Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (11)

Wtorek, 12 czerwca 2018 Kategoria do 250, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 216.70 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
1712: 1712kcal Podjazdy: m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Poranek wstaje rześki i słoneczny. Na trawach bieli się szron, -3°C. Zimniutko! Jest za to słonecznie. Nie ma śladu po wczorajszej okropnej pogodzie. Wiatr nie miota rowerem po ulicy. Znad jeziora oraz kawałek dalej jest podjazd. Nic szczególnie trudnego. Potem droga faluje.



Trochę w górę, trochę w dół. We Flagg Ranch zatrzymuję się na śniadanie. Dobrze jest zjeść coś ciepłego. Kiedy wychodzę, na zewnątrz jest już całkiem przyjemnie.



Po przymrozku pozostało wspomnienie. Widoki robią się coraz wspanialsze – wjeżdżam do Grand Teton national Park. Masywne góry pokryte śniegiem, a na dole soczysta zieleń.



To wszystko w słońcu i przy błękitnym niebie. Wrażenie piorunujące.



Nadal jest wcześnie, ludzi nie ma więc zbyt wielu. Droga jest pagórkowata aż do Moran – tam zaczyna się duży podjazd, aż na wysokość 9658ft, tj. 2944 m n.p.m (Tagwotee Pass). Na liczniku 120 km. Zaczynam czuć się średnio. W nosie mam Saharę. Na tej wysokości zupełnie z bliska mogę oglądać śnieg, który został tu jeszcze po zimie. Całkiem sporo tego śniegu. Z przełęczy jest bardzo długi i przyjemny zjazd.



Widoki są znowu mocne – teraz w roli głównej występują niesamowite, bo kolorowe góry! Jest mocno ciepło, wieje.



Na obiad zatrzymuję się w Dubois. Siedząc w Nostalgia Bistro i czekając na jedzenie, łapię przez FB kontakt z Gen. Ona właśnie tu dotarła, więc informuję ją gdzie jestem i po chwili obie czekamy na jedzenie. Obiad jest beznadziejny. Zamówiłam łososia z warzywami, a dostałam ogromną miskę zieleniny i mikroskopijne kawałki ryby. Gen dostała analogiczną wersję kurczaka z warzywami. Obie zgodnie stwierdzamy, że wyjątkowo marne i mało pożywne to jest. Po obiedzie jadę dalej, a Gen zostaje tu na noc, mimo wczesnej jeszcze popołudniowej godziny. Planuje się wyspać i ruszyć nocą, gdy wiatr zmaleje.



Wieczór jest ciepły. Aż do końca dnia jedzie mi się nieźle, choć czuję się nieco wywiana i twarz od tego wiatru mam czerwoną. Do Crowheart docieram w szarówce. Wg mojej rozpiski jest tu poczta. Łatwo ją namierzyć, bo przy drodze stoi nawet drogowskaz kierujący na tę pocztę. Tymczasem okazuje się, że poczta sklejona jest ze sklepem i to wszystko razem, jako komplet, jest… zamknięte. No to pięknie. Po prostu pięknie! Jadę kawałek dalej, wg mojej nawigacji niedaleko jest kościół. Nie robię sobie zbyt wielkich nadziei – kościoły  bywają otwarte. Najczęściej są zamknięte. Podjeżdżam pod świątynię. Naciskam klamkę, ta ustępuje.



A więc mam noc w kościele. Wnoszę rower, rozkładam materac, śpiwór. Cicho, ciemno, ciepło. Leżąc w nawie głównej, pomiędzy rzędami ławek mówię światu dobranoc.

Mapa
Ciąg dalszy


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum