Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

do 200

Dystans całkowity:18929.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:155:33
Średnia prędkość:18.90 km/h
Maksymalna prędkość:46.30 km/h
Suma podjazdów:124713 m
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:172.08 km i 9h 09m
Więcej statystyk

Koło - Poznań

Niedziela, 16 listopada 2014 Kategoria do 200
Km: 155.01 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Nie jechałam sama. A szkoda. Lepiej jechać samemu w spokoju, niż z kimś i wykrwawiać się emocjonalnie.
Sama trasa była wyjątkowo nudna i brzydka. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek zaprojektowała, a potem przejechała tak beznadziejną trasę. Wytyczyłam ją pod kątem wiatru. No i wiało. Na ogół w plecy. Czasem w bok. Ostatnie 41km już zupełnie sama. 25km przed końcem - w deszczu.
Rano wyjazd z Poznania pociągiem do Koła. Jazda była powrotem do domu z dworca kolejowego w Kole. Jedna sytuacja  niebezpieczna po drodze - w Słupcy jakiś gamoń w samochodzie wyprzedził mnie tylko po to by zaraz zajechać drogę przy skręcaniu w prawo. Nie mam pojęcia jak można być tak bezdennie głupim! Hamowałam tak mocno, że aż mi rower obróciło. Skutecznie - pod kołami gamonia nie skończyłam.
To wszystko.
Mapa

Harpagan 48 - Lipusz - TR200

Sobota, 18 października 2014 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: 174.17 Km teren: 0.00 Czas: 09:35 km/h: 18.17
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1125m Sprzęt: Terenówka Aktywność: Jazda na rowerze
Piątkowy dojazd na jesiennego Harpagana jest nieciekawy. Jedziemy autem. Na początku pada deszcz, potem jest mgła. Szybko też robi się ciemno. Niedaleko przed Kcynią Krzysztof zauważa, że zaczyna grzać się silnik samochodu. Jest coraz gorzej, więc dojazdu do Kcyni (8 km) nie ryzykujemy. Zatrzymujemy się pod pierwszym napotkanym domem. Wysiadam i proszę o wodę. Dolewamy do chłodnicy wody i jedziemy. W Kcyni kupujemy płyn do chłodnic. Chłodnica musi być porządnie nieszczelna, bo widać jak kapie spod maski. Jakby tego było mało, 3 km przed Więcborkiem tuż przed maskę wybiega nam duży dzik. Nie mamy szans wyhamować, ani go ominąć. Na szczęście szosa jest pusta, Krzysztof lekko odbija, ale i tak uderzamy w dzika. Zatrzymujemy się. Rozbity reflektor. Dzik leży w rowie, jeszcze żywy. Dzwonię na 112 aby zgłosić tego dzika. Proszę, aby się pospieszyli, bo on przecież żyje. Dalsza podróż już bez sensacji. Na miejscu spotkanie z Ewą i Magdą, które zajęły nam miejsce na sali (Ewa po raz pierwszy na Harpaganie - razem z Magdą i dwoma kolegami, którzy mają za sobą kilka startów w tej imprezie - pojedzie jutro TR100). Tym razem sala jest duża. Sporo miejsc jest wolnych. Odbieramy pakiety startowe, trochę jeszcze gadamy i idziemy spać.

Wredna małpa
Rano wstajemy bardzo wcześnie. Jemy śniadanie i szykujemy się do startu. Zaczynamy od spóźnienia na rozdanie map. Pięknie po prostu! A przecież chcieliśmy jechać na wynik :-|. Po pobraniu map szybko myślimy nad trasą. Mamy nieco inne pomysły, ostatecznie daje się je jednak pogodzić. Niedługo po starcie podczepia się do nas jakiś chłopak. Coś tam nawet gada, że pojedzie z nami. Zachwycona nie jestem. Stosunek do pijawek mam bardzo konkretny. Jedziemy tak kawałek, gdy pada mi lampka. Krzysztof ma baterie, krzyczę więc do niego, by się zatrzymał. Zatrzymuje się. Przystaje również ten chłopak. No nie! Klasyczna pijawka! Co tu kryć – jestem wściekła. Nie idzie nam: najpierw spóźnienie, teraz zabawa z lampką, a ten tu stoi i czeka jak na cud jakiś. Bez ogródek mówię mu, że nie musi czekać. Gdy ten łagodny komunikat nie dociera, odpalam wprost, że jedziemy we dwójkę, a nie we trójkę i nie ma na nas czekać, bo my nie chcemy jechać we troje. Tak ostre postawienie sprawy daje już efekt. Pewnie sobie ten chłopak pomyślał o mnie wszystko co najgorsze. No ale trudno.

Łamaga
Do pierwszego punktu docieramy w małym tłoku – dużo osób też zaczyna od PK15.
Na dojeździe ktoś zagaduje mnie: Kot?
W tej szarówce nie poznaję i odpowiadam: tak, a ty kto?
On na to: Stasiej!
Chwilę gadamy o tym kto komu dołoży tym razem ;).
Punkt jest w znacznym obniżeniu terenu. Trzeba zejść po skarpie. Chodzenie od stromiznach nigdy nie było moją specjalnością. Krzysztof łapie mnie więc za rękę i pomaga zejść. Chłopak z obsługi punktu pyta, czy z moimi nogami wszystko jest ok. Jak najbardziej ok. Tyle, że ja po prostu łamagą jestem. To wszystko. Punkt ma klimacik – jeszcze głęboka szarówka, a w obniżeniu terenu mały namiot i ognisko. Ładnie to wygląda.

Dywan

Jedziemy dalej na północ do PK19. Punkt jest na plaży, nad jeziorem Kotynia. Jest szaro, a wody jeziora są bardzo spokojne. Na małe molo wchodzi jeden z zawodników razem z rowerem. Robię fotkę. Kolejne punkty: PK7 – na krańcu jez. Mausz i PK9 – na rozwidleniu dróg w Czarnej Dąbrowie, wchodzą szybko. Nawigacja Krzysztofa jest bezbłędna. Idzie wprost świetnie. Przed nami długi przelot szosowy. Mijamy Studzienice, jeszcze kawałek pędzimy szosą i zjeżdżamy w teren. PK18 w Skoszewie na polanie nadjeziornej pada naszym kolejnym łupem. Równie łatwo znajdujemy PK5 (parking leśny) i PK10 (Dziemiany, skrzyżowanie przecinek). Między tymi ostatnimi dwoma punktami jest krótki odcinek po paskudnych kocich łbach. Ktoś chyba z przekory wioskę z tym brukiem nazwał… Dywan :)). Jadąc gadamy trochę o innych imprezach na orientację. Harpagan niewątpliwie ma swój klimat. Punkty z namiotami i często ogniskami. Dzięki temu jest zdecydowanie łatwiej niż na np. Trudach czy Grassorze, gdzie nie ma namiotów i obsługi punktów, a perforatory do potwierdzania wizyty na punkcie często są wymyślnie poukrywane. Tu jeśli się jest blisko punktu, to go widać już z daleka i nie trzeba oglądać każdego drzewa z każdej strony, by znaleźć to właściwe :).

Bo cię nienawidzę!!!
Droga do PK6 to najpierw przejazd szosą przez Dziemiany do Radunia. W Raduniu robimy krótką przerwę pod sklepikiem. Stoi tu jakiś stary rzęch. Silnik odpalony, szyby opuszczone. Jego właściciel musi kochać muzykę, bo ta ryczy na cały głos. Jest to jakiś smętne wycie i przygnębiająca melodia. Do tego wszystko to dobywa się z fatalnych głośników. W depresję można wpaść. Właściciel to mocno wychudzony jegomość z papierosem w gębie. Cóż, gdybym musiała słuchać takiej muzyki i z takich głośników, to chyba też z rozpaczy przestałabym jeść ;). Zbieramy się do odjazdu, gdy nagle słyszymy kobiecy wrzask gdzieś za sklepem: bo cię nienawidzę!!! Co za dziwaczne miejsce ;)). W drogę! Zanim docieramy do PK6 mijamy wieś o nazwie Kolano. Punkt nawigacyjnie znowu łatwy.

Skrojony na miarę
W drugiej części dnia terenu jest więcej niż szosy. Jednak zupełnie to nie przeszkadza. Drogi i ścieżki są ubite. Piaskownice trafiają się sporadycznie. Nie ma też większych trudności technicznych, ani wymagających podjazdów, które potrafią zaskoczyć na Harpaganach np. w okolicach Gdańska. Można zatem jechać równym tempem. Ten Harpagan jest jak skrojony pode mnie :). Na postojach pilnujemy się, choć ostatecznie i tak tracimy na nie 1 godzinę i 47 minut.

