Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (10)

Poniedziałek, 11 czerwca 2018 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 180.90 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1847m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Kiedy budzę się, pada deszcz. Zjadam śniadanie, wypijam z termosu ciepłą herbatę. Najciszej jak potrafię pakuję graty i wychodzę z domku. Zimno! 4 stopnie powyżej zera.


Droga cały czas idzie pod górę. Jest pusto, zimno, dżdżyście. Mało przyjemnie. Na 30-którymś kilometrze „Rest area”, miejsce, gdzie można odpocząć. Ogrzewany budynek, z toaletami. Wchodzę na chwilę. Nic tu nie można kupić, więc zjadam własny prowiant. Dobre jest to, że mogę posiedzieć w cieple. Przez całe 100 km, gdy tak jadę pod górę, nie ma żadnego miejsca, gdzie można by było zjeść i wypić coś na ciepło. Jadę niezbyt szybko. Dogania mnie Genevieve i jest to jedyna osoba z TABR, którą dziś spotykam na trasie. Mniej więcej w tym samym czasie doganiają mnie Polacy z Kanady, u których w domku na kempingu spędziłam minioną noc. Mijam jezioro, które powstało w wyniku trzęsienia ziemi. Z wody wystają zatopione od dawna martwe już drzewa. Widok smutny i przerażający.



Ostatnie 20 km do West Yellowstone jest centralnie pod silny wiatr. Znowu tasuję się z Gen. Mam wrażenie, że nigdy nie dojadę. W końcu jednak jestem. W miasteczku jest McD. To dobre miejsce na jedzenie. Zestaw z McD to zawsze jest pewniak. Można brać w ciemno – jakość i właściwości odżywcze zestawu zawsze są na stałym poziomie. Tuż przy McD rondo, a na jego środku posąg niedźwiedzia stojącego na tylnych łapach. Kiedy jem, przechodzi ulewa. Gen jest gdzieś niedaleko, też w miasteczku i chyba też ma przerwę na jedzenie.



McD jest strasznie zatłoczony. Dużo ludzi, różne narodowości. Jakoś udaje mi się usiąść przy stoliku. Policzki mnie palą od zimnego wiatru. Muszę wyglądać strasznie. Po jedzeniu pora ruszać w drogę. Mimo, że się nie chce. Kawałek za miastem jest wjazd do Parku Narodowego Yellowstone. Uiszczam opłatę 20 USD i mogę jechać. Chwilę później wjeżdżam na teren stanu Wyoming.



W samym parku narodowym zwierzęta nie boją się chodzić tuż przy drodze. Gdy tylko się pojawiają, samochody się zatrzymują. Zatrzymują jak popadnie, jeden po drugim. Ludzie wysiadają, podchodzą i robią zdjęcia. Zwierzęta reagują na dwa sposoby: albo w ogóle nie zwracają na to uwagi, albo przypatrują się uważnie ludziom. Można wtedy mieć wrażenie, że gdyby dać im aparaty fotograficzne, to też by zaczęły robić zdjęcia.



Niestety bardzo wieje. Wiatr jest do tego stopnia silny, że chwilami prawie mnie zmiata z drogi. Coś okropnego. Widoki są piękne.



Pola geotermalne mogę obserwować z drogi. Widzę, jak ziemia paruje. Ludzie chodzą po estetycznie przygotowanych kładkach, wyznaczających szlaki spacerowe. Zazdroszczę im. Oni mają to, czego nie mam ja: czas. Ja robię jedynie kilka zdjęć z drogi. Tylko tyle mogę, w końcu szaleńczy wyścig trwa.



Ciężkie warunki sprawiają, że kombinuję by pójść wcześniej na nocleg, już w Old Faithful – i wtedy ruszyć w nocy - może wtedy nie będzie tak wiało. Jednak kiedy jestem w miejscowości, myślę o Gen, która jest gdzieś z przodu. Nie chcę by uciekła mi zbyt mocno. Zaciskam więc zęby i walczę z zimnem, deszczykami i wiatrem dalej. Nic miłego. Za Old Faithful zaczynają się podjazdy. Jest co mielić! Wdrapuję się na Craig Pass, na wysokość 8262 ft, tj. 2518 m n.p.m.



Raz po raz latają mżawki i jest zimno. Zjeżdżam, nieźle już zmęczona, do Grant Village (7770 ft, tj. 2368 m n.p.m.).



Wg mojej rozpiski, którą zimą zrobiłam w domu, jest tu poczta. Trzeba zjechać z trasy kawałek w lewo, nad jezioro. No to jadę. Jest to droga lekko w dół. W miejscowości znajduję sklep. Mimo, że to wieczór, jest jeszcze czynny. Fajnie. Robię małe zakupy i jadę szukać poczty. Jest! Otwarta, jasna – jak zwykle. Tym razem z gniazdkiem elektrycznym, więc mogę podładować tablet, mp3 i telefon. Ta poczta jest stara, dość mała, stoi nad samym jeziorem Yellowstone. W środku jest umiarkowanie ciepło. Dopiero rano zauważę, że przez cały czas było uchylone jedno z okienek.



A noc przyszła zimna, -3°C. Nie udało mi się dziś zrobić 200 km, a mimo to czuję się konkretnie przeorana. Może to też dlatego, że cały czas jestem wysoko – Grant Village jest na 2368 m).

Mapa
Ciąg dalszy

komentarze
Mam jeszcze żywe wspomnienia z tego czasu.
jotka69
- 10:24 poniedziałek, 24 września 2018 | linkuj
Czytam, a deszcz za oknem przypomina: - To już jesień.
yurek55
- 20:28 niedziela, 23 września 2018 | linkuj
Dzięki za kolejny odcinek opowieści. Warto na nie czekać.
lutra
- 19:44 niedziela, 23 września 2018 | linkuj
Dzięki relacji jesień będzie cieplejsza :)
Bitels
- 14:12 niedziela, 23 września 2018 | linkuj
Jesień się zaczęła a ja, dzięki Tobie, znowu jestem w czerwcu. :)
koszmar67
- 14:06 niedziela, 23 września 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum