Wpisy archiwalne w kategorii
do 50
Dystans całkowity: | 34926.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 15:10 |
Średnia prędkość: | 17.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 34.50 km/h |
Suma podjazdów: | 166399 m |
Maks. tętno maksymalne: | 170 (89 %) |
Maks. tętno średnie: | 142 (74 %) |
Liczba aktywności: | 1151 |
Średnio na aktywność: | 30.34 km i 1h 31m |
Więcej statystyk |
"A moje miasto to Białystok"
Poniedziałek, 3 maja 2021 Kategoria do 50, Kocia czytelnia, Majówka
Km: | 36.93 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jeden stopień powyżej zera, deszcz i wiatr. Tak czasami wygląda wiosna. Po deszczowym dniu nadeszła noc łamiących się drzew i jeżdżących wozów strażackich. A potem przyszedł poranek, gdy trzeba było założyć mokre i zimne ubranie. Ale najpierw kawa i śniadanie. Po kawie większość spraw wydaje się łatwiejsza, a zimne, mokre buty oraz ubranie nie są aż tak straszne.
W wietrze i mżawce lecimy (hm... chyba nie lecimy, tylko dostojnie się toczymy) po dwie ostatnie gminy. Juchnowiec Kościelny i Białystok.
W wietrze i mżawce lecimy (hm... chyba nie lecimy, tylko dostojnie się toczymy) po dwie ostatnie gminy. Juchnowiec Kościelny i Białystok.
Siedlce
Środa, 28 kwietnia 2021 Kategoria do 50, Kocia czytelnia, Majówka
Km: | 27.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Późne popołudnie w Siedlcach. Tej zimnej i deszczowej wiosny zdołałam zapomnieć, jak wygląda błękitne niebo. Może dlatego, gdy w Siedlcach zobaczyłam jeden wielki błękit uznałam, że miasto to jest piękne.
Wystarczyło jednak spojrzeć w dół. Asfalt z koleinami, powybrzuszany i pofałdowany. Chyba nikt tu nie dba o drogi. Kiedy opuszczamy miasto, jest jeszcze jasno. Rozległe przestrzenie - i tak będzie do końca majówki.
Wystarczyło jednak spojrzeć w dół. Asfalt z koleinami, powybrzuszany i pofałdowany. Chyba nikt tu nie dba o drogi. Kiedy opuszczamy miasto, jest jeszcze jasno. Rozległe przestrzenie - i tak będzie do końca majówki.
Częstochowa by night
Piątek, 9 kwietnia 2021 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 7.76 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 64m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy w tym roku wyjazd na zaliczanie gmin. Początek późnym wieczorem w Częstochowie.
Jazda w piątkowy wieczór była wyłącznie przejazdem ze stacji Częstochowa Stradom do miejscówki noclegowej.
Ciąg dalszy
Jazda w piątkowy wieczór była wyłącznie przejazdem ze stacji Częstochowa Stradom do miejscówki noclegowej.
Ciąg dalszy
Jasna Góra
Niedziela, 28 lutego 2021 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nastawiłam budzik na 4 z minutami. Po to, by zdążyć
spokojnie wypić kawę, zjeść śniadanie, zwinąć graty i dojechać na Jasną Górę na
6:00 na odsłonięcie Obrazu.
Nie przewidziałam tego, że kuchenka gazowa, która miała w sobie już tylko połowę zawartości gazu, przy temperaturze +1*C będzie gotowała wodę tak strasznie długo! Wieczność to trwało i chwilami traciłam nadzieję, czy zdołam tę wodę w ogóle zagotować. Zeszło znowu więcej czasu niż planowałam. Ostatecznie, spiesząc się, kawę piłam zbyt gorącą i poparzyłam usta. Potem dzida na Jasną Górę. Byłam na styk.
Pod drzwiami kaplicy z Obrazem stanęłam w idealnym momencie, tyle tylko, że… właśnie wtedy pojawił się człowiek, który nie pozwolił mi wejść. Powiedział, że ta osoba, która weszła przede mną jest ostatnią w pandemicznym limicie. Tak więc ja i jeszcze jeden gość podczas odsłonięcia obrazu staliśmy pod kaplicą…
Po odsłonięciu, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo dużo ludzi wyszło. Ucieszyłam się niezmiernie, bo dzięki temu mogłam wejść na właśnie zaczynającą się mszę.
Po mszy było jeszcze trochę czasu, by pokręcić się po Jasnej Górze. Pociąg powrotny miałam bardzo wcześnie, o 8:03.
Nie przewidziałam tego, że kuchenka gazowa, która miała w sobie już tylko połowę zawartości gazu, przy temperaturze +1*C będzie gotowała wodę tak strasznie długo! Wieczność to trwało i chwilami traciłam nadzieję, czy zdołam tę wodę w ogóle zagotować. Zeszło znowu więcej czasu niż planowałam. Ostatecznie, spiesząc się, kawę piłam zbyt gorącą i poparzyłam usta. Potem dzida na Jasną Górę. Byłam na styk.
Pod drzwiami kaplicy z Obrazem stanęłam w idealnym momencie, tyle tylko, że… właśnie wtedy pojawił się człowiek, który nie pozwolił mi wejść. Powiedział, że ta osoba, która weszła przede mną jest ostatnią w pandemicznym limicie. Tak więc ja i jeszcze jeden gość podczas odsłonięcia obrazu staliśmy pod kaplicą…
Po odsłonięciu, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo dużo ludzi wyszło. Ucieszyłam się niezmiernie, bo dzięki temu mogłam wejść na właśnie zaczynającą się mszę.
Po mszy było jeszcze trochę czasu, by pokręcić się po Jasnej Górze. Pociąg powrotny miałam bardzo wcześnie, o 8:03.
Kot cyfrowy
Środa, 30 grudnia 2020 Kategoria do 50, Podsumowania
Km: | 25.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Podsumowanie:
Udanej zabawy sylwestrowej i szczęścia w Nowym Roku życzę wszystkim, którzy tu bywają! :)
Udanej zabawy sylwestrowej i szczęścia w Nowym Roku życzę wszystkim, którzy tu bywają! :)
Uczcić najdłuższe noce
Niedziela, 20 grudnia 2020 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 48.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kiedy budzę się rano, na plaży jest szron.
Spałam kilkanaście godzin, wykorzystując do cna jedną z najdłuższych nocy roku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam aż tak długo! Tradycyjnie zaczynam dzień od gotowania wody na kawę i zjedzenia śniadania. Potem zwijam graty i jadę. Płyty betonowe są lekko oszronione. Prawdziwe lodowisko zaczyna się jednak wraz z wyjazdem na asfalt. Na początku jest to droga przeznaczona wyłącznie dla rowerów, potem pojawia się zwykła ulica, a przy niej ścieżka. Jadę ścieżką, bo jest bliżej drzew i dostała ona nocą mniej zimna, dzięki czemu nie jest aż tak biała od szronu jak szosa. W ten sposób docieram do Jarosławca. Z naprzeciwka bardzo powoli jedzie samochód. Kierowca sprawdza stan drogi, naciskając mocniej hamulce i samochód efektownie ustawia się bokiem. Jadę pod latarnię morską i pomnik rybaka, a następnie do Przystani Rybackiej, zobaczyć kolorowe kutry.
Przystań tradycyjnie nie zawodzi oczekiwań.
Za Jarosławcem droga ucieka w głąb lądu. Znowu daje się odczuć wiatr.
Cały czas jest też ślisko. Jakoś nauczyłam się po tym jechać, nawet całkiem szybko.
Morze widzę ponownie dopiero u celu tego wyjazdu, tj. w Ustce. W miasteczku robię małe zakupy na podróż pociągiem, a potem jadę nad morze.
Jestem głodna i rozglądam się za jakąś czynną knajpką z rybami. Szczęśliwie udaje mi się taką znaleźć. Zamawiam dorsza z frytkami i surówką oraz herbatę. Właściciele widząc, że jestem zmarznięta i z rowerem, wyświadczają mi uprzejmość i pozwalają zjeść w środku, w miejscu nieco osłoniętym przed wzrokiem spacerowiczów. Miło!
Posilona idę na plażę. Wieje, że hej! Jak to zimą nad naszym morzem.
Spędzam tu jeszcze trochę czasu, kręcę się po promenadzie, po czym jadę na dworzec kolejowy. Okazuje się, że jest on w remoncie i trochę trzeba się przedzierać. Pociągiem docieram do Słupska, skąd przesiadam się na Poznań. To był udany, zimowy weekend z rowerem i namiotem. W dodatku wracam do domu wyspana, jak nigdy!
Spałam kilkanaście godzin, wykorzystując do cna jedną z najdłuższych nocy roku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam aż tak długo! Tradycyjnie zaczynam dzień od gotowania wody na kawę i zjedzenia śniadania. Potem zwijam graty i jadę. Płyty betonowe są lekko oszronione. Prawdziwe lodowisko zaczyna się jednak wraz z wyjazdem na asfalt. Na początku jest to droga przeznaczona wyłącznie dla rowerów, potem pojawia się zwykła ulica, a przy niej ścieżka. Jadę ścieżką, bo jest bliżej drzew i dostała ona nocą mniej zimna, dzięki czemu nie jest aż tak biała od szronu jak szosa. W ten sposób docieram do Jarosławca. Z naprzeciwka bardzo powoli jedzie samochód. Kierowca sprawdza stan drogi, naciskając mocniej hamulce i samochód efektownie ustawia się bokiem. Jadę pod latarnię morską i pomnik rybaka, a następnie do Przystani Rybackiej, zobaczyć kolorowe kutry.
Przystań tradycyjnie nie zawodzi oczekiwań.
Za Jarosławcem droga ucieka w głąb lądu. Znowu daje się odczuć wiatr.
Cały czas jest też ślisko. Jakoś nauczyłam się po tym jechać, nawet całkiem szybko.
Morze widzę ponownie dopiero u celu tego wyjazdu, tj. w Ustce. W miasteczku robię małe zakupy na podróż pociągiem, a potem jadę nad morze.
Jestem głodna i rozglądam się za jakąś czynną knajpką z rybami. Szczęśliwie udaje mi się taką znaleźć. Zamawiam dorsza z frytkami i surówką oraz herbatę. Właściciele widząc, że jestem zmarznięta i z rowerem, wyświadczają mi uprzejmość i pozwalają zjeść w środku, w miejscu nieco osłoniętym przed wzrokiem spacerowiczów. Miło!
Posilona idę na plażę. Wieje, że hej! Jak to zimą nad naszym morzem.
Spędzam tu jeszcze trochę czasu, kręcę się po promenadzie, po czym jadę na dworzec kolejowy. Okazuje się, że jest on w remoncie i trochę trzeba się przedzierać. Pociągiem docieram do Słupska, skąd przesiadam się na Poznań. To był udany, zimowy weekend z rowerem i namiotem. W dodatku wracam do domu wyspana, jak nigdy!
Grudniowa noc pod Koszalinem
Piątek, 18 grudnia 2020 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 25.71 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 321m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciemno, a jednak świetliście. Zimno i wilgotno. Taki jest
późny, grudniowy wieczór w Koszalinie. Iluminacje świąteczne są bardzo ładne,
robię kilka zdjęć. W międzyczasie dłonie grabieją z zimna. Wciągam rękawiczki i
ruszam w drogę. Jest tak późno i ciemno, że nie jest warto jechać nigdzie
daleko. Ot, kawałek się oddalić, znaleźć las, rozbić namiot. I iść spać.
Podjazd ciągnie się w nieskończoność. Tak jak noc, o tej porze roku. Droga jest oświetlona zimnym światłem latarni. Kawałek za wieżą telewizyjną odbijam w prawo. Las jest pagórkowaty, ale jego dno niemal pozbawione krzewów. Idealnie, by zanocować. Kończę rozbijanie namiotu, gdy dostrzegam w oddali lampkę rowerową. Ktoś jedzie ulicą. A potem staje się coś bardzo dziwnego. Ów cyklista zaczyna się rozglądać. Świeci lampką w najróżniejszych kierunkach. Tak, jakby też szukał miejsca do snu.
Czy to możliwe?
Teraz?
TU?
Chowam się w przedsionku. Nie ruszam się, by najmniejszy szelest nie zdradził mojej obecności.
Czy może być większa ironia losu, jak sąsiad w namiocie kilka drzew dalej? W sytuacji gdy właśnie chciałam mieć święty spokój…
Poświecił i pojechał dalej. Chyba mu się nie spodobały te górki.
Podjazd ciągnie się w nieskończoność. Tak jak noc, o tej porze roku. Droga jest oświetlona zimnym światłem latarni. Kawałek za wieżą telewizyjną odbijam w prawo. Las jest pagórkowaty, ale jego dno niemal pozbawione krzewów. Idealnie, by zanocować. Kończę rozbijanie namiotu, gdy dostrzegam w oddali lampkę rowerową. Ktoś jedzie ulicą. A potem staje się coś bardzo dziwnego. Ów cyklista zaczyna się rozglądać. Świeci lampką w najróżniejszych kierunkach. Tak, jakby też szukał miejsca do snu.
Czy to możliwe?
Teraz?
TU?
Chowam się w przedsionku. Nie ruszam się, by najmniejszy szelest nie zdradził mojej obecności.
Czy może być większa ironia losu, jak sąsiad w namiocie kilka drzew dalej? W sytuacji gdy właśnie chciałam mieć święty spokój…
Poświecił i pojechał dalej. Chyba mu się nie spodobały te górki.
Miasto tramwajów
Piątek, 13 listopada 2020 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 7.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Późny wieczór, piątek. Znowu jestem w mieście tramwajów.
Gdyby ktoś mnie zapytał, z czym kojarzą mi się Katowice, bez namysłu bym
powiedziała, że z nocnymi tramwajami. Jadę rowerem ulicą 3 Maja, chwilę później
jestem na rynku. Tramwaje, jeden za drugim. Robię serię zdjęć.