Pechowa 13
Jedziemy na południe do Leśna po PK16. Jeszcze bardziej oddalamy się od bazy i zdobywamy PK8 nad jez. Skąpe oraz położony ponad 10 km na wschód od niego PK20 (na leśnej polanie). Przelot do PK14 na półwyspie nad jez. Wdzydze to najpierw szosa, potem trochę terenu. Sama końcówka to pocięty korzeniami piaszczysty singiel opadający 24% zjazdem nad samo jezioro. Punkt zaliczony. W planach mamy jeszcze PK13, PK17 i PK11. Jedziemy najpierw na PK13. Tu po raz pierwszy pojawiają się problemy. Ścieżka jakby znikała. Potem trafiamy na rozwalający się mostek z pni drzew i desek. Na szczęście dalej jest już lepiej. Przed PK13 błądzimy. Nie tylko my. Wielu zawodników się tu mota. Z wieloma mijamy się kilka razy. Czeszemy teren. Nikt z mijanych nie ma punktu. A czas leci. Decydujemy, że odpuszczamy ten punkt. Przystajemy z boku. Jem bułkę. I wtedy pojawia się ekipa, z którą już się dziś tu tasowaliśmy. Pytają czy trafiliśmy na punkt. Mówimy, że nie. Na co oni odpalają, że punkt znaleźli. Miła dziewczyna, która jest w tej grupie szczegółowo opowiada jak tam trafić. Chowam bułkę. Pojem kiedy indziej. No to dzida! Jedziemy zgodnie z instrukcją. Pierwszy skręt to jednak nie jest to. Kłania się tutaj nasz brak pokory – trzeba jednak czytać opisy punktów, zwłaszcza jeśli są problemy ze znalezieniem. W tym momencie pomagam Krzysztofowi - posłyszałam jak ktoś gadał, że do punktu jedzie się wzdłuż rowu. Obydwoje wiemy, o który rów chodzi. Motaliśmy się już tu dziś. I byliśmy tak blisko punktu! Przedzieramy się wzdłuż rowu przez jagodziny. Ścieżką, której prawie nie ma. Lekko w dół i jest PK13. Punkt z namiotem - jak pozostałe, ale świetnie zamaskowany.

Mój dzień
Niestety straciliśmy tu sporo czasu. PK17 musimy odpuścić, by nie ryzykować spóźnienia na metę i związanego z tym odejmowania punktów za każdą minutę spóźnienia. Jedziemy na PK11. To po drodze do mety. Na mapie 11 oznaczona jest jako punkt z pomocą medyczną. Nie powinno być więc problemów z szukaniem. I nie ma. Punkt jest widoczny z daleka za sprawą wywieszonych na drzewach kamizelek odblaskowych. Zaliczamy go i w powoli zapadającej szarówce jedziemy na metę. Zapas czasu mamy bezpieczny, nie musimy się denerwować. Na mecie jesteśmy o godzinie 17:52, na pół godziny i osiem minut przed jej zamknięciem. Już wiemy, że to nasz rekordowy Harpagan. Takiego wyniku to nigdy wcześniej nie mieliśmy. Cieszę się jeszcze bardziej, gdy się okazuje, że nasz przejazd zapewnił mi pierwsze miejsce wśród kobiet. Wreszcie!!! Tyle lat na to czekałam! Tyle było Harpaganów, gdy zupełnie załamana kończyłam jazdę ze świadomością, że znowu nie poszło, albo mogło pójść lepiej. Harpagan to chyba jedyne zawody, do których podchodzę bardzo emocjonalnie. Cieszę się więc bardzo :)). To mój dzień. O tak, zdecydowanie! Na mecie pyszny (choć zbyt mały!) posiłek regeneracyjny.

H-48
Uroczyste zakończenie jest szczególnie miłe. Otrzymuję statuetkę z wyciętą w żelastwie wielką literą H. Pod spodem jest napis, że to za pierwsze miejsce na trasie rowerowej 200km wśród kobiet. Do tego dostaję też wspaniały okrągły bochen chleba z napisem Harpagan 48. Wieczór spędzam na rozmowach. Na jednym z materacy obok siedzi dziewczyna z ognisto-rudą czupryną. W ten sposób odwirtualnia się Werrona69.

Zaliczonych punktów kontrolnych: 14/20.
Zdobytych punktów wagowych: 48/60.
Zajęte miejsce: 1/19.
Temperatura minimalna / maksymalna: +3`C , +10`C
Czas jazdy netto: 9:35
Czas jazdy brutto: 11:22
Postoje: 1:47

Trasa:

Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Tych co nie mają dość czytania i oglądania zapraszam do poczytania o niedzieli:
http://kot.bikestats.pl/1241034,Masakra.html


Gminobranie /4

Niedziela, 5 października 2014 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: 193.46 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 702m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Rano jest okropnie zimno. Startujemy więc mocno ubrani, by nie zmarznąć. Dzisiejsza trasa to znów zawijasy. Przytrafia mi się dość dziwna rzecz – gubię ustnik od camelbaka. Próbuję pić bez ustnika, ale szybko okazuje się, że nie jest to możliwe – wszystko się leje. A to pech! Tym bardziej, że picie z bidonu – butelki podczas jazdy ogarniam średnio (żeby nie powiedzieć, że wcale). Na szczęście Michał też jedzie z camelbakiem. Zachwycony nie jest, ale ratuje sytuację pożyczając mi swój ustnik. Sam przez to (już do końca wycieczki) musi męczyć się z butelką. Dłuższą przerwę robimy w Dębnie, gdy już jest cieplej. Siedzimy na ławce w zadbanym centrum. Obok jest duży kościół. Podobnie jak starsi ludzie z balkonów bloku stojącego naprzeciwko, obserwujemy ludzi idących na mszę. Siedzi się bardzo przyjemnie. Aż nie chce się ruszać – jesteśmy osłonięci od wiatru. No ale trasa się sama nie zrobi. W drogę! Ze szczególną uwagą przejeżdżam przez Moryń. Zjeżdżamy nawet na chwilę nad jezioro Morzycko i czytamy legendę o diabelskim fotelu. Spoglądam na głaz – faktycznie wygląda jak zwrócony w stronę tafli jeziora fotel. Łatwo puścić wodze wyobraźni - przenieść się w ciepły, letni wieczór i zobaczyć wypoczywającego tu diabła :). Dziś jedzie mi się ciężko. Na śniadanie zbyt wiele nie zjadłam i chyba teraz to się mści. Utrzymuję koło, ale wymaga to ode mnie wysiłku i pracy.
Następna przerwa wypada w Trzcińsku Zdroju. Zdroju nie odnajdujemy, jest za to mała fontanna przy zabytkowym ratuszu pochodzącym z XIII w. Na chwilę rozsiadamy się na jednej z ławeczek. Dziś trasę po raz pierwszy kończymy za jasności. Rozbijamy się w lesie przed Gryfinem. Jest znacznie cieplej niż wczoraj, nie ma rosy. No i całe szczęście, bo po poprzedniej nocy nasze namioty przypominają mokre ściery ;). Pełen komfort – wszystko widać, nie trzeba przyświecać lampkami.

Mapa
Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Zaliczone gminy: Stare Czarnowo, Bielice, PYRZYCE - miasto powiatowe, Kozielice, LIPIANY, Nowogródek Pomorski, MYŚLIBÓRZ - miasto powiatowe, DĘBNO, MORYŃ, CHOJNA, TRZCIŃSKO-ZDRÓJ, Banie.

Do Torunia

Niedziela, 28 września 2014 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: 165.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Za wiele nie pospałam. Położyłam się około 4:00 nad ranem, obudziłam się przed 8:00. Za oknem pełne słońce. Pod oknem stoi rower, w torebce czeka bilet kolejowy do wykorzystania na dziś. Jak nie dziś to nigdy. Traci ważność drugiego października. Miałam go użyć wczoraj wracając z Warszawy, ale to bilet na pociągi Regio i InterRegio, a stamtąd wracałam TLK. Mam więc bilet, ładną pogodę ze słońcem i wiatrem w plecy oraz wgraną do GPSa trasę do Torunia. Wystarczy tylko wstać z łóżka....

