Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Trans Am Bike Race (1)

Sobota, 2 czerwca 2018 Kategoria do 300, Kocia czytelnia, Trans Am Bike Race 2018
Km: 262.90 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 2554m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Sobota, 2 czerwca, tuż przed 6 rano. Stoimy wszyscy pod Maritime Museum w Astorii. Na niebie delikatne chmury, które zwiastują pogodny dzień. Myślę sobie, że to pierwsza i… ostatnia chwila, gdy jesteśmy wszyscy razem. Jeszcze kilka rozmów, parę zdjęć, uśmiechów. Thomas Camero otwiera szampana. Ktoś rozdaje plastikowe kubeczki. Pijemy za sukces, za powodzenie na trasie. Na placu ktoś błękitnym sprayem wypisał hasło „Be more Mike”. To przypomina o wielkiej tragedii, która wydarzyła się rok temu na IPWR w Australii. To przypomina również o podobnej tragedii podczas ubiegłorocznej edycji TABR, gdy śmiertelnie potrącony został Eric Fishbein. To uświadamia, że nie jesteśmy niezniszczalni, że wystarczy chwila i może nas nie być.



Pijąc szampana i ustawiając się do grupowego zdjęcia, myślę o tym, że każdego roku mniej więcej połowa startujących nie dociera do mety. Z różnych powodów. Infekcje, zatrucia, kontuzje, awarie, wypadki, pogoda, niewystarczająco dobra forma, zbyt słaba psychika. Powodów jest pewnie jeszcze więcej. Tak wiele jak wielu jest zawodników. A stoi nas na starcie 114 osób. Mniej więcej połowa z nas nie dojedzie do mety. Ja będę w tej połowie, która dojdzie - jestem tego pewna. Ani przez chwilę w siebie nie wątpię. Dlatego, że zwątpienie to wstęp do przegranej.



Początek jest zupełnie łagodny. Jedziemy pustymi ulicami miasta. Rozmawiamy, śmiejemy się. Zupełnie nie przypomina to wyścigów, w jakich uczestniczyłam do tej pory. Odległości między nami zwiększają się bardzo powoli, niemal niepostrzeżenie. Teren leciutko faluje. Jestem jeszcze wypoczęta, dlatego górki nie wydają mi się dolegliwe. Jedzie się bardzo przyjemnie, pogoda jest dobra, co chwilę się z kimś mijam. W końcu docieramy do Seaside i tu po raz pierwszy jadę mając widok na bezmiar Oceanu Spokojnego. Widok jest to niezwykły. Fale są długie i wysokie, nad wodą unosi się delikatna mgiełka.



Plaże są piaszczyste i…. puste. Przez chwilę żałuję, że jestem tu na wyścigu. Gdyby to była zwykła wyprawa, to miałabym to, czego tu nie mam: czas. Wtedy zeszłabym na plażę. Zamoczyła nogi w oceanie. Tymczasem… trzeba jechać. Ocean jest dla mnie jak eksponat w muzeum. Oglądam go jak przez szybkę, z daleka.



Widząc zawodników pijących kawę przy stoliku na zewnątrz kawiarni, zatrzymuję się i ja. Mniej więcej do 170 km trasa wyścigu prowadzi wzdłuż oceanu, widoki są cały czas cudowne. W jednej z nadmorskich knajpek zjadam pyszną rybę. Spotykam tu jednego z naszych, to Mark. Ma ciekawy sposób ładowania elektroniki – panel słoneczny. Droga dopiero w Neskowin odbija w głąb lądu. Wtedy też zaczynają się większe wzniesienia. Przednie koło lekko bije góra-dół. Początkowo jest to nieco denerwujące. Zatrzymuję się nawet na chwilę i sprawdzam to. Wychodzi na to, że chyba opona trochę źle się ułożyła. Postanawiam jednak tego nie poprawiać. Szkoda mi czasu. To już lepiej się przyzwyczaić do tego bicia. Czego nie robi się dla wyniku i urwania choćby paru minut!

Przez cały dzień kogoś spotykam. To jak prawdziwe kolarskie święto. Wieczorem zaczynam rozglądać się za miejscem do snu. Przyzwyczajenia z krajów europejskich staram się przenieść na grunt amerykański. Szukam miejsca na namiot i… nie jest to takie proste. Albo tereny są odkryte, albo ogrodzone. Często pogrodzone są również kompletne nieużytki, co wygląda wręcz zabawnie. W końcu znajduję wąską ścieżynkę między dwoma polami. Wbijam się. Ziemia jest twarda, ale to nic nie szkodzi. Na deszcz się nie zanosi. Szpilki wbijam prowizorycznie. To był piękny, słoneczny dzień, ale zimny wiatr sprawił, że ani na chwilę nie zdjęłam rękawków i nogawek. Teraz, w namiocie, zasypiam prawie natychmiast. Na liczniku 262,9 km, w pionie 2554 m.


Mapa: https://ridewithgps.com/trips/26133424

Ciąg dalszy


komentarze
Miód na oczy.
grigor86
- 21:35 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
Pięknie. Sienkiewicz i Prus się chowają.
Czekamy na więcej.
Bitels
- 19:23 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
ja też czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki
jolapm
- 18:28 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
Czekałem, czekałem, czekałem... i jest! Przeczytałem wczoraj. Daj spokój Kocie, piszesz tak sugestywnie, że w nocy miałem sen, w którym pokazywałaś mi Pacyfik i jego długie i wysokie fale!!! Pisz dalej, lubię takie sny :)
koszmar67
- 17:48 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
heh ja tez zaglądam codziennie...w poszukiwaniu nowego wpisu :)
Katana1978
- 15:33 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
Pisz, pisz, pisz, nie pomiń żadnej chwili! Zaglądam tu parę razy na dzień sprawdzić czy nie ma czegoś nowego! :-) Zanosi się na długą opowieść...
roolez
- 13:58 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
Wspaniały pomysł z koszulką, jedyną w swoim rodzaju :)
malarz
- 04:03 sobota, 11 sierpnia 2018 | linkuj
Kooocie. Wystawiłaś mnie na ciężką próbę. Wpis po wpisie było mi coraz bardziej smutno. Myślałem, że nic więcej nie napiszesz.
Dzięki za kolejny etap Twojej przygody.
lutra
- 21:07 piątek, 10 sierpnia 2018 | linkuj
Pozwalasz delektować się każdą chwilą z Tobą podczas wyścigu. Dziękuję i czekam na kolejne spotkanie na trasie.
yurek55
- 20:42 piątek, 10 sierpnia 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum