Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Achomowy UltraEndo weekend (1)

Piątek, 15 października 2021 Kategoria do 350, Kocia czytelnia
Km: 324.80 Km teren: 0.00 Czas: 15:54 km/h: 20.43
Pr. maks.: 45.80 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1417m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Niespecjalnie lubię jazdę nocną, bo jest to nudne. Tej nocy wstałam jednak z ochotą, bo czekała na mnie fajna trasa. Już z samej mapy wynikało, że chyba udało mi się stworzyć idealny dojazd do Częstochowy. Choć tym razem Jasna Góra nie była celem, a miejscem, które miałam odwiedzić po drodze.
Cel był bowiem jakieś 30 km dalej.



Lubię kontrasty, może dlatego, że dużo ich we mnie. To była trasa solo. Ponad 300 km na rowerze w samotności. A u celu… spotkanie w dużej grupie bardzo sympatycznych ludzi. Nagłe przejście z odosobnienia do spotkania. Z chłodu, wiatru i nocy do ciepła i światła. Z ciszy do gwaru. To miłe. Fajnie jest zrobić dużą trasę, a potem po prostu posiedzieć w cieple, zjeść coś, pogadać ze znajomymi. I od razu poczuć się tak, jakby siedziało się tu już od kilku godzin, a nie od paru zaledwie chwil.

Tymczasem jest noc, coś po drugiej. Właśnie się zbudziłam o tej dziwnej godzinie i dotarło do mnie, że jest to piątek.
Urlop.
Cały długi dzień, choć to przecież jeszcze noc, gdy mam wolny czas tylko dla siebie. Otwieram okno i słyszę świszczący wiatr. No tak, ma być praktycznie w całości z wiatrem bocznym i przednio-bocznym. Nie chcę o tym myśleć teraz, przy śniadaniu, więc zamykam okno i wyobrażam sobie, że na zewnątrz jest spokój.

Ruszam na trasę o 3:35. To jedna z tych nocy, gdy wiatr nie słabnie. Od samego początku muszę więc toczyć z nim nierówną walkę. Drogi są mokre i błyszczące. Jeszcze niedawno padał deszcz. Nudne kilometrogodziny. Nie dzieje się zupełnie nic ciekawego. Rowerowa noc, jakich wiele mam na koncie. Chwilowo skupiam się wyłącznie na Nowym Mieście nad Wartą. Trzeba tam dotrzeć jak najszybciej. Przeprawa przez most na Warcie z pewnością będzie mocno średnia. Ciemno, mokra droga DK nr 11 i nr 15 idące tu razem. Nic miłego. Jadę najpierw przez Środę Wielkopolską. Na chwilę jest więc jasno od lamp. Potem znowu czarne nic. A potem te krajówki skonsolidowane. Te 2,5 km robię szybko, by mieć to z głowy. Nie ma jeszcze godziny 6, a ruch już ogromny. TIRy jeden za drugim, w tych ciemnościach. Niektóre na mnie trąbią, ale ja nie zjeżdżam na bok, by nie prowokować mijanek na gazetę. Z premedytacją jadę środkiem i blokuję ruch.

Kiedy w końcu jest po wszystkim, wpadam na Orlen. Nadal jest to noc. Biorę słodką kawę z czekoladą i czekoladową mufinkę. Nocny standard.



W okolicach Radlina robi się szaro, a to oznacza, że właśnie zaczyna się dzień. Jarocin mijam bokiem. To dobre, bo przejazd przez miasto zawsze był nieprzyjemny. Objazd udany, drogi dobrej jakości i bez ruchu. W podobny sposób objeżdżam Ostrów Wlkp. Znowu omijam miasto i unikam użerania się z beznadziejnymi ścieżkami rowerowymi oraz kierowcami, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej.



Omijając oba te miasta, omijam również stacje paliw. A one na trasie zawsze są dobrymi miejscami na odpoczynek. Dzień jest chłodny i wietrzny. Temperatura to jakieś 10-13 stopni. Niezbyt przyjemnie jest w takich warunkach robić przerwy na przystankach autobusowych, ale za bardzo nie mam wyjścia, bo tu po prostu niczego innego nie ma.



6-kilometrowy podjazd do Kotłowa. Pod górę i pod wiatr jednocześnie. Potem zjazd i jakieś 15 km dalej Grabów nad Prosną. Droga za Grabowem na długim odcinku bardzo niewygodna, spękana, dziurawa. Za to ładnie poprowadzona przez las. Znam ją nie od dziś.







Na 225 km trasy, drugi dziś i ostatni Orlen – w Wieluniu. Stacja bardzo mała, bez możliwości, by usiąść. Biorę kawę i piję na stojąco. Za to panie z obsługi bardzo miłe.
Z Wielunia do Działoszyna 26 km drogą wojewódzką. Ruch umiarkowany, a więc i jazda umiarkowanie przyjemna. Dalej nie jest nic lepiej, a nawet robi się nieco gorzej. Ruch się wzmaga, a szarówka przechodzi w ciemność.



W takich warunkach jadę aż do Kamyka, który jest na 278 km trasy. Jestem już nieco zmęczona całym dniem walki z wiatrem i chłodem. Na szczęście odbijam w bok z wojewódzkiej i jest przynajmniej spokojniej na drodze.

Kiedy jestem już w Częstochowie i jadę w stronę Jasnej Góry, zaczyna padać deszcz. Prognozy rozminęły się z rzeczywistością. Miało przecież zacząć padać znacznie później. Dociskam więc mocniej i pędzę na Jasną Górę. Zaskoczenie – w ten październikowy, piątkowy wieczór jest tu pełno ludzi! Stawiam rower w miejscu, które znam. Nie przypinam go nawet, bo nieco się spieszę. Wbijam pod Obraz na krótką modlitwę, co nie jest łatwe, bo wszędzie dziki tłum.



Potem, w deszczu, jadę ostatnie 30 km nad Jezioro Porajskie. Po drodze remontowane, frezowane asfalty, piach i inne cuda. W ciemności i deszczu. Aż w końcu, chwilę po 22:00, docieram do Ośrodka. Są tu już prawie wszyscy. Miło jest widzieć znajomych ludzi, a zwłaszcza Achoma, dzięki któremu tu wszyscy mogliśmy się spotkać! Jestem zmarznięta i lekko zmoknięta, a tu tak ciepło i miło! Wymieniam serdeczne uściski (dociera do mnie, że muszę być nieźle zmarznięta, bo wszyscy wydają mi się wręcz gorący!). Idę więc szybko wziąć prysznic i przebrać się w suche rzeczy.
Reszta wieczoru to sama radość, rozmowy, śmiech, a najlepsze jest to, że gdy obudzę się jutro, to wszystko będzie trwało i spędzimy wszyscy uroczy dzień, jeżdżąc rowerami po pięknej Jurze.




Ciąg dalszy


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum