardzo silnie wieje w twarz. Przede mną, w oddali, majaczą sylwetki rowerzystów. Niezwykle powoli w końcu ich doganiam. Widzę też umęczonych cyklistów pchających rowery na podjeździe o nachyleniu… 1%. Jest to masakra jakich mało. O ile w górach można czasem odpocząć na zjazdach, to tu odpoczynku nie ma żadnego. Jadę te 12 km/h i ledwo ciągnę. Strzegom słynie z wydobywanych w okolicy granitów. Na rynku jest nawet pomnik przedstawiający Strzegom jako granitowe serce Polski. W mieście, mimo że jest to pierwszy maja, udaje mi się kupić ciepłe bułeczki. Z apetytem je zajadam siedząc na jednej z ławek pod ratuszem.
Odwiedzam jeszcze na chwilę Świebodzice i przez moment się zastanawiam, czy jechać na Zamek Książ. Jestem okropnie umordowana wczorajszymi górami oraz dzisiejszym długim podjazdem do Pastewnika i bardzo silnym wiatrem. Odpalam internet. No tak, to zamek, który trzeba koniecznie zobaczyć. Jadę więc. Niestety tego dnia nie jest to dobry pomysł. Trzeba było odpuścić i przyjechać tu kiedy indziej. Tymczasem… przede mną wyrasta podjazd po ruchliwej krajówce. Daję sobie z nim spokój, z pewnością bym się tu czołgała z szaleńczą prędkością 5 km/h doprowadzając kierowców do białej gorączki. Obok jest ozdobna brama i szeroka parkowa aleja prowadząca do zamku. Jadę-idę. Jest tu ogromny tłum ludzi. Aleja to ze 3 km spaceru i jazdy jak na hulajnodze, bo w tym tłumie normalnie jechać się nie da. Dookoła pełno budek z jedzeniem i nikomu-do-niczego-nie-potrzebymi pierdołami, które jednak ludzie kupują. Mimo, że budek jest bardzo dużo, każda jest oblegana i mimo tego oblężenia zatłoczona jest też aleja. Nic przyjemnego. Spotykam kilku rowerzystów. Wyglądają na podobnie zgnębionych jak ja. Docieram aż pod bramę zamku, ale niestety nic stąd nie widać. Aby cokolwiek zobaczyć, trzeba kupić bilet. Kompletnie to nie ma sensu. Za dużo czasu to zajmie, poza tym nie mam gdzie bezpiecznie zostawić roweru i sakw, no i ten męczący, głośny tłum. Zdesperowana wdrapuję się na mały pagórek i z oddalenia robię zdjęcie zamku. Kiedyś tu wrócę. Niekoniecznie w długi weekend. Niekoniecznie w środku sezonu.
Podjazdy się nie chcą skończyć. W Szczawnie-Zdrój jestem późnym popołudniem. Odwiedzam Dom Zdrojowy. Czy może być lepsze miejsce do nabrania wody na nocleg? Wieczorem odwiedzam jeszcze Świdnicę. Centrum jest bardzo ładne, to zdecydowanie jedno z najładniejszych miasteczek majówki. Zachwycający jest też słynny Kościół Pokoju.
Noc spędzam pod drzewami, na skraju pola. Znowu jest dość pochyło.
Zaliczone gminy: Janowice Wielkie, Bolków, Dobromierz, Paszowice, Strzegom, Świebodzice, Stare Bogaczowice, Szczawno-Zdrój, Świdnica (obszar wiejski), Świdnica (miasto), Żarów (11 gmin).
Pagórkowatą drogą jadę do Miedzianki, a z niej zjeżdżam zaliczyć Janowice Wielkie. Jest mocno w dół i jest to dla mnie droga w jedną stronę – będę musiała nią wrócić. Zjeżdżając wiem już zatem co będzie trzeba za chwilę podjechać. Uuuu… miejscami ponad 10%.
Tak więc... jadę pod górę do Miedzianki :). Co za masakra! A za Miedzianką niewiele lepiej, droga przechodzi w teren i znowu pnie się pod górę. Mniej lub bardziej terenowo, za to prawie cały czas w górę jest aż do Pastewnika. To ponad 600 m n.p.m. Ileż tak można ciągle jechać pod górę?! To miał być wyjazd pod hasłem „zalicz gminę”, a nie „zalicz pion”… Kiedy wreszcie podjazd kończy się, oddycham z ulgą. Ale ulga nie trwa długo. Zjazd jest fatalny. Droga to zniszczony asfalt raz po raz zamieniający się w teren, kamienie, żwir, piach. Nie da się odpocząć. W dodatku wieje. Wieje coraz mocniej.
W gminie Bolków na chwilę wyjeżdżam na DK 5. Umykam z niej czym prędzej i jadę pod zamek. W pełnym słońcu wygląda pięknie. Potem odwiedzam jeszcze ryneczek, na którym trwają przygotowania do pierwszomajowych uroczystości. Dalej jadę do Strzegomia i jest to prawdziwa udręka. Po wczorajszym, mocno górzystym dniu, ten odcinek miał dać trochę wytchnienia. Płasko, ale… niestety bardzo silnie wieje w twarz. Przede mną, w oddali, majaczą sylwetki rowerzystów. Niezwykle powoli w końcu ich doganiam. Widzę też umęczonych cyklistów pchających rowery na podjeździe o nachyleniu… 1%. Jest to masakra jakich mało. O ile w górach można czasem odpocząć na zjazdach, to tu odpoczynku nie ma żadnego. Jadę te 12 km/h i ledwo ciągnę. Strzegom słynie z wydobywanych w okolicy granitów. Na rynku jest nawet pomnik przedstawiający Strzegom jako granitowe serce Polski. W mieście, mimo że jest to pierwszy maja, udaje mi się kupić ciepłe bułeczki. Z apetytem je zajadam siedząc na jednej z ławek pod ratuszem.
Odwiedzam jeszcze na chwilę Świebodzice i przez moment się zastanawiam, czy jechać na Zamek Książ. Jestem okropnie umordowana wczorajszymi górami oraz dzisiejszym długim podjazdem do Pastewnika i bardzo silnym wiatrem. Odpalam internet. No tak, to zamek, który trzeba koniecznie zobaczyć. Jadę więc. Niestety tego dnia nie jest to dobry pomysł. Trzeba było odpuścić i przyjechać tu kiedy indziej. Tymczasem… przede mną wyrasta podjazd po ruchliwej krajówce. Daję sobie z nim spokój, z pewnością bym się tu czołgała z szaleńczą prędkością 5 km/h doprowadzając kierowców do białej gorączki. Obok jest ozdobna brama i szeroka parkowa aleja prowadząca do zamku. Jadę-idę. Jest tu ogromny tłum ludzi. Aleja to ze 3 km spaceru i jazdy jak na hulajnodze, bo w tym tłumie normalnie jechać się nie da. Dookoła pełno budek z jedzeniem i nikomu-do-niczego-nie-potrzebymi pierdołami, które jednak ludzie kupują. Mimo, że budek jest bardzo dużo, każda jest oblegana i mimo tego oblężenia zatłoczona jest też aleja. Nic przyjemnego. Spotykam kilku rowerzystów. Wyglądają na podobnie zgnębionych jak ja. Docieram aż pod bramę zamku, ale niestety nic stąd nie widać. Aby cokolwiek zobaczyć, trzeba kupić bilet. Kompletnie to nie ma sensu. Za dużo czasu to zajmie, poza tym nie mam gdzie bezpiecznie zostawić roweru i sakw, no i ten męczący, głośny tłum. Zdesperowana wdrapuję się na mały pagórek i z oddalenia robię zdjęcie zamku. Kiedyś tu wrócę. Niekoniecznie w długi weekend. Niekoniecznie w środku sezonu.
Podjazdy się nie chcą skończyć. W Szczawnie-Zdrój jestem późnym popołudniem. Odwiedzam Dom Zdrojowy. Czy może być lepsze miejsce do nabrania wody na nocleg? Wieczorem odwiedzam jeszcze Świdnicę. Centrum jest bardzo ładne, to zdecydowanie jedno z najładniejszych miasteczek majówki. Zachwycający jest też słynny Kościół Pokoju.
Noc spędzam pod drzewami, na skraju pola. Znowu jest dość pochyło.
Zaliczone gminy: Janowice Wielkie, Bolków, Dobromierz, Paszowice, Strzegom, Świebodzice, Stare Bogaczowice, Szczawno-Zdrój, Świdnica (obszar wiejski), Świdnica (miasto), Żarów (11 gmin).
Zdjęcia
Ciąg dalszy