Spotkamy się?
No to wstaję, jem śniadanie, piję kawę, herbatę i ruszam chwilę po 9:00. Do zrobienia jakieś 170km, a czasu sporo, bo pociąg Regio z Torunia do Poznania mam dopiero o 18:48.
Nadaję smsa do Olka, że jadę do Torunia. Może się spotkamy? Pewnie kiedyś tak, ale nie dziś – Olka rozłożyło przeziębienie. Nie mam ja szczęścia do facetów.... w ten weekend ;).
Ta trasa to jedno wielkie leserstwo. Obijam się okrutnie. Wiatr jest centralnie w plecy. Prawie nie pedałuję. Wspaniała pogoda i ten wiaterek sprawiają, że jazda sprawia mi wielką przyjemność. Upajam się nią niczym alkoholik świetnym trunkiem. I tylko jeden szczegół nieco niszczy tę sielankę – gdy robię postój na przystanku gdzieś w połowie trasy, odkrywam, że nie zabrałam z domu babki mandarynkowej.

Być w Toruniu i nie zobaczyć Olka ;)
Kilometry uciekają szybko. W Toruniu kupuję bilet na rower i dostaję ostatnią pieczątkę do swojego biletu na Regio. Mam sporo czasu do odjazdu pociągu, jadę więc na miasto. Byłam tu już kilka razy, Toruń jednak jest tak ładny, że warto się po nim pokręcić po raz kolejny. Jest świetnie i szkoda tylko, że nie udało się spotkać z Olkiem. Być w Toruniu i nie zobaczyć Olka, to tak jak być w Rzymie i nie zobaczyć Papieża, albo być w Warszawie i nie zobaczyć Wilka ;). Oczywiście nie może się obejść bez słynnych toruńskich pierniczków. Kupuję kilka opakowań i wracam mostem im. J. Piłsudskiego na dworzec kolejowy. W pociągu łapie mnie ogromna senność. Dość intensywny weekend i mała ilość snu dają o sobie znać. Było nie imprezować tyle ;).

Trasa:

Fotki:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...


Wakacje z Wilkiem / 14

Sobota, 16 sierpnia 2014 Kategoria Wakacje 2014, do 200, Kocia czytelnia, Kot w wielkim mieście
Km: 155.16 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1314m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś ostatni dzień wyprawy (jutro jedynie krótkie dojazdy związane z powrotem do domu). Jedziemy najpierw do Castel Gandolfo, zaliczając jeszcze podjazd nad jezioro Albano (robimy tu sobie długą sjestę), a potem do naszego celu ostatecznego, czyli Rzymu. Wieczór spędzamy pod Bazyliką św. Piotra. Nocujemy 2 km od lotniska.


Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Wakacje z Wilkiem / 13

Piątek, 15 sierpnia 2014 Kategoria Wakacje 2014, do 200, Kocia czytelnia
Km: 175.19 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1849m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Znów wstajemy bardzo wcześnie, gdy jeszcze jest ciemno. Jemy śniadanie i pakujemy się. Bagażu nie zakładamy jednak na rowery, tylko chowamy go w krzakach i na lekko pokonujemy długi (z naszej miejscówki noclegowej) na 8 km podjazd na Wezuwiusza. Na lekko jedzie się świetnie. Szosa jest gładka i ozdabiają ją napisy. Najzabawniejszy jest chyba ten sugerujący, by wjeżdżać na przełożeniu 11x53 :)). No cóż, ja wolałam jednak młynkować ;). A na górze? Syf. Jakiś obrzydliwy rozwalający się barak otoczony pomarańczową plastikową siatką. Wspólna fotka, a potem zjazd, mocowanie bagażu na rowerach i jazda do Neapolu. Jest święto i chyba tylko dlatego ruch jest dużo mniejszy niż się spodziewaliśmy. Drugą atrakcją dzisiejszego dnia jest wjazd na Monte Cassino. Podjazd jest dość łagodny. Odwiedzamy Polski Cmentarz Wojskowy, potem jedziemy na chwilę pod klasztor. Dziś  nocujemy w ogrodzie oliwnym.
W poziomie: 175,19 km,
W pionie: 1849 m.

Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Wakacje z Wilkiem / 11

Środa, 13 sierpnia 2014 Kategoria Wakacje 2014, do 200, Kocia czytelnia
Km: 173.77 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1881m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka o 4.00 rano, gdy jeszcze jest ciemno. Dzień zaczynamy od podjazdu do miasteczka Barrea. Dziś podczas pierwszej przerwy Krzysztof skoczył za peletonem. Ustaliliśmy, że spotkamy się we trójkę w Benevento. Do miasta tego dotarłam wioząc się za Michałem. Poczyniliśmy jedno szaleństwo wskakując na chwilę na autostradę (był to długi zjazd o nachyleniu 7%). Na miejscu, już w mieście, zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się do parku. Po jakimś czasie dojechał Krzysztof. Od tego momentu jechaliśmy razem, we trójkę. Pod koniec dnia jadąc jedną z bocznych dróg trafiliśmy na soczystą ściankę o nachyleniu dochodzącym do 23%. Michał wpychał ofiarnie mój rower pod górę, gdy ja nie miałam siły dalej iść. Znowu żar lał się z nieba.
W poziomie: 173,77 km,
W pionie: 1881 m.


Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Wakacje z Wilkiem / 10

Wtorek, 12 sierpnia 2014 Kategoria Wakacje 2014, do 200, Kocia czytelnia
Km: 164.44 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1439m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny dzień wspaniałej, słonecznej i upalnej pogody. Kolejny dzień z bardzo wczesną pobudką. Jednak wstawanie około 4-5 nad ranem to zdecydowanie dobry pomysł. Można sporo przejechać zanim zrobi się prawdziwie gorąco. Zaczynamy dzień od długiego i prawie zupełnie płaskiego odcinka nad jeziorem zaporowym. Wyjątkowo tu ładnie. Po 111 km trasy robimy sjestę w małym parku, pod drzewami. Korzystamy też z prażącego słońca i suszymy namioty, oraz wilgotne ubrania. Po przerwie robimy podjazd na przełęcz Passo Diavolo. Wbrew nazwie podjazd wcale diabelski nie jest i wjeżdża się go przyjemnie. Co dziwne, na górze stoi... kościółek. Żadnych diabłów nie znaleźliśmy ;). Zjazd jest bardzo długi i bardzo łagodny. Ta droga mogłaby trwać całą wieczność. Miejscówka noclegowa z najwyższej półki: mamy dostęp do ławek i drewnianego stołu, ale co jeszcze ważniejsze - mamy wspaniały widok na Barreę - miasteczko na skale. Prezentuje się ono świetnie zarówno podczas zachodu słońca, jak i już po zmroku.
W poziomie: 164,44 km,
W pionie: 1439 m.


Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Wakacje z Wilkiem / 9

Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 Kategoria Wakacje 2014, do 200, Kocia czytelnia
Km: 164.74 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1912m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś jechałam sama. Od rana ustaliliśmy, że Michał pojedzie praktycznie cały dzień osobno (zaliczając dodatkowe podjazdy, którymi nie chciał nas maltretować), natomiast ja i Krzysztof od pewnego momentu pojedziemy łatwiejszym wariantem trasy. Wszyscy mieliśmy się spotkać w Rieti późnym popołudniem. Niestety Krzysztof mnie zostawił zupełnie samą. Spotkaliśmy się potem w Spoleto (po ponad 90 km pokonanych przez mnie samotnie), ale nic dobrego z tego nie wynikło, bo porzucił mnie po raz drugi. Jadąc samotnie musiałam sobie poradzić z awarią hamulca, podjazdem siekierą przed Asyżem (znowu ponad 20% nachylenia i pchanie roweru) oraz objazdem remontowanej drogi (pilotował mnie miły Włoch jadący dostawczakiem). Trochę błądziłam. Przede wszystkim jednak czułam dojmujący smutek i przeraźliwe wręcz opuszczenie. Do Rieti dojechałam chwilę po 22.00. Tam czekała na mnie nagroda.
W poziomie: 164,74 km,
W pionie: 1912 m.


Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Wakacje z Wilkiem / 7

Sobota, 9 sierpnia 2014 Kategoria Wakacje 2014, do 200, Kocia czytelnia
Km: 195.73 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 341m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Tego dnia robimy najdłuższy przebieg wyprawy. Nizina Padańska wybitnie sprzyja długim dystansom ;). W okolicy Rimini na chwilę idziemy na plażę. Jest okazja by wymoczyć stopy w ciepłym morzu. Jest też trochę czasu na zjedzenie włoskiej pizzy. Jedyny podjazd trafia się dziś zupełnie na sam koniec dnia. I jest to niezła piła o nachyleniu dochodzącym do 15%. Miejscówkę noclegową mamy fantastyczną - ze wspaniałym widokiem na San Marino.
W poziomie: 195,73 km,
W pionie: 341 m.


Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum