Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2019
Dystans całkowity: | 2116.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 78:08 |
Średnia prędkość: | 19.76 km/h |
Suma podjazdów: | 7860 m |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 78.38 km i 9h 46m |
Więcej statystyk |
Wtorek
Wtorek, 18 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 28.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 190m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
I znowu poniedziałek
Poniedziałek, 17 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 29.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 243m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pracowita sobota
Sobota, 15 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 34.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 163m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Piątek
Piątek, 14 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 33.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 251m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Czwartek
Czwartek, 13 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 39.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 263m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nieznacznie chłodniej.
Środa
Środa, 12 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 45.27 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 238m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nadal bardzo ciepło :)
Wtorek
Wtorek, 11 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 31.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 169m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od samego rana bardzo ciepło. W ciągu dnia wręcz gorąco, ale ja lubię taką pogodę.
Poniedziałek
Poniedziałek, 10 czerwca 2019 Kategoria do 50
Km: | 27.79 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 146m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciepło :)
Kaliskie gminobranie (3)
Niedziela, 9 czerwca 2019 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: | 105.17 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:36 | km/h: | 18.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 296m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z matematyki powinnam dostać dwóję! Gdybym wczoraj wieczorem
dobrze policzyła kilometry, które
zostały mi do zrobienia na dziś, to mogłabym pospać dłużej. Niestety pomyliłam
się w obliczeniach i będąc przekonana, że mam jeszcze dużo do przejechania,
wstałam znowu o 4.30.
W porównaniu do ostatnich dni, dzisiejszy poranek jest wściekle zimny. Zaledwie 6 stopni, a ja nie zabrałam rękawiczek z długimi palcami. Za Brzezinami nad stawami unoszą się gęste mgły. Wyglądają w świetle wstającego dnia wprost zjawiskowo. A jednak warto było wstać tak rano…
Jazdę zaczynam od wahadła. Jadę po gminy Błaszki i Wróblew i będę z nich wracać tą samą drogą. Drogi są spokojne, wąskie i nowe. Jedyną zmorą są psy, które na wioseczkach puszczone są luzem. Tradycyjnie wydzieram się na nie (psy zwykle dobrze reagują na wrzask – tj. uciekają). Od tego wszystkiego dostaję chrypy i w końcu sama już nie wiem od czego ona jest: od krzyczenia na psy, czy od zimnego powietrza – bo buffa do osłony twarzy (tak jak butli od kuchenki i sprawnego mocowania lampki przedniej) też zapomniałam zabrać.
Gdy kończę wahadło, przez chwilę się zastanawiam czy na pewno niczego nie pominęłam. Stoję w trawie, w cieniu, na poboczu, gdy zatrzymuje się koło mnie cyklista na rowerze MTB. Mijaliśmy się już dzisiaj. Pyta, czy może potrzebuję pomocy i dokąd pędzę tak od rana. Opowiadam mu więc o zaliczaniu gmin i okazuje się, że słyszał kiedyś o tej zabawie. Mówi, że on sam stroni od szosy. Chwilę jeszcze rozmawiamy sobie, potem on rusza. Po paru minutach ruszam i ja. Wszystko się zgadza, niczego nie pominęłam. Po prostu wczoraj wieczorem źle policzyłam kilometry. W nagrodę mam dużo czasu do odjazdu pociągu. Do Kalisza docieram mało ruchliwymi drogami. Jest to bardzo przyjemna jazda po wąskich i pustych asfaltach. Takich, jakie lubię najbardziej.
W Kaliszu kończę gminobranie na pięknym rynku. Siadam w jednym z ogródków, zamawiam kawę i szarlotkę na ciepło.
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Szczytniki, Błaszki, Wróblew.
W porównaniu do ostatnich dni, dzisiejszy poranek jest wściekle zimny. Zaledwie 6 stopni, a ja nie zabrałam rękawiczek z długimi palcami. Za Brzezinami nad stawami unoszą się gęste mgły. Wyglądają w świetle wstającego dnia wprost zjawiskowo. A jednak warto było wstać tak rano…
Jazdę zaczynam od wahadła. Jadę po gminy Błaszki i Wróblew i będę z nich wracać tą samą drogą. Drogi są spokojne, wąskie i nowe. Jedyną zmorą są psy, które na wioseczkach puszczone są luzem. Tradycyjnie wydzieram się na nie (psy zwykle dobrze reagują na wrzask – tj. uciekają). Od tego wszystkiego dostaję chrypy i w końcu sama już nie wiem od czego ona jest: od krzyczenia na psy, czy od zimnego powietrza – bo buffa do osłony twarzy (tak jak butli od kuchenki i sprawnego mocowania lampki przedniej) też zapomniałam zabrać.
Gdy kończę wahadło, przez chwilę się zastanawiam czy na pewno niczego nie pominęłam. Stoję w trawie, w cieniu, na poboczu, gdy zatrzymuje się koło mnie cyklista na rowerze MTB. Mijaliśmy się już dzisiaj. Pyta, czy może potrzebuję pomocy i dokąd pędzę tak od rana. Opowiadam mu więc o zaliczaniu gmin i okazuje się, że słyszał kiedyś o tej zabawie. Mówi, że on sam stroni od szosy. Chwilę jeszcze rozmawiamy sobie, potem on rusza. Po paru minutach ruszam i ja. Wszystko się zgadza, niczego nie pominęłam. Po prostu wczoraj wieczorem źle policzyłam kilometry. W nagrodę mam dużo czasu do odjazdu pociągu. Do Kalisza docieram mało ruchliwymi drogami. Jest to bardzo przyjemna jazda po wąskich i pustych asfaltach. Takich, jakie lubię najbardziej.
W Kaliszu kończę gminobranie na pięknym rynku. Siadam w jednym z ogródków, zamawiam kawę i szarlotkę na ciepło.
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Szczytniki, Błaszki, Wróblew.
Kaliskie gminobranie (2)
Sobota, 8 czerwca 2019 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: | 204.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 11:26 | km/h: | 17.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 606m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budzik dzwoni o 4.30, słońce właśnie wstaje, pora więc i na
mnie. Zjadam śniadanie bez ciepłego napoju kawo podobnego i jest średnio
fajnie. Potem zwijam wszystko. Jest dużo rosy i znaczna mgła. Namiot mokry.
Czas jechać. Po 10 km jazdy docieram nad zbiornik Jeziorsko. Jest bardzo
wcześnie, bardzo spokojnie i bardzo pusto. Pstrykam kilka fotek i jadę dalej.
Po wczorajszej lekkości jazdy zupełnie nie ma śladu. Dziwna niemoc jest we mnie. Mam ochotę jechać, ale jakoś marnie mi to wychodzi. W głowie siedzą różne myśli: to może się trafić każdemu z nas, w każdym czasie, na każdej szosie. Każdy z nas może któregoś dnia wyjść na rower i nigdy nie wrócić. Tragedia, która wydarzyła się na Maratonie Podróżnika mocno mną wstrząsnęła. W oczach kręcą mi się łzy i gdy docieram do Małynia i spostrzegam duży, stary, ceglany kościół, czuję, że muszę tam wejść. Miejscowość jest mała, a kościół ogromny, zabytkowy.
Zamknięte. Stoję więc w przedsionku. Kiedy już zbieram się do wyjścia, słyszę czyjeś kroki, potem głos. Starszy pan ubrany jest w zwykłe domowe ciuchy, na stopach ma klapki. Mówi, że zauważył, że ktoś podjechał tu rowerem, że ktoś zainteresował się tym kościołem, więc przyszedł szybko. Przeprasza za swój domowy strój i mówi, że jest proboszczem w tym kościele. Otwiera go dla mnie i opowiada jego historię. Podczas wojny Niemcy zrobili tu spichlerz. Pokazuje ręką starą, ponad stuletnią, posadzkę: tu wszędzie było składowane zboże. Potem pokazuje jeden z cenniejszych zabytków: drewnianą chrzcielnicę z 1555 roku. Opowiada o ołtarzu głównym – stara część jest drewniana, a sam ołtarz i posadzka w tej części nowe. W kościele powtarza się motyw łuków i jest to ładnie wyeksponowane. Kwiaty przy ołtarzu to kwiaty doniczkowe – bardzo zadbane, bo ksiądz lubi je pielęgnować i wystawiać pod ołtarz, gdy akurat kwitną. Teraz akurat pora jest na azalie. Organy na chórze nie działają, ale z boku stoją te, na których można grać. Zasiada i zaczyna grać i śpiewać. Najpierw jest to wiersz Tuwima, potem preludium Bacha. Jestem pod wrażeniem. Po raz pierwszy ktoś dla mnie gra na prawdziwych kościelnych organach! Kiedy kończy mówi, że mogę sobie tu jeszcze chwilę pochodzić. Porobić zdjęcia… I tylko ludzi coraz mniej. Młodzi wyjeżdżają, starzy umierają. W domach gdzie kiedyś żyło po 6 osób, teraz często ostała się tylko jedna. Grubo ponad 1000 pogrzebów już tu odprawiłem – dodaje ze smutkiem.
Dalsze drogi są spokojne i puste. Raz po raz mijam wiaty przystankowe. Pod jedną nawet siedzi kolarz. Szosowiec. Siedzi z głową spuszczoną, chyba nawet mnie nie zauważył. Przed 9 rano już wiatowanie? Oj, wcześnie! Może jedzie od wczorajszego rana. W końcu z szosowcami to nigdy nic nie wiadomo.
Od Dobronia przez Łask, aż po Zduńską Wolę jadę ruchliwą drogą nr 482. Nie jest tu zbyt przyjemnie, ale na szczęście na większości tej drogi jest szerokie pobocze. W Łasku jestem już nieco wypompowana gorącem. Na rynku siadam więc w jednym z ogródków i raczę się lodami. Wreszcie nieco ochłody! W Zduńskiej Woli również się na chwilę zatrzymuję. Jest tu Orlen, więc biorę herbatę i uzupełniam izotonik. Bardzo miły pan sprzedawca przez prawie cały czas ze mną gada. Czasem fajnie jest z kimś na trasie przez chwilę pogadać. Sama Zduńska Wola nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia. Najfajniejszy był ładny miejski park ze stawem i fontanną. Poza tym miasteczko, jak miasteczko.
Mniej więcej od Wiadawy rozpoczęła się jazda pod silny, czołowy wiatr. Jakieś 40 km takiej jazdy. Początkowo wiał wiatr gorący, następnie niespodziewanie się to zmieniło i zaczął wiać wiatr zimny. To było zaskakujące przejście. Ubrałam nawet kurtkę i nogawki oraz czapkę. Spadło kilka kropli deszczu… i wróciło ciepło. Na terenie gminy Klonowa zrobiłam zakupy na sobotni wieczór oraz na niedzielny poranek. Niestety niedziela znowu będzie bez handlu. Kiedy tak jechałam sobie przez tę gminę, minął mnie dość powoli samochód, a z samochodu, przez otwarte okno wychynęła czyjaś uśmiechnięta twarz: Marzena, to ty? Tak to ja – a w samochodzie siedział kolega Pirzu! Co za niespodzianka! Wkrótce, w pierwszym dogodnym miejscu zatrzymaliśmy się, by pogadać. W końcu takiego spotkania na trasie nie można przepuścić! Gadamy więc zawzięcie i jest bardzo fajnie. Paweł zaprasza mnie nawet na nocleg, jeśli planuję spać gdzieś w pobliżu, jednak ja wiem, że będę musiała pojechać dziś jeszcze kawałek dalej.
Zaliczanie gmin to czasem jest robienie dziwnych zygzaków, wjazd i powrót tą samą drogą, by zaliczyć którąś z gmin – tak jest m.in. z gminą Brąszewice. 5 km w jedną stronę i powrót po swoim śladzie w drugą. Kto zalicza, ten zrozumie.
Dzień powoli dobiega końca, w sklepie Groszek, gdzieś przy drodze, proszę ekspedientkę… o trochę wrzątku. Potrzebuję zalać obiad gorącą wodą, a przecież nie mam kuchenki. Pani z uśmiechem spełnia moją prośbę. Potem jadę jeszcze drogą nr 449 jakieś 5 km i rozbijam namiot w lesie sosnowym. Czuję się niesamowicie senna. Nie siedzę więc długo nad tabletem, tylko od razu idę spać.
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Zadzim, Dobroń, Zduńska Wola teren wiejski, Zduńska Wola miasto, Brzeźnio, Złoczew, Lututów, Klonowa, Brąszewice, Czajków, Kraszewice, Brzeziny.
Ciąg dalszy
Po wczorajszej lekkości jazdy zupełnie nie ma śladu. Dziwna niemoc jest we mnie. Mam ochotę jechać, ale jakoś marnie mi to wychodzi. W głowie siedzą różne myśli: to może się trafić każdemu z nas, w każdym czasie, na każdej szosie. Każdy z nas może któregoś dnia wyjść na rower i nigdy nie wrócić. Tragedia, która wydarzyła się na Maratonie Podróżnika mocno mną wstrząsnęła. W oczach kręcą mi się łzy i gdy docieram do Małynia i spostrzegam duży, stary, ceglany kościół, czuję, że muszę tam wejść. Miejscowość jest mała, a kościół ogromny, zabytkowy.
Zamknięte. Stoję więc w przedsionku. Kiedy już zbieram się do wyjścia, słyszę czyjeś kroki, potem głos. Starszy pan ubrany jest w zwykłe domowe ciuchy, na stopach ma klapki. Mówi, że zauważył, że ktoś podjechał tu rowerem, że ktoś zainteresował się tym kościołem, więc przyszedł szybko. Przeprasza za swój domowy strój i mówi, że jest proboszczem w tym kościele. Otwiera go dla mnie i opowiada jego historię. Podczas wojny Niemcy zrobili tu spichlerz. Pokazuje ręką starą, ponad stuletnią, posadzkę: tu wszędzie było składowane zboże. Potem pokazuje jeden z cenniejszych zabytków: drewnianą chrzcielnicę z 1555 roku. Opowiada o ołtarzu głównym – stara część jest drewniana, a sam ołtarz i posadzka w tej części nowe. W kościele powtarza się motyw łuków i jest to ładnie wyeksponowane. Kwiaty przy ołtarzu to kwiaty doniczkowe – bardzo zadbane, bo ksiądz lubi je pielęgnować i wystawiać pod ołtarz, gdy akurat kwitną. Teraz akurat pora jest na azalie. Organy na chórze nie działają, ale z boku stoją te, na których można grać. Zasiada i zaczyna grać i śpiewać. Najpierw jest to wiersz Tuwima, potem preludium Bacha. Jestem pod wrażeniem. Po raz pierwszy ktoś dla mnie gra na prawdziwych kościelnych organach! Kiedy kończy mówi, że mogę sobie tu jeszcze chwilę pochodzić. Porobić zdjęcia… I tylko ludzi coraz mniej. Młodzi wyjeżdżają, starzy umierają. W domach gdzie kiedyś żyło po 6 osób, teraz często ostała się tylko jedna. Grubo ponad 1000 pogrzebów już tu odprawiłem – dodaje ze smutkiem.
Dalsze drogi są spokojne i puste. Raz po raz mijam wiaty przystankowe. Pod jedną nawet siedzi kolarz. Szosowiec. Siedzi z głową spuszczoną, chyba nawet mnie nie zauważył. Przed 9 rano już wiatowanie? Oj, wcześnie! Może jedzie od wczorajszego rana. W końcu z szosowcami to nigdy nic nie wiadomo.
Od Dobronia przez Łask, aż po Zduńską Wolę jadę ruchliwą drogą nr 482. Nie jest tu zbyt przyjemnie, ale na szczęście na większości tej drogi jest szerokie pobocze. W Łasku jestem już nieco wypompowana gorącem. Na rynku siadam więc w jednym z ogródków i raczę się lodami. Wreszcie nieco ochłody! W Zduńskiej Woli również się na chwilę zatrzymuję. Jest tu Orlen, więc biorę herbatę i uzupełniam izotonik. Bardzo miły pan sprzedawca przez prawie cały czas ze mną gada. Czasem fajnie jest z kimś na trasie przez chwilę pogadać. Sama Zduńska Wola nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia. Najfajniejszy był ładny miejski park ze stawem i fontanną. Poza tym miasteczko, jak miasteczko.
Mniej więcej od Wiadawy rozpoczęła się jazda pod silny, czołowy wiatr. Jakieś 40 km takiej jazdy. Początkowo wiał wiatr gorący, następnie niespodziewanie się to zmieniło i zaczął wiać wiatr zimny. To było zaskakujące przejście. Ubrałam nawet kurtkę i nogawki oraz czapkę. Spadło kilka kropli deszczu… i wróciło ciepło. Na terenie gminy Klonowa zrobiłam zakupy na sobotni wieczór oraz na niedzielny poranek. Niestety niedziela znowu będzie bez handlu. Kiedy tak jechałam sobie przez tę gminę, minął mnie dość powoli samochód, a z samochodu, przez otwarte okno wychynęła czyjaś uśmiechnięta twarz: Marzena, to ty? Tak to ja – a w samochodzie siedział kolega Pirzu! Co za niespodzianka! Wkrótce, w pierwszym dogodnym miejscu zatrzymaliśmy się, by pogadać. W końcu takiego spotkania na trasie nie można przepuścić! Gadamy więc zawzięcie i jest bardzo fajnie. Paweł zaprasza mnie nawet na nocleg, jeśli planuję spać gdzieś w pobliżu, jednak ja wiem, że będę musiała pojechać dziś jeszcze kawałek dalej.
Zaliczanie gmin to czasem jest robienie dziwnych zygzaków, wjazd i powrót tą samą drogą, by zaliczyć którąś z gmin – tak jest m.in. z gminą Brąszewice. 5 km w jedną stronę i powrót po swoim śladzie w drugą. Kto zalicza, ten zrozumie.
Dzień powoli dobiega końca, w sklepie Groszek, gdzieś przy drodze, proszę ekspedientkę… o trochę wrzątku. Potrzebuję zalać obiad gorącą wodą, a przecież nie mam kuchenki. Pani z uśmiechem spełnia moją prośbę. Potem jadę jeszcze drogą nr 449 jakieś 5 km i rozbijam namiot w lesie sosnowym. Czuję się niesamowicie senna. Nie siedzę więc długo nad tabletem, tylko od razu idę spać.
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Zadzim, Dobroń, Zduńska Wola teren wiejski, Zduńska Wola miasto, Brzeźnio, Złoczew, Lututów, Klonowa, Brąszewice, Czajków, Kraszewice, Brzeziny.
Ciąg dalszy