Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (22)

Sobota, 23 czerwca 2018 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 149.70 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1906m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
W nocy, o ironio, spałam słabo. Moje serce pracowało dziwnie i nie pozwoliło na spokojny sen.
Ranek jest więc jakiś taki byle jaki. Czuję się zmęczona. Plączę się po kuchni i pokoju. Jem, piję, pakuję klamoty na rower i… zmuszam się do wyjścia na zewnątrz. Pogoda jest piękna, ale trasa jest trudna. Wykres wysokościowy nie kłamie – tu jest ścianka za ścianką. Ostry podjazd się kończy i zaraz zaczyna się równie ostry zjazd. Nie ma czasu, ani możliwości, by robić więcej zdjęć podczas jazdy, jedno albo dwa muszą wystarczyć. Tu cały czas trzeba być skupionym i dawać z siebie wszystko.



Po 76 km bardzo interwałowej jazdy docieram do Marshfield. W sumie więcej było pod górę, niż w dół. Na tym odcinku zrobiłam 1087 m pionu. Pora coś zjeść, trafia się McD, więc jest super. Biorę jak zwykle zestaw frytki + Fish burger.



Zjadam z apetytem, jednocześnie odpoczywając od stromych ścianek i gorąca. Kiedy kończę, podchodzi do mnie nieznajomy. Pyta, czy jestem jedną z tych osób, które jadą rowerem przez całą Amerykę. Wyścig jednak jest znany. Potwierdzam. Pan kładzie mi na tacce 20 USD i mówiąc: „be safe”… ucieka. Stan mojego konta bankowego uszczupla się szybciej niż bym chciała, dlatego cieszy mnie ten niespodziewany, miły gest. Potem w ślady tego pana idą moi kibice z Polski. To piękne i wzruszające. Wreszcie nie muszę rozcieńczać izotoników wodą!

Dalsza droga to niekończące się górki, po około 50 km docieram do Hartville. Udaje mi się tutaj znaleźć miłe miejsce, gdzie mimo późnego popołudnia, zjadam pyszne danie śniadaniowe. Z nowymi siłami jadę do Graff. Wg rozpiski ma być tutaj poczta. Budynek pocztowy rzeczywiście jest. To mała poczta, wszystko wygląda dobrze. Jednak gdy naciskam klamkę, okazuje się, że drzwi są zamknięte na klucz. Z noclegu nici.

Rozczarowana jadę dalej. Docieram do Bendavis. Poczty co prawda tu nie ma, ale jest… Kościół Baptystów. Budynek jest duży. No i nie jest tu pusto. Przy wejściu kręcą się kobieta i mężczyzna. Szybko mnie zauważają, zaczynamy rozmawiać. Mówią, że co prawda w kościele nie można spać, ale mogę rozbić namiot w przykościelnym ogródku, a potem przyjść do kościoła na kolację. Rozbijam więc namiot w zapadających ciemnościach. Kiedy wszystko już prawie jest gotowe, Toni wychodzi z kościoła i mówi, że rozmawiała z pastorem i mogę jednak spać w kościele. Zwijam więc szybko namiot i ładuję się do środka.



Wraz z Toni i jej mężem zjadam kolację, a potem zasypiam w kościele. Dziś przejechałam jedynie 150 km. To bardzo mało. Ciężka poprzednia noc z dziwnymi problemami sercowymi, późny wyjazd z Ash Grove, wymagające ukształtowanie terenu i upał zrobiły swoje.

Mapa
Ciąg dalszy


komentarze
Dokładnie tak się czułam. To było niesamowite!
Kot
- 19:37 niedziela, 6 stycznia 2019 | linkuj
Fajnie tak spać, pod dobrą opieką. Strzegą Cię anioły wszystkich religii i wyznań. :)
lutra
- 17:03 sobota, 5 stycznia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum