Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

MRDP (10)

Wtorek, 29 sierpnia 2017 Kategoria do 250, Kocia czytelnia, MRDP 2017
Km: 223.90 Km teren: 0.00 Czas: 11:39 km/h: 19.22
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1085m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Zbyt wesoło nie jest. Wczoraj tylko 165 km, dziś pozwoliłam sobie spać trochę dłużej. Zwijam namiot. Nie ma we mnie tego entuzjazmu, który pojawiał się zwykle chwilę po obudzeniu, gdy zdawałam sobie sprawę z tego, że właśnie uczestniczę w moim wymarzonym MRDP. Jest za to smutek i zniechęcenie. Wielki żal. Ruszam w drogę. Nie da się. Podjazd jest bardzo stromy. Albo tak mi się wydaje. Trudno stwierdzić. W każdym razie nie ma mowy, abym go podjechała, kolano protestuje, nie ma sensu go męczyć. Idę. Jest to długi marsz, aż do końca góry. Potem zjazd. Ech. Nie zjazd, tylko zejście. Panikuję. Wydaje mi się, że to przepaść bez dna. Ciemno. Boję się zjeżdżać. Schodzę. Tak wygląda moje… wyjście z gór.

Potem już jest łagodniej i jaśniej i zjeżdżam. Przed Zgorzelcem robi się płasko/lekko w dół. Mogę ciągnąć jedną nogą. Zaczyna też działać lek przeciwbólowy kupiony wczoraj w aptece. Normalnie nie biorę takich leków, więc organizm odpowiednio dobrze na nie reaguje. Poprawiam jeszcze ustawienie bloku oraz zmieniam wysunięcie sztycy licząc na pozytywny efekt. Wiatr sprzyja, jest ciepło, świeci słońce. Za Zgorzelcem wjeżdżam w Bory Dolnośląskie. Puste drogi, płasko, bajka. Nie poddam się. Nie tak łatwo.



Gozdnica. Kiedyś zaliczyłam tę gminę. Z pewnością tu byłam. Tym razem jest to miejsce szczególne. Wtorek. Dziesiąty dzień jazdy. Godzina dwunasta w południe.
Jeszcze 10 minut i skończy się limit czasu MRDP.
2387,5 km za mną.
Do mety brakuje 754,5 km.
Po limicie. Wcale nie zaczyna się piknik. Nadal jadę na możliwie najlepszy czas. Mimo przekroczenia limitu i mimo kontuzji. Dziś koniecznie muszę wsiąść na prom Połęcko, który jest czynny do godz. 20.00, aby nie musieć koczować przed przeprawą do 5.00 rano dnia następnego, albo ładować się na kilkunastokilometrowy objazd po krajówkach.

Wjeżdżam do województwa lubuskiego, a to oznacza, że zaraz zaczną się słynne lubuskie bruki.



Część z tych bruków normalnie przejeżdżam, część przechodzę, bo rower tak strasznie na nich skacze, że prawie nie widzę jak jadę. Tych odcinków brukowanych trochę jest. Są też typowe dla lubuskiego półdrogi. Droga niby normalnie szeroka, ale asfalt tylko z jednej strony, a z drugiej grunt. Na ogół jest zupełnie pusto, choć czasem trafia się jakaś osobówka, dostawczak, a nawet TIR. Półdrogi są zwykle bardzo wyboiste, a dziwne pofałdowanie asfaltu zdradza, że pod spodem jest kamienny bruk. Brody to kumulacja. Nie dość, że bruk, to jeszcze piaszczysty grunt.



Kiedy docieram do Gubina, wiem już że zdążę. O ile nie trafi się jakaś katastrofa, np. 5 km wrednego bruku. Jestem okropnie głodna, a jest tu McD. Szybko więc tam jadę. Zamawiam zestaw, pochłaniam go błyskawicznie i już jadę dalej. Dojazd na prom sympatyczny za wyjątkiem przejazdu przez Chlebowo, gdzie jednak jest trochę bruku.

Na przeprawie melduję się z bezpiecznym zapasem czasu. Miłym zaskoczeniem jest to, że czeka tutaj Tomek Ignasiak ze swoim punktem serwisowym. Jest ciepły, letni wieczór. Nad Odrą stoi stolik, krzesło, miska z wodą do moczenia nóg. Są ciasteczka, herbata, poza tym stojak do podwieszenia roweru, skrzynka z narzędziami. A przed wszystkim jest uśmiechnięty Tomek! Tak dawno się nie widzieliśmy! Radosne jest to spotkanie. W głowie jednak siedzi myśl, że jest to zorganizowany punkt i jadąc w kat. Total Extreme nie mogę z tych dobrodziejstw skorzystać. Mówię o tym Tomkowi, a on odpowiada, że sam Daniel też jadący w tej kategorii się tu rozsiadł bez oporów. Znika więc niepewność – siadam i ja. W tym czasie Tomek czyści i smaruje mi łańcuch. Pełen profesjonalizm. Potem podpływa prom. Tomek z powagą zauważa, że dotąd żaden z zawodników nie przepuścił promu. To przywołuje mnie do porządku – też nie mogę przepuścić, choć przez chwilę to rozważałam. Wchodzimy razem na prom, dostaję w łapkę kubek pysznej herbaty z cytryną, a Tomek prowadzi mój rower. Szkoda, że spotkanie trwało tak krótko! Niemniej od razu polepszył mi się nastrój.



Tomek pocieszał, że bruku zostało już maleńko – bezpośrednio za promem, co da się objechać chodnikiem i jeszcze kawałek dalej niedługi odcinek. A potem już równe drogi. Niestety tą równą drogą okazuje się być DK 28. Jadę nią jakieś 15 km, dociągam do Cybinki, która jest 33 punktem kontrolnym i idę spać. Tym razem jest to mały zagajnik, tuż przy drodze.

Mapa:

ZDJĘCIA

Ciąg dalszy


komentarze
To nic, że 10 dzień właśnie minął. Ważne, że jedziesz dalej :)
anka88
- 17:46 czwartek, 14 września 2017 | linkuj
Lutra - miło mi :)

Mors - szkoda, wolałabym podskoczyć z radości na Twój widok, od podskakiwania na lubuskich brukach :)

Malarz - bo wszystkie Koty to uparte istoty :))
Kot
- 18:12 środa, 13 września 2017 | linkuj
Podziwiam za zawziętość i walkę do samej mety :)
malarz
- 21:23 wtorek, 12 września 2017 | linkuj
Ech, starałem się przyczaić na Was pod Gozdnicą, ale nie dało rady. Tzn. dało, ale tylko w niedzielę. ;)
mors
- 19:48 wtorek, 12 września 2017 | linkuj
Od kilku dni czytam Twoją opowieść. Dzisiaj trafiłem na odcinek dziewiąty i zanim skończyłem, kumulacja. W nagrodę mam odcinek dziesiąty. Dzięki kocie. Kolejny raz przywracasz mnie do życia i mobilizujesz do podjęcia wysiłku.
lutra
- 18:58 wtorek, 12 września 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum