Wisła 1200 (4)
Wtorek, 9 lipca 2019 Kategoria Kocia czytelnia, do 150
Km: | 129.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 412m | Sprzęt: Terenówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wstawanie o 3 w nocy nigdy nie jest miłe. Dziś znowu budzik
wyrywa nas ze snu o tej godzinie. Michał po
nocy czuje się źle, jest mocno przeziębiony. Moje kolano to na razie raczej niewiadoma,
wszystko się okaże, gdy zacznę jechać rowerem.
Poranek robi się piękny i słoneczny, a widoki są świetne. Raz po raz pstrykam zdjęcia. Prognozy pogody nie pozostawiają jednak wątpliwości. Popołudniem ma zacząć padać i zrobi się zimno. Jesteśmy już blisko Warszawy i Michał myśli o tym, by wpaść do domu po dodatkowe ubranie dla siebie. Ze względu na przeziębienie, które go dopadło. Nie zależy mu na wyniku i jest pogodzony z tym, że za taki manewr dostanie zapewne karę czasową. On rusza do Warszawy, a ja jadę normalnie trasą.
Jedziemy jeszcze trochę razem, ale do Ostrówka docieram już sama. Wreszcie sklep! Jest to mały sklepik, w którym sprzedaje bardzo sympatyczny pan. Wesoło sobie rozmawiamy o tym co mogę kupić, a co już wykupili ludzie, którzy dojechali tu przede mną. Robię zakupy, przede wszystkim uzupełniam picie. Potem siadam na ławce pod sklepem. Pan wychodzi na chwilę do mnie i pyta, czy może mam ochotę na kawę, albo herbatę. Jak miło! Z chęcią przystaję na kawę. I dostaję porządną, mocną, fusiastą, czarną kawę. Pyszna!
Jeszcze trochę rozmawiamy. Okazuje się, że mój rozmówca przez lata był zawodowym pilotem samolotów wojskowych. Opowiada trochę o podróżach po świecie. Potem nadjeżdżają inni zawodnicy. Pora się zbierać.
Jazda po wale idzie mi dobrze, kawa jednak robi swoje. Jest też trochę szosy, na drodze nr 801 jadę żwawo. A potem, na wysokości Otwocka, jest zjazd w chaszcze. Teraz następuje długi odcinek specjalny nad Wisłą.
Wiele kilometrów przedzierania się najpierw przez wysokie zarośla, potem singlem nad samą rzeką. To bardzo trudny kawałek i w całości idę go pieszo.
Parę razy próbowałam wsiadać na rower, ale nieskutecznie. Jadąc zgodnie ze śladem trafiłam w miejsce, gdzie droga się oberwała i wpadła do rzeki. Wisła zabrała nam kawałek trasy. Usiłowałam jakoś się tam przedrzeć, ale skończyło się na tym, że musiałam się wycofywać, bo przejazdu ani przejścia jednak nie było. Zawracając coś poszło nie tak. Był moment, gdy wisiałam sobie nad Wisłą. Jedną ręką rozpaczliwie trzymałam się drzewa, drugą trzymałam rower. Wtem usłyszałam głos: ja pani pomogę! Był to wędkarz, który wyszedł z zarośli. Miły człowiek odczepił mnie od drzewa i pomógł się wydostać z tej pułapki. Mówił, że paru ludzi już się tu też władowało, ale jakoś się wydostali o własnych siłach. Powiedział też jak objechać ten odcinek, by szybko wrócić na trasę wyścigu. Poklikałam w GPS. Rzeczywiście, to miało sens.
Gdzieś w międzyczasie niebo zasłoniło się granatowymi chmurami. Coś złowrogo zagrzmiało i przyszła letnia burza. Widoki piękne. Deszcz już nie tak bardzo. Wypsikana preparatami przeciwko kleszczom, komarom i meszkom, szłam dalej. Aż w końcu udało mi się wyjść na prostą!
Przed Warszawą znowu trochę szosy, potem przejazd przez miasto od wschodniej strony. Wyścig mija bokiem całe piękne centrum Warszawy. Znam miasto dość dobrze. Może to i lepiej, że nie wjeżdżamy do centrum? Możemy sobie popatrzeć na PKiN z drugiego brzegu. Wygląda jak zwykle świetnie. Robię zdjęcie z brzegu i spotykam jednego z naszych. Mówi, że kończy wyścig i wraca do domu. Kontuzja. Szkoda.
Za Warszawą dojeżdża Michał. Pada już od paru chwil i zanosi się na to, że będzie padać jeszcze długo. Na wysokości Jabłonny jest punkt wsparcia dla Wiślaków, który prowadzi Księgowy. Z własnej inicjatywy, niezależnie od pogody, w wolnym czasie jest tu wraz z samochodem, w którym ma picie, słodkie i banany. Świetny punkt. Bardzo miło jest spotykać po drodze tak pozytywnych ludzi. Adam, dziękuję!
Dalej jest jazda wałem. Nieco ślisko od tego deszczu. Jedziemy do Nowego Dworu Mazowieckiego naradzając się co dalej. W McD jemy obiad. Michał przeziębiony. Deszcz pada mocno i jest zimno. Decydujemy, że na tę noc bierzemy hotel i robimy porządną regenerację. Nie mam za bardzo talentu do wyszukiwania hoteli, zajmuje się więc tym Michał. Znajduje nam fajny hotel blisko Twierdzy Modlin.
Wreszcie można wziąć prysznic, wyspać się w łóżku, podładować całą elektronikę. A za oknem pada deszcz…
Ciąg dalszy
Poranek robi się piękny i słoneczny, a widoki są świetne. Raz po raz pstrykam zdjęcia. Prognozy pogody nie pozostawiają jednak wątpliwości. Popołudniem ma zacząć padać i zrobi się zimno. Jesteśmy już blisko Warszawy i Michał myśli o tym, by wpaść do domu po dodatkowe ubranie dla siebie. Ze względu na przeziębienie, które go dopadło. Nie zależy mu na wyniku i jest pogodzony z tym, że za taki manewr dostanie zapewne karę czasową. On rusza do Warszawy, a ja jadę normalnie trasą.
Jedziemy jeszcze trochę razem, ale do Ostrówka docieram już sama. Wreszcie sklep! Jest to mały sklepik, w którym sprzedaje bardzo sympatyczny pan. Wesoło sobie rozmawiamy o tym co mogę kupić, a co już wykupili ludzie, którzy dojechali tu przede mną. Robię zakupy, przede wszystkim uzupełniam picie. Potem siadam na ławce pod sklepem. Pan wychodzi na chwilę do mnie i pyta, czy może mam ochotę na kawę, albo herbatę. Jak miło! Z chęcią przystaję na kawę. I dostaję porządną, mocną, fusiastą, czarną kawę. Pyszna!
Jeszcze trochę rozmawiamy. Okazuje się, że mój rozmówca przez lata był zawodowym pilotem samolotów wojskowych. Opowiada trochę o podróżach po świecie. Potem nadjeżdżają inni zawodnicy. Pora się zbierać.
Jazda po wale idzie mi dobrze, kawa jednak robi swoje. Jest też trochę szosy, na drodze nr 801 jadę żwawo. A potem, na wysokości Otwocka, jest zjazd w chaszcze. Teraz następuje długi odcinek specjalny nad Wisłą.
Wiele kilometrów przedzierania się najpierw przez wysokie zarośla, potem singlem nad samą rzeką. To bardzo trudny kawałek i w całości idę go pieszo.
Parę razy próbowałam wsiadać na rower, ale nieskutecznie. Jadąc zgodnie ze śladem trafiłam w miejsce, gdzie droga się oberwała i wpadła do rzeki. Wisła zabrała nam kawałek trasy. Usiłowałam jakoś się tam przedrzeć, ale skończyło się na tym, że musiałam się wycofywać, bo przejazdu ani przejścia jednak nie było. Zawracając coś poszło nie tak. Był moment, gdy wisiałam sobie nad Wisłą. Jedną ręką rozpaczliwie trzymałam się drzewa, drugą trzymałam rower. Wtem usłyszałam głos: ja pani pomogę! Był to wędkarz, który wyszedł z zarośli. Miły człowiek odczepił mnie od drzewa i pomógł się wydostać z tej pułapki. Mówił, że paru ludzi już się tu też władowało, ale jakoś się wydostali o własnych siłach. Powiedział też jak objechać ten odcinek, by szybko wrócić na trasę wyścigu. Poklikałam w GPS. Rzeczywiście, to miało sens.
Gdzieś w międzyczasie niebo zasłoniło się granatowymi chmurami. Coś złowrogo zagrzmiało i przyszła letnia burza. Widoki piękne. Deszcz już nie tak bardzo. Wypsikana preparatami przeciwko kleszczom, komarom i meszkom, szłam dalej. Aż w końcu udało mi się wyjść na prostą!
Przed Warszawą znowu trochę szosy, potem przejazd przez miasto od wschodniej strony. Wyścig mija bokiem całe piękne centrum Warszawy. Znam miasto dość dobrze. Może to i lepiej, że nie wjeżdżamy do centrum? Możemy sobie popatrzeć na PKiN z drugiego brzegu. Wygląda jak zwykle świetnie. Robię zdjęcie z brzegu i spotykam jednego z naszych. Mówi, że kończy wyścig i wraca do domu. Kontuzja. Szkoda.
Za Warszawą dojeżdża Michał. Pada już od paru chwil i zanosi się na to, że będzie padać jeszcze długo. Na wysokości Jabłonny jest punkt wsparcia dla Wiślaków, który prowadzi Księgowy. Z własnej inicjatywy, niezależnie od pogody, w wolnym czasie jest tu wraz z samochodem, w którym ma picie, słodkie i banany. Świetny punkt. Bardzo miło jest spotykać po drodze tak pozytywnych ludzi. Adam, dziękuję!
Dalej jest jazda wałem. Nieco ślisko od tego deszczu. Jedziemy do Nowego Dworu Mazowieckiego naradzając się co dalej. W McD jemy obiad. Michał przeziębiony. Deszcz pada mocno i jest zimno. Decydujemy, że na tę noc bierzemy hotel i robimy porządną regenerację. Nie mam za bardzo talentu do wyszukiwania hoteli, zajmuje się więc tym Michał. Znajduje nam fajny hotel blisko Twierdzy Modlin.
Wreszcie można wziąć prysznic, wyspać się w łóżku, podładować całą elektronikę. A za oknem pada deszcz…
Ciąg dalszy
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!