Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2015
Dystans całkowity: | 1190.21 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Suma podjazdów: | 4634 m |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 54.10 km |
Więcej statystyk |
Weekend 1
Sobota, 28 lutego 2015 Kategoria do 50, Kot w wielkim mieście
Uczestnicy
Km: | 27.41 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 75m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najpierw Poznań, potem - po wyjściu z pociągu - Warszawa. Po Warszawie razem z Michałem.
Praca
Piątek, 27 lutego 2015 Kategoria do 50
Km: | 35.86 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 147m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca i teatr
Czwartek, 26 lutego 2015 Kategoria do 100
Km: | 66.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 303m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Otello znowu zabił Desdemonę.
Praca
Środa, 25 lutego 2015 Kategoria do 50
Km: | 37.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 161m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca
Wtorek, 24 lutego 2015 Kategoria do 50
Km: | 41.98 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 162m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca + praca. Dziś skończyłam zlecenie.
Praca
Poniedziałek, 23 lutego 2015 Kategoria do 50
Km: | 37.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 159m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na kawę do Wrześni
Niedziela, 22 lutego 2015 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: | 125.81 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 270m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś moim celem była budząca wiele kontrowersji restauracja. Jedni ją lubią, inni dostają wysypki na samą myśl o zjedzeniu tam czegokolwiek ;).
Kawa w McD to jest to!
W sumie McD mam blisko domu, ale żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że obżeram się bez umiaru i w dodatku wcale się nie ruszam, wymyśliłam, że pojadę kawałek dalej. Swego czasu Anetka zamieściła u siebie na blogu fotkę, z której dobitnie wynikało, że w McD we Wrześni mają McCaffe: http://anetkas.bikestats.pl/1268644,4-Wrzesnia.htm...
Zatem do dzieła! Wsiadam na rower i gnam na kawę :). Gnam to jednak za dużo powiedziane - jadę dość emeryckim tempem. Żadnych cudów na tej trasie nie ma. Aż do Wrześni jadę na pamięć i... to mnie gubi, bo gdy spoglądam na GPS okazuje się, że jestem nieco za daleko. Wracam się więc kawałek. Po drodze mijam wspaniałą atrakcję - cygański opuszczony pałacyk. Zbudowany z rozmachem i fantazją. Lubię takie perełki ;).
W krainie błogości
W końcu docieram pod McD. Ach! Gdy przypinam rower, od razu mogę się wczuć w błogą atmosferę, która tu panuje - z głośników sączy się delikatna muzyka. Nie będę jednak jadła na zewnątrz i z nadzieją na tę miłą muzykę również w lokalu, ładuję się do środka. Na pierwszy ogień biorę kanapkę i frytki. Przejechałam przecież te 50km i mam prawo czuć się głodna, prawda? A skoro tak, to wezmę też kawę i ciastko! Kawa jest pyszna, karmelowa. Ciastko też super. Fajnie się siedzi, ale do domu kawał drogi, czas więc jechać.
Grzeczna
Powrót to niespodziewany dramat. Już na samym początku okazuje się, że muszę modyfikować trasę, bo na mojej drodze buduje się nowa fabryka Volkswagena. Kilku facetów, a każdy z nich jak dąb, mówi mi, że tędy dalej nie pojadę. Nie ośmielam się z nimi dyskutować. Grzecznie zawracam i kawałek robię (!) DK15.
Wstrętna mżawka
A potem są same dziury i wertepy. Oraz szczeliny, szpary, wyboje, łaty i inne atrakcje. Jedzie się znakomicie. Jakieś 17 km/h. Klnę w głos. To zdecydowanie jedna z tych wycieczek, podczas których cieszę się bardzo, że jadę sama. W którejś kolejnej zapadłej wsi wybiega za mną duży pies. Wystraszona schodzę z roweru i chwilę go prowadzę. Pies odpuszcza, a ja robię sobie krzywdę uderzając się boleśnie pedałem w kostkę. Jakby mało było tych rewelacji, z nieba leci wstrętna mżawka.
Kiedy wreszcie docieram do domu, czuję się autentycznie szczęśliwa. Że to wreszcie koniec ;).
Kawa w McD to jest to!
W sumie McD mam blisko domu, ale żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że obżeram się bez umiaru i w dodatku wcale się nie ruszam, wymyśliłam, że pojadę kawałek dalej. Swego czasu Anetka zamieściła u siebie na blogu fotkę, z której dobitnie wynikało, że w McD we Wrześni mają McCaffe: http://anetkas.bikestats.pl/1268644,4-Wrzesnia.htm...
Zatem do dzieła! Wsiadam na rower i gnam na kawę :). Gnam to jednak za dużo powiedziane - jadę dość emeryckim tempem. Żadnych cudów na tej trasie nie ma. Aż do Wrześni jadę na pamięć i... to mnie gubi, bo gdy spoglądam na GPS okazuje się, że jestem nieco za daleko. Wracam się więc kawałek. Po drodze mijam wspaniałą atrakcję - cygański opuszczony pałacyk. Zbudowany z rozmachem i fantazją. Lubię takie perełki ;).
W krainie błogości
W końcu docieram pod McD. Ach! Gdy przypinam rower, od razu mogę się wczuć w błogą atmosferę, która tu panuje - z głośników sączy się delikatna muzyka. Nie będę jednak jadła na zewnątrz i z nadzieją na tę miłą muzykę również w lokalu, ładuję się do środka. Na pierwszy ogień biorę kanapkę i frytki. Przejechałam przecież te 50km i mam prawo czuć się głodna, prawda? A skoro tak, to wezmę też kawę i ciastko! Kawa jest pyszna, karmelowa. Ciastko też super. Fajnie się siedzi, ale do domu kawał drogi, czas więc jechać.
Grzeczna
Powrót to niespodziewany dramat. Już na samym początku okazuje się, że muszę modyfikować trasę, bo na mojej drodze buduje się nowa fabryka Volkswagena. Kilku facetów, a każdy z nich jak dąb, mówi mi, że tędy dalej nie pojadę. Nie ośmielam się z nimi dyskutować. Grzecznie zawracam i kawałek robię (!) DK15.
Wstrętna mżawka
A potem są same dziury i wertepy. Oraz szczeliny, szpary, wyboje, łaty i inne atrakcje. Jedzie się znakomicie. Jakieś 17 km/h. Klnę w głos. To zdecydowanie jedna z tych wycieczek, podczas których cieszę się bardzo, że jadę sama. W którejś kolejnej zapadłej wsi wybiega za mną duży pies. Wystraszona schodzę z roweru i chwilę go prowadzę. Pies odpuszcza, a ja robię sobie krzywdę uderzając się boleśnie pedałem w kostkę. Jakby mało było tych rewelacji, z nieba leci wstrętna mżawka.
Kiedy wreszcie docieram do domu, czuję się autentycznie szczęśliwa. Że to wreszcie koniec ;).
Mapa:
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Jastrowie
Sobota, 21 lutego 2015 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: | 180.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 603m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Piękny dzień, piękna trasa :). Szczegóły później.
Mapa:
Mapa:
Trasę zaprojektowałam w piątek wieczorem. Ostatnio ciągle
pracuję, jestem zmęczona. Przyszedł więc czas na to, by się trochę rozerwać ;).
Po zaprojektowaniu trasy, umalowałam pazurki i poszłam spać.
Łamaga
W sobotę rano budzik nie dzwonił o żadnej strasznej godzinie, a mimo to ledwo dałam radę zwlec się z łóżka. Co też ta robota robi z człowiekiem… Po śniadaniu i kawie, ruszamy. Krzysztof i ja. Od samego początku jadę jak ostatnia łamaga. Niezbyt szybko, bardzo nierówno. Krzysztof przechodzi sam siebie – często się ogląda i stara dopasować prędkość do mojej. A to dziś wybitnie trudne, bo jadę zupełnie nieprzewidywalnie. Po pierwszych kilometrach czuję, że wymiękam. Jak tak dalej pójdzie, to czarno to widzę ;). Proponuję więc Krzyśkowi, by wracał do domu jeśli czuje, że męczy się jadąc ze mną. On jednak tylko się uśmiecha.
Ze spokojem
Przed Tucznem z lasu wyłazi stado danieli (to chyba były daniele). Około 70 sztuk. Jesteśmy pod wrażeniem. Dzień robi się ładny. Lekki wiaterek pcha nas, za wyjątkiem paru bocznych odcinków, cały czas. W Budziejewku robimy krótką przerwę pod imponującym głazem narzutowym. Właściwie jest to przerwa tylko na fotkę, bo nie rozsiadamy się, ani niczego nie jemy. Przerw nie ma prawie wcale. Jestem przemęczona, więc jazda idzie marnie. Trzeba zatem jechać cały czas i nie zatrzymywać się, aby ze spokojem wyrobić się na pociąg. Raz po raz przeliczam kilometry i czas. Tragicznie nie jest.
Na ławce
Postój drożdżówkowy planujemy zrobić po 80km, w Gołańczy. Przez miasto przelatujemy jednak szybko i gdy przypominamy sobie o drożdżówkach, jest już po zawodach ;). Niedaleko stąd do Margonina – jedziemy tam z mocnym postanowieniem: „drożdżówka, albo i dwie!” Na rynku znajdujemy czyny sklep. Kupujemy słodkie i na chwilę przysiadamy na ławce. To jednak luty. Niby czuć w powietrzu wiosnę, ale powietrze jest chłodne. Gdy się tak siedzi, szybko robi się zimno. Jemy zatem i uciekamy.
Spotkanie
Za Szamocinem mamy długi zjazd w dolinę Noteci. Potem oczywiście trzeba to odpracować. Przed samym Jastrowiem robię fotosesję zerwanego mostu kolejowego na Gwdzie. Wygląda to niesamowicie. A w Jastrowiu krótka runka po mieście i kawa na stacji.
W pociągu do Poznania spotykamy Wojtka, który zrobił dziś (nieco dłuższą od naszej) trasę do Okonka. Podróż mija nam w wesołej, bardzo miłej, atmosferze.
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Łamaga
W sobotę rano budzik nie dzwonił o żadnej strasznej godzinie, a mimo to ledwo dałam radę zwlec się z łóżka. Co też ta robota robi z człowiekiem… Po śniadaniu i kawie, ruszamy. Krzysztof i ja. Od samego początku jadę jak ostatnia łamaga. Niezbyt szybko, bardzo nierówno. Krzysztof przechodzi sam siebie – często się ogląda i stara dopasować prędkość do mojej. A to dziś wybitnie trudne, bo jadę zupełnie nieprzewidywalnie. Po pierwszych kilometrach czuję, że wymiękam. Jak tak dalej pójdzie, to czarno to widzę ;). Proponuję więc Krzyśkowi, by wracał do domu jeśli czuje, że męczy się jadąc ze mną. On jednak tylko się uśmiecha.
Ze spokojem
Przed Tucznem z lasu wyłazi stado danieli (to chyba były daniele). Około 70 sztuk. Jesteśmy pod wrażeniem. Dzień robi się ładny. Lekki wiaterek pcha nas, za wyjątkiem paru bocznych odcinków, cały czas. W Budziejewku robimy krótką przerwę pod imponującym głazem narzutowym. Właściwie jest to przerwa tylko na fotkę, bo nie rozsiadamy się, ani niczego nie jemy. Przerw nie ma prawie wcale. Jestem przemęczona, więc jazda idzie marnie. Trzeba zatem jechać cały czas i nie zatrzymywać się, aby ze spokojem wyrobić się na pociąg. Raz po raz przeliczam kilometry i czas. Tragicznie nie jest.
Na ławce
Postój drożdżówkowy planujemy zrobić po 80km, w Gołańczy. Przez miasto przelatujemy jednak szybko i gdy przypominamy sobie o drożdżówkach, jest już po zawodach ;). Niedaleko stąd do Margonina – jedziemy tam z mocnym postanowieniem: „drożdżówka, albo i dwie!” Na rynku znajdujemy czyny sklep. Kupujemy słodkie i na chwilę przysiadamy na ławce. To jednak luty. Niby czuć w powietrzu wiosnę, ale powietrze jest chłodne. Gdy się tak siedzi, szybko robi się zimno. Jemy zatem i uciekamy.
Spotkanie
Za Szamocinem mamy długi zjazd w dolinę Noteci. Potem oczywiście trzeba to odpracować. Przed samym Jastrowiem robię fotosesję zerwanego mostu kolejowego na Gwdzie. Wygląda to niesamowicie. A w Jastrowiu krótka runka po mieście i kawa na stacji.
W pociągu do Poznania spotykamy Wojtka, który zrobił dziś (nieco dłuższą od naszej) trasę do Okonka. Podróż mija nam w wesołej, bardzo miłej, atmosferze.
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Praca
Piątek, 20 lutego 2015 Kategoria do 50
Km: | 45.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 226m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca + praca.