Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

PGR_1

Sobota, 6 sierpnia 2022 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, PGR_2022
Km: 173.60 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 3292m Sprzęt: Terenówka Aktywność: Jazda na rowerze
Piątek przed sobotnim startem w PGR w całości spędziliśmy w pociągach. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, to w Przemyślu byśmy wysiedli o 17.03. Jednak plan dojazdu posypał się w drobny mak już w Poznaniu, w związku z atrakcjami z odwołanymi i opóźnionymi pociągami. Wielogodzinna podróż koleją przy panującym upale i niedziałającej (bądź ledwo działającej) klimatyzacji nie należała do przyjemności. Koniec końców, w Przemyślu wysiedliśmy dopiero po godzinie 21.

Zatem po ciemku już dotarliśmy do biura zawodów. Mimo później godziny, nadal trzymało gorąco, co było złym prognostykiem przed mającym się zacząć już za parę godzin maratonem. Potem jeszcze jazda po płaskim, nad Sanem, do hotelu. Tam również panował upał. Rozpakowaliśmy się, uszykowaliśmy rzeczy na start i, po wypiciu herbaty oraz szybkim prysznicu, poszliśmy spać. Wyszło 5-6 godzin snu. To oczywiście za mało, ale wobec późnego przyjazdu, więcej się nie dało.

Poranek przywitał nas niestety bardzo ciepły. Zjedliśmy smaczne, hotelowe śniadanie i ruszyliśmy w drogę na start. A tam czekał już wesoły tłumek nam podobnych ludzi, gotowych by zmierzyć się z mocno górską trasą o długości 540 km i nawierzchni typu gravel. Wystartowaliśmy o 7.20. Już pierwszy asfaltowy podjazd, który był długi i stromy, kazał mi się zacząć zastanawiać nad moją aktualną formą fizyczną. Kiedy poczułam, że lepiej będzie mi iść, niż jechać, wiedziałam już, że raczej jest średnio. Na górze czekał na mnie uśmiechnięty Krzysztof. Teren, który się niedługo pojawił, wymagał na początku pewnego przestawienia się i większej czujności. Na zjazdach trochę obaw wywoływały luźne, drobne kamienie, jednak dość szybko oswoiłam się z tego typu nawierzchnią. Tego dnia pojawił się też pierwszy bród. Przejechałam wodną przeszkodę bez problemu, gdyż nie było głęboko, a dno twarde i równe tylko ułatwiło zadanie.

Niestety we znaki zaczął dawać się upał. Piękna, słoneczna pogoda w środku lata w górach to z jednej strony gwarancja wspaniałych widoków, z drugiej konieczność zmagania się z wysoką temperaturą. Wysiłek związany z kolejnymi podjazdami w tej wysokiej temperaturze sprawił, że dość mocno rozbolała mnie głowa. Mimo, że piłam dużo i często, ból nie przeszedł aż do wieczora.



Sklepów, zgodnie z przewidywaniami, nie było zbyt wielu, jednak byliśmy na to w pełni przygotowani i nie stanowiło to niespodzianki. Jechaliśmy sobie wśród pięknych widoków, wyczerpujących podjazdów i zjazdów wymagających koncentracji. Krzyś nieco szybciej, ja nieco wolniej, jednak zawsze w bliskiej odległości. Raz po raz mijali nas inni uczestnicy, gdyż (co nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem) ludzie po prostu umieli jeździć w terenie, a w szczególności zjeżdżać – szybko i bez cienia strachu. Ja niestety nie umiem i nawet jeśli pod górę wjeżdżałam w dobrym tempie, to zjazdy robiłam beznadziejnie powoli lub nawet z buta.







Tego dnia jedną z największych atrakcji była… kupa niedźwiedzia. Ktoś z naszych ponoć nawet w tej okolicy widział niedźwiedzia. Wszystko to działo się późnym popołudniem. Gdy już się ściemniało, nadal jechaliśmy, w końcu zrobiło się zupełnie ciemno. Byliśmy akurat w środku lasu, raz po raz używaliśmy gwizdków, gdyż był to rejon, gdzie można było spotkać niedźwiedzia. Tak więc jadąc gwizdaliśmy na wszystko, co może kryć się w ciemnej, nocnej, leśnej gęstwinie. No i wtedy Krzysztof powiedział, że złapał kapcia. A to pech! Akurat w środku takiego lasu. Nie było zbyt fajnie tak stać i usuwać defekt. W międzyczasie minęły nas ze 4 osoby. Kiedy w końcu mogliśmy jechać dalej, czekało nas jeszcze trochę tego lasu i potem już wyjazd na szosę. Zgodnie z moją rozpiską powinna w pobliżu być stacja kolejowa z niezłą infrastrukturą towarzyszącą. W rzeczywistości okazało się, że jest to teren prywatny i zamknięty. Jeden z naszych chyba też chciał tu spać i w akcie desperacji rozbił hamak między drzewami przed zamkniętą bramą. Pośród wiatru i mżawki wróciliśmy na skrzyżowanie. Zupełnie nie mieliśmy ochoty nadkładać kilometrów i szukać noclegu w Cisnej, która była około 6 km dalej. Na skrzyżowaniu była dość duża wiata, chyba pusta…. A jednak nie. Spało tu 2 z PGRu, jeden na stole, drugi na ławce. Miejsca jeszcze trochę było, ale już niestety tylko na ziemi. Noc była z tych średnich. Wiata wyeksponowana na wiatr i zacinającą lekko drobniuteńką mżawkę. Obróciłam się plecami do tych warunków i owinęłam mocniej śpiworem. Spałam jednak bardzo słabo.


komentarze
Witaj z powrotem.
yurek55
- 19:12 środa, 31 sierpnia 2022 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum