Trans Am Bike Race (23)
Niedziela, 24 czerwca 2018 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: | 148.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1880m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Poranek nie jest czysty. Na niebie widać niewesołe chmury i
wszystko wskazuje na to, że „coś z tego będzie”. Powietrze szybko robi się
duszne i ciężkie, aż w końcu za Houston (32 km dzisiejszej trasy) łapie mnie
deszcz, a potem burza z ulewą. Jest za to ciepło i nie wieje.
W takich deszczowo-burzowych warunkach przemierzam ok. 40 km do Summersville. Tam zjadam obiad i w przelotnych deszczach lecę do Eminence.
Za tą miejscowością zaczyna się ciężki odcinek z wieloma ściankami po naście procent. Niektóre wpycham, bo za ciężko jest jechać. Chwilami zastanawiam się nawet nad tym co ja robię na tak ciężkim wyścigu. Bo to cały czas jest wyścig. Niezależnie od tego, czy idę, czy jadę. W końcu osiągam Ellington. Po prawie 30 km ciągłych ścian. Masakra. Zaraz potem łapię się jednak na myśli o tym, że właśnie spełniam swoje marzenie, że jestem tu z własnej woli, chcę tu być oraz, że przyjedzie dzień gdy, już po zakończeniu wyścigu, będę sama zazdrościła sobie z tych dni. Uśmiecham się. To cudowne, że tu jestem. Że mam tę możliwość uczestniczenia w wyścigu.
Ellington to dziura zabita dechami, miejscowość wygląda tak, jakby wszyscy z niej uciekli. Pusto. Ale ponoć jest tu poczta. Teoretycznie mogłabym jechać dalej, ale kilka dni temu jakaś dziwna muszka ugryzła mnie nieco poniżej szyi. Akurat dziś z tej okazji zaczął się powiększać odczyn uczuleniowy. Tradycyjnie obrzęk, zaczerwienienie, swędzenie i uczucie ogólnego rozbicia. Najchętniej poszłabym spać do hotelu, bo jest tu hotel, ale niestety finansowo nie stać mnie na ten luksus. Krążę więc chwilę po Ellington, szukając poczty. W końcu jedna z mieszkanek podpowiada gdzie ta poczta jest. Jadąc zgodnie z jej wskazówkami, trafiam bez pudła. Obok jest kościół. Kościół to zawsze lepsza miejscówka od poczty. Przede wszystkim dlatego, że w nocy można sobie zgasić światło. No i nikt nie przyjdzie, by odebrać przesyłkę. Niestety kościół jest zamknięty. Pogoda znowu się psuje i zaczyna padać deszcz. Chowam się więc szybko na poczcie.
Kiedy jestem już zakopana w śpiworze, wchodzi mocno zarośnięty, brodaty mężczyzna. Odbiera list i chwilę ze mną gada. Zaprasza nawet do domu, na normalny nocleg do swojej rodziny, ale ja nie mam już siły, by wszystko zwijać i iść. Jedyne o czym marzę, to sen.
mapa
Ciąg dalszy
W takich deszczowo-burzowych warunkach przemierzam ok. 40 km do Summersville. Tam zjadam obiad i w przelotnych deszczach lecę do Eminence.
Za tą miejscowością zaczyna się ciężki odcinek z wieloma ściankami po naście procent. Niektóre wpycham, bo za ciężko jest jechać. Chwilami zastanawiam się nawet nad tym co ja robię na tak ciężkim wyścigu. Bo to cały czas jest wyścig. Niezależnie od tego, czy idę, czy jadę. W końcu osiągam Ellington. Po prawie 30 km ciągłych ścian. Masakra. Zaraz potem łapię się jednak na myśli o tym, że właśnie spełniam swoje marzenie, że jestem tu z własnej woli, chcę tu być oraz, że przyjedzie dzień gdy, już po zakończeniu wyścigu, będę sama zazdrościła sobie z tych dni. Uśmiecham się. To cudowne, że tu jestem. Że mam tę możliwość uczestniczenia w wyścigu.
Ellington to dziura zabita dechami, miejscowość wygląda tak, jakby wszyscy z niej uciekli. Pusto. Ale ponoć jest tu poczta. Teoretycznie mogłabym jechać dalej, ale kilka dni temu jakaś dziwna muszka ugryzła mnie nieco poniżej szyi. Akurat dziś z tej okazji zaczął się powiększać odczyn uczuleniowy. Tradycyjnie obrzęk, zaczerwienienie, swędzenie i uczucie ogólnego rozbicia. Najchętniej poszłabym spać do hotelu, bo jest tu hotel, ale niestety finansowo nie stać mnie na ten luksus. Krążę więc chwilę po Ellington, szukając poczty. W końcu jedna z mieszkanek podpowiada gdzie ta poczta jest. Jadąc zgodnie z jej wskazówkami, trafiam bez pudła. Obok jest kościół. Kościół to zawsze lepsza miejscówka od poczty. Przede wszystkim dlatego, że w nocy można sobie zgasić światło. No i nikt nie przyjdzie, by odebrać przesyłkę. Niestety kościół jest zamknięty. Pogoda znowu się psuje i zaczyna padać deszcz. Chowam się więc szybko na poczcie.
Kiedy jestem już zakopana w śpiworze, wchodzi mocno zarośnięty, brodaty mężczyzna. Odbiera list i chwilę ze mną gada. Zaprasza nawet do domu, na normalny nocleg do swojej rodziny, ale ja nie mam już siły, by wszystko zwijać i iść. Jedyne o czym marzę, to sen.
mapa
Ciąg dalszy
komentarze
Spanko trochę jak na wystawie ale lepsze to niż spotkania z psami i owadami. Czytam odcinek po odcinku i trochę jestem zaskoczony tym ,jak wielu przyjaznych ludzi spotykasz. Taki kraj? Kibice? Czy magia dziur zabitych dechami?
lutra - 18:59 poniedziałek, 7 stycznia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!