Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2015
Dystans całkowity: | 1748.82 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 40:04 |
Średnia prędkość: | 24.01 km/h |
Suma podjazdów: | 6426 m |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 58.29 km i 8h 00m |
Więcej statystyk |
Praca
Piątek, 20 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 30.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 157m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca
Czwartek, 19 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 28.55 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 128m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Droga do pracy pod bardzo silny wiatr.
Praca
Środa, 18 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 29.46 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 139m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca
Wtorek, 17 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 32.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 142m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca
Poniedziałek, 16 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 31.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 137m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dojazdy
Niedziela, 15 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 10.85 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 70m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pod Warszawą
Sobota, 14 listopada 2015 Kategoria do 50
Uczestnicy
Km: | 30.77 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 62m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótka, ale bardzo przyjemna, wycieczka z Michałem w okolicach Warszawy. Jeździliśmy szosówkami... w terenie, piliśmy kawę i jedliśmy ciacha w Konstancinie-Jeziornej. Powrót pod wiatr.
Praca
Piątek, 13 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 40.61 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 140m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca
Czwartek, 12 listopada 2015 Kategoria do 50
Km: | 31.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 156m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Strzałka
Środa, 11 listopada 2015 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Uczestnicy
Km: | 219.85 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:31 | km/h: | 29.25 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 526m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Cyk-cyk, rach-ciach, myk-myk i jest!
Dzida? Nie. Dzida dla mnie za ciężka. Wolę strzałkę :)
....................................................
Budzę się około 3 w nocy. Bez budzika. Nie, nie wstaję jeszcze. Leżę. Obudził mnie ból gardła i pieczenie w nosie. Wspaniale. Chora ostatnio byłam niecały miesiąc temu... Mielę śniadanie i jadę do Swarzędza.
Ostro i od razu
Ze Starsząpanią spotykamy się na dworcu kolejowym. Jestem na miejscu i właśnie montuję lemondkę, gdy zjawia się ona. Jest siódma rano i już mocno wieje. To dobry znak. Gdy zapowiadają wiatr, to często prawdziwe wianie zaczyna się dopiero gdy dzień już na dobre trwa. Dziś dmucha ostro od razu. Około 7.20 ruszamy i od początku jest szybko. Lecimy DK92 do Łowicza. Niezbyt ciekawa trasa, ale idealna na jazdę z wiatrem - bo jest dobra nawierzchnia i prawie cały czas idzie równo na wschód. Kładę się na lemondce i lecę jak strzałka. Starsza lekko zostaje - ale tylko na początku - potrzebuje nieco więcej czasu na rozkręcenie się. Potem już lecimy razem - dobrze zgrane.
Z radości
Zaliczamy policyjną przygodę w Strzałkowie (a może to była Słupca?). W każdym razie szosa jest pusta. Jesteśmy tu tylko my i... wyprzedzający nas radiowóz. Auto zwalnia, włącza awaryjne, zatrzymuje się. No tak - pewnie czegoś od nas chce. Policjant zaczyna gadkę, że jedziemy na zakazie. Trochę próbuję z nim dyskutować, ale kiedy proponuje nam 300 zł mandatu - rozmowy mi się zdecydowanie odechciewa. Grzecznie przechodzimy na beznadziejną, brukową ścieżkę rowerową. Koszmarek. Trzęsie, dziwne zakręty, krawężniki. Wścieklizny tam dostaję i nosi mnie równo. Ale siedzimy na ścieżce twardo, bo gość może przecież czekać na nas kontrolnie kawałek dalej. Kiedy w końcu zjeżdżamy na równą ulicę... aż zwalniam z radości aby nacieszyć się tą gładkością. Złość wyparowuje błyskawicznie.
Oczy
Pogoda nie jest idealna. Idealny jest wiatr (silny, stabilny, w plecy) i temperatura (14-16 stopni). Niestety raz po raz pada. Nie jest to całodzienny deszcz, nie są to nagłe ulewy.
To jak.... popłakiwanie przez cały dzień.
Jak pełne łez oczy.
Ucho
Gardło boli w najlepsze. Zaczyna też boleć prawe ucho. Z nosa leci. Raz po raz puszczam Starszą do przodu, a sama staję, by przedmuchać nos. Podczas jednego z takich przystanków wymieniam też padnięte baterie w GPS.
Kawę pijemy na Orlenie kawałek za Goliną. Siadamy tu na chwilę. Potem jest jeszcze stacja (chyba w Kłodawie) gdzie tylko uzupełniamy wodę. Na tej stacji zaczepiają nas chłopaki z obsługi. Też jeżdżą rowerami i żałują, że muszą być dziś w pracy. Ostatni popas w Kaszewach Kościelnych. To kawałek za Kutnem. Jem tu zapiekankę na Shellu (nie jest zbyt dobra, za dużo mięsa). Z przeziębieniem czuję się coraz gorzej. Gdy jadę, to jeszcze nie jest tak źle, ale na postoju w ciepłym czuję się bardzo nieszczególnie.
Syntetyczna
Cała trasa przejechana dość żwawym tempem. Z wiatrem. Nie zmęczyłam się wcale. Poza paroma krótkimi kawałkami nie przykładałam się. Samo się zrobiło. W Łowiczu meldujemy się z bardzo bezpiecznym zapasem czasu. Kupujemy bilety, syntetyczną herbatkę z automatu (ważne, że ciepła) i ładujemy się do pociągu. Konduktor to cyklista. Gadamy więc trochę o rowerach. W Kutnie długa, prawie godzinna, przesiadka. Na szczęście Kutno jest super. Nie dość, że mają tu ładny dworzec, wspaniałą płaską okolicę, to w dodatku na dworcu jest mała, przytulna restauracyjka (gdyby taka mogła być w Poznaniu....zamiast obrzydliwego "chlebaka"). Wbijamy się. Bierzemy po dużej herbacie z cytryną i po wegetariańskiej zapiekance.
Majaki
A w pociągu.... Sama nie wiem, czy to wyśniłam w gorączce, czy działo się naprawdę. Jakiś gość chciał odkupić moją przełajówkę. Pamiętam, że protestowałam. Gapił się na nią i podziwiał mimo, że po deszczowej jeździe była uwalona błotem. Potem gadał z nami prawie całą drogę. Gadał dużo i momentami ciekawie. Okazało się, że mamy nawet gdzieś daleko wspólnych znajomych.
Gadał i gadał (oj, aż za dużo!), a ja się czułam gorzej i gorzej. Jakby ktoś mi przystawił żelazko do twarzy. Ostatecznie cała ta gadanina spadła na Starszą, bo jakoś tak.... się wyłączyłam. A potem wsiedli podpici ludzie. Gadali o śmierdzących stopach, jakiś pijany koleś spadł z siedzenia wprost na kolana Starszej. Wspaniała przygoda kolejowa się trafiła. Starsza widząc, że przysypiam czytała mi bajkę na dobranoc. Jakiś blog o jeździe na rowerze i o rzucaniu krawatem. Czad.
Mapa:
Zdjęcia
Dzida? Nie. Dzida dla mnie za ciężka. Wolę strzałkę :)
....................................................
Budzę się około 3 w nocy. Bez budzika. Nie, nie wstaję jeszcze. Leżę. Obudził mnie ból gardła i pieczenie w nosie. Wspaniale. Chora ostatnio byłam niecały miesiąc temu... Mielę śniadanie i jadę do Swarzędza.
Ostro i od razu
Ze Starsząpanią spotykamy się na dworcu kolejowym. Jestem na miejscu i właśnie montuję lemondkę, gdy zjawia się ona. Jest siódma rano i już mocno wieje. To dobry znak. Gdy zapowiadają wiatr, to często prawdziwe wianie zaczyna się dopiero gdy dzień już na dobre trwa. Dziś dmucha ostro od razu. Około 7.20 ruszamy i od początku jest szybko. Lecimy DK92 do Łowicza. Niezbyt ciekawa trasa, ale idealna na jazdę z wiatrem - bo jest dobra nawierzchnia i prawie cały czas idzie równo na wschód. Kładę się na lemondce i lecę jak strzałka. Starsza lekko zostaje - ale tylko na początku - potrzebuje nieco więcej czasu na rozkręcenie się. Potem już lecimy razem - dobrze zgrane.
Z radości
Zaliczamy policyjną przygodę w Strzałkowie (a może to była Słupca?). W każdym razie szosa jest pusta. Jesteśmy tu tylko my i... wyprzedzający nas radiowóz. Auto zwalnia, włącza awaryjne, zatrzymuje się. No tak - pewnie czegoś od nas chce. Policjant zaczyna gadkę, że jedziemy na zakazie. Trochę próbuję z nim dyskutować, ale kiedy proponuje nam 300 zł mandatu - rozmowy mi się zdecydowanie odechciewa. Grzecznie przechodzimy na beznadziejną, brukową ścieżkę rowerową. Koszmarek. Trzęsie, dziwne zakręty, krawężniki. Wścieklizny tam dostaję i nosi mnie równo. Ale siedzimy na ścieżce twardo, bo gość może przecież czekać na nas kontrolnie kawałek dalej. Kiedy w końcu zjeżdżamy na równą ulicę... aż zwalniam z radości aby nacieszyć się tą gładkością. Złość wyparowuje błyskawicznie.
Oczy
Pogoda nie jest idealna. Idealny jest wiatr (silny, stabilny, w plecy) i temperatura (14-16 stopni). Niestety raz po raz pada. Nie jest to całodzienny deszcz, nie są to nagłe ulewy.
To jak.... popłakiwanie przez cały dzień.
Jak pełne łez oczy.
Ucho
Gardło boli w najlepsze. Zaczyna też boleć prawe ucho. Z nosa leci. Raz po raz puszczam Starszą do przodu, a sama staję, by przedmuchać nos. Podczas jednego z takich przystanków wymieniam też padnięte baterie w GPS.
Kawę pijemy na Orlenie kawałek za Goliną. Siadamy tu na chwilę. Potem jest jeszcze stacja (chyba w Kłodawie) gdzie tylko uzupełniamy wodę. Na tej stacji zaczepiają nas chłopaki z obsługi. Też jeżdżą rowerami i żałują, że muszą być dziś w pracy. Ostatni popas w Kaszewach Kościelnych. To kawałek za Kutnem. Jem tu zapiekankę na Shellu (nie jest zbyt dobra, za dużo mięsa). Z przeziębieniem czuję się coraz gorzej. Gdy jadę, to jeszcze nie jest tak źle, ale na postoju w ciepłym czuję się bardzo nieszczególnie.
Syntetyczna
Cała trasa przejechana dość żwawym tempem. Z wiatrem. Nie zmęczyłam się wcale. Poza paroma krótkimi kawałkami nie przykładałam się. Samo się zrobiło. W Łowiczu meldujemy się z bardzo bezpiecznym zapasem czasu. Kupujemy bilety, syntetyczną herbatkę z automatu (ważne, że ciepła) i ładujemy się do pociągu. Konduktor to cyklista. Gadamy więc trochę o rowerach. W Kutnie długa, prawie godzinna, przesiadka. Na szczęście Kutno jest super. Nie dość, że mają tu ładny dworzec, wspaniałą płaską okolicę, to w dodatku na dworcu jest mała, przytulna restauracyjka (gdyby taka mogła być w Poznaniu....zamiast obrzydliwego "chlebaka"). Wbijamy się. Bierzemy po dużej herbacie z cytryną i po wegetariańskiej zapiekance.
Majaki
A w pociągu.... Sama nie wiem, czy to wyśniłam w gorączce, czy działo się naprawdę. Jakiś gość chciał odkupić moją przełajówkę. Pamiętam, że protestowałam. Gapił się na nią i podziwiał mimo, że po deszczowej jeździe była uwalona błotem. Potem gadał z nami prawie całą drogę. Gadał dużo i momentami ciekawie. Okazało się, że mamy nawet gdzieś daleko wspólnych znajomych.
Gadał i gadał (oj, aż za dużo!), a ja się czułam gorzej i gorzej. Jakby ktoś mi przystawił żelazko do twarzy. Ostatecznie cała ta gadanina spadła na Starszą, bo jakoś tak.... się wyłączyłam. A potem wsiedli podpici ludzie. Gadali o śmierdzących stopach, jakiś pijany koleś spadł z siedzenia wprost na kolana Starszej. Wspaniała przygoda kolejowa się trafiła. Starsza widząc, że przysypiam czytała mi bajkę na dobranoc. Jakiś blog o jeździe na rowerze i o rzucaniu krawatem. Czad.
Mapa:
Zdjęcia