Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Jamielnik

Sobota, 13 grudnia 2014 Kategoria Kocia czytelnia, do 300
Km: 272.29 Km teren: 0.00 Czas: 11:02 km/h: 24.68
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 938m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
12 kilometrów. Ile to jest?
          [...]
Dużo?
          [Za dużo...]
Ile czasu potrzebujesz by pokonać 12 kilometrów?
          [Zbyt wiele by zdążyć na czas...]
Czas....
          [Już po czasie...]
Czy ma to jakieś większe znaczenie?
          [Ma! Jasne, że tak!!!]
Bywa tak, że cel jest o 12 kroków za daleko.
          [...]
........................................................................................................................................................................................
Orkan Aleksandra miał wyszaleć się w nocy. Pomysł by jechać z wiatrem rzucił Krzysztof. Gdzie poniesie?
Do Iławy?
Trasę mam opracowaną - to w zasadzie sprawdzony gotowiec. Przez Iławę jechałam przecież latem do Ełku. Jako, że do Iławy jedzie się przez Toruń, zagaduję do Olka. Umawiamy się na spotkanie na mieście. Podsyłam mu też do wglądu całą trasę. Koryguje odcinek Toruń – Iława. Fajnie – będzie trochę nowego.

Przeminęło z wiatrem
W sobotę budzik dzwoni o 2.45. Jestem gotowa do zerwania się na równe nogi, ale Krzysztof zarządza 5 minut drzemki. Ok., w sumie chętnie. Przez te 5 minut śpię z całych sił. Kiedy jemy śniadanie, za oknem leje. Ale nie słychać wycia wiatru. Chyba faktycznie najsilniejsze uderzenie przeszło w nocy. Wiatr... przeminął z wiatrem? Tradycyjne śniadanie: kanapka, herbata, kawa, czekolada, Internet. I w drogę. Przed startem Krzysztof jeszcze trochę lata po chacie, motam się i ja. Koniec końców, zamiast o 4.00 rano, ruszamy o 4.20. Ciemno, ciepło jak na grudzień (4`C) i wietrznie. Drogi są mokre, ale już nie pada. Pusto. Jazda idzie sprawnie, choć Krzysztof prawie od razu mi mocno odskakuje (jest w zasięgu wzroku).

Ciemno
GPS pada tuż przed Kiszkowem. A to niemiła niespodzianka! Zaskakujące tym bardziej, że przecież na tę jazdę były zakładane świeżo naładowane akumulatorki. Od pierwszego sygnału, że to wyczerpane baterie, mam jeszcze chwilę czasu nim urządzenie ostatecznie zgaśnie. Krzysztof daleko z przodu. Drę się więc jak wariatka z nadzieją, że mnie usłyszy. Nic. No to rozdzieram się jeszcze głośniej. W końcu daje to rezultat i widzę, że zawraca. Wiatr nie tylko pomaga jechać, ale też doskonale niesie głos ;). W Kiszkowie jest stacja paliw. Wiele razy przejeżdżałam obok - chyba czynna całą dobę. Czynna. Kupujemy baterie i wracamy do nocnej jazdy. Ciemno, ciemno, ciemno. Można mieć wrażenie, że dzień nigdy nie nadejdzie. Ale w końcu nadchodzi - w Żninie, po ponad 70 km jazdy w ciemnościach.

Gdyby...

Na wyjeździe z miasta drugi szybki postój na stacji. Postojów prawie nie ma, z czasem jest ciasno. Krzysztof gada, że do Iławy jest z 260-270 km, mi w głowie się tłucze, że to jednak więcej (przecież jechałam przez Iławę!). Siedzi we mnie jakiś niepokój. Współpraca zupełnie się nie klei, każde z nas jedzie swoje. Problem jest z jedzeniem – trudno cokolwiek sięgnąć z torby i odpakować, gdy ma się na dłoniach grube rękawiczki. Rezultat jest taki, że prawie nie jem. Żałuję, że w bukłaku mam czystą wodę. Gdyby to był jakiś sok... gdyby woda z miodem... to by dało choć trochę energii.

