Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (31)

Poniedziałek, 2 lipca 2018 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 138.30 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 2323m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Około 7 rano wjeżdżam do Virginii. Jest to już ostatni z 10 stanów, przez które prowadzi wyścig.



Przed Haysi są trzy bardzo ciężkie podjazdy. Wszystkie one w części zamieniają się dla mnie w podejścia. Dalej nie jest wiele lepiej. Spotykam jednego z zawodników. Tasujemy się. Jedzie nieznacznie szybciej niż ja.



Od długiego czasu, od wielu dni, staram się dorwać Lecha Kiedrowskiego. Wisi przede mną w stałej odległości około 100 km. Czasem nieco mniej. Wygląda to niezmiennie tak samo: on jedzie wolniej niż ja. Jednak bardzo mało śpi. Kiedy ja go lekko doganiam w ciągu dnia, on odskakuje w nocy.



O 13.28 docieram do Honaker. Mam na liczniku ledwie 68 km, które zdołałam wykręcić jadąc od samego rana. W pionie są to 1292 m. Jest ostro! Pokonuję prawie drugie tyle km i jestem w Meadowview, to 115 km dzisiejszej trasy, w pionie już 2111 m. Jest tu duży węzeł drogowy, leci tędy droga nr 81. Sama miejscowość jest mała. Nic tu nie ma. Nie ma nawet gdzie wpaść na żarcie. Wszystko zamknięte na głucho. Na szczęście na wyjeździe jest McD. Co za radość! Idę na obiad. Zamawiam to co zwykle. Kiedy jem, podchodzi do mnie miły człowiek, który zaprasza na nocleg do kościoła. Kusząca jest to propozycja, bo czuję się zmęczona, no ale jest to wyścig. Trzeba jechać dalej.



Niespodziewanie do Damascus docieram sprawnie. Może to dlatego, że porządnie się najadłam i zregenerowałam w klimatyzowanym wnętrzu. A może dlatego, że podjazdy są mniej strome. A może… to wszystko razem. Na głównym skrzyżowaniu, rozglądając się już powoli za pocztą do spania, zauważyłam kibiców. Stali z wymalowaną na kartce flagą Polski (odwrotną – ale w tym momencie zupełnie tego nie zauważyłam!) i wypisanym moim imieniem. Widząc, że nadjeżdżam, zawołali mnie po imieniu. Co zaskakujące, wymówili moje imię zupełnie poprawnie – co wcale nie jest takie oczywiste! Z tego wszystkiego odpowiedziałam im po polsku. Oczywiście po chwili przeszłam na angielski.



Byli to Mary i Jerry. Czekali na mnie! Spotkanie niezwykle miłe. Obserwowali jak jadę i zastanawiali się, czy dziś zdecyduję się tu przyjechać, czy odłożę to na jutrzejszy poranek. Powiedzieli, że znają mój zwyczaj nocowania na pocztach i zaraz mogą mnie na najbliższą pocztę zaprowadzić. Dodali jednak, że serdecznie zapraszają na nocleg do siebie, jeśli tylko mam ochotę. Kusili prysznicem! To wydawało mi się tak cudowne, że aż nierealne! Zjedliśmy więc razem kolację, potem poszłam pod prysznic i uprałam w ręku swoją sfatygowaną koszulkę kolarską. Dostałam na noc piżamkę w rowerki i był to podczas wyścigu jedyny moment gdy przez kilka godzin nie miałam na sobie stroju BBT 1008 km.



Spałam w prawdziwym łóżku. Cudownie, wspaniale!
Mile spędzony wieczór, noc w prawdziwym łóżku i rano wspólne śniadanie z ulubioną, gorzką, czarną herbatą.

https://ridewithgps.com/trips/27433446
Ciąg dalszy


komentarze
Lubię dobre zakończenia. Podsumowanie tego odcinka sprawiło, że gęba jeszcze długo będzie mi się cieszyła. Swoją drogą. Niewiele potrzeba do szczęścia. Wystarczy zdać sobie z tego sprawę i zwyczajne rzeczy zaczynają smakować zupełnie inaczej . :)
lutra
- 19:22 wtorek, 15 stycznia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum