Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2019
Dystans całkowity: | 1185.92 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 26:51 |
Średnia prędkość: | 19.85 km/h |
Suma podjazdów: | 5153 m |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 49.41 km i 26h 51m |
Więcej statystyk |
Bez mrozu rano
Środa, 17 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 26.81 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie bez mrozu rano. Mam nadzieję, że poranne mrozy już nie wrócą. Nie lubię zimna.
Lodowaty poranek
Wtorek, 16 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 25.47 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wiosna, wiosna :)
Poniedziałek, 15 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 27.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Szybki piątek
Piątek, 12 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 19.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zmarznięte magnolie
Czwartek, 11 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 25.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 159m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś rano -2. Kwiaty magnolii niestety nie przetrwały tego kwietniowego mrozu.
Zimna środa
Środa, 10 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 26.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 145m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano zimniutko, było -3.
Wtorek
Wtorek, 9 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 25.54 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 146m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciepły poniedziałek
Poniedziałek, 8 kwietnia 2019 Kategoria do 50
Km: | 28.49 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 152m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ogryzkowy weekend (2)
Niedziela, 7 kwietnia 2019 Kategoria do 100, Kocia czytelnia
Km: | 53.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 290m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budzimy się tuż przed wschodem Słońca. Mamy ten luksus, że nie musimy nigdzie się spieszyć. Wystarczy tylko, że wyjdziemy z namiotów i cały ten piękny widok, który zwykle można podziwiać podczas bezchmurnego wschodu, mamy na wyciągnięcie ręki. Poranki mają w sobie coś niezwykłego. Ciszę i zapach nowego, budzącego się, dnia.
Po krótkiej sesji zdjęciowej wracamy do namiotów, jemy śniadanie i... nie, nie. Nie wstajemy, nie pakujemy się i nie ruszamy w trasę. Przynajmniej nie od razu. Przyjemnie jest poleżeć po śniadaniu. Posłuchać śpiewu ptaków. Tu, na wieży, doskonale słychać całe to ptasie radio. Byłoby idealnie, gdyby nie... ból gardła. Wczorajsze "chyba" dziś zamieniło się w "na pewno".
Czas ucieka i wczesny poranek przechodzi w zwykłe rano. Mijają minuty, może mija cała godzina... może jeszcze więcej...
Pora wstać! To niedziela, pewnie w końcu ktoś tu przyjdzie. Początek trasy to wyjątkowo mocno zapiaszczone drogi. Ciężko jest jechać i czasem trzeba iść. Buty szybko robią się ciężkie, bo wpada do nich piach. To jak marsz po plaży. Przeprawa ma, z drobnymi przerwami na lepsze drogi, nieco ponad 10 km. W Świechocinie pojawia się szosa, docieramy nią pod wieżę, z której rozciąga się rozległy widok na pola oraz na sam Świechocin.
Droga do Pszczewa jest asfaltowa. Kilometry uciekają więc szybko. W mieście udaje nam się znaleźć czynny sklep. Robimy małe zakupy i wbijamy się w teren. Jedziemy wzdłuż jez. Chłop. Nad nim, skryta w lesie, jest ostatnia dzisiejsza wieża. Droga do wieży jest stromym podejściem. Natomiast sama wieża zdaje się wyrastać z ziemi niczym drzewa, które ją ściśle otaczają. Na kolejnych piętrach leżą spore ilości igliwia. Klimatycznie i zacisznie tu. Widok z góry jest dziwny. Jakiś taki... ogryzkowy. Niby widać z jednej strony jezioro i daleki horyzont, ale jednak nie do końca. Wysokie drzewa dużo przysłaniają. Trzy pozostałe strony oferują widok na las. Na las, który prawie wchodzi na wieżę.
Nad jez. Wędromierz czeka na nas niespodzianka. Nie ma mostu ani kładki nad rzeczką. Żeby przedostać się na drugą stronę, trzeba przejść przez wodę. Widać dno, wygląda na to, że nie jest głęboko. Woda płynie bardzo leniwie, wydaje się wręcz, że prawie nie płynie. Zdejmujemy buty i kolejno przechodzimy. W najgłębszym miejscu jest do kolan. Zimna ta woda!
Kawałek dalej, już mostem, przekraczamy Obrę, a jeszcze dalej - wiaduktem - autostradę A2.
Nie jedzie mi się dobrze. Ból gardła dokucza, we znaki daje się też katarek. Decydujemy, że skrócimy trasę i zakończymy ją w Zbąszyniu.
Tak oto kończymy nasz ogryzkowy weekend.
Zdjęcia
Po krótkiej sesji zdjęciowej wracamy do namiotów, jemy śniadanie i... nie, nie. Nie wstajemy, nie pakujemy się i nie ruszamy w trasę. Przynajmniej nie od razu. Przyjemnie jest poleżeć po śniadaniu. Posłuchać śpiewu ptaków. Tu, na wieży, doskonale słychać całe to ptasie radio. Byłoby idealnie, gdyby nie... ból gardła. Wczorajsze "chyba" dziś zamieniło się w "na pewno".
Czas ucieka i wczesny poranek przechodzi w zwykłe rano. Mijają minuty, może mija cała godzina... może jeszcze więcej...
Pora wstać! To niedziela, pewnie w końcu ktoś tu przyjdzie. Początek trasy to wyjątkowo mocno zapiaszczone drogi. Ciężko jest jechać i czasem trzeba iść. Buty szybko robią się ciężkie, bo wpada do nich piach. To jak marsz po plaży. Przeprawa ma, z drobnymi przerwami na lepsze drogi, nieco ponad 10 km. W Świechocinie pojawia się szosa, docieramy nią pod wieżę, z której rozciąga się rozległy widok na pola oraz na sam Świechocin.
Droga do Pszczewa jest asfaltowa. Kilometry uciekają więc szybko. W mieście udaje nam się znaleźć czynny sklep. Robimy małe zakupy i wbijamy się w teren. Jedziemy wzdłuż jez. Chłop. Nad nim, skryta w lesie, jest ostatnia dzisiejsza wieża. Droga do wieży jest stromym podejściem. Natomiast sama wieża zdaje się wyrastać z ziemi niczym drzewa, które ją ściśle otaczają. Na kolejnych piętrach leżą spore ilości igliwia. Klimatycznie i zacisznie tu. Widok z góry jest dziwny. Jakiś taki... ogryzkowy. Niby widać z jednej strony jezioro i daleki horyzont, ale jednak nie do końca. Wysokie drzewa dużo przysłaniają. Trzy pozostałe strony oferują widok na las. Na las, który prawie wchodzi na wieżę.
Nad jez. Wędromierz czeka na nas niespodzianka. Nie ma mostu ani kładki nad rzeczką. Żeby przedostać się na drugą stronę, trzeba przejść przez wodę. Widać dno, wygląda na to, że nie jest głęboko. Woda płynie bardzo leniwie, wydaje się wręcz, że prawie nie płynie. Zdejmujemy buty i kolejno przechodzimy. W najgłębszym miejscu jest do kolan. Zimna ta woda!
Kawałek dalej, już mostem, przekraczamy Obrę, a jeszcze dalej - wiaduktem - autostradę A2.
Nie jedzie mi się dobrze. Ból gardła dokucza, we znaki daje się też katarek. Decydujemy, że skrócimy trasę i zakończymy ją w Zbąszyniu.
Tak oto kończymy nasz ogryzkowy weekend.
Zdjęcia
Ogryzkowy weekend (1)
Sobota, 6 kwietnia 2019 Kategoria do 100, Kocia czytelnia
Km: | 64.17 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 330m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Weekend rozpoczynam w sobotnie popołudnie - tuż po wyjściu z pracy. W Poznaniu wsiadamy do pociągu, który po godzince jazdy ma dotrzeć do małej stacji kolejowej w Mokrzu, w Puszczy Noteckiej. Pociąg jest prawie pusty, rozsiadamy się zatem wygodnie. Ruszamy z opóźnieniem, a ja zaczęłam czuć, że chyba boli mnie gardło.
Chyba?
A może na pewno? W końcu w pełni zdrowia nie myśli się o tym, że chyba boli gardło...
Pociąg jedzie wyjątkowo powoli. Zupełnie tak, jakby maszynista wpadł w melancholię i postanowił nigdzie się już dziś nie spieszyć. Przez okna oglądamy sobie piękne, sobotnie, późne popołudnie. Widzimy spacerujących ludzi oraz przemykających tu i tam rowerzystów. W Rokietnicy postój trwa z pół godziny. Nadzieja na to, że zdążymy być na wieży tuż przed zachodem Słońca, ucieka bezpowrotnie...
Na stacji w Mokrzu miejscowy ostrzega nas przed wilkami, których ponoć jest sporo w Puszczy. Potem jednak dodaje, że one są płochliwe i w rzeczywistości trzeba mieć trochę szczęścia, by je zobaczyć. Ruszamy drogą z betonowych płyt. Potem pojawia się asfalt, który musiał być remontowany wieki temu, bo jest w fatalnym stanie. Lepiej nie próbować jazdy tędy kolarzówką, bo ilości wyrw i piasku mogą być niemiłą niespodzianką.
Pisaki Puszczy Noteckiej wdzierają się na drogę. Prosto z drogi można wejść na Wrzosowe Wydmy. Rowery zostają na dole, a my idziemy w kopnym piachu na górę. Morze piasku, iglaki i wrzosy. Te wrzosy, na jesieni, muszą wyglądać tu wspaniale.
W Sierakowie przekraczany Wartę i robimy małe zakupy - jutro niedziela bez handlu. Drogą wojewódzką pędzimy do Międzychodu. Nie jest zbyt przyjemnie, bo ruch w sobotni wieczór jest duży, a pobocza brak. W Międzychodzie, nad torami kolejowymi, podziwiamy zachód Słońca. Jest ładnie, choć widok z wieży byłby z pewnością znacznie lepszy. Cóż poradzić - trzeba zadowolić się ogryzkiem.
Dalej, już po zachodzie Słońca, jedziemy na Górę Trębacza, na której stoi nasza wieża. Jest trochę szosy i trochę terenu. Krótko przed odbiciem w stronę wieży mijamy duży stóg na polu. Na jego szczycie siedzi około 10 młodych ludzi. Śmieją się, rozmawiają. Na tle coraz bardziej ciemniejącego nieba ich sylwetki wyglądają bardzo... fotograficznie. Niestety to już nie to światło, mój aparat sobie z takimi warunkami raczej nie poradzi. A poza tym, co jeśli oni wcale nie chcą, by ktoś ich fotografował?
Dojazd w okolice wieży jest terenowy, ale dość wygodny. Dopiero pod koniec robi się bardzo stromo i miejscami jest dużo kopnego piachu. Trzeba podejść. Sama wieża jest jedną z tych ciekawszych. Zgodnie postanawiamy, że wnosimy rowery i sakwy, by noc spędzić na górze, na tarasie widokowym. Jest w nas nieomal 100% pewności, że tej nocy nikt nas nie będzie niepokoił.
Zdjęcia
Chyba?
A może na pewno? W końcu w pełni zdrowia nie myśli się o tym, że chyba boli gardło...
Pociąg jedzie wyjątkowo powoli. Zupełnie tak, jakby maszynista wpadł w melancholię i postanowił nigdzie się już dziś nie spieszyć. Przez okna oglądamy sobie piękne, sobotnie, późne popołudnie. Widzimy spacerujących ludzi oraz przemykających tu i tam rowerzystów. W Rokietnicy postój trwa z pół godziny. Nadzieja na to, że zdążymy być na wieży tuż przed zachodem Słońca, ucieka bezpowrotnie...
Na stacji w Mokrzu miejscowy ostrzega nas przed wilkami, których ponoć jest sporo w Puszczy. Potem jednak dodaje, że one są płochliwe i w rzeczywistości trzeba mieć trochę szczęścia, by je zobaczyć. Ruszamy drogą z betonowych płyt. Potem pojawia się asfalt, który musiał być remontowany wieki temu, bo jest w fatalnym stanie. Lepiej nie próbować jazdy tędy kolarzówką, bo ilości wyrw i piasku mogą być niemiłą niespodzianką.
Pisaki Puszczy Noteckiej wdzierają się na drogę. Prosto z drogi można wejść na Wrzosowe Wydmy. Rowery zostają na dole, a my idziemy w kopnym piachu na górę. Morze piasku, iglaki i wrzosy. Te wrzosy, na jesieni, muszą wyglądać tu wspaniale.
W Sierakowie przekraczany Wartę i robimy małe zakupy - jutro niedziela bez handlu. Drogą wojewódzką pędzimy do Międzychodu. Nie jest zbyt przyjemnie, bo ruch w sobotni wieczór jest duży, a pobocza brak. W Międzychodzie, nad torami kolejowymi, podziwiamy zachód Słońca. Jest ładnie, choć widok z wieży byłby z pewnością znacznie lepszy. Cóż poradzić - trzeba zadowolić się ogryzkiem.
Dalej, już po zachodzie Słońca, jedziemy na Górę Trębacza, na której stoi nasza wieża. Jest trochę szosy i trochę terenu. Krótko przed odbiciem w stronę wieży mijamy duży stóg na polu. Na jego szczycie siedzi około 10 młodych ludzi. Śmieją się, rozmawiają. Na tle coraz bardziej ciemniejącego nieba ich sylwetki wyglądają bardzo... fotograficznie. Niestety to już nie to światło, mój aparat sobie z takimi warunkami raczej nie poradzi. A poza tym, co jeśli oni wcale nie chcą, by ktoś ich fotografował?
Dojazd w okolice wieży jest terenowy, ale dość wygodny. Dopiero pod koniec robi się bardzo stromo i miejscami jest dużo kopnego piachu. Trzeba podejść. Sama wieża jest jedną z tych ciekawszych. Zgodnie postanawiamy, że wnosimy rowery i sakwy, by noc spędzić na górze, na tarasie widokowym. Jest w nas nieomal 100% pewności, że tej nocy nikt nas nie będzie niepokoił.
Zdjęcia
Ciąg dalszy