Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (33)

Środa, 4 lipca 2018 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 177.50 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1945m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Noc na poczcie była spokojna. O 5 rano jestem już na rowerze. Jest jeszcze kompletnie ciemno. Po ciemku robię liczne pagórki po mieście. Od samego początku jest bardzo ciepło. Jeszcze w sumie noc, a już 21 stopni... to nie wróży dobrego dnia.



Jak to kiedyś usłyszałam: „it is too hot to have a good day”. No więc dziś na tapecie to, czego nie lubię. Trasa bardzo interwałowa. Ciągle ostre zjazdy i podjazdy/podejścia. Do tego dziury zabite dechami - nie ma gdzie zjeść normalnego śniadania. Po 70 km jazdy zjadam... chipsy. Daje mi to energię na kolejne 30 km pagórków. Co za rzeźnia! Jakby mało było atrakcji, tuż przed Buchanan trafia się jakieś 7-9 km po drodze wysypanej luźnym żwirem.



Dość gruba warstwa nawierzchni, którą można wziąć w dłoń i przesypywać między palcami. Jest to fatalne do jazdy na szosowych oponach. Czy wspominałam już, że jest ciężko?
Dopiero po przebyciu 101 km i 1043 m pionu, o godz. 12.49 jem śniadanie. Lepiej późno niż wcale. W zestawie frytki, cola i grzyby. Tylko to uznałam za jadalne. Z jedzeniem jest tu katastrofa. Czasami myślę sobie, że nie mogłabym mieszkać na stałe w USA ze względu na jedzenie. Choć z drugiej strony, uczestnicząc w wyścigu stołuję się zawsze na mieście, jem to co mogę dostać szybko, bez zbędnego czekania. Pewnie mając więcej czasu, lub gotując samodzielnie, można tu całkiem dobrze zjeść.

Czuję się chora od upału i stromych gór. Docierając do Lexington, na liczniku mam 146 km i 1554 m pionu. Poważnie myślę o poczcie i noclegu tutaj. A jest dopiero 18! Zbiera się na jakaś burzę. Jeśli zdecyduję się jechać dalej, to chyba czeka mnie noc w siodle, bo przez najbliższe 63 mile praktycznie nie ma sklepów, poczt. To już będzie wjazd na Wezuwiusz, ponad 1000 m n.p.m. Ostatnia bardzo duża góra wyścigu. W niewesołym nastroju szukam jakiegoś dinera. Jadę przez miasteczko uważnie się rozglądając.



I nic. Wchodzę więc do restauracji. Jest to elegancka restauracja. Białe obrusy, gustownie ubrani ludzie. No i ja. W stroju sportowym, tym samym niezmiennie od… ostatnich dni maja, gdy wylatywałam z Polski. Na szczęście nie capię i wyglądam zupełnie znośnie. Oglądam menu, mili kelnerzy pilnują mi stojący na zewnątrz pod oknem rower, kiedy idę do łazienki umyć ręce i twarz. Zamawiam dobre danie. Dokładnie to na co mam ochotę. Nie patrzę na koszty, ponieważ to jest wyścig, a mój organizm domaga się porządnego i wartościowego posiłku.



Biorę zatem gorącą, czarną herbatę (jak już kilka razy wcześniej pisałam – gorąca, czarna herbata nie jest tu dobrem powszechnym), łososia z cytryną, szpinakiem i pure ziemniaczano-marchewkowym. Tego pure zamawiam podwójną porcję. Obiad jest pyszny i sycący! W restauracji klimatyzacja jest ustawiona w taki sposób, że chłodzi w sposób przyjemny, nie jest nieznośnie zimno. Jedząc gadam sobie przez Internet. Mile jest jeść dobry obiad i rozmawiać. Tak, to prawda – do końca już niedaleko. Jeszcze tylko dwa razy trzeba będzie się zerwać ze snu przed świtem i mam to! Czuję w sobie energię. Nie zostanę tu na poczcie.

Jadę dalej jeszcze ponad 30 km, lekko pod górę, do wsi Vesuvius. To maleńka wioska u stóp góry o tej samej nazwie. Stąd właśnie zaczyna się ostatni duży podjazd TransAm. Jest tu poczta. Mikroskopijna. Oświetlona. Wszystko widać z ulicy. Raczej nie jest to dobre miejsce na sen. Jadę kawałek dalej, przekraczam tory kolejowe i wdrapuję się pod całkiem spory kościół. Kościół jest zamknięty, ale jest tu dużo przestrzeni na zewnątrz. Jest też bardzo duża wiata, już prawie zupełnie ciemno, ale widać, że ona chyba jest jeszcze w budowie. Wchodzę pod wiatę i rozbijam pod nią namiot.



W najciemniejszym punkcie. Samą sypialnię, bez tropiku. W dole ludzie puszczają sztuczne ognie i świętują. Dziś święto, Dzień Niepodległości, 4 lipca.

Mapa
Ciąg dalszy


komentarze
Ładny. A jaki był dobry! Odżyłam po nim. Dobrej jakości jedzenie ma ogromne znaczenie podczas wyścigu.
Kot
- 11:11 czwartek, 24 stycznia 2019 | linkuj
Ładny ten obiad. :)
lutra
- 18:41 środa, 23 stycznia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum