Trans Am Bike Race (25)
Wtorek, 26 czerwca 2018 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: | 164.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1618m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ładna, zabytkowa poczta okazała się dodatkowo spokojna, nikt
nocą nie przyszedł po listy.
Rano duchota, burza wisi nade mną. Ile sił w nogach jadę do Campbel Hill. Chmura burzowa wygląda przerażająco.
Udaje mi się zdążyć przed nawałnicą w ostatniej chwili.
Leje tak, że wszystko za oknem jest sine. Ulica stoi w wodzie, wszystko spływa. Samochody zatrzymują się. Nieliczni kierowcy decydują się jechać, raz po raz widzę przez okno stacji, na którą udało mi się wbić, jadący powolutku samochód.
Ostra ulewa towarzysząca burzy trwa ponad godzinę. Potem… nadal jest burza, ale już nie tak gwałtowna, więc decyduję się jechać. Przez 30 km, w burzy, jadę do Murphysboro.
Tego dnia są jeszcze 2 burze. Jedną przeczekuję na dużej stacji w Goreville. Ta sama sytuacja: z nieba leje się strumień wody, wieje silny wiatr i wszystkiemu towarzyszy mega burza. Gdy mija pierwsze, najcięższe uderzenie, ruszam. Kolejna burza łapie mnie pośrodku niczego: przed sobą widzę oddalające się chmury minionej burzy, natomiast za mną robi się dziwnie ciemno. To dziwne, to jeszcze nie wieczór. Gdy odwracam się, wszystko staje się jasne. Za mną pędzi chmura burzowa szeroka na całe niebo. Niebo jest granatowo-sine. Wygląda to strasznie.
Nie ma gdzie się schować przed tą katastrofą. Chociaż… zaraz! Jadę właśnie jakimś wiaduktem kolejowym. Jedyny pomysł to wejść pod wiadukt. Widać, że trwają tu jakieś roboty – przy torach stoi ciężki sprzęt budowlany. Jednak teraz, wieczorem, nikogo tu nie ma. Biegnę z rowerem po kamieniach na dół. A oto jest i toaleta przenośna! Z lekką niepewnością otwieram drzwiczki. To nowa kabina, w środku jest zupełnie czysto. To idealna miejscówka, by przetrzymać główne uderzenie nawałnicy. Rower niestety zostaje na zewnątrz i otrzymuje solidny prysznic prosto z nieba. Kiedy najgorsze mija, na zewnątrz jest już głęboka szarówka. Pada deszcz. Pada w sposób normalny – nie jest to już ściana wody, a ulicami nie płynie rzeka. Jadę po ciemku i w deszczu do Eddyville, na pocztę, spać. Na drodze skacze pełno małych żabek. Jest mgła. W powietrzu latają świetliki.
Jest nastrojowo jechać w tym deszczu i ciemności.
Na poczcie w Eddyville urządzam wielkie suszenie. Ubrania mam mokre od deszczu. Mokre są też buty. Nie pachnie to wszystko zbyt pięknie, więc jestem szczęśliwa, że podczas całego mojego pobytu na tej poczcie nikt nie przychodzi po przesyłki.
Mapa
Ciąg dalszy
Rano duchota, burza wisi nade mną. Ile sił w nogach jadę do Campbel Hill. Chmura burzowa wygląda przerażająco.
Udaje mi się zdążyć przed nawałnicą w ostatniej chwili.
Leje tak, że wszystko za oknem jest sine. Ulica stoi w wodzie, wszystko spływa. Samochody zatrzymują się. Nieliczni kierowcy decydują się jechać, raz po raz widzę przez okno stacji, na którą udało mi się wbić, jadący powolutku samochód.
Ostra ulewa towarzysząca burzy trwa ponad godzinę. Potem… nadal jest burza, ale już nie tak gwałtowna, więc decyduję się jechać. Przez 30 km, w burzy, jadę do Murphysboro.
Tego dnia są jeszcze 2 burze. Jedną przeczekuję na dużej stacji w Goreville. Ta sama sytuacja: z nieba leje się strumień wody, wieje silny wiatr i wszystkiemu towarzyszy mega burza. Gdy mija pierwsze, najcięższe uderzenie, ruszam. Kolejna burza łapie mnie pośrodku niczego: przed sobą widzę oddalające się chmury minionej burzy, natomiast za mną robi się dziwnie ciemno. To dziwne, to jeszcze nie wieczór. Gdy odwracam się, wszystko staje się jasne. Za mną pędzi chmura burzowa szeroka na całe niebo. Niebo jest granatowo-sine. Wygląda to strasznie.
Nie ma gdzie się schować przed tą katastrofą. Chociaż… zaraz! Jadę właśnie jakimś wiaduktem kolejowym. Jedyny pomysł to wejść pod wiadukt. Widać, że trwają tu jakieś roboty – przy torach stoi ciężki sprzęt budowlany. Jednak teraz, wieczorem, nikogo tu nie ma. Biegnę z rowerem po kamieniach na dół. A oto jest i toaleta przenośna! Z lekką niepewnością otwieram drzwiczki. To nowa kabina, w środku jest zupełnie czysto. To idealna miejscówka, by przetrzymać główne uderzenie nawałnicy. Rower niestety zostaje na zewnątrz i otrzymuje solidny prysznic prosto z nieba. Kiedy najgorsze mija, na zewnątrz jest już głęboka szarówka. Pada deszcz. Pada w sposób normalny – nie jest to już ściana wody, a ulicami nie płynie rzeka. Jadę po ciemku i w deszczu do Eddyville, na pocztę, spać. Na drodze skacze pełno małych żabek. Jest mgła. W powietrzu latają świetliki.
Jest nastrojowo jechać w tym deszczu i ciemności.
Na poczcie w Eddyville urządzam wielkie suszenie. Ubrania mam mokre od deszczu. Mokre są też buty. Nie pachnie to wszystko zbyt pięknie, więc jestem szczęśliwa, że podczas całego mojego pobytu na tej poczcie nikt nie przychodzi po przesyłki.
Mapa
Ciąg dalszy
komentarze
Nie lubię upiększania rzeczywistości, rzeczywistość nie jest taka cukierkowa, jak opisują ją niektórzy. Ty, na szczęście tego nie robisz. W Twoich opisach rzeczywistość jest autentyczna. Autentyzm jest ewidentny.
Doceniam to! :) malarz - 18:15 wtorek, 8 stycznia 2019 | linkuj
Doceniam to! :) malarz - 18:15 wtorek, 8 stycznia 2019 | linkuj
Ta chmura jest straszna nawet na obrazku. Rower... Środek transportu, stelaż na bagaż i suszarka odzieży. Widziałem go również jako podporę tarpa. We wszystkich przypadkach sprawdza się doskonale.
lutra - 15:59 wtorek, 8 stycznia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!