Trans Am Bike Race (28)
Piątek, 29 czerwca 2018 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: | 186.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2107m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Życie poczty zaczyna się czasem
bardzo wcześnie. Tutaj jest to 4 nad ranem – o tej godzinie przychodzi dostawca gazet i mnie budzi swoim wejściem. A
skoro już otwarłam oczy, to zaczynam się zbierać do wyjazdu. Przed 5 już jestem na rowerze. Zmieniłam strefę czasową – o 5 rano jest tu kompletnie
ciemno. W tych ciemnościach robię podjazd, by wrócić na trasę. Gdy jestem na
trasie, nadal jest ciemno. Wtedy właśnie spotyka mnie najgorsza przygoda z psem
podczas całego wyścigu: bez żadnego ostrzeżenia, szczekania, czy choćby warknięcia,
dolatuje do mnie bydlę wyglądające jak amstaf. Wydzieram się przerażona i wtedy
ten pies na chwilę głupieje, a ja zyskuję cenny ułamek sekundy na potraktowanie
go gazem na niedźwiedzie i ucieczkę. Cała się trzęsę z nerwów po tej akcji i
długo nie mogę dojść do siebie.
Kiedy później, podczas jedzenia, otwieram Internet i widzę, że znajomi zaczęli niby żartobliwie wysyłać mi zdjęcia różnych psów, naprawdę się wściekam! Co za brak taktu, wyczucia i zrozumienia! Piszę więc na FB ostrzeżenie dla wszystkich tych żartownisiów, by nie wysyłali mi zdjęć żadnych kundli, bo będę usuwać ze znajomych.
Potem jest normalna jazda. Psy raz po raz się pojawiają, ale już nie tak groźnie jak ten poranny. Dzień zrobił się ładny, nie tak gorący jak wczoraj, więc wilgotność powietrza tak nie przeszkadza. Po przejechaniu 111 km, o godz. 14 docieram do Burgin i udaje mi się tu zjeść dobrą pizzę.
Za Burgin droga to wznosi się, to opada. Podjazdy i zjazdy nie są długie, jest za to ich sporo. Dłuższa górka do zdobycia pojawia się dopiero w lesie, na dojeździe do drogi nr 563. To na tej górce atakuje mnie mocno agresywny pies. Mam dużo szczęścia, bo tą wąską drogą jedzie akurat samochód. Kierowca widząc rozwścieczonego psa, zaczyna zajeżdżać mu drogę. Robi to bardzo skutecznie. Pies próbuje skakać na samochód, ale karoseria samochodu to materiał nie do ugryzienia. W tym czasie udaje mi się zwiać.
Przy drodze nr 563, na którą wkrótce wyjeżdżam, czeka mnie miła niespodzianka. Po prawej stronie szosy jest gospodarstwo. Jego właściciel kibicuje wyścigowi i gości zawodników. Najfajniejsze jest to, że do drewnianego domu przyklejona jest kabina prysznicowa. Z ciepłą wodą zasilaną panelem solarnym. Udaje mi się więc (w końcu!) wziąć prysznic. Woda leci wprost gorąca, co w połączeniu z upałem czyni piorunującą mieszankę.
Właściciel opowiada o zawodnikach, których miał okazję gościć. Z prysznica, podczas jednej z poprzednich edycji, korzystała m.in. Sarah Hammond! Ona akurat dotarła tu po ciemku. U mnie wypadło późne popołudnie. W międzyczasie przyjeżdża żona właściciela gospodarstwa. Dostała informację, że jestem kolejną uczestniczką TABR, która właśnie tu dotarła i na tą okoliczność załatwiła z miasta pizzę. Pogadaliśmy trochę o wyścigu oraz największej zmorze – psach. Mówią zgodnie, że Kentucky, zwłaszcza wschodnie Kentucky, to biedny stan i dlatego ludzie mają psy. Psy jako zabezpieczenie dobytku, alarm przeciwko złodziejom, psy, których jest za dużo. Umyta i najedzona, z nowymi siłami ruszyłam przed siebie.
Wschodnie Kentucky i jego psy - to jeszcze przede mną. Wszystko ma się zmienić za miastem. Za Bereą. Przyjdą dłuższe i ostrzejsze podjazdy oraz więcej psów. Berea to niepisana granica między zachodnim a wschodnim Kentucky.
Po pizzy i prysznicu oraz miłym odpoczynku mam jeszcze 18 mil do Berea. Na dojeździe do miasta spotykam kolejną osobę, która na mnie czeka. To Paul Wells, który poza tym, że kibicuje TABR, jest również miłośnikiem starych rowerów, które poddaje renowacji. Stoi samochodem na szczycie górki. A w samochodzie ma jedzenie i picie. Dużo jedzenia i picia. Miłe jest to spotkanie.
Kiedy wjeżdżam do miasta, jest już po zachodzie słońca.
Szybko robi się ciemno. Po ciemku lokalizuję pocztę, zjeżdżając nieco z trasy.
Miasto jest duże, więc i poczta duża. Idę spać.
Zasypiając myślę o tym, co będzie jutro. Jutro wjadę we wschodnie Kentucky.
Mapa
Ciąg dalszy
Kiedy później, podczas jedzenia, otwieram Internet i widzę, że znajomi zaczęli niby żartobliwie wysyłać mi zdjęcia różnych psów, naprawdę się wściekam! Co za brak taktu, wyczucia i zrozumienia! Piszę więc na FB ostrzeżenie dla wszystkich tych żartownisiów, by nie wysyłali mi zdjęć żadnych kundli, bo będę usuwać ze znajomych.
Potem jest normalna jazda. Psy raz po raz się pojawiają, ale już nie tak groźnie jak ten poranny. Dzień zrobił się ładny, nie tak gorący jak wczoraj, więc wilgotność powietrza tak nie przeszkadza. Po przejechaniu 111 km, o godz. 14 docieram do Burgin i udaje mi się tu zjeść dobrą pizzę.
Za Burgin droga to wznosi się, to opada. Podjazdy i zjazdy nie są długie, jest za to ich sporo. Dłuższa górka do zdobycia pojawia się dopiero w lesie, na dojeździe do drogi nr 563. To na tej górce atakuje mnie mocno agresywny pies. Mam dużo szczęścia, bo tą wąską drogą jedzie akurat samochód. Kierowca widząc rozwścieczonego psa, zaczyna zajeżdżać mu drogę. Robi to bardzo skutecznie. Pies próbuje skakać na samochód, ale karoseria samochodu to materiał nie do ugryzienia. W tym czasie udaje mi się zwiać.
Przy drodze nr 563, na którą wkrótce wyjeżdżam, czeka mnie miła niespodzianka. Po prawej stronie szosy jest gospodarstwo. Jego właściciel kibicuje wyścigowi i gości zawodników. Najfajniejsze jest to, że do drewnianego domu przyklejona jest kabina prysznicowa. Z ciepłą wodą zasilaną panelem solarnym. Udaje mi się więc (w końcu!) wziąć prysznic. Woda leci wprost gorąca, co w połączeniu z upałem czyni piorunującą mieszankę.
Właściciel opowiada o zawodnikach, których miał okazję gościć. Z prysznica, podczas jednej z poprzednich edycji, korzystała m.in. Sarah Hammond! Ona akurat dotarła tu po ciemku. U mnie wypadło późne popołudnie. W międzyczasie przyjeżdża żona właściciela gospodarstwa. Dostała informację, że jestem kolejną uczestniczką TABR, która właśnie tu dotarła i na tą okoliczność załatwiła z miasta pizzę. Pogadaliśmy trochę o wyścigu oraz największej zmorze – psach. Mówią zgodnie, że Kentucky, zwłaszcza wschodnie Kentucky, to biedny stan i dlatego ludzie mają psy. Psy jako zabezpieczenie dobytku, alarm przeciwko złodziejom, psy, których jest za dużo. Umyta i najedzona, z nowymi siłami ruszyłam przed siebie.
Wschodnie Kentucky i jego psy - to jeszcze przede mną. Wszystko ma się zmienić za miastem. Za Bereą. Przyjdą dłuższe i ostrzejsze podjazdy oraz więcej psów. Berea to niepisana granica między zachodnim a wschodnim Kentucky.
Po pizzy i prysznicu oraz miłym odpoczynku mam jeszcze 18 mil do Berea. Na dojeździe do miasta spotykam kolejną osobę, która na mnie czeka. To Paul Wells, który poza tym, że kibicuje TABR, jest również miłośnikiem starych rowerów, które poddaje renowacji. Stoi samochodem na szczycie górki. A w samochodzie ma jedzenie i picie. Dużo jedzenia i picia. Miłe jest to spotkanie.
Kiedy wjeżdżam do miasta, jest już po zachodzie słońca.
Szybko robi się ciemno. Po ciemku lokalizuję pocztę, zjeżdżając nieco z trasy.
Miasto jest duże, więc i poczta duża. Idę spać.
Zasypiając myślę o tym, co będzie jutro. Jutro wjadę we wschodnie Kentucky.
Mapa
Ciąg dalszy
komentarze
Fascynująca, trzymająca w napięciu historia.
Nie przypuszczałem, że Amerykanie są tacy wylewni i uczynni. Nie przypuszczałem także, że są tam aż tak rozległe, biedne tereny. Biedne, jak widać, to pojęcie względne.
Ci ludzie wyglądają skromnie, ale jak pięknie potrafią się dzielić.
Stereotypy. Głupio mi trochę. lutra - 19:16 piątek, 11 stycznia 2019 | linkuj
Nie przypuszczałem, że Amerykanie są tacy wylewni i uczynni. Nie przypuszczałem także, że są tam aż tak rozległe, biedne tereny. Biedne, jak widać, to pojęcie względne.
Ci ludzie wyglądają skromnie, ale jak pięknie potrafią się dzielić.
Stereotypy. Głupio mi trochę. lutra - 19:16 piątek, 11 stycznia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!