Trans Am Bike Race (34)
Czwartek, 5 lipca 2018 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: | 153.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2214m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
To było dobre, by nocować tutaj, tuż pod górą i od rana zacząć wspinaczkę...
pieszą. To bardzo ciężki podjazd. Normalnie do zrobienia w siodle. Ale nie po
ponad 6000 km wyścigu. Pod koniec góry (4 km marszu),
spotkam motocyklistę.
To jeden z „Road Angels” – obserwuje wyścig i widząc, że ktoś z nas zaczyna podjazd, wyjeżdża mu motocyklem na spotkanie. Doskonale wie jak tu jest. Wie, że to odosobniona góra, że od wielu kilometrów nie było możliwości, by zaopatrzyć się w jedzenie i picie. Widział już wielu zawodników kompletnie wycieńczonych tą ścianą. I dlatego w swoich motocyklowych kuferkach ma wszystko co może być zawodnikowi potrzebne.
Mi wystarcza trochę arbuza i picie. Miłe spotkanie.
Zjazd jest niejednorodny. Z elementami podjazdu.
Od 11 godz. znowu spiekota. Masakra. Raz po raz nawierzchnią znowu jest loose gravel. Można to wziąć w ręce i przepuścić pomiędzy palcami.
A na rowerze można się na tym elegancko wyłożyć. W końcu zajeżdżam do White Hall, mając w nogach 76 km i 1400 m pionu, jest 13.50. Na wjeździe do miejscowości dogania mnie samochód, a w nim cztery dziewczyny. Mówią, że obserwowały na mapie jak jadę i wsiadły do samochodu, by mnie złapać. Mają dla mnie niespodziankę. Jest to przepyszny napój przecierowy z truskawek i bananów oraz ciastko. Odpoczywam wraz z nimi w klimatyzowanym sklepie. Mówią, że dziś moim punktem końcowym pewnie będzie Palmyra, to 61 km dalej. Żadna z nas jeszcze nie wie, że nie zostanę tam na noc, lecz dokręcę jeszcze 15 km.
Do końca dnia jest gorąco. Bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem jest przejazd przez Charlottesville - duże miasto. Ogromny ruch, wąskie, kręte i pagórkowate drogi. Dramat. Jest to chyba jedyny fragment wyścigu, gdy nie czuję się bezpiecznie na szosie. Dalej, gdy trasa ucieka z drogi nr 20, jest już lepiej. Nadal są pagórki, jest ich sporo, ale nie ma już tego strasznego ruchu.
Pod wieczór docieram do Kents Store. Nie ma tu nic. To mała wioska. Jednak tuż przy drodze zauważam pocztę. A to niespodzianka! Tej poczty nie mam na swojej rozpisce. Wchodzę do środka. To mała, kameralna i nieco zagracona poczta. Jest stare krzesło na kółkach, coś w rodzaju stolika oraz oczywiście skrytki na listy. Nie spodziewam się, by ktokolwiek miał tu przyjść. Przecież tu nic nie ma! Kilka domków na krzyż. Kiedy na ścianie znajduję wyłącznik światła, wiem już, że to jest to! Zostanę tu na noc. Klimatyzacji nie ma, jest ciepło, ale nie skwarnie. Moja ostatnia poczta wyścigu… wiele ich było, wiem, że tę zapamiętam bardzo dobrze. Rozkładam materac. Śpiwór nie jest potrzebny, bo ciepło. Zatem zwijanie się o poranku będzie szybkie.
Gaszę światło. Dobranoc, jutro ukończę Trans Am Bike Race i znajdę się w elitarnym gronie finiszerów.
Mapa
Ciąg dalszy
To jeden z „Road Angels” – obserwuje wyścig i widząc, że ktoś z nas zaczyna podjazd, wyjeżdża mu motocyklem na spotkanie. Doskonale wie jak tu jest. Wie, że to odosobniona góra, że od wielu kilometrów nie było możliwości, by zaopatrzyć się w jedzenie i picie. Widział już wielu zawodników kompletnie wycieńczonych tą ścianą. I dlatego w swoich motocyklowych kuferkach ma wszystko co może być zawodnikowi potrzebne.
Mi wystarcza trochę arbuza i picie. Miłe spotkanie.
Zjazd jest niejednorodny. Z elementami podjazdu.
Od 11 godz. znowu spiekota. Masakra. Raz po raz nawierzchnią znowu jest loose gravel. Można to wziąć w ręce i przepuścić pomiędzy palcami.
A na rowerze można się na tym elegancko wyłożyć. W końcu zajeżdżam do White Hall, mając w nogach 76 km i 1400 m pionu, jest 13.50. Na wjeździe do miejscowości dogania mnie samochód, a w nim cztery dziewczyny. Mówią, że obserwowały na mapie jak jadę i wsiadły do samochodu, by mnie złapać. Mają dla mnie niespodziankę. Jest to przepyszny napój przecierowy z truskawek i bananów oraz ciastko. Odpoczywam wraz z nimi w klimatyzowanym sklepie. Mówią, że dziś moim punktem końcowym pewnie będzie Palmyra, to 61 km dalej. Żadna z nas jeszcze nie wie, że nie zostanę tam na noc, lecz dokręcę jeszcze 15 km.
Do końca dnia jest gorąco. Bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem jest przejazd przez Charlottesville - duże miasto. Ogromny ruch, wąskie, kręte i pagórkowate drogi. Dramat. Jest to chyba jedyny fragment wyścigu, gdy nie czuję się bezpiecznie na szosie. Dalej, gdy trasa ucieka z drogi nr 20, jest już lepiej. Nadal są pagórki, jest ich sporo, ale nie ma już tego strasznego ruchu.
Pod wieczór docieram do Kents Store. Nie ma tu nic. To mała wioska. Jednak tuż przy drodze zauważam pocztę. A to niespodzianka! Tej poczty nie mam na swojej rozpisce. Wchodzę do środka. To mała, kameralna i nieco zagracona poczta. Jest stare krzesło na kółkach, coś w rodzaju stolika oraz oczywiście skrytki na listy. Nie spodziewam się, by ktokolwiek miał tu przyjść. Przecież tu nic nie ma! Kilka domków na krzyż. Kiedy na ścianie znajduję wyłącznik światła, wiem już, że to jest to! Zostanę tu na noc. Klimatyzacji nie ma, jest ciepło, ale nie skwarnie. Moja ostatnia poczta wyścigu… wiele ich było, wiem, że tę zapamiętam bardzo dobrze. Rozkładam materac. Śpiwór nie jest potrzebny, bo ciepło. Zatem zwijanie się o poranku będzie szybkie.
Gaszę światło. Dobranoc, jutro ukończę Trans Am Bike Race i znajdę się w elitarnym gronie finiszerów.
Mapa
Ciąg dalszy
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!