Kiedyś przyjadę tu pojeździć wieczornymi tramwajami. Wtopię się w miasto. Bez roweru. Tymczasem znowu jadę do lasu, w znajome miejsce. Jest w tym miejscu coś dziwnego. To już trzeci raz, gdy tu śpię i trzeci raz, gdy śpię bardzo słabo. Może to kwestia hałasu od drogi i od torów kolejowych? A może to wina późnej godziny zasypiania? Zwykle przecież spać chodzę znacznie wcześniej.
Kiedyś przyjadę tu pojeździć wieczornymi tramwajami. Wtopię się w miasto. Bez roweru. Tymczasem znowu jadę do lasu, w znajome miejsce. Jest w tym miejscu coś dziwnego. To już trzeci raz, gdy tu śpię i trzeci raz, gdy śpię bardzo słabo. Może to kwestia hałasu od drogi i od torów kolejowych? A może to wina późnej godziny zasypiania? Zwykle przecież spać chodzę znacznie wcześniej.
Deszczowa niespodzianka
Niedziela, 11 października 2020 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 42.55 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:03 | km/h: | 13.95 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 316m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Prognozy nie sprawdziły się. Miało padać w nocy i to tylko w
początkowej jej części. Kiedy wcześnie rano dzwoni budzik, nadal pada. Tracę
chęć do jazdy. Przestawiam budzik i śpię dalej. Wstaję dopiero wtedy, gdy na
dobre robi się widno. No nic, trzeba zmodyfikować plany. Kiedy jem śniadanie i
piję kawę, pada nadal. Co za lipa!
Potem przelotnie pada już do końca. Dzień zaczynam od sprawdzenia, co to za zakład słyszałam przez całą noc. Jadę tam, skąd dobiegają dźwięki. Okazuje się, że to słynna Huta Katowice!
Potem jeżdżę sobie jeszcze po Dąbrowie Górniczej, a następnie dokładniej zwiedzam Będzin.
Nie ma tu co prawda rynku, ale jest całkiem sympatyczny deptak, a przy głównej ulicy ładne kamieniczki. Zaliczam jeszcze Czeladź, która ma miły dla oka rynek z kwiatami i fontanną oraz Siemianowice Śląskie, po czym gramoląc się pod górę, docieram do Katowic.
Zaliczone gminy: Czeladź, Siemianowice Śląskie.
Potem przelotnie pada już do końca. Dzień zaczynam od sprawdzenia, co to za zakład słyszałam przez całą noc. Jadę tam, skąd dobiegają dźwięki. Okazuje się, że to słynna Huta Katowice!
Potem jeżdżę sobie jeszcze po Dąbrowie Górniczej, a następnie dokładniej zwiedzam Będzin.
Nie ma tu co prawda rynku, ale jest całkiem sympatyczny deptak, a przy głównej ulicy ładne kamieniczki. Zaliczam jeszcze Czeladź, która ma miły dla oka rynek z kwiatami i fontanną oraz Siemianowice Śląskie, po czym gramoląc się pod górę, docieram do Katowic.
Zaliczone gminy: Czeladź, Siemianowice Śląskie.
Lubliniec
Piątek, 9 października 2020 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: | 9.52 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:35 | km/h: | 16.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 46m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pierwszym, bardzo udanym, objeździe gmin na Śląsku,
wybrałam się tam po raz kolejny. Tak się akurat złożyło, że prognozy były
raczej sprzyjające, tzn. miało nie padać za dnia.
W piątkowe popołudnie czas spędzam na dworcu kolejowym w Poznaniu. Coś musiało się zadziać, bo na świetlnej tablicy prawie wszystkie pociągi mają wpisane opóźnienia. I to duże. Mój też, a to oznacza, że do Lublińca (gdzie tym razem zaczynam gminną wyrypę) dojadę bardzo późno.
Po długim oczekiwaniu na pociąg, a potem długiej podróży, docieram do Lublińca. Jest ciemno i późno. Na rynku pustawo. Poza jednym ogródkiem z młodzieżą i dwoma porządnie podpitymi panami w średnim wieku, jest tu pusto.
Robię kilka zdjęć i zmywam się. Do lasu, spać.
Zaliczone gminy: Lubliniec, Pawonków.
W piątkowe popołudnie czas spędzam na dworcu kolejowym w Poznaniu. Coś musiało się zadziać, bo na świetlnej tablicy prawie wszystkie pociągi mają wpisane opóźnienia. I to duże. Mój też, a to oznacza, że do Lublińca (gdzie tym razem zaczynam gminną wyrypę) dojadę bardzo późno.
Po długim oczekiwaniu na pociąg, a potem długiej podróży, docieram do Lublińca. Jest ciemno i późno. Na rynku pustawo. Poza jednym ogródkiem z młodzieżą i dwoma porządnie podpitymi panami w średnim wieku, jest tu pusto.
Robię kilka zdjęć i zmywam się. Do lasu, spać.
Zaliczone gminy: Lubliniec, Pawonków.