Trans Am Bike Race (27)
Czwartek, 28 czerwca 2018 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: | 169.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1576m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od samego rana czuję się niemożliwie
zmęczona. Może to dlatego, że w nocy bardzo słabo spałam. Świadomość, że każda
przechodząca ulicą osoba widzi mnie sprawiła, że mój sen był przerywany i
wyjątkowo niespokojny. Od samego rana jest też gorąco i wilgotno. Na wyjeździe z
Whitesville, mimo wczesnej pory, zauważam czynną knajpę.
Od razu jest mi jakoś tak lepiej, bo wygląda na to, że zacznę ten dzień od dobrego śniadania. Szyby baru są całe zaparowane. Wilgoć wdziera się dosłownie wszędzie. W środku siedzi przy dużym stole kilku mężczyzn. Mają kowbojskie kapelusze i, jedząc śniadanie, wesoło oraz głośno gadają. Biorę danie i siadam przy jednym z wielu wolnych stolików.
Kiedy kończę posiłek, wchodzą dwaj zawodnicy wyścigu – ci sami, których wczoraj spotkałam na poczcie i którzy poszli spać pod kościół. Po ich twarzach widzę, że też są zmęczeni i raczej nieweseli. Życzę im smacznego i wychodzę.
Powietrze jest gorące i wilgotne. Nie ma czym oddychać. W Polsce takich warunków nigdy nie doświadczyłam. One u nas po prostu nie występują.
Mieszanka jest to okropna. Ma się wrażenie, że w tym wilgotnym powietrzu można się utopić. Kiedy tak jadę w pełnym słońcu oraz wysokiej wilgotności, zauważam biały kościółek. Wreszcie trochę cienia! Zajeżdżam tam i na chwilę kładę się pod drzwiami. Nie oddycham normalnym powietrzem, lecz jakąś zupą.
Pod koniec dnia mijam podtopione tereny. Widać, że chyba są to pozostałości po powodzi. Pola pod wodą, łąki pod wodą. Woda podchodząca pod ulicę.
Na noc odbijam trochę od trasy i jadę do New Haven na pocztę spać. Tuż przy poczcie jest duża stacja BP. Robię tam zakupy i spotykam miłego człowieka, który proponuje, że w tych zakupach mi pomoże. Jest kibicem wyścigu i z radością kupuje mi trochę jedzenia. Zaprasza też do swojej pizzerii na pizzę, ale pechowo akurat zupełnie nie jestem głodna.
Poczta jest niezbyt duża, ale zakamarkowa. Kończę ten niezbyt łatwy dzień. Dziś raczej pełzłam, niż jechałam. O psach – nawet szkoda gadać…
Przed zaśnięciem odkażam jeszcze małą rankę, która zrobiła mi się na tyłku od ciągłej jazdy. Czyszczę z krwi i pozwalam przez te parę godzin snu się goić. Jutro rano nałożę grubą warstwę kremu i będę jechała dalej.
Mapa
Ciąg dalszy
Od razu jest mi jakoś tak lepiej, bo wygląda na to, że zacznę ten dzień od dobrego śniadania. Szyby baru są całe zaparowane. Wilgoć wdziera się dosłownie wszędzie. W środku siedzi przy dużym stole kilku mężczyzn. Mają kowbojskie kapelusze i, jedząc śniadanie, wesoło oraz głośno gadają. Biorę danie i siadam przy jednym z wielu wolnych stolików.
Kiedy kończę posiłek, wchodzą dwaj zawodnicy wyścigu – ci sami, których wczoraj spotkałam na poczcie i którzy poszli spać pod kościół. Po ich twarzach widzę, że też są zmęczeni i raczej nieweseli. Życzę im smacznego i wychodzę.
Powietrze jest gorące i wilgotne. Nie ma czym oddychać. W Polsce takich warunków nigdy nie doświadczyłam. One u nas po prostu nie występują.
Mieszanka jest to okropna. Ma się wrażenie, że w tym wilgotnym powietrzu można się utopić. Kiedy tak jadę w pełnym słońcu oraz wysokiej wilgotności, zauważam biały kościółek. Wreszcie trochę cienia! Zajeżdżam tam i na chwilę kładę się pod drzwiami. Nie oddycham normalnym powietrzem, lecz jakąś zupą.
Pod koniec dnia mijam podtopione tereny. Widać, że chyba są to pozostałości po powodzi. Pola pod wodą, łąki pod wodą. Woda podchodząca pod ulicę.
Na noc odbijam trochę od trasy i jadę do New Haven na pocztę spać. Tuż przy poczcie jest duża stacja BP. Robię tam zakupy i spotykam miłego człowieka, który proponuje, że w tych zakupach mi pomoże. Jest kibicem wyścigu i z radością kupuje mi trochę jedzenia. Zaprasza też do swojej pizzerii na pizzę, ale pechowo akurat zupełnie nie jestem głodna.
Poczta jest niezbyt duża, ale zakamarkowa. Kończę ten niezbyt łatwy dzień. Dziś raczej pełzłam, niż jechałam. O psach – nawet szkoda gadać…
Przed zaśnięciem odkażam jeszcze małą rankę, która zrobiła mi się na tyłku od ciągłej jazdy. Czyszczę z krwi i pozwalam przez te parę godzin snu się goić. Jutro rano nałożę grubą warstwę kremu i będę jechała dalej.
Mapa
Ciąg dalszy
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!