Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (9)

Niedziela, 10 czerwca 2018 Kategoria do 250, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 208.90 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1635m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Kiedy budzę się, w pokoju jest prawie zupełnie ciemno. Nikłe światło wpada przez jedyne, maleńkie okienko. Wygląda na to, że już jest dzień. Wychodzę z pokoju. Po korytarzu chodzi Gen z chłopakami. Mówią, że wstali o 3 w nocy z zamiarem ruszenia na trasę, ale warunki pogodowe były wtedy wprost straszne, więc wrócili do łóżek. Robimy sobie kawę i patrzymy przez okno, jak… delikatnie prószy śnieg.
10 czerwca, 2018 r. – wcześnie rano w Jackson – jest tu coś, czego nie było w Polsce na święta Bożego Narodzenia – śnieg.



Oni wyjeżdżają z hotelu pierwsi. Ja potrzebuję nieco więcej czasu, aby się zebrać. Kiedy wychodzę, pogoda jest dziwaczna. Już nie pada śnieg. Słońce bawi się w berka z granatowymi chmurami i wieje silny, zimny wiatr.



Na dobry początek, droga wiedzie pod górę. Początkowo, przez wiele kilometrów łagodnie, potem - ostro. Przełęcz Big Hole Pass znajduje się na wysokości 2255 m. n.p.m. Stąd trzeba teraz zjechać. Droga jest prosta, widoczność doskonała, w plecy wieje bardzo silny wiatr. Rower rozpędza się i wydaje się, że leci nad tą drogą. Osiągam prędkość 66,2 km/h i jest to mój nowy rekord prędkości na rowerze.



Dalej jest jeszcze jeden większy podjazd, a potem dłuższa chwila wytchnienia – kilkadziesiąt kilometrów zjazdu. Najpierw dość mocno w dół, a następnie łagodnie. Rozległe przestrzenie, góry i pustka cały czas robią na mnie duże wrażenie.



Drogi szerokie, ruch mały, bardzo często pobocza. Są to dobre warunki do jazdy rowerem. Podjazdy wracają dopiero za Twin Bridges. Skoro było dużo w dół, to teraz będzie dużo pod górę. Mniej więcej w połowie stromego podjazdu znajduje się Virginia City. Jest to miasteczko – skansen.



Żałuję, że to jest wyścig w tym momencie. Tu jest tak ładnie, że można by zostać na dłużej. Niestety czas goni. Robię więc zdjęcie w czasie jazdy i to jest całe moje zwiedzanie. Trochę szkoda. Kawałek dalej mijam ciekawy obiekt. Na wzniesieniu stoi duży, biały namiot z drewnianym krzyżem. Jest to… kościół!



Do przełęczy jeszcze kawałek, a za nią trudny, mający niemal 20 km długości, zjazd do Ennis. Ten zjazd mógłby być bardzo szybki i przyjemny, jednak mam tu silny wiatr boczny, który szarpie mną i chwilami zmienia mi tor jazdy. Nie są to dobre warunki. Zjeżdżam więc mocno skoncentrowana, mięśnie mam napięte, cały czas jestem przygotowana na gwałtowniejsze porywy tego wiatru i… one są.
W Ennis postój w dużym sklepie. Trzeba zjeść coś ciepłego i odpocząć chwilę. Tradycyjnie jedną ręką jem, drugą stukam w Internecie.



W Ennis mogłabym zostać na noc, z mapy wyścigu wynika, że parę osób tu śpi. Widzę, że niebo znowu robi się niewesołe, jednak podejmuję decyzję, że jadę dalej.
Chmury burzowe coraz mocniej nasuwają się nad drogę, którą jadę. W dodatku jest cały czas pod górę. Pędzę ile sił w nogach do następnej miejscowości. Składam sobie milion obietnic – że już nie będę kombinować i w tej najbliższej wiosce zostanę na noc. Na burzowym niebie pojawia się tęcza. Wygląda to wspaniale. Tyle tylko, że burza jest o krok!



Docieram w końcu do Cameron. Nic tu nie ma poza kempingiem, przed budynkiem którego jakaś wesoła grupka robi sobie zdjęcia na tle chmur burzowych i tęczy. Słyszę język polski! To zupełnie niesamowite – Polacy! Mnie też ogrania wesołość – zdążyłam tu przed burzą. Niestety mniej wesoło robi się, gdy właściciele kempingu mówią mi, że nie ma już wolnych miejsc. Dodają, że w jednym z domków śpią rowerzyści mówią, że jeśli mnie przyjmą, to mogę u nich zostać. Jestem pewna, że to nasi, 99% pewności. Zabrakło... 1%. Ten jeden procent, to osoby z wskazanego domku – rowerzyści, ale nie z wyścigu. Nie zgadzają się, bym u nich spała. Zrezygnowana zastanawiam się co robić i wtedy wesoła grupka z Polski mówi, że oni też siedzą w jednym domków i skoro niczego nie znalazłam, to zapraszają do siebie. Jakże się cieszę! Noc zapowiadała się bardzo zimna (około 5 stopni na plusie) i w dodatku deszczowa. Miło będzie więc spać w cieple.



Drugi dzień pod rząd biorę prysznic - co za luksus! Potem jemy wspólną kolację i idę spać. Jutro znowu trzeba będzie wstać bardzo wcześnie. Ale to będzie całkiem miła pobudka – przy moim rowerze będzie stał termos z gorącą herbatą oraz pakunek z kanapkami. Życie jest piękne.

Mapa
Ciąg dalszy

komentarze
Piękne widoki - nie mówiąc już o relacji ....eh
Katana1978
- 10:17 niedziela, 16 września 2018 | linkuj
Pobudka i niespodzianka z ładunkiem dobrej energii. Zdjęcia, szczególnie ostatnie przypominają obrazy człowieka o nazwisku Albert Bierstadt, sprzed ponad stu lat. Nie wiedziałem skąd to skojarzenie, ale już wiem.
lutra
- 15:08 czwartek, 13 września 2018 | linkuj
Jako nadal niewierzący :-)
Darecki
- 14:28 czwartek, 13 września 2018 | linkuj
Trans Am Bike Race by Kot - ostatnio moja ulubiona lektura! Dziękuję za kolejny odcinek i z niecierpliwością czekam na następny. :)
koszmar67
- 12:00 czwartek, 13 września 2018 | linkuj
Jakże miła to musiała być pobudka.:) Wspominając takie chwile czujesz, że na sercu robi się ciepło. Go, go Kocie, czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.
jotka69
- 10:53 czwartek, 13 września 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum