Wakacje na Ścianie 5
Środa, 14 czerwca 2017 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, Zdaniem Kota
Uczestnicy
Km: | 138.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 880m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wiało mocno całą noc. Poranek nie jest nic lepszy. Wieje nawet bardziej. Gotuję wodę na kawę 3w1 i czuję, że jestem kompletnie niewyspana. Po śniadaniu zwijamy obozowisko i ruszamy. Wiatr jest silny i zimny. Za to widoki są świetne, widzialność genialna. Droga do Tomaszowa Lubelskiego jest pagórkowata. Przejazd przez miasto mało przyjemny - duży ruch, hałas. Niebo już od dawna nie jest błękitne. Zastąpił je szarochmur. Stacja Orlenu w całej tej szarości i chłodzie jest jak promyk słońca. Pora na kofeinkę!
Moje zakwasy mają się świetnie. Ledwo chodzę. Co dziwne jakoś mogę jechać rowerem, ale chodzenie jest bolesne. Zastanawiam się jak będzie w górach, skoro już teraz jest tak źle.
W Bełżcu odwiedzamy wyjątkowo przygnębiające miejsce. Jest to Muzeum - Miejsce Pamięci. Od lutego do grudnia 1940 roku działał tu niemiecki Obóz Zagłady, w którym - w tak krótkim czasie - zamordowano aż 500 000 Żydów. Wstrząsająca i straszliwa zbrodnia.
Kiedy docieramy do Werchraty, popaduje. Niby nic wielkiego. Bardziej straszy niż faktycznie pada. Jednak w chłodzie i wietrze te przelotne deszczyki są mało przyjemne. Droga do Horyńca-Zdroju ciągnie się w nieskończoność, ale w końcu udaje się tam jakoś doczłapać. Nogi mam w stanie opłakanym. Brak roweru przez prawie miesiąc zrobił swoje. Pora na przerwę. Najpierw odwiedzamy sklepiki metalowy (Michał potrzebuje śrubkę) i drogerię (ja potrzebuję małą bateryjkę do pulsometru). Potem w jednym z lokali zamawiamy pierogi.
Przejeżdżamy dziś przez miejscowość i gminę o wyjątkowo oryginalnej nazwie: Wielkie Oczy. Dziwna nazwa wg tablicy informacyjnej pochodzi najpewniej od dwóch stawów, które dawniej tu były. Udaje nam się przejechać prawie 140 km, gdy w Michała rowerze pęka śruba w zacisku sztycy. Nic nie idzie z tym zrobić. Tego co zostało w gwincie nijak nie udaje się ruszyć. Jesteśmy jakieś 20-25 km od Przemyśla, jest chwila po 18.00, jutro święto - Boże Ciało. Stoimy na mostku nad rzeką Wisznią i wygląda to wyjątkowo nieciekawie. Nie da się przecież jechać z taką awarią.
Odpalam internet i szukam kontaktu do jakiegoś sklepu rowerowego w Przemyślu. Michał nie chce rozmawiać przez telefon, mimo, że to jego awaria. Robię więc to za niego. Praktycznie nie ma nadziei, że ktokolwiek o tej porze w przededniu święta odbierze telefon. Jednak staje się cud - po drugiej stronie odzywa się męski głos. Tłumaczę w czym rzecz. Pan mówi, że sklep już jest zamknięty, a on nawet nie mieszka w Przemyślu. Jednak po chwili pyta skąd i gdzie jedziemy. Opowiadam. Pan chwilę milczy, po czym mówi, że podjedzie do sklepu w Przemyślu i otworzy go dla nas, abyśmy przez tę awarię nie musieli kończyć wakacji.
Jest to sklep rowerowy MAR-BIKE, Przemyśl, ul. Mickiewicza nr 28.
Nigdy w życiu tam nie byłam. Nigdy nie spotkałam tego przemiłego pana, który poświęcił dla nas swój wolny wieczór. Jednak taki gest znaczy bardzo dużo. Z całą pewnością warto ten sklep odwiedzić. Siedzi tam człowiek, dla którego rowery to coś więcej niż tylko zarobek, który dla ratowania wakacji nieznanych cyklistów otworzył sklep po godzinach i specjalnie do niego przyjechał.
Aż się nie chce wierzyć! Co za szczęście! Michał pośpiesznie bierze mój rower, ściąga z niego cały bagaż i gna do Przemyśla. Ja... mam za to teraz dużo czasu. Zostaję na mostku z całym mega bałaganem. Michałowy rower, na którym nie da się jechać. Moje sakwy i worek z ekwipunkiem do spania, Michała torby i torebki. Naraz dociera do mnie, że Michał zostawił mnie samą na pustkowiu, bez sprawnego roweru, bez możliwości ucieczki, gdyby coś zaczęło się dziać... Cóż, nie będę przecież siedzieć na tym moście! Ze 100 m dalej jest przystanek autobusowy z wiatą. Przenoszę na raty cały sprzęt, siedzę i czekam... prawie 4 godziny, z narastającym strachem.... W końcu, gdy już jest głęboka szarówka, wraca Michał. Oddycham z ulgą. Udało się załatwić nowy zacisk. Jest jednak już zbyt późno, by jechać dalej. Odjeżdżamy kawałek za mostkiem w bok i tuż przy polnej ścieżce rozbijamy namioty.
Moje zakwasy mają się świetnie. Ledwo chodzę. Co dziwne jakoś mogę jechać rowerem, ale chodzenie jest bolesne. Zastanawiam się jak będzie w górach, skoro już teraz jest tak źle.
W Bełżcu odwiedzamy wyjątkowo przygnębiające miejsce. Jest to Muzeum - Miejsce Pamięci. Od lutego do grudnia 1940 roku działał tu niemiecki Obóz Zagłady, w którym - w tak krótkim czasie - zamordowano aż 500 000 Żydów. Wstrząsająca i straszliwa zbrodnia.
Kiedy docieramy do Werchraty, popaduje. Niby nic wielkiego. Bardziej straszy niż faktycznie pada. Jednak w chłodzie i wietrze te przelotne deszczyki są mało przyjemne. Droga do Horyńca-Zdroju ciągnie się w nieskończoność, ale w końcu udaje się tam jakoś doczłapać. Nogi mam w stanie opłakanym. Brak roweru przez prawie miesiąc zrobił swoje. Pora na przerwę. Najpierw odwiedzamy sklepiki metalowy (Michał potrzebuje śrubkę) i drogerię (ja potrzebuję małą bateryjkę do pulsometru). Potem w jednym z lokali zamawiamy pierogi.
Przejeżdżamy dziś przez miejscowość i gminę o wyjątkowo oryginalnej nazwie: Wielkie Oczy. Dziwna nazwa wg tablicy informacyjnej pochodzi najpewniej od dwóch stawów, które dawniej tu były. Udaje nam się przejechać prawie 140 km, gdy w Michała rowerze pęka śruba w zacisku sztycy. Nic nie idzie z tym zrobić. Tego co zostało w gwincie nijak nie udaje się ruszyć. Jesteśmy jakieś 20-25 km od Przemyśla, jest chwila po 18.00, jutro święto - Boże Ciało. Stoimy na mostku nad rzeką Wisznią i wygląda to wyjątkowo nieciekawie. Nie da się przecież jechać z taką awarią.
Odpalam internet i szukam kontaktu do jakiegoś sklepu rowerowego w Przemyślu. Michał nie chce rozmawiać przez telefon, mimo, że to jego awaria. Robię więc to za niego. Praktycznie nie ma nadziei, że ktokolwiek o tej porze w przededniu święta odbierze telefon. Jednak staje się cud - po drugiej stronie odzywa się męski głos. Tłumaczę w czym rzecz. Pan mówi, że sklep już jest zamknięty, a on nawet nie mieszka w Przemyślu. Jednak po chwili pyta skąd i gdzie jedziemy. Opowiadam. Pan chwilę milczy, po czym mówi, że podjedzie do sklepu w Przemyślu i otworzy go dla nas, abyśmy przez tę awarię nie musieli kończyć wakacji.
Jest to sklep rowerowy MAR-BIKE, Przemyśl, ul. Mickiewicza nr 28.
Nigdy w życiu tam nie byłam. Nigdy nie spotkałam tego przemiłego pana, który poświęcił dla nas swój wolny wieczór. Jednak taki gest znaczy bardzo dużo. Z całą pewnością warto ten sklep odwiedzić. Siedzi tam człowiek, dla którego rowery to coś więcej niż tylko zarobek, który dla ratowania wakacji nieznanych cyklistów otworzył sklep po godzinach i specjalnie do niego przyjechał.
Aż się nie chce wierzyć! Co za szczęście! Michał pośpiesznie bierze mój rower, ściąga z niego cały bagaż i gna do Przemyśla. Ja... mam za to teraz dużo czasu. Zostaję na mostku z całym mega bałaganem. Michałowy rower, na którym nie da się jechać. Moje sakwy i worek z ekwipunkiem do spania, Michała torby i torebki. Naraz dociera do mnie, że Michał zostawił mnie samą na pustkowiu, bez sprawnego roweru, bez możliwości ucieczki, gdyby coś zaczęło się dziać... Cóż, nie będę przecież siedzieć na tym moście! Ze 100 m dalej jest przystanek autobusowy z wiatą. Przenoszę na raty cały sprzęt, siedzę i czekam... prawie 4 godziny, z narastającym strachem.... W końcu, gdy już jest głęboka szarówka, wraca Michał. Oddycham z ulgą. Udało się załatwić nowy zacisk. Jest jednak już zbyt późno, by jechać dalej. Odjeżdżamy kawałek za mostkiem w bok i tuż przy polnej ścieżce rozbijamy namioty.
Mapa:
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Rachanie, Tarnawatka, Tomaszów Lubelski (miasto), Tomaszów Lubelski (teren wiejski), Bełżec, Lubycza Królewska, Horyniec-Zdrój, Lubaczów (teren wiejski), Lubaczów (miasto), Wielkie Oczy, Radymno (teren wiejski), Stubno (12 gmin).
Ciąg dalszy
komentarze
Świetny gest tego pana z Przemyśla, przeciwny biegun od Colexa... ;)
michuss - 19:44 czwartek, 29 czerwca 2017 | linkuj
Mieliśmy podobną przygodę, o ironio, też w okolicach Przemyśla. Sobota po godz 18 pokrzywione koło. http://voit.bikestats.pl/1593000,Bieszczady-2017-Dzien-1.html
Co do wycieczki wspaniałe tereny, ciekawy opis, a fotki troszkę oglądnąłem u Wilka.
Zapraszam do znajomości :-) voit - 05:45 poniedziałek, 26 czerwca 2017 | linkuj
Co do wycieczki wspaniałe tereny, ciekawy opis, a fotki troszkę oglądnąłem u Wilka.
Zapraszam do znajomości :-) voit - 05:45 poniedziałek, 26 czerwca 2017 | linkuj
Śruba w zacisku sztycy - mała rzecz, a gdy pęknie kłopot jest duży.
malarz - 19:28 niedziela, 25 czerwca 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!