Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Mgliste przełaje (Poznań - Okonek)

Niedziela, 2 listopada 2014 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 213.82 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 744m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
5:00 rano to ponoć nie jest już noc. Jednak gdy w listopadową niedzielę budzik dzwoni o tej właśnie godzinie, za oknem jest ciemno jak... w środku nocy. Jem śniadanie, czytam Internet i zbieram się do wyjazdu. Gdy wychodzę z domu, jest głęboka szarówka i gęsta mgła. Poranek (jak na listopad) ciepły, ale mimo to odczuwam dotkliwy ziąb – wszechobecna wilgoć sprawia, że nie jest zbyt przyjemnie. Co chwilę przecieram okulary – osiada na nich mgła.

Za zasłoną
Mgła jest taka, że chwilami widać drogę jedynie na jakieś 20-30m przed przednim kołem. Zastanawiam się nawet czy nie wrócić do domu. Niby z tyłu mrugają mi aż 2 silne lampki, ale i tak poczucie bezpieczeństwa mam średnie. Czy na pewno mnie widać? Widać – samochodów jest mało, ale jak już jadą, to mijają szerokim łukiem. No to pojadę jeszcze kawałek :). Aż do Kuszewa jadę znaną mi bardzo dobrze wylotówką na północ. Tyle razy tędy jechałam, w różnych warunkach: w deszczu, w słońcu, pod wiatr, za dnia i po ciemku też. Zatem i mgła gęsta jak mleko mi nie przeszkadza. Ten kawałek znam na pamięć. Nie muszę go oglądać. Wiem co kryje się za białą zasłoną.


Nawet pieszo
W Kuszewie odbijam na Skoki. Tej drogi już nie znam. Niewiele widać. Od dawna jest jasno, ale mgła skutecznie skrywa wszystko. Wiem tylko, że nawierzchnia jest chropowata i jest lekko pod górę. To wszystko. W samych Skokach mgła jest dużo mniejsza. Robię kilka fotek i jadę dalej. Za miastem wraca biała ściana. Cóż, wygląda na to, że jak tak dalej pójdzie, to całą trasę przejadę z włączonymi lampkami. W Budziszewku w nogach mam już 60 km. Jestem nieco głodna. Pod wiatą przystankową jem kawałek marcińskiego rogala. Niedługo osiągam Studzieniec i tu szosa się kończy, przechodząc w grunt. Projektując trasę wiedziałam o tym 3km fragmencie. Nie jest to więc żadne zaskoczenie. Zapas czasu mam taki, że ów fragment mogę pokonać nawet pieszo. Nawierzchnia na początku jest zupełnie przyzwoita i daję radę jechać. Niemiłą niespodzianką są ślady po „utwardzaniu” gruzem. Raz po raz nadziewam się na wystające z ziemi ostre fragmenty. Szczęśliwie żadnej gleby, ani kapcia nie zaliczam. Jazdę odpuszczam na jakieś 600 m przed końcem drogi – tu zamiast utwardzenia jest kopny piach. Po wykonaniu kilku efektownych zygzaków, zsiadam i idę. Prawdziwy przełajowiec by wziął rower na plecy i pobiegł, ale mi do prawdziwego przełajowca bardzo daleko ;).

Milcz!

Mgła cały czas nie odpuszcza, lecz widoczność jest już dużo lepsza niż wcześnie rano. Drogi, którymi jadę są prawie zupełnie puste. W ten sposób docieram aż do Chodzieży. Sennie tu i bardzo spokojnie. Można mieć wrażenie, że wszyscy stąd uciekli. Jazda idzie mi dobrze i gdy przeliczam czas wychodzi, że w Okonku będę musiała długo czekać na pociąg. Zastanawiam się co będę robiła gdy już dotrę, przecież tam nic nie ma! Dalej jadę przez miejscowość o zabawnej nazwie: Milcz. Droga opada w dolinę Noteci bardzo łagodnie. Na rzece przebiega granica między powiatami chodzieskim i pilskim.

Nic, tylko pole

Kawałek za Śmiłowem po raz drugi ładuję się w teren. Tego terenu nie planowałam. Niestety nie całą trasę przeklikałam pod kątem „czy na pewno jest tu szosa” i teraz mam za swoje. Zaczyna się niewinnie od szerokiej, ubitej gruntówki. Potem jest to polna droga. Po horyzont nic, tylko pole. Wylatuje za mną kilka burków, ale zamiast atakować, są raczej zdziwione, że ktoś tu zawitał. Podbiegają i patrzą nieufnie. Po 2 km pole się kończy i zaczyna się las. Droga momentami jest fatalna i zupełnie do jazdy na wąskich oponach się nie nadaje (błoto i kamienie pod liśćmi) i tak przez jakieś 3km trochę idę, trochę jadę. Gdy las się kończy, znowu mam przed sobą polną drogę. Prawdziwy przełaj! Tracę powoli nadzieję, czy dziś jeszcze w ogóle zobaczę szosę i cieszę się z dużego zapasu czasu. Już nie zamartwiam się wizją wynudzenia się w Okonku w oczekiwaniu na pociąg. Teraz myślę o tym, czy w ogóle na niego zdążę!

BMW i Garmin
No ale w końcu jest jakaś wieś - to Mościska i wreszcie szosa! Miejscowi patrzą na mnie - wyjeżdżającą z pola na rowerze, który wygląda jak szosówka - niczym na wariatkę. Cóż... Po raz trzeci (i ostatni) GPS próbuje mnie wyprowadzić w pole tuż przed Krajenką. Tym razem jednak udaje mi się znaleźć szosowy objazd terenu ;). GPS (na znak protestu?) wypina się z mocowania i spada na ulicę. Zatrzymuję się, odwracam i widzę jak jadące za mną BMW jedzie wprost na mojego Garmina! Krzyczę, macham rękoma, pokazuję na drogę i kierowca chyba zauważa leżącego Garmina, bo go omija. Ufff.... co za ulga. Mocuję go z powrotem i wtedy wyczuwam, że to wszystko luźno sobie lata. Mocowanie się wyrobiło. Za pomocą taśmy izolacyjnej zabezpieczam całość.

Swój własny głos
W Krajence, na 158 km trasy, mijam pierwszą dziś stację paliw. Z czasem jest w miarę, poza tym mam ogromną ochotę na kawę. Tak, to pora na przerwę kawową! Chłopak z obsługi zagaduje mnie. Po tylu kilometrach, gdzie nie było do kogo ust otworzyć, dziwnie jest usłyszeć swój własny głos ;). Pyta skąd i dokąd jadę oraz czy zawsze jeżdżę sama. Uśmiecha się potem i stwierdza, że chętnie by był moim towarzyszem, ale niestety na trasę tak długą jak Poznań – Okonek by nie miał sił. Gadamy jeszcze chwilę. Delektuję się kawą. Jest mocno ciepła i odpowiednio gorzka. Z Krajenki do Okonka jest niecałe 50km. W Jastrowiu robię kilka fotek (żałuję potem, że nie zabawiłam tu chwilę dłużej, bo jest tu chyba ciekawiej niż w samym Okonku). W Pniewie zatrzymuję się nad jeziorem. Jest bardzo spokojnie i bardzo szaro. Do Okonka już tylko 10km. No i w końcu jestem u celu! Jeszcze objazd miejscowości (niczego ciekawego tu nie znajduję) i udaję się na dworzec kolejowy, gdzie kończę tę mglistą, przełajową wycieczkę.

Mapa:

Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...



komentarze
Do Okonka nie zawitało PKP lecz Koleje Wschodniopruskie. Budowa kolei do niemal każdego miasteczka było niezaprzeczalną zaletą Królestwa Prus.

Widzę, że nie tylko ja doceniam taśmę izolacyjną jako wyposażenie techniczne roweru :-)
oelka
- 12:27 niedziela, 9 listopada 2014 | linkuj
Fajna, klimatyczna wycieczka :) A Okonek jest świetny właśnie dlatego, że nie ma tam absolutnie nic :) Z Okonkiem tym mam bardzo fajne wspomnienia, głównie z dworca :)
Pozdrowerek :)
starszapani
- 17:33 czwartek, 6 listopada 2014 | linkuj
Żal mi się zrobiło tego Okonka, więc postarałem się znaleźć coś ciekawego o nim ;)
"Kościół w Okonku (neogotycki wybudowany w 1854 r. pod niespotykanym wezwaniem Matki Bożej od Wykupu Niewolników)"
-bardzo oryginalnie. ;]

PS. a w sąsiednim lubuskim owego dnia mgły były tylko punktowo, znikły przed 8 rano, a resztę dnia totalnie czyste, lazurowe niebo i PIEKĄCE słońce. :O
mors
- 16:20 wtorek, 4 listopada 2014 | linkuj
Brawo !!!
Jurek57
- 19:52 poniedziałek, 3 listopada 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum