MRDP (1)
Sobota, 19 sierpnia 2017 Kategoria Kocia czytelnia, do 600, MRDP 2017, Ekstremalnie
Km: | 560.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 26:42 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 3014m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
„And when it's over and it's gone
You almost wish that you could have all that bad stuff back
So that you could have the good."
Od teraz na wiaty przystankowe będę patrzyła zupełnie inaczej. Nigdy nie będą to już dla mnie zwykłe przystanki autobusowe, lecz wspaniałe miejsca, gdzie można na chwilę wpaść w ramiona Morfeusza, zasnąć.Ławka pod wiatą – niczym wygodne łóżko. Wysprejowane napisy na ścianach - niczym drogocenne malowidła. Jest dach, są ściany… to prawie jak hotel! Trochę brudno, ale ostatecznie kogo to obchodzi? Przecież to zupełnie nieistotne, skoro samemu jest się niewiele bardziej czystym ;)
W końcu marzenie spełnia się. Wraz z grupką rowerowych zapaleńców, w pochmurną i chłodną sierpniową sobotę, stoję pod latarnią morską na Rozewiu. Są tu nie tylko maratończycy, ale też kibice. Najbardziej rozczula mnie Iga – 7,5-letnia córeczka Michussa – moja najmłodsza Kibicka. Przyjechała razem z Michałem na start z pięknie namalowanym kolorowym plakatem i ubrana w różową koszulkę z wizerunkiem kota! To było genialne. Iga – pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie!
Odbieramy nadajniki GPS, dzięki którym będzie można na bieżąco śledzić naszą pozycję na trasie. A potem widzę na żywo widok ów, na który tak czekałam: Daniel – dyrektor maratonu - przemawia przez megafon i prezentuje wielką mapę Polski z narysowaną trasą MRDP. Zaraz się zacznie. Maraton Rowerowy Dookoła Polski. 3142 km z limitem czasu 10 dni. Najcięższy ultra maraton w kraju. Ponad to nie ma już nic. Udział w tym maratonie to spełnienie marzeń każdego ultrasa. Ciarki mam na plecach. Z radości, że to już. Że to zraz! Że to właśnie teraz!
Startujemy o 12.10 i prawie od razu robi się… bardzo nieprzyjemnie. Wpadamy w mega korek. Ruch jest ogromny i ta mordęga trwa przez jakieś 60 km – aż do wydostania się z Trójmiasta. Maratończycy odważnie przeciskają się między samochodami, jadą środkiem pomiędzy pasami i sznurami aut. Kupa nerwów. Zupełnie nie umiem tak jeździć. Szybko zostaję z tyłu. Trochę lecę ścieżkami dla rowerów, trochę chodnikami, trochę ulicą. Jest to mega niewygodne i ultra upierdliwe. Zdarza mi się nawet przebiegać przez ulicę. Peletonu już dawno nie widać, a ja usiłuję się wydostać z tej okropnej aglomeracji. Szybko staje się jasne, że w tej sytuacji nie mam szans zdążyć na prom, z którego mamy ruszyć już na ostro. Tak więc moją jazdę w kat. Total Extreme zaczynam dużo szybciej niż inni soliści – jakieś 30 km za linią startu, kiedy to zostaję sama.
Nie. Świat wcale się nie kończy. Mam wiele solowych tras na koncie. Wiele samotnych nocy na rowerze. To żaden dramat i drobiazg ten nie jest w stanie wytrącić mnie z równowagi. Dużo bardziej przeszkadza to, że co chwilę chce mi się sikać ;).
Na prom Świbno docieram jako ostatnia. Za mną nie ma już nikogo. Przepływam na drugą stronę i widzę niosący pociechę i nadzieję na rychły koniec plakat z napisem: MRDP jeszcze tylko 3030 km. Zaczyna się wreszcie normalna jazda. Nie ma już korków i jazgotu samochodów. W okolicach Elbląga spodziewałam się spotkać ludzi z BS, jednak nie było tam już nikogo z kibiców. Powoli robi się szaro, tymczasem zauważam, że tylna lampka na dynamo przestała świecić. Podłączona była tak, by świeciła na stałe. Padła na szybkim zjeździe. Miało być dobre światło z tyłu non stop, a tu klapa.Na szczęście mam zapasową mocną lampkę tylną na baterie. Ta awaria dość solidnie mnie wkurza. Nie wiem jak to wszystko jest podłączone i trochę się boję, czy czasem ta awaria nie spowoduje następnej – tj. zgaśnięcia lampki przedniej. To by było dużo gorsze, bo jako zapas mam jedynie czołówkę.
Planuję pierwszą noc jechać bez snu, dlatego około 22.00 zatrzymuję się w Braniewie na Orlenie na kawę i kanapkę. Czuję też, że wreszcie mnie przestaje boleć głowa, która łupała od samego rana. Nocna jazda jest bardzo monotonna (jak zwykle – nie lubię jeździć nocą, bo to okropnie nudne), do czasu, gdy zauważam w oddali dwie migające lampki. W końcu doganiam te światełka. Są to Zuza i Olaf. Nie wiem jeszcze, że będziemy się tasowali aż do samej mety.
Noc jest chłodna i wilgotna. Mgliście, nieprzyjemnie. Dwa razy robię postoje na przystankach autobusowych. Inni wypoczywają podobnie - mijam kilka takich zajętych wiat. W jednej z nich śpi Wojtek Łuszcz. Jest na tyle zimno, że wyciągam folię NRC i owijam się nią. Kładę się na chwilę na przystankowej ławce. Nigdy bym nie pomyślała, że przystanek autobusowy może być tak cudownym miejscem do wypoczynku! Stoi nade mną Morfeusz... wszystko trwa może z kwadrans. Może nawet nie. Nie wiem nawet czy spałam, czy był to tylko półsen.
Poranek jest niewiele lepszy niż noc. Nadal zimno i mgła. W Baniach Mazurskich wchodzę do sklepu kupić bułkę i serek wiejski. Potem siadam przy stoliku na zewnątrz. Obok kręci się dwóch panów popijających piwko. Nie ma jeszcze 8 godziny, a oni już wstawieni! Kiedy tak siedzę i jem, ze sklepu wychodzi ekspedientka i proponuje herbatę. Jak miło! Po całej nocy w siodle gorąca herbata to jest to. Na to wszystko wjeżdża Robert1973. A to niespodzianka! Myślałam, że jest daleko z przodu. Tymczasem okazuje się, że tej pierwszej nocy spał kilka godzin i teraz wypoczęty rusza dalej. Wchodzi na chwilę do sklepu i pędzi.
Po śniadaniu jadę dalej, do Gołdapi. Gdy tam docieram, czuję się dość mocno zmęczona. Nadal jest rano i nadal jest chłodno i szaro. Widzę stację Orlenu, ale nie decyduję się na postój. Niebo nie wygląda zbyt dobrze. Jest mocno zaciągnięte chmurami i wszystko wskazuje na to, że zacznie padać. No i spełnia się: około godz. 14.00 do akcji wkracza deszcz. Ubieram strój deszczowy i jadę. Nie ma na co czekać, to w końcu maraton, a nie wyjazd turystyczny. Kurtka deszczowa jest czarna, zarzucam więc na grzbiet kamizelkę odblaskową.Drogi są dziurawe. Pada cały czas, pada gdy jem obiad, w Gibach też gibie i końca gibania nie widać.
Około 21.00 docieram do Nowego Dworu. Jest ciemno i leje. Nie widzę szans, by w tych warunkach rozbić namiot nie topiąc wszystkiego. Ziemia jest przesiąknięta wodą i tej wody cały czas przybywa. Co za koszmar! Wchodzę na werandę nieczynnej o tej godzinie restauracji. Pompuję materac, wyciągam folię NRC i… to tyle dobrego. Widzi mnie dwóch facetów. Czyli miejscówka spalona. Czasu leci sporo, bo muszę zwinąć wszystko i się stąd wynieść. Najgorsze jest jednak to, że nie mam noclegu! Miejscowość nie jest turystyczna. Nie ma żadnych agroturystyk, hoteli. Nic. Są tylko zwykłe domy. Czyli… do dzieła!
Jadę powoli ulicą. Patrzę na domki. Na te, w których palą się światła. Jeden z nich ma fajne zdobienia. To tu zapukam. Wejście jest od tyłu. Wpadam w 2 głębokie kałuże, ale to nic nie szkodzi, buty i tak są już od dawna utopione. Pukam do drzwi. Otwiera pan w średnim wieku, z pianką do golenia na twarzy. Jest zaskoczony moim widokiem. Cóż – ja też bym była, gdyby o tej porze zapukała do moich drzwi kompletnie przemoczona rowerzystka.
- Musi mi pan pomóc, potrzebuję się wyspać z 3-4 godziny. Warunki są straszne, nie ma jak rozbić namiotu. Jadę w Maratonie Rowerowym Dookoła Polski. Może ma pan jakąś szopę, garaż, miejsce gdzie można się schować przed tym deszczem i wiatrem oraz zimnem...
Pan patrzy na mnie z coraz większym zdziwieniem. Po czym otwiera szeroko drzwi i zaprasza do domu. Jest mi nieco niezręcznie, bo jestem tak mokra, że można by mnie wykręcać (choć jak mawiają: „koty się pierze, ino się nie wykręca”). Proponuje mi normalne łóżko, ale nie mogę przecież taka mokra i brudna wejść na salony! Protestuję więc i proszę o kawałek podłogi na korytarzu. Wtedy miły pan otwiera mi bardzo ciepłe pomieszczenie: jest to kotłownia. Stoi tu duży piec, jest czysto, sucho i cieplutko. Kiedy wyjmuję materac, on robi mi herbatkę. Nie mam jednak siły czekać aż ona ostygnie. Kładę się od razu, pytając jeszcze, czy będę mogła bez problemu wyjść w środku nocy, by dalej jechać. To żaden problem – mogę wyjść o dowolnej godzinie.
Mapa:
ZDJĘCIA
Ciąg dalszy
You almost wish that you could have all that bad stuff back
So that you could have the good."
Od teraz na wiaty przystankowe będę patrzyła zupełnie inaczej. Nigdy nie będą to już dla mnie zwykłe przystanki autobusowe, lecz wspaniałe miejsca, gdzie można na chwilę wpaść w ramiona Morfeusza, zasnąć.Ławka pod wiatą – niczym wygodne łóżko. Wysprejowane napisy na ścianach - niczym drogocenne malowidła. Jest dach, są ściany… to prawie jak hotel! Trochę brudno, ale ostatecznie kogo to obchodzi? Przecież to zupełnie nieistotne, skoro samemu jest się niewiele bardziej czystym ;)
W końcu marzenie spełnia się. Wraz z grupką rowerowych zapaleńców, w pochmurną i chłodną sierpniową sobotę, stoję pod latarnią morską na Rozewiu. Są tu nie tylko maratończycy, ale też kibice. Najbardziej rozczula mnie Iga – 7,5-letnia córeczka Michussa – moja najmłodsza Kibicka. Przyjechała razem z Michałem na start z pięknie namalowanym kolorowym plakatem i ubrana w różową koszulkę z wizerunkiem kota! To było genialne. Iga – pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie!
Odbieramy nadajniki GPS, dzięki którym będzie można na bieżąco śledzić naszą pozycję na trasie. A potem widzę na żywo widok ów, na który tak czekałam: Daniel – dyrektor maratonu - przemawia przez megafon i prezentuje wielką mapę Polski z narysowaną trasą MRDP. Zaraz się zacznie. Maraton Rowerowy Dookoła Polski. 3142 km z limitem czasu 10 dni. Najcięższy ultra maraton w kraju. Ponad to nie ma już nic. Udział w tym maratonie to spełnienie marzeń każdego ultrasa. Ciarki mam na plecach. Z radości, że to już. Że to zraz! Że to właśnie teraz!
Startujemy o 12.10 i prawie od razu robi się… bardzo nieprzyjemnie. Wpadamy w mega korek. Ruch jest ogromny i ta mordęga trwa przez jakieś 60 km – aż do wydostania się z Trójmiasta. Maratończycy odważnie przeciskają się między samochodami, jadą środkiem pomiędzy pasami i sznurami aut. Kupa nerwów. Zupełnie nie umiem tak jeździć. Szybko zostaję z tyłu. Trochę lecę ścieżkami dla rowerów, trochę chodnikami, trochę ulicą. Jest to mega niewygodne i ultra upierdliwe. Zdarza mi się nawet przebiegać przez ulicę. Peletonu już dawno nie widać, a ja usiłuję się wydostać z tej okropnej aglomeracji. Szybko staje się jasne, że w tej sytuacji nie mam szans zdążyć na prom, z którego mamy ruszyć już na ostro. Tak więc moją jazdę w kat. Total Extreme zaczynam dużo szybciej niż inni soliści – jakieś 30 km za linią startu, kiedy to zostaję sama.
Nie. Świat wcale się nie kończy. Mam wiele solowych tras na koncie. Wiele samotnych nocy na rowerze. To żaden dramat i drobiazg ten nie jest w stanie wytrącić mnie z równowagi. Dużo bardziej przeszkadza to, że co chwilę chce mi się sikać ;).
Na prom Świbno docieram jako ostatnia. Za mną nie ma już nikogo. Przepływam na drugą stronę i widzę niosący pociechę i nadzieję na rychły koniec plakat z napisem: MRDP jeszcze tylko 3030 km. Zaczyna się wreszcie normalna jazda. Nie ma już korków i jazgotu samochodów. W okolicach Elbląga spodziewałam się spotkać ludzi z BS, jednak nie było tam już nikogo z kibiców. Powoli robi się szaro, tymczasem zauważam, że tylna lampka na dynamo przestała świecić. Podłączona była tak, by świeciła na stałe. Padła na szybkim zjeździe. Miało być dobre światło z tyłu non stop, a tu klapa.Na szczęście mam zapasową mocną lampkę tylną na baterie. Ta awaria dość solidnie mnie wkurza. Nie wiem jak to wszystko jest podłączone i trochę się boję, czy czasem ta awaria nie spowoduje następnej – tj. zgaśnięcia lampki przedniej. To by było dużo gorsze, bo jako zapas mam jedynie czołówkę.
Planuję pierwszą noc jechać bez snu, dlatego około 22.00 zatrzymuję się w Braniewie na Orlenie na kawę i kanapkę. Czuję też, że wreszcie mnie przestaje boleć głowa, która łupała od samego rana. Nocna jazda jest bardzo monotonna (jak zwykle – nie lubię jeździć nocą, bo to okropnie nudne), do czasu, gdy zauważam w oddali dwie migające lampki. W końcu doganiam te światełka. Są to Zuza i Olaf. Nie wiem jeszcze, że będziemy się tasowali aż do samej mety.
Noc jest chłodna i wilgotna. Mgliście, nieprzyjemnie. Dwa razy robię postoje na przystankach autobusowych. Inni wypoczywają podobnie - mijam kilka takich zajętych wiat. W jednej z nich śpi Wojtek Łuszcz. Jest na tyle zimno, że wyciągam folię NRC i owijam się nią. Kładę się na chwilę na przystankowej ławce. Nigdy bym nie pomyślała, że przystanek autobusowy może być tak cudownym miejscem do wypoczynku! Stoi nade mną Morfeusz... wszystko trwa może z kwadrans. Może nawet nie. Nie wiem nawet czy spałam, czy był to tylko półsen.
Poranek jest niewiele lepszy niż noc. Nadal zimno i mgła. W Baniach Mazurskich wchodzę do sklepu kupić bułkę i serek wiejski. Potem siadam przy stoliku na zewnątrz. Obok kręci się dwóch panów popijających piwko. Nie ma jeszcze 8 godziny, a oni już wstawieni! Kiedy tak siedzę i jem, ze sklepu wychodzi ekspedientka i proponuje herbatę. Jak miło! Po całej nocy w siodle gorąca herbata to jest to. Na to wszystko wjeżdża Robert1973. A to niespodzianka! Myślałam, że jest daleko z przodu. Tymczasem okazuje się, że tej pierwszej nocy spał kilka godzin i teraz wypoczęty rusza dalej. Wchodzi na chwilę do sklepu i pędzi.
Po śniadaniu jadę dalej, do Gołdapi. Gdy tam docieram, czuję się dość mocno zmęczona. Nadal jest rano i nadal jest chłodno i szaro. Widzę stację Orlenu, ale nie decyduję się na postój. Niebo nie wygląda zbyt dobrze. Jest mocno zaciągnięte chmurami i wszystko wskazuje na to, że zacznie padać. No i spełnia się: około godz. 14.00 do akcji wkracza deszcz. Ubieram strój deszczowy i jadę. Nie ma na co czekać, to w końcu maraton, a nie wyjazd turystyczny. Kurtka deszczowa jest czarna, zarzucam więc na grzbiet kamizelkę odblaskową.Drogi są dziurawe. Pada cały czas, pada gdy jem obiad, w Gibach też gibie i końca gibania nie widać.
Około 21.00 docieram do Nowego Dworu. Jest ciemno i leje. Nie widzę szans, by w tych warunkach rozbić namiot nie topiąc wszystkiego. Ziemia jest przesiąknięta wodą i tej wody cały czas przybywa. Co za koszmar! Wchodzę na werandę nieczynnej o tej godzinie restauracji. Pompuję materac, wyciągam folię NRC i… to tyle dobrego. Widzi mnie dwóch facetów. Czyli miejscówka spalona. Czasu leci sporo, bo muszę zwinąć wszystko i się stąd wynieść. Najgorsze jest jednak to, że nie mam noclegu! Miejscowość nie jest turystyczna. Nie ma żadnych agroturystyk, hoteli. Nic. Są tylko zwykłe domy. Czyli… do dzieła!
Jadę powoli ulicą. Patrzę na domki. Na te, w których palą się światła. Jeden z nich ma fajne zdobienia. To tu zapukam. Wejście jest od tyłu. Wpadam w 2 głębokie kałuże, ale to nic nie szkodzi, buty i tak są już od dawna utopione. Pukam do drzwi. Otwiera pan w średnim wieku, z pianką do golenia na twarzy. Jest zaskoczony moim widokiem. Cóż – ja też bym była, gdyby o tej porze zapukała do moich drzwi kompletnie przemoczona rowerzystka.
- Musi mi pan pomóc, potrzebuję się wyspać z 3-4 godziny. Warunki są straszne, nie ma jak rozbić namiotu. Jadę w Maratonie Rowerowym Dookoła Polski. Może ma pan jakąś szopę, garaż, miejsce gdzie można się schować przed tym deszczem i wiatrem oraz zimnem...
Pan patrzy na mnie z coraz większym zdziwieniem. Po czym otwiera szeroko drzwi i zaprasza do domu. Jest mi nieco niezręcznie, bo jestem tak mokra, że można by mnie wykręcać (choć jak mawiają: „koty się pierze, ino się nie wykręca”). Proponuje mi normalne łóżko, ale nie mogę przecież taka mokra i brudna wejść na salony! Protestuję więc i proszę o kawałek podłogi na korytarzu. Wtedy miły pan otwiera mi bardzo ciepłe pomieszczenie: jest to kotłownia. Stoi tu duży piec, jest czysto, sucho i cieplutko. Kiedy wyjmuję materac, on robi mi herbatkę. Nie mam jednak siły czekać aż ona ostygnie. Kładę się od razu, pytając jeszcze, czy będę mogła bez problemu wyjść w środku nocy, by dalej jechać. To żaden problem – mogę wyjść o dowolnej godzinie.
Mapa:
ZDJĘCIA
Ciąg dalszy
komentarze
Ekipa z Elbląga była na Rozewiu ;)
Dałem się namówić Lesiutkowi na ekstremalną jazdę (nigdy więcej) do Świbna... najciekawiej było podróżować między blachosmrodami przez trójmiasto-nigdy więcej. Czerwone, zakazy, sznur aut, raz: po lewej, prawej, środkiem, chodnikiem... a na deser policja, przejazd przez Dolne Miasto, no ale jakoś udało się dotrzeć na prom. Część elbląskiej ekipy poniańczyła Mareckiego od Mikoszewa, kilka osób od Marzęcina...
P.S.
Nawet nas ochrzcili "takich dwóch ekstremistów na góralach" sierra - 18:39 niedziela, 10 września 2017 | linkuj
Dałem się namówić Lesiutkowi na ekstremalną jazdę (nigdy więcej) do Świbna... najciekawiej było podróżować między blachosmrodami przez trójmiasto-nigdy więcej. Czerwone, zakazy, sznur aut, raz: po lewej, prawej, środkiem, chodnikiem... a na deser policja, przejazd przez Dolne Miasto, no ale jakoś udało się dotrzeć na prom. Część elbląskiej ekipy poniańczyła Mareckiego od Mikoszewa, kilka osób od Marzęcina...
P.S.
Nawet nas ochrzcili "takich dwóch ekstremistów na góralach" sierra - 18:39 niedziela, 10 września 2017 | linkuj
Czy ja między wierszami czytam, że już rozmyślasz, czy stanąć na starcie za 4 lata? ;)
Aga - 06:28 środa, 6 września 2017 | linkuj
Świetna relacja - a my byliśmy zaszczyceni mogąc Wam kibicować na starcie. Dzięki za wszystkie emocje i za to, że nie zawiodłaś pokładanego zaufania i dojechałaś na tą metę ;)))
michuss - 19:10 wtorek, 5 września 2017 | linkuj
Kot ma chyba smaczka na jeszcze :D Takie Koty już są, ciągle chcą dokładki :))))
Ja to bym nawet 1008 nie przyjechała w 4-krotnym limicie :p średnia 7km/h by była hihi
Także za Tobą jak już ktoś wspomniał jestem ja i wieeeeeeelllleeeee osób :) Aga - 22:17 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Ja to bym nawet 1008 nie przyjechała w 4-krotnym limicie :p średnia 7km/h by była hihi
Także za Tobą jak już ktoś wspomniał jestem ja i wieeeeeeelllleeeee osób :) Aga - 22:17 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Kocie ! ale ty ostatnia nie byłaś ! - za tobą byli wszyscy Ci którzy nie dotarli do mety.....!!!
Katana1978 - 19:51 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
"Za mną nie ma już nikogo" - za Tobą jest wiele, wiele osób!
W tym ultramaratonie mieli prawo wystartować tylko najlepsi, już na linii startu byłaś wśród zwyciężczyń i zwycięzców.
Będziesz wzorem motywacji dla wielu ("Ale choćbym miała i pieszo, to na metę dotrę").
Marzenie się spełniło, a piękne wspomnienia pozostaną na zawsze :) malarz - 18:38 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
W tym ultramaratonie mieli prawo wystartować tylko najlepsi, już na linii startu byłaś wśród zwyciężczyń i zwycięzców.
Będziesz wzorem motywacji dla wielu ("Ale choćbym miała i pieszo, to na metę dotrę").
Marzenie się spełniło, a piękne wspomnienia pozostaną na zawsze :) malarz - 18:38 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
MRDP to coś niczym niewyobrażalnego, a tu tymczasem okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych... Jestem w totalnym szoku i szczerze podziwiam. Gratuluję odwagi!
anka88 - 18:32 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Brawo, po stokroć!!! Pięknie, Marzenko :)
Żałuję, że ze względu na stan zdrowia musiałam wycofać się z maratonu, może jechałybyśmy razem. Przeżyłaś piękną przygodę. Jesteś niesamowita - taka krucha, a jednak Mocarz :) Gratuluję i pozdrawiam. Basik - 16:53 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Żałuję, że ze względu na stan zdrowia musiałam wycofać się z maratonu, może jechałybyśmy razem. Przeżyłaś piękną przygodę. Jesteś niesamowita - taka krucha, a jednak Mocarz :) Gratuluję i pozdrawiam. Basik - 16:53 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
I dlatego bardzo się cieszę, że Twoje starania nie poszły na marne i udało Ci się dojechać cało na metę!
Aga - 15:38 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Dobrze że nie mieszkamy np w Rosji, tam dopiero byłby MRDP yyy tzn MRDR :D
Katana1978 - 07:32 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Mam dokładnie to co piotrekzkrakowa - jak mam dół to od razu widzę w wyobraźni jak Ty walczysz ....i od razu pomaga.
Jesteś dla mnie najlepszą rowerzystką na BS. Martwiłam się strasznie o Ciebie i nie wytrzymałam, musiałam się Wilka podpytać co tam u Ciebie :))).
Pozdrawiam i czekam na resztę .... Katana1978 - 07:28 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Jesteś dla mnie najlepszą rowerzystką na BS. Martwiłam się strasznie o Ciebie i nie wytrzymałam, musiałam się Wilka podpytać co tam u Ciebie :))).
Pozdrawiam i czekam na resztę .... Katana1978 - 07:28 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
A wiesz, że kilka twoich relacji mam w swoim czytniku? Jak mnie coś boli w czasie jazdy, albo pada, albo ogólnie "mi się nie chce" przywołuję z pamięci jakiś odpowiedni fragment i już "mi się chce" :) Pozdrawiam i czekam na c.d.
piotrekzkrakowa - 06:31 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Świetna relacja, czekam niecierpliwie na kolejne części :)
paprykarz1983 - 06:28 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!