Między kładkami
Niedziela, 15 maja 2016 Kategoria do 100, Kocia czytelnia
Km: | 61.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 330m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Całą sobotę padało/lało. Aktywność swoją ograniczyłam do minimum i dałam rowerowi odpocząć. Zajmowałam się głównie gadaniem i tym co lubię najbardziej - czyli piciem kawy oraz jedzeniem.
Dziś za to nastał dzień, gdy trzeba wydostać się z tego niebytu. Wsiąść na rower i jechać na dworzec kolejowy, by ponownie cały dzień spędzić w pociągu. Ruszamy we czwórkę, a towarzyszą mi Rado (aż do Jasła) oraz Tomek i Wilk (przez pierwsze 4-5 km). Pogoda jest piękna: całkiem mocno wieje w twarz i świeci słońce. Na trasie mamy z Rado dwie kładki wiszące dla pieszych i rowerzystów. Rzeka po opadach ma kolor kawy z mlekiem, a woda płynie wartko. Przy pierwszej kładce jest tu bród dla samochodów, ale przy tym stanie rzeki nikt nie ryzykuje przeprawy. Między kładkami spotykamy uroczego młodego kotka. Jedną łapkę ma w całości białą a ogonek niespotykanie puszysty. Zwierzak wybiega nam na spotkanie. Porzucamy więc rowery i bawimy się z kotkiem. Żałujemy, że nie mamy żadnego mięska by mu dać. Dalsza droga to lekkie góreczki i już bardziej ruchliwa droga. Drogi wojewódzkie w okolicach Tarnowa i Jasła odbieram jako bardzo nieprzyjemne. W samym miasteczku mamy prawie godzinę do odjazdu pociągu, więc jedziemy na rynek na kawę i ciacho.
Powrót pociągiem to historia śmieszno-straszna. Podjeżdża pociąg. Wyskakuje kolejarz. Nie chce nas wpuścić z rowerami. Nawet gdy dowiaduje się, że dwójka z nas ma bilety na osobo-rower.
Jest coś gorszego od wystraszonego kolejarza? Chyba nie.
W tej panice zamiast przejazdu proponuje nam złożenie reklamacji. Ja natomiast proponuję mu, że wezwę policję, skoro mimo posiadania przez nas biletów robi problemy. Pan kręci się w kółko, oczy ma rozbiegane i cały jest czerwony na twarzy. Nie czekając na nic ładujemy więc nasze rowery do wagonu. No to jesteśmy! Teraz jeszcze tylko muszą wejść Rado i Atlochowski, którzy nie kupili wcześniej biletów. Im też się udaje. Kolejarz nie ogarnia sytuacji. Jest tak znerwicowany, że nie chce sprzedać biletów i dzwoni do wszystkich świętych. W końcu bojąc się odpowiedzialności mówi, że w Rzeszowie jest zmiana ekipy konduktorskiej i oni sprzedadzą bilety. Zmiennik okazuje się (na zasadzie przeciwieństwa) osobą wybitnie wyluzowaną. Urządzenie drukujące bilety zawiesza się aż 6 razy, parokrotnie ów miły człowiek leci na peron podczas przystanków, oporne urządzenie zostawiając pod naszą opieką. Pod koniec podróży (jest tłok - w Lublinie wsiadło chyba z pół miasta) ktoś dowcipnie włączył ogrzewanie!
Do Warszawy Wschodniej gdzie mam przesiadkę do Poznania docieramy ze sporym opóźnieniem. Mam tylko 10 minut. Tranquilo bardzo mi pomaga w ogarnięciu peronów i noszeniu roweru - wielkie dzięki! Gdyby nie on, to raczej bym nie zdążyła. Z Warszawy do Poznania podróż leci szybko i bez sensacji (EIC). Konduktor jest tak miły, że nie dolicza mi opłaty za rower. Równie miły jest powrót z dworca do domu: bez deszczu i z mocnym wiatrem w plecy. No to się doczekałam w końcu dobrej pogody!
Trasa:
Zaliczone gminy: Jasło (teren wiejski), Jasło (miasto). (2 gminy).
Dziś za to nastał dzień, gdy trzeba wydostać się z tego niebytu. Wsiąść na rower i jechać na dworzec kolejowy, by ponownie cały dzień spędzić w pociągu. Ruszamy we czwórkę, a towarzyszą mi Rado (aż do Jasła) oraz Tomek i Wilk (przez pierwsze 4-5 km). Pogoda jest piękna: całkiem mocno wieje w twarz i świeci słońce. Na trasie mamy z Rado dwie kładki wiszące dla pieszych i rowerzystów. Rzeka po opadach ma kolor kawy z mlekiem, a woda płynie wartko. Przy pierwszej kładce jest tu bród dla samochodów, ale przy tym stanie rzeki nikt nie ryzykuje przeprawy. Między kładkami spotykamy uroczego młodego kotka. Jedną łapkę ma w całości białą a ogonek niespotykanie puszysty. Zwierzak wybiega nam na spotkanie. Porzucamy więc rowery i bawimy się z kotkiem. Żałujemy, że nie mamy żadnego mięska by mu dać. Dalsza droga to lekkie góreczki i już bardziej ruchliwa droga. Drogi wojewódzkie w okolicach Tarnowa i Jasła odbieram jako bardzo nieprzyjemne. W samym miasteczku mamy prawie godzinę do odjazdu pociągu, więc jedziemy na rynek na kawę i ciacho.
Powrót pociągiem to historia śmieszno-straszna. Podjeżdża pociąg. Wyskakuje kolejarz. Nie chce nas wpuścić z rowerami. Nawet gdy dowiaduje się, że dwójka z nas ma bilety na osobo-rower.
Jest coś gorszego od wystraszonego kolejarza? Chyba nie.
W tej panice zamiast przejazdu proponuje nam złożenie reklamacji. Ja natomiast proponuję mu, że wezwę policję, skoro mimo posiadania przez nas biletów robi problemy. Pan kręci się w kółko, oczy ma rozbiegane i cały jest czerwony na twarzy. Nie czekając na nic ładujemy więc nasze rowery do wagonu. No to jesteśmy! Teraz jeszcze tylko muszą wejść Rado i Atlochowski, którzy nie kupili wcześniej biletów. Im też się udaje. Kolejarz nie ogarnia sytuacji. Jest tak znerwicowany, że nie chce sprzedać biletów i dzwoni do wszystkich świętych. W końcu bojąc się odpowiedzialności mówi, że w Rzeszowie jest zmiana ekipy konduktorskiej i oni sprzedadzą bilety. Zmiennik okazuje się (na zasadzie przeciwieństwa) osobą wybitnie wyluzowaną. Urządzenie drukujące bilety zawiesza się aż 6 razy, parokrotnie ów miły człowiek leci na peron podczas przystanków, oporne urządzenie zostawiając pod naszą opieką. Pod koniec podróży (jest tłok - w Lublinie wsiadło chyba z pół miasta) ktoś dowcipnie włączył ogrzewanie!
Do Warszawy Wschodniej gdzie mam przesiadkę do Poznania docieramy ze sporym opóźnieniem. Mam tylko 10 minut. Tranquilo bardzo mi pomaga w ogarnięciu peronów i noszeniu roweru - wielkie dzięki! Gdyby nie on, to raczej bym nie zdążyła. Z Warszawy do Poznania podróż leci szybko i bez sensacji (EIC). Konduktor jest tak miły, że nie dolicza mi opłaty za rower. Równie miły jest powrót z dworca do domu: bez deszczu i z mocnym wiatrem w plecy. No to się doczekałam w końcu dobrej pogody!
Trasa:
Zaliczone gminy: Jasło (teren wiejski), Jasło (miasto). (2 gminy).
komentarze
W naszym pociągu też grzali. Rano miałam tak opuchnięte stopy, że ledwo je wcisnęłam w buty !!!
starszapani - 19:02 środa, 18 maja 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!