Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Sweet :)

Sobota, 4 marca 2017 Kategoria do 350, Kocia czytelnia, Kocia muzyka, Kot w wielkim mieście, Gdańsk
Km: 320.80 Km teren: 0.00 Czas: 16:06 km/h: 19.93
Pr. maks.: 41.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1360m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Po lodowatej nocy nastał piękny dzień. Gdańsk o poranku zalany jest słońcem :)

Ten entuzjazm i ta radość towarzyszyły mojej trasie:
sweet :)
Entuzjazm i radość mimo przeszkadzającego wiatru, mimo kompletnego braku formy (w grudniu mało co jeździłam, w styczniu i lutym praktycznie nic) i mimo wielu godzin jazdy po zachodzie słońca przy temperaturze +2*C. Jechałam sama. Miałam ze sobą sakwy i namiot.






Miałam wyjechać bardzo wcześnie ale się nie udało. Na dobry początek złapałam kapcia - jeszcze w domu. Rower tak jakby próbował być wredny, bo nie dość, że kapeć z niczego, to w dodatku opona nie chciała zejść i musiałam się mocno naszarpać, by ją zdjąć. Mało sobie paznokci nie połamałam, ale w końcu się udało.

Kiedy ruszyłam, było już jasno. Dzień wg prognoz miał być piękny i słoneczny, jednak sam poranek okazał się lodowaty - było 0*C. Jadąc czułam niesamowitą radość - jak to przyjemnie jest wsiąść na rower po tak długim czasie! Pomknąć przed siebie. Raz po raz zastanawiałam się, czy to w ogóle wypali, bo przecież na dobrą sprawę prawie kwartał nie jeździłam. No ale gdyby coś szło nie tak, mogłam zakończyć wyjazd wcześniej. Miałam ze sobą namiot, śpiwór, materac, kuchenkę i zapas jedzenia.

W Janowcu Wlkp. wypiłam pierwszą kawę. Trasę na Gdańsk w stosunku do zeszłego roku przeprojektowałam. Wywaliłam beznadziejny odcinek ruchliwej szosy Wągrowiec - Kcynia. Nieprzyjemność dojazdu do Kcyni została zatem okrojona do niezbędnego minimum. Sama Kcynia była akurat rozkopana. Ruch wahadłowy. Nic przyjemnego. W dodatku jak oszalały rozdzwonił się mój telefon. Jak tu rozmawiać w tym hałasie warczących silników? Z ulgą opuściłam Kcynię.

Przed Nakłem zrobiło się ciepło. Jechałam kostkowaną śmieszką rowerową. Ruch był spory i tylko dlatego po tej kostce się tłukłam. Skorzystałam też z jednej z ławeczek i zrzuciłam z siebie trochę ciuchów - zrobiło się ciepło - aż 13*C! W Nakle ruch duży jak w Kcyni. Pomyślałam sobie, że jak się stąd wydostanę, to wrócą puste szosy i znowu jazda stanie się przyjemna. Wtem, w całym tym ruchu, jakiś chłopak na szosówce krzyczy do mnie: już nad morze?!
Skinęłam głową potwierdzając i zastanawiałam się skąd on wiedział, że jadę nad morze....

Kawałek za Nakłem moja trasa wykręciła na wschód i zaczęłam walkę z wiatrem. No tak, to nie był dzień na Gdańsk. Chcąc jechać z wiatrem, powinnam była pojechać do Kołobrzegu. Im dłużej trwała ta szarpanina, tym częściej łapałam się na myśli: było lecieć na Kołobrzeg.

Poza tym jednak pogoda była piękna: ciepło, słonecznie. Wysmarowałam nawet twarz kremem przeciwsłonecznym. Po mniej więcej 40 km walki z mocno przeszkadzającym wiatrem, nitka trasy litościwie przybrała nieco korzystniejszy kierunek i jechało się przyjemniej. Widoki miałam wspaniałe; lasy i jeziora w późno popołudniowym słońcu to była prawdziwa uczta dla oczu. Co za radość móc tu być! Szkoda tylko, że czułam się już dość zmęczona, no ale to efekt kompletnego braku formy i mało sprzyjającego wiatru.

Przede mną Przystanek Tleń i obiad! W lutym zeszłego roku niespodziewanie wyłonił się z ciemności, teraz wiedziałam już, że tu jest. Planowałam posiedzieć tu przynajmniej godzinę i plan ten spełniłam :). Trafiłam wybornie - nawet stolik, przy którym siedziałam w zeszłym roku był wolny. Rower też (jak ostatnio) ustawiłam w środku. Zjadłam pyszną zupę grzybową oraz pstrąga z ziemniakami i surówką. Nie było łatwo stąd ruszyć - tak tu przyjemnie! W dodatku w międzyczasie zrobiło się już praktycznie zupełnie ciemno. Zerknęłam na gps: zostało jeszcze 130 km. Do zrobienia w ciemności.

Jazda po ciemku była dość nudna. Wyłączyłam muzykę, by lepiej słyszeć zwierzęta mogące o tej porze łazić blisko szosy. Niewiele było widać, niewiele się działo. Z rzadka przejechał jakiś samochód, drogi wąskie i praktycznie zupełnie puste. Na wioskach mijałam zataczających się mężczyzn (sporo ich było, chodzili samotnie, często do siebie mówili, niektórzy krzyczeli, śpiewali). Nocną jazdę urozmaiciło mi też stado dzików. Chyba trochę je wystraszyłam, a one mnie.

Ponad 40 km leśny odcinek zakończyłam Skórczem :)). W miasteczku tym wpadłam na Orlen ogrzać się trochę. Po pięknym dniu nastał chłodny wieczór, a po nim zimna noc. Ledwie 1-3*C. Zastanawiałam się co wziąć. Może kawę? E.... nie. Tym razem postawiłam na herbatę.

Przez kolejne miejscowości jechałam nie zatrzymując się zbyt wiele. Ciemno. Fotkę zrobiłam w Pelplinie - bazylika jest tak wspaniała, że koniecznie musiałam. Po drodze widziałam iluminacje bożonarodzeniowe. Kilka domków przystrojonych lampkami (przy jednej stał nawet świetlny renifer!). Mijałam też neon z choinką. Coraz bliżej święta :).

Tuż przed Tczewem wyjechałam na DK91. Było spokojnie. Droga szeroka, ale nie wszędzie miała pobocze. Cieszyłam się, że jestem tu późnym wieczorem, bo w ciągu dnia pewnie jest tu mało przyjemnie.

I tak sobie jechałam i jechałam i jechałam... było (mimo dokuczliwego zimna) przyjemnie i błogo. Wtem popatrzyłam na gps: 15 km/h. Zepsuł się! Szczęście, że chociaż wskazuje drogę i ekran normalnie działa - pomyślałam. Jak się okazało synchronicznie zepsuł się też licznik - bo też pokazywał 15 km/h. Pomstowałam pod nosem na ten beznadziejny i zawodny sprzęt. Przecież to nie jest możliwe, że to ja! Było tak fajnie - przecinałam powietrze jak pocisk. To niemożliwe, bym jechała tak strasznie powoli!

A jednak możliwe. Tej nocy niemożliwe stało się możliwe - Gdańsk na początku marca, tak zwyczajnie i po prostu.
Mój rower, który w sobotni ranek był tak jakby wredny, przez całą trasę spisywał się niezawodnie. W nagrodę strzeliłam mu fotę z tabliczką Gdańsk :).

A potem, mocno już senna oraz zmarznięta wieloma godzinami jazdy w zimnie i ciemnościach, poszukałam stosownych krzaków i poszłam spać. Temperatura spadła do 0*C. Do snu zdjęłam z siebie tylko kask, buty i rękawiczki :)

Zdjęcia

b

komentarze
eranis - dziękuję :)

animalek - w namiocie, najgorzej było z niego rano wyjść na to zimno. Ale jakoś się przemogłam :)

malarz - jaki ładny wierszyk, przeczytałam go sobie przy porannej herbatce :)
Kot
- 06:58 wtorek, 7 marca 2017 | linkuj
Na świętego Kazimierza zima do morza zmierza.
Z samego rana Kot do Gdańska uderza.
Podczas drogi Kot miauknęła radośnie:
ach przedwiośnie, przedwiośnie!
Przełajówką jadąc z radości mruczała
I z wielkim dystansem się uporała.
Ciekawą relację na BS napisała,
choć z oczami problemy miała.
Pięknymi zdjęciami nas uraczyła.
Dystans dnia i miesiąca zdobyła!
malarz
- 21:42 poniedziałek, 6 marca 2017 | linkuj
Gratuluję! Ale, że w namiocie? brrr... :P
animalek
- 20:41 poniedziałek, 6 marca 2017 | linkuj
Brawo Marzenka - co klasa to klasa jednak:))
eranis
- 19:36 poniedziałek, 6 marca 2017 | linkuj
Anetka - dzięki za tyle miłych słów :).

lutra, Jurek, wilk - dziękuję również :)

Dziś postaram się sklecić relację. Choć to może być trochę trudne - moje oczy nie lubią kwitnących olch i leszczyn. Łzawią, szczypią, źle mi się patrzy.
Kot
- 08:58 poniedziałek, 6 marca 2017 | linkuj
Wiosna rozpoczęta z mocnym przytupem ;))
wilk
- 20:21 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Ja wstrzymam się jednak od komentowania ... barw ! :-)
Za to dystans ? Kosmos !!!
Jurek57
- 19:32 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Wczoraj cisza, dzisiaj zaglądam tutaj jak pod kubeczek z niespodzianką, a tu niespodzianka "RÓŻOWY DYM", pełen energii i motywacji.
Dla mnie, czytelnika i obserwatora Twoich wyczynów, to Ty jesteś pierwowzorem tego teledysku.
Dodam, że z energią podobnie pobudzającą do wyzwań. Zadymiło się pozytywnie pod każdym względem. :)
lutra
- 17:14 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Uwielbiam tą piosenkę:) chciałbym dojechać do Gdańska rowerem, tak jak Ty :)
Masz teraz śliczne kolory na blogu :) gratuluje trasy :) i mam nadzieję do zobaczenia :)
anetkas
- 16:59 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
malarz - dziękuję :)

Katana - jechałam bardzo długo, bo aż 16 godzin. To dlatego, że od 3 miesięcy praktycznie nie jeździłam. Nie spieszyło mi się - miałam namiot, materac, śpiwór, a w kieszeni bilet powrotny na dziś na 10:01 dopiero :)

vuki - idą marce, czas na kocie harce :)). Kolor dymu różowy, bo to przecież najpiękniejszy kolor. Mój ulubiony :)

Bitels - to była taka szczypta szaleństwa :)

michuss - to tak radosny kawałek, że od razu ma się ochotę zrobić coś fajnego. A sobota na rowerze jest super fajna :)
Kot
- 15:59 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Dlaczego dym z filmu jest różowy? :)
vuki
- 15:38 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Odpaliłem klip z tego linku i natychmiast wyłączyłem, bo juz zaczynałem wdziewać rowerowe obciślaki, by ruszyć na Warszawę ;)))

Wspaniały dystans i kolorek bloga, bo o nim chyba jeszcze tu nie wspominałem. Super :)
michuss
- 15:11 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Oho, Kot taki cichy i spokojny, a tu pyk i trzy stówki. Gratuluję.
Bitels
- 14:00 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Marzec, koty szaleją ;) Gratuluję!
vuki
- 11:30 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Zazdroszczę wycieczki do Gdańska - też bym się wybrała. Ile czasu jechałaś ?
Katana1978
- 09:07 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Brawo!
Piękny dzień i piękny dystans dnia :)
malarz
- 09:00 niedziela, 5 marca 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum