Dziwny wieczór w Koszalinie
Piątek, 17 grudnia 2021 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 8.34 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tuż przed 21:00 wysiadam na stacji kolejowej w Koszalinie.
Zaledwie 5 stopni na plusie, a powietrze przesycone jest wilgocią. Jadę do
centrum zobaczyć świąteczne iluminacje i kupić wodę na biwak. Koszalin nie
zawodzi, światełka są ładne.
Potem jadę pod górę, do lasu. Droga oświetlona jest zimnym światłem latarni. Jest nieco dziwnie. Zupełnie spokojnie i wydaje się, że nikogo tu nie ma, aż naraz słyszę pijackie, basowe, wrzaski. Kilku pijanych facetów siedzi w pustostanie, po drugiej stronie drogi. Ale, że akurat tutaj? Tak daleko od centrum? No i o tej porze oraz w tym zimie? Potem robi się jeszcze dziwniej. Z bocznej dróżki wychodzi starszy pan z kijkami. Idzie w tą samą stronę, w którą ja jadę. No to trochę kanał. Muszę odczekać dość długo, żeby sobie poszedł. Przecież nie może widzieć, jak wnikam z rowerem w las… Sprawdzam mapę i zastanawiam się, dokąd on może iść w tych ciemnościach i zimnie i dziwię się coraz bardziej. Do najbliższej cywilizacji ma naprawdę daleko!
Gaszę lampki i czekam aż się oddali i tak mija czas. A potem, w tych ciemnościach, słyszę zbliżające się stukanie kijków. A to co znowu? To ten sam starszy pan. Wraca. Zapalam przednią lampę i ruszam drogą dla rowerów. Jadę szybko i gdy tylko mam pewność, że wreszcie nie ma dookoła nikogo, przenikam las. Idę żwawo po małych górkach. W zagłębieniu terenu, za kolejną taką górką, rozbijam namiot. Tu, mniej więcej w środku lasu i mniej więcej w środku grudnia. Zza chmur wygląda księżyc. Las jest cichy i spokojny. Idealnie.
Ciąg dalszy
Potem jadę pod górę, do lasu. Droga oświetlona jest zimnym światłem latarni. Jest nieco dziwnie. Zupełnie spokojnie i wydaje się, że nikogo tu nie ma, aż naraz słyszę pijackie, basowe, wrzaski. Kilku pijanych facetów siedzi w pustostanie, po drugiej stronie drogi. Ale, że akurat tutaj? Tak daleko od centrum? No i o tej porze oraz w tym zimie? Potem robi się jeszcze dziwniej. Z bocznej dróżki wychodzi starszy pan z kijkami. Idzie w tą samą stronę, w którą ja jadę. No to trochę kanał. Muszę odczekać dość długo, żeby sobie poszedł. Przecież nie może widzieć, jak wnikam z rowerem w las… Sprawdzam mapę i zastanawiam się, dokąd on może iść w tych ciemnościach i zimnie i dziwię się coraz bardziej. Do najbliższej cywilizacji ma naprawdę daleko!
Gaszę lampki i czekam aż się oddali i tak mija czas. A potem, w tych ciemnościach, słyszę zbliżające się stukanie kijków. A to co znowu? To ten sam starszy pan. Wraca. Zapalam przednią lampę i ruszam drogą dla rowerów. Jadę szybko i gdy tylko mam pewność, że wreszcie nie ma dookoła nikogo, przenikam las. Idę żwawo po małych górkach. W zagłębieniu terenu, za kolejną taką górką, rozbijam namiot. Tu, mniej więcej w środku lasu i mniej więcej w środku grudnia. Zza chmur wygląda księżyc. Las jest cichy i spokojny. Idealnie.
Ciąg dalszy
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!