Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

GMRDP (4)

Wtorek, 25 sierpnia 2015 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, GMRDP 2015
Km: 190.27 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 2733m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Nocą nie padało, namiot mam suchy. Nie ma też rosy. Za to wieje i niebo jest zaciągnięte chmurami. Zwijam się z noclegu i jadę w trasę. Krótko po ruszeniu dogania mnie... Wąski! Fajnie się spotkać, ale wszystko wskazuje na to, że niestety nie pojedziemy długo razem. Arek całą noc był w drodze. Męczy go senność. Docieramy razem do Otmuchowa. Tam Wąski żegna się ze mną. Jedzie na zakupy i być może na jakąś drzemkę. Mówi, że spotkamy się dopiero na mecie. Ze śmiechem stwierdzam, że tego przecież nie wiemy – być może jeszcze mnie dogoni. I są to prorocze słowa.

Wanny
Droga nr 44 z Otmuchowa do Paczkowa jest tragiczna – ruch bardzo duży i są to prawie same TIRy z naczepami typu „wanna”. Prawie płasko, ale z potężnym wiatrem w twarz. Jadę sama. Tyłek mam paskudnie otarty. Walczę z bólem tyłka i z tym wiatrem. W końcu z ponurego nieba zaczyna padać. Ubieram deszczówkę i jadę. Często się odwracam, gdy widzę stado TIRów uciekam na trawę z boku drogi. Pobocza brak, jest wąsko, a TIRy nie bardzo chcą hamować i zachowywać bezpieczną odległość przy wyprzedzaniu. Osobówki z naprzeciwka wyprzedzają kolumny TIRów. To co się tu wyprawia, to jakiś horror. Włączam lampki przednią i tylną w trybie migającym. Deszcz przechodzi w wredną ulewę. Sino. Akurat mijam przystanek autobusowy, więc szybko się chowam i przeczekuję najgorsze. Zimno. Mokro. TIR za TIRem.

Kot w jaskini
Wjazdem do Złotego Stoku kończę jazdę upiorną krajówką i zaczynam objazd Kotliny Kłodzkiej. Znam i lubię Kotlinę. To tu Klan uczył mnie jazdy w dolnym chwycie. Leśny podjazd do Lądka to prawdziwa uczta dla oka. Jest cudnie zielono! Niestety cały czas pada i jest zimno. Zaczynają mnie z tego zimna boleć kolana. W Lądku szukam pizzerii Abakus, ale jest nieczynna. Przemoczona i głodna jadę dalej aż do Stronia Śląskiego. Tu wbijam się do restauracji Jaskinia. Biorę pstrąga, frytki, surówkę, gorącą herbatę i dochodzę do siebie po solidnym wymarznięciu. Przede mną nieprzyjemny wjazd na Puchaczówkę. Tego podjazdu akurat nie lubię. Łyso tu i prawie zawsze mocno wieje. Dziś nie ma wyjątku i też wieje. W Idzikowie trochę się zagapiam i zamiast odbić w szutrowy skręt w lewo, jadę prosto. Ale szybko to wykrywam i od razu zawracam. Droga jest wąska, ciągle góra-dół. Pada co chwilę, wieje, zimno. Co za wredna pogoda! Kolana bolą. Uuuuu! Aaaaaa!

Narto-rolki
Przed Różanką spotykam jednego z naszych i trochę jedziemy razem. Potem on odskakuje na podjeździe. Doganiam 2 sakwiarzy – dziewczynę i chłopaka. Gadamy trochę, opowiadam o maratonie. Sympatyczne spotkanie. Przed Zieleńcem doganiam chłopaka, który na narto-rolkach ćwiczy narciarstwo biegowe. Ostro pędzi i trudno go dogonić, ale w końcu się udaje. Chwilę gadamy. Przebiegł tak już 50km! Jadę do Zieleńca. Na końcu podjazdu ubieram się ciepło na zjazd, zjadam kanapkę i ruszam w dół.