Spotkanie

Do Torunia dojeżdżamy w niedoczasie. Wg moich wyliczeń mamy tu max 10 minut na postój (za Toruniem są lekkie górki, dziurawe drogi – tak to pamiętam). Krótko po wjeździe do miasta spotykamy Olka, który wyjechał nam naprzeciw. Jak miło! Jedziemy razem przez imponujący most na Wiśle. Szarpię się z torbą i aparatem, by zrobić choć jedno zdjęcie z tej wspólnej jazdy. Udaje się, ale zostaję po tej szarpance mocno z tyłu. Olek prowadzi nas na stację. Po drodze czuć cudowny, słodki zapach. Olek gada, że niedaleko jest wytwórnia płatków śniadaniowych. Umieram z głodu, więc ten boski zapach to istna tortura. Na stacji pijemy kawę i jemy babkę (jestem tak głodna, że zjadam prawie pół babki, do kawy sypię cukier). Potem wspólnie wyjeżdżamy z miasta. Na jednym ze skrzyżowań Olek się z nami żegna, a my jedziemy zgodnie z jego wariantem trasy, w stronę Iławy.

Nic strasznego
Na samym początku ślad wyrzuca nas na chwilę na DK10. Nie jest to jednak nic strasznego, bo to krótki kawałek i w dodatku jest szerokie pobocze. Dalsza droga na Golub-Dobrzyń jest już zupełnie spokojna i jedzie się bardzo fajnie - zwłaszcza, że i nawierzchnie są dobre. W Golubiu-Dobrzyniu żadnych przerw. Szybka fotka zamku (z daleka) i jazda. Na chwilę (jakieś 7-8km) jeszcze wyskakujemy na główniejszą drogę – to DK15 Toruń-Olsztyn. Nie ma pobocza, ale ruch nie jest tragiczny. W końcu to sobota (w tygodniu, np. w piątkowe popołudnie, nie chciałabym tu jednak być).

Niedoczas
Brodnicki Park Krajobrazowy to małe, ale częste góreczki. Jest ładnie, ale trudno mi wykrzesać z siebie radość i entuzjazm. Jestem głodna. Na zatrzymywanie się i jedzenie nie ma czasu. Jest niedoczas. Wariant Olka częściowo pokrywa się z moim. Gdy docieramy do Bielic, gdzie nocowałam w drodze do Ełku, wiem już, że z całą pewnością jest źle. Krzysztof, który cały czas leciał z przodu stoi na poboczu, zaraz za przejazdem. Woła bym też się zatrzymała. Nie ma znaków na Iławę. Gdzie ta Iława? Czasu jest już tak mało!
To jeszcze kawałek drogi. Nieco za długi by zrobić go w 50 minut... a mniej więcej tyle mamy do odjazdu pociągu.

Gdy wszystko się wali...

Krzysztof proponuje współpracę. Każe siadać na koło. Po ponad 250 km jazdy osobno... Szlag mnie trafia, o współpracy należało pomyśleć wcześniej! Nie siadam na koło. To i tak już nie ma sensu. Jedziemy jeszcze kawałek. Do dobrze mi znanego znaku „Iława 12”. Krzysztof czeka na rozdrożu. Klikamy w GPSie. Mało co w nim widać. Udaje się jednak znaleźć stację bliższą od Iławy, to Jamielnik. Drogi widać w GPSie tak wspaniale, że odbicie na Jamielnik zupełnie nam umyka. Lecimy jeszcze kawałek na Iławę (ze 3km), Krzysztof pyta przypadkowego faceta o to odbicie. No i musimy się 3km cofnąć. Jest już bardzo głęboka szarówka.

Smacznego!
Pada mi lampka, ale nie ma czasu by zmieniać baterie. Jadę więc nie widząc prawie nic, a są dziury. W dodatku jest mi słabo z głodu. Ledwo się trzymam na rowerze. Staram się o tym głodzie nie myśleć, nie zastanawiać co będzie jeśli stracę przytomność podczas jazdy.
I wtedy gdy wyłączam myślenie stwierdzam, że coś jem.
Poruszam szczęką, gryzę.
Nie połykam.
Co do diaska? Ze zdumieniem odkrywam, że gryzę własny polarek, którym osłaniam usta i nos przed zimnym powietrzem. Aż tak głodna?... W końcu docieramy do Jamielnika. A tu stacja kolejowa za jakimś ogrodzeniem. Okrążamy to ogrodzenie gruntówką. Jadę potem po peronie i prawie ładuję się na słup. Jest mi strasznie smutno, jestem też wściekła. Pierwsze o czym myślę, to że rzucę całą tę jazdę rowerem w cholerę. Zablokuję komentarze na BS, zniknę w ogóle z rowerowego Internetu. Do Iławy zabrakło 12 km.

Granica
Po kilku minutach przyjeżdża pociąg. W środku jest gorąco, ale z tego przegłodzenia cała się trzęsę. Zakładam więc dodatkową kurtkę. Na przesiadce w Toruniu jemy pizzę. Mogliśmy ją zamówić dzięki uprzejmości Olka, który dał nam namiary na pizzerię. Po takim głodnym dniu pizza wchodzi jednak ciężko. Po dwóch kawałkach mam zupełnie dość i czuję się jak lekko podpita. Kolejny pociąg – tym razem już ostatni na dziś. W przedziale 3 osoby. Chłopak w niebieskiej kurtce pyta ile przejechaliśmy. Zaokrąglam w dół: 270km. Jest zszokowany takim przebiegiem. Zupełnie też nie rozumie mojego przygnębienia.
Śmieje się pytając cóż to jest te brakujące 12km...
Cóż to jest?
Otóż to jest właśnie granica między radością a smutkiem, ale zupełnie nie mam serca by mu to wyjaśniać.
Gapię się tępo w czarne okno.
Tak się złożyło, że tym razem się nie udało.

Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...

Mapa:


komentarze
Jest dokładnie tak jak pisze Olo - jazda krajówkami zupełnie mnie nie kręci. Takie tam tłuczenie kilometrów wśród samochodów, czasem bez pobocza - to nie jest fajne. Krajówkami jadę tylko jeśli muszę.
Trasa miała być przyjemna i właśnie po bocznych drogach. I taka była. Błąd polegał na niedoszacowaniu dystansu. Oraz na tym, że wystartowaliśmy z 20 minutowym opóźnieniem. Gdybyśmy mieli te 20 minut, to Iława by się udała :).
Kot
- 18:06 środa, 17 grudnia 2014 | linkuj
@roolez - 55 km jazdy krajówką bez pobocza to nie jest coś co Kotowi by przypadło do gustu, więc nawet nie proponowałem takiego wariantu. Równie dobrze mogliby jechać cały czas krajówką aż od Poznania, ale jakoś woleli wybierać boczne drogi.

Alternatywy były dwie: jazda przez Książki, Jabłonowo, Bielice - po polach z wiatrem, albo przez bardziej przyjemne zalesione tereny okolic Golubia i Brodnicki P.K. Zalesione, ale za to z mniejszą pomocą wiatru.

Jeśli już miałbym gdzieś doszukiwać się błędu, to późny start. 11,5 godziny na 270 km to czas dość ambitny, zwłaszcza jak tak fajnie jest się ogrzać np na jakiejś stacji :-)
olo
- 08:37 środa, 17 grudnia 2014 | linkuj
Przyczyna nie do końca zrealizowanego planu - ale i tak gratulacje za dystans - to przede wszystkim źle wytyczona trasa! Jeśli chce się pognać z wiatrem to trzeba było jechać "15" aż do Sampławy i tam odbić w lewo (nowy, dopiero co położony asfalcik...)
Jazda przez Ciche, Bielice, Łąkorz to nie na tę porę.

"Co Cię nie zabije to Cię wzmocni!" Pozdrawiam
roolez
- 08:18 środa, 17 grudnia 2014 | linkuj
Dzięki, bardzo mi miło! :)
Kot
- 20:42 wtorek, 16 grudnia 2014 | linkuj
Lubię Cię czytać :)
rmk
- 20:38 wtorek, 16 grudnia 2014 | linkuj
Hej,
ja po prostu czasem podchodzę do roweru (zbyt) bardzo emocjonalnie. Np. każdego Harpagana traktuję okropnie serio, każde spóźnienie na metę to mały dramat, każdy nieznaleziony punkt - prawdziwy zawód. Kiedy obieram sobie jakiś cel jazdy, to lubię do tego celu dotrzeć. Tym razem się nie udało i było mi przykro z tego powodu. To wszystko.

Jeśli idzie o jazdę wspólną moją i Krzysztofa, to nie wydarzyło się nic złego!! My po prostu nie potrafimy się zgrać podczas jazdy, dopasować do siebie z prędkością. Myśmy nawet tym razem próbowali, ale zawsze było albo za wolno albo za szybko. No nie umiemy i już! :) Nie ma co tego roztrząsać, ani szukać sensacji.

Mateusz, to nie było kręcenie dla kręcenia, po to tylko by natłuc kilometrów. Radość z jazdy była tyle, że... do czasu ;). Chciałam zobaczyć Jeziorak w grudniu. Nacieszyć się przez chwilę dworcem w Iławie, pewnie i trochę powspominać maratony, które tam się odbyły. A przy niskich temperaturach i tak krótkim dniu jazda jest dość specyficzna. Prawie cały czas jest szaro-ciemno, to i nawet zwiedzać się nie chce. Oczywiście jadąc widzi się mijane krajobrazy, docenia je, bądź... stwierdza, że są miejsca piękniejsze ;). Tu godzinę startu i tryb jazdy (prawie bez postojów) narzuciła pogoda (do 4:00 nad ranem lało) oraz połączenia kolejowe. Jedyny rozsądy powrót z Iławy był o 16:06. Potem to już z milionami przesiadek i lądowaniem w domu w głębokiej nocy, czy nawet w nd rano. Dlatego trzeba było walczyć o to by jednak zdążyć na ten pociąg. Niestety nawet kosztem cięcia trasy.
Kot
- 07:42 wtorek, 16 grudnia 2014 | linkuj
Marzena przejechałaś te kilometry tylko dla przekręcenia ? Zero widoków, radości z jady, zwiedzania? Ja się staram z czegoś takiego wyrwać ;)
Przestrzegam
ROZMIAR
- 23:17 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
zapach w Toruniu to mieszanina zapachów z produkcji płatków Nestle i pierników toruńskich ;-)
olo
- 23:07 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
o Właśnie Yurek dobrze napisał - doceń to że w ogóle zrobiłaś aż tyle km :))) bo to naprawdę jest coś wielkiego...
Katana1978
- 22:28 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
Marzenko ... !
Jazda na "głodzie" wyzwala ponury nastruj !
Sama mi to klarowałaś !
Jazda w "kwasie" to katorga !!!
pozdrawiam
Jurek57
- 21:55 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
Ja umiem cieszyć się każdym przejechanym kilometrem. Ty za to umiesz martwić się każdym brakującym kilometrem. Zmień nastawienie i będzie wszystko dobrze. I jeszcze jedno: jeździj solo, będziesz wiedziała na kogo możesz liczyć w drodze. Na siebie.
yurek55
- 21:39 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
"Pierwsze o czym myślę, to że rzucę całą tę jazdę rowerem w cholerę. Zablokuję komentarze na BS, zniknę w ogóle z rowerowego Internetu. "
- aż mnie zatelepało z przerażenia, brrr... :)
mors
- 20:41 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
Też mi ostatnio akumulatorki z garmina wywinęły podobny numer, świeżo naładowane, tyle, że wożone w lodowatej sakwie...

Fragment zapachowy z Torunia od razu nasunął mi skojarzenie z fabryką czekolady w centrum Szczecina i z bardzo intensywnym zapachem w jej okolicy. :)

Tak jak wspomniał Norbert - "granica 12 km" czy, przeliczając, kilkunastu minut między radością a smutkiem jak najbardziej zrozumiała. Ale mała prośba. Z "internetów" nie odchodź, pod żadnym pozorem. Świetnie czyta się Twoje, jakże ubogacające BSa, relacje. ;)
michuss
- 20:02 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
Innym razem ci się uda....no i ten cały Krzysztof - sorry ale wg mnie on nie nadaje się na współtowarzysza wycieczek. Ja lubię właśnie jeździć sama.
Wiem na czym stoję i już. Zimą bateria o wiele szybciej siada w każdym urządzeniu.
Katana1978
- 19:18 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
podziwiam Cię w tym "szaleństwie"! a miałaś zrobić "tylko" 25tys. w tym roku;)
vuki
- 19:14 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum