Grudniowa Mława
Sobota, 20 grudnia 2014 Kategoria do 350, Kocia czytelnia, Kot w wielkim mieście
Uczestnicy
Km: | 317.22 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 12:25 | km/h: | 25.55 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1038m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ona, czyli Mława
Cztery dni przed Wigilią jadę z Wilkiem w trasę. Miało być gdzie indziej. Gdzieś gdzie tuż przed Świętami będzie pięknie, ale cel narzuca nam wiatr. Prognozy zapowiadają wyjątkowo silny wiatr, także przelotne ulewy, być może nawet śnieg i dokuczliwe zimno. W takiej sytuacji jazda z bocznym wiatrem nie ma sensu. Tłusty cel odkładamy na kiedy indziej. Teraz celem staje się Mława i trasa do niej – równiutko zgodna z kierunkiem wiatru. Ponoć w Mławie nie ma niczego ciekawego. Taki Okonek ;). Jednak cel nie zawsze musi być ciekawy, piękny, porywający… To może być gdziekolwiek.
Wszystko takie samo
W piątek krótko przed północą spotykam się z Wilkiem. Przed nami długa noc. Początek trasy (aż do Witkowa) jedziemy zgodnie z moim projektem. Są to spokojne, boczne drogi. Niektóre lekko dziurawe, ale przecież znam tu każdą dziurę na pamięć. Jadąc tak pokazuję Michałowi niektóre charakterystyczne miejsca. Zastanawiam się też jak mu się podobają moje tereny. I wtedy łapię się na tym, że to zupełnie bez sensu! Przecież jest zupełnie ciemno. Droga podobna do drogi, wioska do wioski…. Wszystko takie samo. Zwracam uwagę na „Marylę Rodowicz” w Górze, zatrzymujemy się też na ładnie przystrojonym w lampki świąteczne rynku w Pobiedziskach. W Czerniejewie podjeżdżamy pod pałac. Dziura w bramie, którą zrobił samochód przebijając mur na wylot cały czas zasłonięta jest blachą falistą. Znicze nadal stoją. Ale już się nie palą….
Gwiazdy
Za Witkowem odbijamy na północ, do Trzemeszna. Wiatr zacina z boku, faktycznie jest mocny, ale nie szarpie mi rowerem, więc nie jest źle. W Trzemesznie oglądamy ładną wieżę ciśnień (pięknie podświetloną) oraz po kamiennym bruku jedziemy na rynek. Noc mamy wspaniałą. Nad nami niebo pełne gwiazd.
Automat na monety
Po trzeciej w nocy zaczyna mnie brać senność. Mówię o tym Michałowi i zaczynamy gadać, by jakoś przegonić ten kryzys. Na dłuższy postój zatrzymujemy się w Skulsku, na małej stacji Orlenu. Dla mnie oczywiście kawa! Dziwny tu mają ekspres. Zupełnie nieorlenowski – to automat na monety, który nie wdaje reszty. Miły pan z obsługi od razu mnie o tym informuje i chętnie rozmienia mojego piątaka na drobne. Nie ma tu jak usiąść. To co? Na podłodze? Z grzeczności pytam pana czy możemy. Nie ma nic przeciwko. Pyta jak długa droga przed nami i czy nie straszno nam jechać w taką pogodę. Robi nam nawet fotkę :).
27 choinek
Prawie aż do samego Włocławka jedziemy fajnymi, bocznymi drogami. Wilk spisał się na medal projektując tę trasę. Bocznych dróg jest dużo. Ruch na nich żaden. Same wioski i małe miasteczka. Na nocnym odcinku do Włocławka (188km) naliczyłam ledwie 27 choinek (!), a to świadczy najdobitniej o tym jak mocno boczne to były drogi.
O wschodzie słońca
Przed Włocławkiem ruch trochę większy. Na polach wiatraki pracują jak oszalałe. Ale wieje! A w samym Włocławku przerwa śniadaniowa w McD. Mojego ulubionego zestawu kupić nie mogę, bo obowiązuje menu poranne. Biorę więc jakąś wielką bułę, frytki i herbatę. Siedzimy tak prawie bite 2 godziny. Jemy, pijemy i… podziwiamy (przez okno) wschód słońca ;). Jest ciepło i tak przyjemnie, że miło jest się tak polenić. Tym bardziej, że Wilk uparcie twierdzi, że w Mławie nic nie ma, więc bez sensu jest tam akurat spędzać czas w oczekiwaniu na pociąg. W McD jest lepiej.
Przejeżdżamy przez Włocławek, robimy fotki na rynku i na moście nad Wisłą. A potem mamy… podjazd dnia z doliny Wisły. Niestety po nocnej jeździe mam problemy z krtanią. Boli mnie, lekko zatyka. Kaszlę więc i chrypię. Zakrywam polarkiem usta i nos, jednak aż do końca czuję dyskomfort, a chwilami (od ostrego kaszlenia) nawet lekki posmak krwi w ustach.
Tak jak wtedy
Dość duży ruch trafiamy w Sierpcu, potem do Żuromina jest około 9 km odcinek centralnie na północ. Czyli z wiatrem bocznym. Wszystko (poza deszczem, który miał być, a za wyjątkiem kilku krótkich mżawek nie było wcale) jest zgodne z prognozą – najbardziej wieje przed Mławą. Boczny wiatr szarpie mi rowerem. Kilka razy rzuca mną w bok. Na tym odcinku jest jak podczas marcowej trasy do Sochaczewa. Wpadam w lekką panikę. Wilk szybko zauważa co się święci i przez chwilę mnie osłania przed mocnymi porywami wiatru. Nie da się tak jednak jechać dłużej, bo droga nie ma pobocza, a samochodów trochę tu jest. Jedziemy jednak blisko siebie i powoli. Udaje się przetrwać ten paskudny odcinek. Gdy odkręcamy na wschód, czuję wielką ulgę.
Chłopcy
Przed Mławą dostajemy na deser kilka pagórków. Krtań dokucza cały czas, więc nie pozwalam sobie na głębszy oddech (mocniejszą jazdę). No i w końcu jest – tabliczka „MŁAWA”. Mamy farta, bo akurat bokiem drogi idzie dwóch chłopców. Zagaduję ich i robią nam pamiątkową fotkę z Mławą :). Dworzec kolejowy w Mławie okazuje się tak obrzydliwy, że aż uroczy ;). Kupujemy bilety powrotne i jedziemy do Warszawy. W pociągu jemy ciastka, pijemy colę i… walczymy z sennością. W samej Warszawie z czasem jest ciasno, ale mimo to udaje się odwiedzić Stare Miasto i zobaczyć je w przedświątecznej szacie. Wrażenie jest piorunujące. Nigdy nie widziałam tak pięknych świątecznych dekoracji! Prawdziwa uczta dla oka. I wtedy to się staje – po raz pierwszy w tym roku odczuwam, świąteczną atmosferę. Jest pięknie. Jak Warszawa, to oczywiście mój ulubiony Pałac Kultury. No a potem już dworzec centralny i powrót do domu.
Mapa:
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Cztery dni przed Wigilią jadę z Wilkiem w trasę. Miało być gdzie indziej. Gdzieś gdzie tuż przed Świętami będzie pięknie, ale cel narzuca nam wiatr. Prognozy zapowiadają wyjątkowo silny wiatr, także przelotne ulewy, być może nawet śnieg i dokuczliwe zimno. W takiej sytuacji jazda z bocznym wiatrem nie ma sensu. Tłusty cel odkładamy na kiedy indziej. Teraz celem staje się Mława i trasa do niej – równiutko zgodna z kierunkiem wiatru. Ponoć w Mławie nie ma niczego ciekawego. Taki Okonek ;). Jednak cel nie zawsze musi być ciekawy, piękny, porywający… To może być gdziekolwiek.
Wszystko takie samo
W piątek krótko przed północą spotykam się z Wilkiem. Przed nami długa noc. Początek trasy (aż do Witkowa) jedziemy zgodnie z moim projektem. Są to spokojne, boczne drogi. Niektóre lekko dziurawe, ale przecież znam tu każdą dziurę na pamięć. Jadąc tak pokazuję Michałowi niektóre charakterystyczne miejsca. Zastanawiam się też jak mu się podobają moje tereny. I wtedy łapię się na tym, że to zupełnie bez sensu! Przecież jest zupełnie ciemno. Droga podobna do drogi, wioska do wioski…. Wszystko takie samo. Zwracam uwagę na „Marylę Rodowicz” w Górze, zatrzymujemy się też na ładnie przystrojonym w lampki świąteczne rynku w Pobiedziskach. W Czerniejewie podjeżdżamy pod pałac. Dziura w bramie, którą zrobił samochód przebijając mur na wylot cały czas zasłonięta jest blachą falistą. Znicze nadal stoją. Ale już się nie palą….
Gwiazdy
Za Witkowem odbijamy na północ, do Trzemeszna. Wiatr zacina z boku, faktycznie jest mocny, ale nie szarpie mi rowerem, więc nie jest źle. W Trzemesznie oglądamy ładną wieżę ciśnień (pięknie podświetloną) oraz po kamiennym bruku jedziemy na rynek. Noc mamy wspaniałą. Nad nami niebo pełne gwiazd.
Automat na monety
Po trzeciej w nocy zaczyna mnie brać senność. Mówię o tym Michałowi i zaczynamy gadać, by jakoś przegonić ten kryzys. Na dłuższy postój zatrzymujemy się w Skulsku, na małej stacji Orlenu. Dla mnie oczywiście kawa! Dziwny tu mają ekspres. Zupełnie nieorlenowski – to automat na monety, który nie wdaje reszty. Miły pan z obsługi od razu mnie o tym informuje i chętnie rozmienia mojego piątaka na drobne. Nie ma tu jak usiąść. To co? Na podłodze? Z grzeczności pytam pana czy możemy. Nie ma nic przeciwko. Pyta jak długa droga przed nami i czy nie straszno nam jechać w taką pogodę. Robi nam nawet fotkę :).
27 choinek
Prawie aż do samego Włocławka jedziemy fajnymi, bocznymi drogami. Wilk spisał się na medal projektując tę trasę. Bocznych dróg jest dużo. Ruch na nich żaden. Same wioski i małe miasteczka. Na nocnym odcinku do Włocławka (188km) naliczyłam ledwie 27 choinek (!), a to świadczy najdobitniej o tym jak mocno boczne to były drogi.
O wschodzie słońca
Przed Włocławkiem ruch trochę większy. Na polach wiatraki pracują jak oszalałe. Ale wieje! A w samym Włocławku przerwa śniadaniowa w McD. Mojego ulubionego zestawu kupić nie mogę, bo obowiązuje menu poranne. Biorę więc jakąś wielką bułę, frytki i herbatę. Siedzimy tak prawie bite 2 godziny. Jemy, pijemy i… podziwiamy (przez okno) wschód słońca ;). Jest ciepło i tak przyjemnie, że miło jest się tak polenić. Tym bardziej, że Wilk uparcie twierdzi, że w Mławie nic nie ma, więc bez sensu jest tam akurat spędzać czas w oczekiwaniu na pociąg. W McD jest lepiej.
Przejeżdżamy przez Włocławek, robimy fotki na rynku i na moście nad Wisłą. A potem mamy… podjazd dnia z doliny Wisły. Niestety po nocnej jeździe mam problemy z krtanią. Boli mnie, lekko zatyka. Kaszlę więc i chrypię. Zakrywam polarkiem usta i nos, jednak aż do końca czuję dyskomfort, a chwilami (od ostrego kaszlenia) nawet lekki posmak krwi w ustach.
Tak jak wtedy
Dość duży ruch trafiamy w Sierpcu, potem do Żuromina jest około 9 km odcinek centralnie na północ. Czyli z wiatrem bocznym. Wszystko (poza deszczem, który miał być, a za wyjątkiem kilku krótkich mżawek nie było wcale) jest zgodne z prognozą – najbardziej wieje przed Mławą. Boczny wiatr szarpie mi rowerem. Kilka razy rzuca mną w bok. Na tym odcinku jest jak podczas marcowej trasy do Sochaczewa. Wpadam w lekką panikę. Wilk szybko zauważa co się święci i przez chwilę mnie osłania przed mocnymi porywami wiatru. Nie da się tak jednak jechać dłużej, bo droga nie ma pobocza, a samochodów trochę tu jest. Jedziemy jednak blisko siebie i powoli. Udaje się przetrwać ten paskudny odcinek. Gdy odkręcamy na wschód, czuję wielką ulgę.
Chłopcy
Przed Mławą dostajemy na deser kilka pagórków. Krtań dokucza cały czas, więc nie pozwalam sobie na głębszy oddech (mocniejszą jazdę). No i w końcu jest – tabliczka „MŁAWA”. Mamy farta, bo akurat bokiem drogi idzie dwóch chłopców. Zagaduję ich i robią nam pamiątkową fotkę z Mławą :). Dworzec kolejowy w Mławie okazuje się tak obrzydliwy, że aż uroczy ;). Kupujemy bilety powrotne i jedziemy do Warszawy. W pociągu jemy ciastka, pijemy colę i… walczymy z sennością. W samej Warszawie z czasem jest ciasno, ale mimo to udaje się odwiedzić Stare Miasto i zobaczyć je w przedświątecznej szacie. Wrażenie jest piorunujące. Nigdy nie widziałam tak pięknych świątecznych dekoracji! Prawdziwa uczta dla oka. I wtedy to się staje – po raz pierwszy w tym roku odczuwam, świąteczną atmosferę. Jest pięknie. Jak Warszawa, to oczywiście mój ulubiony Pałac Kultury. No a potem już dworzec centralny i powrót do domu.
Mapa:
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
komentarze
dolna szczęka opadła mi z 5 piętra na parter ...matko święta 300 km w zimę ?! :) szacuneczek i ukłony iii czerwony dywanik :)
Katana1978 - 21:14 niedziela, 28 grudnia 2014 | linkuj
Gdzieś kiedyś czytałam "to moje ostatnie 300 w TYM roku" :)))) A tu proszę jak poszaleliście. Pięknie, moje gratulacje :))) Jazda tyle godzin po ciemku to jeszcze nie dla mnie, jakoś nie mogę się przyzwyczaić. Zdecydowanie wolę jak dni są dłuższe. Pozdrawiam :))
starszapani - 19:05 niedziela, 28 grudnia 2014 | linkuj
eranis, szykuj się na nocną eskapadę w najbliższym czasie. ;)))
michuss - 10:17 wtorek, 23 grudnia 2014 | linkuj
eranis - mam rodzinę w Opolu.I jeśli uda mi się (kiedyś) tam dotoczyć ! :-) Napewno się z Tobą umówię ! :-)
Pozdrawiam , na święta. Jurek57 - 08:12 wtorek, 23 grudnia 2014 | linkuj
Pozdrawiam , na święta. Jurek57 - 08:12 wtorek, 23 grudnia 2014 | linkuj
Trzecie miejsce w grudniowym top10 OPEN - nieźle, jak na kogoś, kto nie lubi Zimy. ;)
mors - 19:26 poniedziałek, 22 grudnia 2014 | linkuj
Gratuluję dystansu! Podziwiam że Wam się w tych warunkach tyle chce jeździć :)
A moja mieścina Trzemeszno, czuje się normalnie wyróżniona takiego wykrętasa z trasy zrobiliście :P Na tym placu przed bazyliką, w restauracji mają najlepszą grochówkę na świecie - polecam! sebekfireman - 14:41 poniedziałek, 22 grudnia 2014 | linkuj
A moja mieścina Trzemeszno, czuje się normalnie wyróżniona takiego wykrętasa z trasy zrobiliście :P Na tym placu przed bazyliką, w restauracji mają najlepszą grochówkę na świecie - polecam! sebekfireman - 14:41 poniedziałek, 22 grudnia 2014 | linkuj
Jajko + bekon to ja brałem, Kot się nie skusiła pomimo namów ;))
Na gardło, w ogóle generalnie na taką pogodę najskuteczniejsza jest kominiarka, bo osłania większość głowy i z przodu i z tyłu, nie zsuwa się. Tylko długie włosy już się z nią tak dobrze nie komponują ;) wilk - 12:52 poniedziałek, 22 grudnia 2014 | linkuj
Na gardło, w ogóle generalnie na taką pogodę najskuteczniejsza jest kominiarka, bo osłania większość głowy i z przodu i z tyłu, nie zsuwa się. Tylko długie włosy już się z nią tak dobrze nie komponują ;) wilk - 12:52 poniedziałek, 22 grudnia 2014 | linkuj
A ja z Tobą wracałem pociągiem, ale się nie odezwałem bom mruk. ;p Ciekawy przypadek, rzadko dosiada się do przedziału ktoś, czyjego bloga rowerowego czasem czytam. :D Myślałem, że zrobiłem podobną trasę ( https://www.endomondo.com/workouts/449515536/1517802 ) ale jednak we Mławie jeszcze mnie nie było. : ) Co do kaszlu, u mnie sprawdza się komin do osłony twarzy, najlepiej grubszy i mniej przepuszczający powietrze.
krzrzyszsz - 22:11 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
No właśnie, dystanse...
1Kot=25kkm, a Ty zaraz przekroczysz 26kkm, więc skoro:
Kot2014>1K
to wniosek jest prosty: przechodzisz samą siebie. ;) mors - 21:43 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
1Kot=25kkm, a Ty zaraz przekroczysz 26kkm, więc skoro:
Kot2014>1K
to wniosek jest prosty: przechodzisz samą siebie. ;) mors - 21:43 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
Fajny, dobrze dobrany podpis z cytatem z Lombardu, przypomniałaś mi tę starą (ale jarą) piosenkę ;)
Jak śniadanie w McD to tylko z muffinem jajko+bekon, ale wiadomo - o gustach się nie dyskutuje. :P
Imponujący dystans, gratulacje. michuss - 21:09 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
Jak śniadanie w McD to tylko z muffinem jajko+bekon, ale wiadomo - o gustach się nie dyskutuje. :P
Imponujący dystans, gratulacje. michuss - 21:09 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
Czy przed świętami to Wszystko ... ?
Szczęka opada ... ! :-) Jurek57 - 20:01 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
Szczęka opada ... ! :-) Jurek57 - 20:01 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
Uparty Kot, nie ma to tamto ;))
A ten tłuścioch to co? Zakopane czy Zamość pewnie, racja? ;) rmk - 19:10 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
A ten tłuścioch to co? Zakopane czy Zamość pewnie, racja? ;) rmk - 19:10 niedziela, 21 grudnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!