Ogryzkowy weekend (1)
Sobota, 6 kwietnia 2019 Kategoria do 100, Kocia czytelnia
Km: | 64.17 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 330m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Weekend rozpoczynam w sobotnie popołudnie - tuż po wyjściu z pracy. W Poznaniu wsiadamy do pociągu, który po godzince jazdy ma dotrzeć do małej stacji kolejowej w Mokrzu, w Puszczy Noteckiej. Pociąg jest prawie pusty, rozsiadamy się zatem wygodnie. Ruszamy z opóźnieniem, a ja zaczęłam czuć, że chyba boli mnie gardło.
Chyba?
A może na pewno? W końcu w pełni zdrowia nie myśli się o tym, że chyba boli gardło...
Pociąg jedzie wyjątkowo powoli. Zupełnie tak, jakby maszynista wpadł w melancholię i postanowił nigdzie się już dziś nie spieszyć. Przez okna oglądamy sobie piękne, sobotnie, późne popołudnie. Widzimy spacerujących ludzi oraz przemykających tu i tam rowerzystów. W Rokietnicy postój trwa z pół godziny. Nadzieja na to, że zdążymy być na wieży tuż przed zachodem Słońca, ucieka bezpowrotnie...
Na stacji w Mokrzu miejscowy ostrzega nas przed wilkami, których ponoć jest sporo w Puszczy. Potem jednak dodaje, że one są płochliwe i w rzeczywistości trzeba mieć trochę szczęścia, by je zobaczyć. Ruszamy drogą z betonowych płyt. Potem pojawia się asfalt, który musiał być remontowany wieki temu, bo jest w fatalnym stanie. Lepiej nie próbować jazdy tędy kolarzówką, bo ilości wyrw i piasku mogą być niemiłą niespodzianką.
Pisaki Puszczy Noteckiej wdzierają się na drogę. Prosto z drogi można wejść na Wrzosowe Wydmy. Rowery zostają na dole, a my idziemy w kopnym piachu na górę. Morze piasku, iglaki i wrzosy. Te wrzosy, na jesieni, muszą wyglądać tu wspaniale.
W Sierakowie przekraczany Wartę i robimy małe zakupy - jutro niedziela bez handlu. Drogą wojewódzką pędzimy do Międzychodu. Nie jest zbyt przyjemnie, bo ruch w sobotni wieczór jest duży, a pobocza brak. W Międzychodzie, nad torami kolejowymi, podziwiamy zachód Słońca. Jest ładnie, choć widok z wieży byłby z pewnością znacznie lepszy. Cóż poradzić - trzeba zadowolić się ogryzkiem.
Dalej, już po zachodzie Słońca, jedziemy na Górę Trębacza, na której stoi nasza wieża. Jest trochę szosy i trochę terenu. Krótko przed odbiciem w stronę wieży mijamy duży stóg na polu. Na jego szczycie siedzi około 10 młodych ludzi. Śmieją się, rozmawiają. Na tle coraz bardziej ciemniejącego nieba ich sylwetki wyglądają bardzo... fotograficznie. Niestety to już nie to światło, mój aparat sobie z takimi warunkami raczej nie poradzi. A poza tym, co jeśli oni wcale nie chcą, by ktoś ich fotografował?
Dojazd w okolice wieży jest terenowy, ale dość wygodny. Dopiero pod koniec robi się bardzo stromo i miejscami jest dużo kopnego piachu. Trzeba podejść. Sama wieża jest jedną z tych ciekawszych. Zgodnie postanawiamy, że wnosimy rowery i sakwy, by noc spędzić na górze, na tarasie widokowym. Jest w nas nieomal 100% pewności, że tej nocy nikt nas nie będzie niepokoił.
Zdjęcia
Chyba?
A może na pewno? W końcu w pełni zdrowia nie myśli się o tym, że chyba boli gardło...
Pociąg jedzie wyjątkowo powoli. Zupełnie tak, jakby maszynista wpadł w melancholię i postanowił nigdzie się już dziś nie spieszyć. Przez okna oglądamy sobie piękne, sobotnie, późne popołudnie. Widzimy spacerujących ludzi oraz przemykających tu i tam rowerzystów. W Rokietnicy postój trwa z pół godziny. Nadzieja na to, że zdążymy być na wieży tuż przed zachodem Słońca, ucieka bezpowrotnie...
Na stacji w Mokrzu miejscowy ostrzega nas przed wilkami, których ponoć jest sporo w Puszczy. Potem jednak dodaje, że one są płochliwe i w rzeczywistości trzeba mieć trochę szczęścia, by je zobaczyć. Ruszamy drogą z betonowych płyt. Potem pojawia się asfalt, który musiał być remontowany wieki temu, bo jest w fatalnym stanie. Lepiej nie próbować jazdy tędy kolarzówką, bo ilości wyrw i piasku mogą być niemiłą niespodzianką.
Pisaki Puszczy Noteckiej wdzierają się na drogę. Prosto z drogi można wejść na Wrzosowe Wydmy. Rowery zostają na dole, a my idziemy w kopnym piachu na górę. Morze piasku, iglaki i wrzosy. Te wrzosy, na jesieni, muszą wyglądać tu wspaniale.
W Sierakowie przekraczany Wartę i robimy małe zakupy - jutro niedziela bez handlu. Drogą wojewódzką pędzimy do Międzychodu. Nie jest zbyt przyjemnie, bo ruch w sobotni wieczór jest duży, a pobocza brak. W Międzychodzie, nad torami kolejowymi, podziwiamy zachód Słońca. Jest ładnie, choć widok z wieży byłby z pewnością znacznie lepszy. Cóż poradzić - trzeba zadowolić się ogryzkiem.
Dalej, już po zachodzie Słońca, jedziemy na Górę Trębacza, na której stoi nasza wieża. Jest trochę szosy i trochę terenu. Krótko przed odbiciem w stronę wieży mijamy duży stóg na polu. Na jego szczycie siedzi około 10 młodych ludzi. Śmieją się, rozmawiają. Na tle coraz bardziej ciemniejącego nieba ich sylwetki wyglądają bardzo... fotograficznie. Niestety to już nie to światło, mój aparat sobie z takimi warunkami raczej nie poradzi. A poza tym, co jeśli oni wcale nie chcą, by ktoś ich fotografował?
Dojazd w okolice wieży jest terenowy, ale dość wygodny. Dopiero pod koniec robi się bardzo stromo i miejscami jest dużo kopnego piachu. Trzeba podejść. Sama wieża jest jedną z tych ciekawszych. Zgodnie postanawiamy, że wnosimy rowery i sakwy, by noc spędzić na górze, na tarasie widokowym. Jest w nas nieomal 100% pewności, że tej nocy nikt nas nie będzie niepokoił.
Zdjęcia
Ciąg dalszy
komentarze
Cisza.
Tutaj, gdzie opowiada się o Kocich ścieżkach, cisza, zawsze świadczy o tym, że coś się wydarzy.
Piękno zdarza się tu często. Warto słuchać takich opowieści. lutra - 21:19 wtorek, 9 kwietnia 2019 | linkuj
Tutaj, gdzie opowiada się o Kocich ścieżkach, cisza, zawsze świadczy o tym, że coś się wydarzy.
Piękno zdarza się tu często. Warto słuchać takich opowieści. lutra - 21:19 wtorek, 9 kwietnia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!