W szaleństwie i desperacji
Jeszcze chwila i będzie ciemno. W dole palą się już światła. Fajnie to wygląda. Daję po hamulcach, by zrobić fotkę i wtedy brzdęk! Prawa klamka się zapadła! A szlag by to – wygląda na to, że zerwałam linkę tylnego hamulca. Nie bardzo widzę możliwość jazdy z taką awarią. Jazda z jednym hamulcem w górach to słaby pomysł, zwłaszcza, że nie wiem jak tu wygląda stan linki. Próbuję trochę zjechać, ale idzie to fatalnie. Zaczynam więc schodzić. Jeszcze to do mnie nie dociera, napieram w dół mimo wszystko w myśl zasady – lepiej powoli do przodu niż stać w miejscu. Idąc piszę smsa, że poszła linka i nie mam zapasu i nie umiem zmienić. Pytam czy ktoś może mi jakoś pomóc. Na początku jest cisza. Idę i czuję straszny smutek. Do mety brakuje tylko i aż 187km. Przez głupią awarię będę musiała się wycofać. Przecież nikt nie przyjedzie późnym wieczorem na odosobnioną, pogrążoną w ciemności górę by mnie wyratować z opresji. W przypływie szaleństwa i desperacji postanawiam iść do mety pieszo. Schodzę więc z Zieleńca. W lasach pracują olbrzymie leśne kombajny. Ścinają drzewa, łapią je, tną na części i układają, przy pomocy ogromnych szczypiec, w stosy. Oświetlone jak statki kosmiczne. W późnowieczornej ciszy trzask upadających drzew brzmi upiornie.



Zalecenia
Naraz rozdzwania się mój telefon. Napływają też smsy. Pomysły są różne. Jedni zalecają zejście do Kudowy, inni każą zjeżdżać na 1 hamulcu, kolejni mówią, że mam się nie poddawać, jeszcze inni próbują załatwić ekipę ratunkową. W moim imieniu uzyskują zgodę Daniela na pomoc z zewnątrz. Genialnym pomysłem rzuca Tomek. Zaleca bym wróciła do Zieleńca. Widział tam kolarskie zgrupowanie. Może kolarze tam nocują. Jeśli tak, to z pewnością ktoś ma linkę i umie ją założyć. W dodatku do Zieleńca jest pod górę – nie trzeba używać hamulców – można jechać. To wspaniały pomysł! Wstępuje we mnie energia i wiara, że może nie wszystko stracone. Idąc/ jadąc odbieram kolejne telefony i smsy. Aż nie nadążam. Nie wszystkie daję radę przeczytać. Niektórzy się skarżą, że nie idzie się do mnie dodzwonić, bo ciągle jest zajęte! Odbieram telefon co chwilę. Dzwoni do mnie ktoś mówiąc, że jest chłopak z okolicy, co zna się na serwisie i przyjadą ekipą autem do Zieleńca. Pyta czy potrzebuję czegoś jeszcze. Mam pustkę w głowie. Na myśl przychodzi mi jedynie… sucha bułka. Mówię więc: tak – przyda się sucha bułka.

Zrobię pani herbatę!
W Zieleńcu ciemno. Hotele pozamykane, na portierniach pusto, palą się tylko mdłe światła. Ekipa ma być za 40 minut. Zimno! Siadam w nieczynnym ogródku na krzesełku z metalu. Dostaję dreszczy. Łażę więc po Zieleńcu i zauważam stację GOPRu. Pali się światło, przez okno widzę faceta. Pukam. Od razu mówię, że nie potrzebuję pomocy medycznej, a jedynie przeczekać, bo jest zimno, mam na sobie tylko lichy strój kolarski i awarię roweru. Pan mówi, że nie da rady, bo on właśnie kończy pracę na dziś, a stacja nie jest czynna całą dobę. Przepraszam więc za zawracanie głowy, a pan zamyka drzwi. Nim zdążyłam pochwycić za rower, drzwi się otwarły z powrotem:
- No ale gdzie pani pójdzie?
- Nigdzie, tu gdzieś usiądę w nieczynnym ogródku.
- Ale jest zimno.
- Wiem, ale nic innego mi nie pozostaje.
- No dobra, niech pani wejdzie, zrobię pani herbatę.

Ekipa ratunkowa
Jestem przeszczęśliwa. Piję herbatę, jem swoje bułki, w tle leci jakiś film i gadamy. Im dłużej gadam, tym większe jest jego zdziwienie. Że trasa tak daleka, że jadę i nocuję sama. Pyta, czy się nie boję. W tym momencie zaczynam się zastanawiać... Może taka samotna jazda faktycznie jest średnio bezpieczna?... Nie mija nawet 40 minut i przyjeżdża ekipa. Okazuje się, że... linka wcale nie jest zerwana – ona jakoś dziwnie się wysmyknęła i stąd zapaść klamki i niedziałający hamulec. Prawdopodobnie winne były starte klocki hamulcowe. Mam zapasowe. Zakładają je i rower działa! Dają mi też napój, jabłko, gruszkę, orzeszki i bułkę. To zupełnie niesamowite – ludzie, których widzę pierwszy raz na oczy przyjechali późną porą specjalnie po to by mi pomóc. Zupełnie bezinteresownie i z wielką życzliwością. Serdecznie dziękuję!

Pokój na godziny
Zjeżdżam z Zieleńca. Podczas zjazdu dogania mnie Wąski. A to miła niespodzianka! Jedziemy razem aż do DK8 i aż do Kudowy. Zjazd dłuuugi. I ziiiimno. Zmarzliśmy strasznie, więc wbijamy się na obiad do restauracji przy BP. Zupy są pyszne i… na tym koniec. Drugie danie jest niejadalne. Ryba smakuje jakby moczyła się tydzień w płynie do mycia naczyń. Frytki są obrzydliwie tłuste. Nie ryzykuję i nie jem tego (Wąski jest niemożliwy – je ten wstrętny posiłek!). Potem bierzemy po kawie. Wąski idzie do kibla, a ja w tym czasie kładę głowę na stół i zasypiam snem twardym. Gdy mnie budzi, nie bardzo wiem co jest grane. Czuję niewytłumaczalny strach. Panikę wręcz. Proponuję, że może się zrzucimy i jak mają tu jakiś pokój, to prześpimy się z 2 godzinki. Zgodnie stwierdzamy, że to dobry pomysł. Idę więc do kobiety z obsługi i zagaduję:
- Czy są tu jakieś miejsca noclegowe? Ja i ten pan potrzebujemy pokój na 2-3 godzinki. (Uśmiecham się by sprawić dobre wrażenie)
- My tu nie prowadzimy pokoi na godziny, proszę pani! – odpowiada kobieta.
Dopiero w tym momencie dociera do mnie jak ona mogła to zrozumieć...

Niezła zajawka
Wychodzimy z restauracji. Jest wściekle zimno. Arek zagaduje towarzystwo z flaszkami siedzące przy stoliku. Dyskusja nabiera kolorów.
- Gdzie jedziecie?
- Na Karłów.
- Na Karłów? Teraz?! Niezła zajawka! Macie namiot? Zresztą nawet jak nie macie, to nic.Jak się mocno kochacie, to się przytulicie i nie zmarzniecie!
Skręca mnie ze śmiechu. Aż ledwo mogę jechać.

Pion i poziom
Podjazd do Karłowa nie jest straszny, ani bardzo trudny. Jest za to długi. Spać chce mi się strasznie. Mam problemy z wyczuciem pionu i poziomu. Mam wrażenie, że jadąc rowerem nie jestem ustawiona prostopadle do ulicy, a równolegle. Chwieję się, tracę pion. Parę razy prawie spadam z roweru. Na chwilę siadam na ulicy. Patrzę w bok, chcę rozbić namiot. Ale z boku drogi przepaść... W Karłowie dobijam się do jakiejś chałupy. Jest 4 nad ranem. Czyli wcale nie noc, a dzień! Czwarta nad ranem. Więc każdy powinien być już na nogach, chętny by przyjąć pod dach zmęczoną rowerzystkę. Ale nic z tego. Nie udaje się. Zaczynamy więc zjazd. Koszmarnie, mam wrażenie, że nie jadę, a płynę. Widok mi się rozmywa, faluje. Na leśnym parkingu razem z Wąskim znajdujemy schowane miejsce między drzewami. On jedzie dalej, ja rozbijam namiot i idę spać.

Moje dzisiejsze smsy:
» 2015.08.25 - 05:55 Jade dalej.
» 2015.08.25 - 07:10 Poobcierana jestem do krwi. ale nikogo tu nie ma, mine wiec moge miec niewyrazna. od jazdy na stojaco nieco bola kolana.
» 2015.08.25 - 07:38 Kawalek jechalam z Waskim, ktory jechal cala noc bez spania. 828km, on do sklepu i moze drzemka, ja jade dalej.
» 2015.08.25 - 07:58 Od Otmuchowa krajowka. kolumny tirow ‚wanny’, brak pobocza. jak slysze, ze jada, to uciekam na pobocze i przeczekuje. Upiornie. strach.
» 2015.08.25 - 08:31 Ulewa, siedze na przystanku.
» 2015.08.25 - 10:01 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK11
» 2015.08.25 - 10:34 Piekny podjazd ze Zlotego Stoku. W Kotlinie juz jezdzilam. lubie tu byc :-)
» 2015.08.25 - 12:40 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK12
» 2015.08.25 - 12:45 Stronie. Pizzeria abakus w Ladku byla nieczynna. glodna i przemoczona nadaremnie latalam po rynku. teraz siedze w ‚jaskini’ w Stroniu i czekam na pstraga, frytki i surowke. herbata juz jest :-). mozna tu byc z rowerem. dopiero co przestalo padac. Jest tez zimno. 12-15st w deszczu to dotkliwy chlod.
» 2015.08.25 - 15:27 Leje. i caly czas silny, zimny wiatr w twarz. jest mocno zimno.
» 2015.08.25 - 16:51 Mam duzy problem z kolanami, od zimna i deszczu bola. Lepiej jest w nogawkach, ale jak probuje zdjac, to bol niestety wraca. musze je miec caly czas :(. jade powolutku, a czasem nie jade wcale. moze do niedzieli doczlapie ;-) pozdrawia Was kot, ktory ma wstret do zimna i deszczu.
» 2015.08.25 - 17:05 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK13
» 2015.08.25 - 20:37 Zieleniec. zerwalam linke hamulca tylnego.
» 2015.08.25 - 20:42 Ktos moze jakos poratowac? nie mam zapasu, nie umiem zmienic.
» 2015.08.25 - 21:22 To chyba koniec zabawy i maratonu nie ukoncze. ryczec mi sie chce. schodze pieszo z Zielenca. Mam 1 hamulec, a nie wiem w jakim stanie jest linka. zjazd ostry, nie ryzykuje. zal jak cholera. nie myslalam, ze tak to sie skonczy. planowalam dzis jechac cala noc. non stop az do mety. To chyba tyle.
» 2015.08.25 - 22:53 Wrocilam do Zielenca i czekam na pomoc. jada do mnie! a ja siedze w stacji gopru.
» 2015.08.25 - 23:33 Jade dalej!
» 2015.08.26 - 01:17 Serdecznie dziekuje Wam wszystkim za wsparcie! takiego wielkiego odzewu sie nie spodziewalam. Idac najpierw w dol z Zielenca, a potem tam wracajac non stop odbieralam tel. i smsy (do teraz mam 18 nieprzeczytanych). A najwspanialsze jest to, ze dzieki tej szybkiej akcji (calosc 3godz) moge jechac dalej :-):-) zjazd z Zielenca do Kudowy wyziebil bardzo. Dogonil mnie Waski. w Kudowie jemy na bp obiad. muli mnie strasznie, zasypiam nad talerzem.
» 2015.08.26 - 01:18 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK14.
» 2015.08.26 - 04:56 Spie kawalek przed Radkowem, bo przewracalam sie z niewyspania.

Mapa:


ZDJĘCIA

Ciąg dalszy


komentarze
Lea - oni mnie tam uratowali! Gdyby nie ich pomoc, to prawdopodobnie bym musiała zrezygnować, albo coś by dało radę zrobić dopiero rano. Ale wtedy to sama nie wiem, czy po tak wielu straconych godzinach bym znalazła motywację, by jechać dalej. Wspaniali ludzie - w środku tygodnia, mocnym wieczorem - chciało im się specjalnie jechać, po to by mi pomóc. Niesamowita postawa.

Hipek - Wąski był jak balsam na moje skołatane nerwy. A sytuacja na samym początku wcale ciekawie nie wyglądała - wczuj się: późny wieczór, samiuteńka w ciemnościach na zjeździe z Zieleńca, z awarią, w chłodzie. Sporo nerwów to kosztowało. Dla mnie wtedy, gdy schodziłam z Zieleńca, wcale nie było oczywiste, że doczekam się pomocy. Logika podpowiadała, że to już niestety po zawodach dla mnie.
Kot
- 18:39 czwartek, 3 września 2015 | linkuj
No i po co było się denerwować? Potrzebującemu zawsze pomoc zostanie przysłana. A dzięki awarii mogłaś jeszcze kawałek się z Wąskim przejechać.
Hipek
- 11:58 wtorek, 1 września 2015 | linkuj
Siądę wieczorem i przeczytam wszystko. Kibicowałam Ci całym sercem. Olbrzymie brawa za dotarcie do METY cało i zdrowo (przemilczę dupsko;-)
W tym miejscu i ja biję brawo Ani (ankaj28), Bogdanowi (cerber27) i Krzychowi za bezinteresowną pomoc na trasie. Wspaniała postawa, cudowni ludzie!!!

Jesteś niesamowitą kobietą!
Podziwiam niezmiennie.
lea
- 08:13 niedziela, 30 sierpnia 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum