GMRDP (4,5)
Środa, 26 sierpnia 2015 Kategoria Kocia czytelnia, do 150, GMRDP 2015
Km: | 149.76 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1974m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień wstaje bardzo
ładny. Świeci mocno słońce. Na deszcz się zupełnie nie zanosi. Wstaję ze
swojego nielegalnego noclegu (w Parku Narodowym Gór Stołowych). Jest tu pięknie
i cieszę się teraz, że mogę być tu w ciągu dnia, gdy wszystko widać. Gdy na
przystanku jem śniadanie, dogania mnie (i przegania) 2 zawodników z kat. Sport.
Faktycznie ta kategoria to jakby zupełnie inny, łatwiejszy, wyścig. Jazda na
lekko, z wozem, który zapewnia wszelką pomoc. Dobrze, że jest taki podział i
możliwość by ci, którzy nie do końca mają chęć / siłę / odwagę, by pojechać w Extreme
też mogli przejechać tę piękną trasę.
Angelina Jolie
Poobcierany do krwi tyłek bardzo utrudnia mi jazdę. Rana jest taka, że spodenki się do niej przyklejają. Jak źle usiądę, to aż robi mi się słabo z bólu i czuję jak krew odpływa z twarzy. Dlatego jeśli już uda mi się dobrze usiąść, to nie ruszam się na siodle i jadę tak długo jak się da bez postoju. Gdy się zatrzymam, odklejam spodenki od rany, chwilę trzymam ręką wkładkę daleko od rany i ją podsuszam. Potem wsiadam na rower i znowu tkwię na nim nieruchomo. Wszystkie zjazdy robię na stojąco. Cała jestem sztywna. Ból usztywnia. Od ciągłego napięcia bolą mnie kolana oraz... zęby, które zaciskam z bólu. Mam też pogryzione od środka wargi. To w ramach kompensowania jednego bólu drugim bólem, aby mniej bolało. Pocieszam się, że z takimi ustami muszę wyglądać pięknie i wspaniale jak Angelina Jolie.
Zjeść owijkę
O ile wczoraj z tyłkiem było źle, to dziś jest tragicznie. Czuję jednak, że teraz nie mogę się wycofać, choćbym z bólu miała zjeść owijkę. Są ludzie, którzy wierzą we mnie, ludzie, którzy wczoraj późnym wieczorem w Zieleńcu ratowali mnie z opresji. Jadę więc powoli i pokracznie, ale jadę.
Najgorsza wersja siebie
Odcinek przed Głuszycą jest fatalny. To same dziury i łaty. Bardzo nierówno. Oj boli, boliiii! Za tymi dziurami spotykam cyklistę. Szosowca. To Mirek Kabat. Mówi, że nie startuje i że jest wysłannikiem Michała. Że pojedzie kawałek ze mną. Próbuje mnie wieźć na kole, ale wtedy ja celowo zwalniam. Gdy wyjeżdżamy na pustą drogę tłumaczę mu, że skoro nie startuje, to nie mogę jechać mu na kole, bo to będzie pomoc z zewnątrz. Dodaję jednak, że może jechać za mną albo obok. No i tak sobie jedziemy. Mirek widzi chyba moją najbardziej wymarnowaną bólem wersję. Patrząc na mnie stwierdza, że cieszy się, że jednak nie pojechał tego maratonu. A ja nadaję, że nie może tak twierdzić patrząc na mnie, bo ja akurat jestem mało miarodajna. Mam poobcierany tyłek, ranę, poza tym zasypiam. Dodaję, że trasa jest piękna i właśnie powinien żałować, że nie pojechał. Bardzo mile nam się jedzie. Jedziemy razem długo. Mirek zawraca na zjeździe przed Chełmskiem Śląskim. Dzięki za te wspólne kilometry!
Na proszek
Zaliczam Lubawkę, potem Kowary. Coraz więcej czasu tracę na zmaganie się z raną i bolącymi od sztywnej jazdy kolanami. Jestem akurat na zjeździe, mam jakieś 33 km do mety, gdy widzę szosowca jadącego z przeciwnego kierunku. W sumie nic dziwnego, sporo się tu ich pałęta. Jednak rozpoznaję w nim… Wilka! Co za miła niespodzianka! Do mety jeszcze przecież kawał drogi. Spodziewałam się go raczej spotkać kilka kilometrów przed metą, a nie tak daleko od niej.
Nie hamuję. Jadę na pełnej prędkości.
Nie ruszam tyłka z siodła.
Nie odwracam się.
Wiem, że zaraz zawróci i mnie dogoni. I tak się staje. Pyta jak się jedzie. Generalnie dobrze. Tylko ta rana… kolana… senność… Przed podjazdem do Szklarskiej zatrzymuję się. Odrywam spodenki od rany… zasuszam ranę… wiem, że ten podjazd będzie ciężki i w związku z tym planuję go zrobić za jednym pociągnięciem. Ale wcześniej trzeba podsuszyć ranę. Michał proponuje, że możemy się zamienić podsiodłówkami (jego jest lekka, w mojej jest namiot, materac, ciuchy – no generalnie to klocek). To słodkie, ale jestem zdeterminowana, by z całością swoich gratów wtoczyć się na metę. Podjazd jest ciężki. Robię go pomału. Pomału, ale konsekwentnie. Bez zadyszki, równym tempem. Mielę go na proszek. Do góry znowu postój i odrywanie spodenek od rany. Aj! Mocno się z nią skleiły! To trwa. No cóż… Potem zjazd aż do mety.
Dyrektor
Dziwnie jest widzieć, że ślad w GPSie, który towarzyszył mi tak długo, teraz się kończy. Ogarnia mnie smutek, że to już koniec. Krótko przed metą pada mi przednia lampka, a od razu po wjeździe na metę – bateria w GPS. Może i ja powinnam na sam koniec paść? Jednak nie padam. Idziemy się pokazać na mecie. Dyrektor maratonu – Daniel - osobiście nakłada mi porcję makaronu i podaje herbatkę. Potem jeszcze prysznic i tu odkrycie dnia – kotek złapał kleszcza! Pytam potem Agnieszkę, czy umie wyciągać. I tak znowu trafiam do Daniela, który jako dobry dyrektor – doktor w asyście Agi i Michała wyciąga mi kleszcza.
Moje dzisiejsze smsy:
» 2015.08.26 - 07:32 Jade dalej.
» 2015.08.26 - 09:11 Nowa Ruda. kupilam bulki, jem sniadanie.
» 2015.08.26 - 09:15 Teraz gdy jem, wyprzedzilo mnie 2 z kat. sport wraz z wozem.
» 2015.08.26 - 09:17 Musze szybciej klapac paszcza ;-)
» 2015.08.26 - 10:41 Stan krytyczny… asfaltow przed Gluszyca. Masakra, jazda slalomem to za malo i nie gwarantuje sukcesu ;-)
» 2015.08.26 - 11:28 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK15
» 2015.08.26 - 12:54 Mieroszow. zamiast tylka krwawa miazga. Boli strasznie. drozdzowka i przysypianie na przystanku.
» 2015.08.26 - 14:55 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK16
» 2015.08.26 - 16:55 Starty do krwi tylek ostro daje mi popalic. spodenki przyklejaja sie do rany, podjazdy robie wszystkie na raz, tylek nieruchomo na siodle. jak zmienie pozycje, to musze sie zatrzymac-bol taki, ze az robi mi sie slabo. Na koncu podjazdu odklejanie spodenek, chwila na zasuszenie rany i zjazd. i tak sie katuje z tym tylkiem juz 2dzien. zjazdy tylko na stojaco. na szczescie juz tylko 55km.
» 2015.08.26 - 19:11 Ostatnie ok. 33km razem z Wilkiem :-) jestesmy przed duzym podjazdem do Przesieki. potem meta.
» 2015.08.26 - 21:26 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt META
Podsumowanie:
Maraton był świetny. Piękna, wspaniała trasa, cieszę się, że zdecydowałam się pojechać. Miałam okazję zobaczyć wiele ciekawych miejsc. Widoki często powalały na kolana. Samodzielna jazda (przez większość trasy byłam zupełnie sama) pokazała, że potrafię robić w górach duże przebiegi mając rower z pełnym biwakowym wyposażeniem. Dość dobrze udało mi się załatwiać jedzenie – mało było sytuacji, gdy czułam głód. Udało mi się też pić kawę (co uwielbiam), a nawet raz pomalować paznokcie. Bałam się samotnego wyszukiwania miejscówek noclegowych na dziko, w środku nocy w górach. Rzeczywistość nie okazała się jednak straszna, choć czasem szukanie było nieco upierdliwe. Miło było jechać z Wąskim – z nim jest bardzo wesoło i pokonywane razem kilometry są jakieś takie… uśmiechnięte. Szalenie sympatyczna była też jazda z osobami spoza maratonu (Krzysiek i Mirek) i to, że potrafiły uszanować to, że nie mogę jechać im na kole – nie było żadnych niedomówień i namawiań. Pełne zrozumienie. Ten maraton bym zawaliła gdyby nie zupełnie bezinteresowna pomoc obcych – ale w końcu nieobcych – bo też rowerzystów – ludzi, którzy uratowali mnie podczas awarii w Zieleńcu. Do teraz jestem pod wrażeniem, że chciało im się późnym wieczorem, w tygodniu (jeden z chłopaków po pracy do 22:00) przyjechać na Zieleniec i mi pomagać. A zrobili to z radością i uśmiechem. Odniosłam wrażenie, że wszyscyśmy czuli wtedy tę samą wielką radość.
No i na końcu podziękowania dla wszystkich osób, które mnie na trasie wspierały duchowo - smsowo. W szczególności dla Elizium i Memorka, którzy pisali do mnie nawet o zupełnie absurdalnych godzinach. Dzięki!
Mapa:
Gminy zaliczone na GMRDP: Cisna, Komańcza, Jaśliska, Dukla, Nowy Żmigród, Osiek Jasielski, Dębowiec, Lipinki, Gorlice teren wiejski, Gorlice miasto, Ropa, Uście Gorlickie, Krynica Zdrój, Muszyna, Piwniczna Zdrój, Rytro, Stary Sącz, Poronin, Zakopane, Kościelisko, Czarny Dunajec, Radziechowy-Wieprz, Węgierska Górka, Milówka, Istebna, Wisła, Ustroń, Goleszów, Cieszyn, Hażlach, Zebrzydowice, Jastrzębie Zdrój, Mszana, Wodzisław Śląski, Pszów, Kornowac, Racibórz, Pietrowice Wielkie, Kietrz, Baborów, Głubczyce, Głogówek, Lubrza, Otmuchów, Paczków, Lewin Kłodzki, Kudowa Zdrój, Radków, Mieroszów, Lubawka, Kowary, Podgórzyn, Jelenia Góra, Piechowice, Szklarska Poręba, Stara Kamienica, Mirsk, Świeradów Zdrój (58 gmin).
ZDJĘCIA
Angelina Jolie
Poobcierany do krwi tyłek bardzo utrudnia mi jazdę. Rana jest taka, że spodenki się do niej przyklejają. Jak źle usiądę, to aż robi mi się słabo z bólu i czuję jak krew odpływa z twarzy. Dlatego jeśli już uda mi się dobrze usiąść, to nie ruszam się na siodle i jadę tak długo jak się da bez postoju. Gdy się zatrzymam, odklejam spodenki od rany, chwilę trzymam ręką wkładkę daleko od rany i ją podsuszam. Potem wsiadam na rower i znowu tkwię na nim nieruchomo. Wszystkie zjazdy robię na stojąco. Cała jestem sztywna. Ból usztywnia. Od ciągłego napięcia bolą mnie kolana oraz... zęby, które zaciskam z bólu. Mam też pogryzione od środka wargi. To w ramach kompensowania jednego bólu drugim bólem, aby mniej bolało. Pocieszam się, że z takimi ustami muszę wyglądać pięknie i wspaniale jak Angelina Jolie.
Zjeść owijkę
O ile wczoraj z tyłkiem było źle, to dziś jest tragicznie. Czuję jednak, że teraz nie mogę się wycofać, choćbym z bólu miała zjeść owijkę. Są ludzie, którzy wierzą we mnie, ludzie, którzy wczoraj późnym wieczorem w Zieleńcu ratowali mnie z opresji. Jadę więc powoli i pokracznie, ale jadę.
Najgorsza wersja siebie
Odcinek przed Głuszycą jest fatalny. To same dziury i łaty. Bardzo nierówno. Oj boli, boliiii! Za tymi dziurami spotykam cyklistę. Szosowca. To Mirek Kabat. Mówi, że nie startuje i że jest wysłannikiem Michała. Że pojedzie kawałek ze mną. Próbuje mnie wieźć na kole, ale wtedy ja celowo zwalniam. Gdy wyjeżdżamy na pustą drogę tłumaczę mu, że skoro nie startuje, to nie mogę jechać mu na kole, bo to będzie pomoc z zewnątrz. Dodaję jednak, że może jechać za mną albo obok. No i tak sobie jedziemy. Mirek widzi chyba moją najbardziej wymarnowaną bólem wersję. Patrząc na mnie stwierdza, że cieszy się, że jednak nie pojechał tego maratonu. A ja nadaję, że nie może tak twierdzić patrząc na mnie, bo ja akurat jestem mało miarodajna. Mam poobcierany tyłek, ranę, poza tym zasypiam. Dodaję, że trasa jest piękna i właśnie powinien żałować, że nie pojechał. Bardzo mile nam się jedzie. Jedziemy razem długo. Mirek zawraca na zjeździe przed Chełmskiem Śląskim. Dzięki za te wspólne kilometry!
Na proszek
Zaliczam Lubawkę, potem Kowary. Coraz więcej czasu tracę na zmaganie się z raną i bolącymi od sztywnej jazdy kolanami. Jestem akurat na zjeździe, mam jakieś 33 km do mety, gdy widzę szosowca jadącego z przeciwnego kierunku. W sumie nic dziwnego, sporo się tu ich pałęta. Jednak rozpoznaję w nim… Wilka! Co za miła niespodzianka! Do mety jeszcze przecież kawał drogi. Spodziewałam się go raczej spotkać kilka kilometrów przed metą, a nie tak daleko od niej.
Nie hamuję. Jadę na pełnej prędkości.
Nie ruszam tyłka z siodła.
Nie odwracam się.
Wiem, że zaraz zawróci i mnie dogoni. I tak się staje. Pyta jak się jedzie. Generalnie dobrze. Tylko ta rana… kolana… senność… Przed podjazdem do Szklarskiej zatrzymuję się. Odrywam spodenki od rany… zasuszam ranę… wiem, że ten podjazd będzie ciężki i w związku z tym planuję go zrobić za jednym pociągnięciem. Ale wcześniej trzeba podsuszyć ranę. Michał proponuje, że możemy się zamienić podsiodłówkami (jego jest lekka, w mojej jest namiot, materac, ciuchy – no generalnie to klocek). To słodkie, ale jestem zdeterminowana, by z całością swoich gratów wtoczyć się na metę. Podjazd jest ciężki. Robię go pomału. Pomału, ale konsekwentnie. Bez zadyszki, równym tempem. Mielę go na proszek. Do góry znowu postój i odrywanie spodenek od rany. Aj! Mocno się z nią skleiły! To trwa. No cóż… Potem zjazd aż do mety.
Dyrektor
Dziwnie jest widzieć, że ślad w GPSie, który towarzyszył mi tak długo, teraz się kończy. Ogarnia mnie smutek, że to już koniec. Krótko przed metą pada mi przednia lampka, a od razu po wjeździe na metę – bateria w GPS. Może i ja powinnam na sam koniec paść? Jednak nie padam. Idziemy się pokazać na mecie. Dyrektor maratonu – Daniel - osobiście nakłada mi porcję makaronu i podaje herbatkę. Potem jeszcze prysznic i tu odkrycie dnia – kotek złapał kleszcza! Pytam potem Agnieszkę, czy umie wyciągać. I tak znowu trafiam do Daniela, który jako dobry dyrektor – doktor w asyście Agi i Michała wyciąga mi kleszcza.
Moje dzisiejsze smsy:
» 2015.08.26 - 07:32 Jade dalej.
» 2015.08.26 - 09:11 Nowa Ruda. kupilam bulki, jem sniadanie.
» 2015.08.26 - 09:15 Teraz gdy jem, wyprzedzilo mnie 2 z kat. sport wraz z wozem.
» 2015.08.26 - 09:17 Musze szybciej klapac paszcza ;-)
» 2015.08.26 - 10:41 Stan krytyczny… asfaltow przed Gluszyca. Masakra, jazda slalomem to za malo i nie gwarantuje sukcesu ;-)
» 2015.08.26 - 11:28 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK15
» 2015.08.26 - 12:54 Mieroszow. zamiast tylka krwawa miazga. Boli strasznie. drozdzowka i przysypianie na przystanku.
» 2015.08.26 - 14:55 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt PK16
» 2015.08.26 - 16:55 Starty do krwi tylek ostro daje mi popalic. spodenki przyklejaja sie do rany, podjazdy robie wszystkie na raz, tylek nieruchomo na siodle. jak zmienie pozycje, to musze sie zatrzymac-bol taki, ze az robi mi sie slabo. Na koncu podjazdu odklejanie spodenek, chwila na zasuszenie rany i zjazd. i tak sie katuje z tym tylkiem juz 2dzien. zjazdy tylko na stojaco. na szczescie juz tylko 55km.
» 2015.08.26 - 19:11 Ostatnie ok. 33km razem z Wilkiem :-) jestesmy przed duzym podjazdem do Przesieki. potem meta.
» 2015.08.26 - 21:26 INFO: Zawodnik Marzena Szymańska zdobył punkt META
Podsumowanie:
Maraton był świetny. Piękna, wspaniała trasa, cieszę się, że zdecydowałam się pojechać. Miałam okazję zobaczyć wiele ciekawych miejsc. Widoki często powalały na kolana. Samodzielna jazda (przez większość trasy byłam zupełnie sama) pokazała, że potrafię robić w górach duże przebiegi mając rower z pełnym biwakowym wyposażeniem. Dość dobrze udało mi się załatwiać jedzenie – mało było sytuacji, gdy czułam głód. Udało mi się też pić kawę (co uwielbiam), a nawet raz pomalować paznokcie. Bałam się samotnego wyszukiwania miejscówek noclegowych na dziko, w środku nocy w górach. Rzeczywistość nie okazała się jednak straszna, choć czasem szukanie było nieco upierdliwe. Miło było jechać z Wąskim – z nim jest bardzo wesoło i pokonywane razem kilometry są jakieś takie… uśmiechnięte. Szalenie sympatyczna była też jazda z osobami spoza maratonu (Krzysiek i Mirek) i to, że potrafiły uszanować to, że nie mogę jechać im na kole – nie było żadnych niedomówień i namawiań. Pełne zrozumienie. Ten maraton bym zawaliła gdyby nie zupełnie bezinteresowna pomoc obcych – ale w końcu nieobcych – bo też rowerzystów – ludzi, którzy uratowali mnie podczas awarii w Zieleńcu. Do teraz jestem pod wrażeniem, że chciało im się późnym wieczorem, w tygodniu (jeden z chłopaków po pracy do 22:00) przyjechać na Zieleniec i mi pomagać. A zrobili to z radością i uśmiechem. Odniosłam wrażenie, że wszyscyśmy czuli wtedy tę samą wielką radość.
No i na końcu podziękowania dla wszystkich osób, które mnie na trasie wspierały duchowo - smsowo. W szczególności dla Elizium i Memorka, którzy pisali do mnie nawet o zupełnie absurdalnych godzinach. Dzięki!
Mapa:
Gminy zaliczone na GMRDP: Cisna, Komańcza, Jaśliska, Dukla, Nowy Żmigród, Osiek Jasielski, Dębowiec, Lipinki, Gorlice teren wiejski, Gorlice miasto, Ropa, Uście Gorlickie, Krynica Zdrój, Muszyna, Piwniczna Zdrój, Rytro, Stary Sącz, Poronin, Zakopane, Kościelisko, Czarny Dunajec, Radziechowy-Wieprz, Węgierska Górka, Milówka, Istebna, Wisła, Ustroń, Goleszów, Cieszyn, Hażlach, Zebrzydowice, Jastrzębie Zdrój, Mszana, Wodzisław Śląski, Pszów, Kornowac, Racibórz, Pietrowice Wielkie, Kietrz, Baborów, Głubczyce, Głogówek, Lubrza, Otmuchów, Paczków, Lewin Kłodzki, Kudowa Zdrój, Radków, Mieroszów, Lubawka, Kowary, Podgórzyn, Jelenia Góra, Piechowice, Szklarska Poręba, Stara Kamienica, Mirsk, Świeradów Zdrój (58 gmin).
ZDJĘCIA
komentarze
Świetna relacja. Człowiek sobie w ogóle nie zdaje sprawy jak bardzo trzeba umieć sobie radzić, aby dojechać do tak odległej do mety. To trzeba być człowiekiem z żelaza (jak to mawiała swego czasu bs''owa Kosma ;) ). Gratulacje ogromne, podziwiam wszystkie Kobiety które wzięły udział w tym wyścigu. Brawo!
Aga - 19:26 piątek, 4 września 2015 | linkuj
Mors płakał jak czytał. ;)
PS. z jednym hamulcem spokojnie da się jeździć po górach. :) mors - 21:16 wtorek, 1 września 2015 | linkuj
PS. z jednym hamulcem spokojnie da się jeździć po górach. :) mors - 21:16 wtorek, 1 września 2015 | linkuj
Pięknie powalczyłaś, wielu by się wycofało z taką kontuzją. No i teraz chyba jednak te linki zaczniesz już wozić ze sobą ;)
wilk - 20:03 poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | linkuj
Wciskająca w fotel relacja to mało powiedziane. Przez kilka dni kibicowałam wszystkim uczestnikom maratonu (najbardziej tym, których znam osobiście). Twardziele - to mało powiedziane !!! Gratulacje raz jeszcze :) Niesamowity wyczyn.
starszapani - 19:21 poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | linkuj
Świetnie piszesz. Niewyobrażalnie gromisz kilometry. Inspirujesz! (wczoraj po setnym km, gdy zaczął boleć mnie tyłek, myślałem o Tobie :-D ;-))
xlavoc - 06:40 poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | linkuj
wiesz co, kocham te Twoje wpisy :D Bardzo dziękuję za emocje, bo i relacja smsowa, i fotki i potem słowo pisane warte tych chwil spędzonych na trasie. Gratulacje :D
elizium - 19:40 niedziela, 30 sierpnia 2015 | linkuj
Świetna, wręcz wciskająca w fotel relacja.
Wyczyn niesamowity. michuss - 17:12 niedziela, 30 sierpnia 2015 | linkuj
Wyczyn niesamowity. michuss - 17:12 niedziela, 30 sierpnia 2015 | linkuj
Kiedy przez dłuższy czas,codziennie natrafiałem na "ostatni znany mi wpis", pomyślałem,że odpoczywasz od roweru, albo wyruszyłaś w dłuższą wypoczynkowo relaksującą traskę. Kiedy przeczytałem wszystko, z wrażenia nie mogłem gęby zamknąć i miałem we łbie pustkę, przewijając to w myślach jeszcze raz, jak film. Czapki z głów Kocie!
lutra - 21:35 sobota, 29 sierpnia 2015 | linkuj
Bardzo mocno kibicowałem Ci na trasie i przeżywałem. Gratuluję i pozdrawiam.
yurek55 - 20:29 sobota, 29 sierpnia 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!