Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2014
Dystans całkowity: | 2365.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 20:33 |
Średnia prędkość: | 20.27 km/h |
Suma podjazdów: | 9584 m |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 78.85 km i 10h 16m |
Więcej statystyk |
Praca
Piątek, 31 października 2014 Kategoria do 100
Km: | 53.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 209m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Praca
Czwartek, 30 października 2014 Kategoria do 50
Km: | 41.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 159m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano wreszcie temperatura dodatnia +2`C. Na powrocie ponuro i chłodno, ale bezwietrznie.
Praca
Środa, 29 października 2014 Kategoria do 50
Km: | 39.49 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 172m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano -2`C. Z zimna bolały mnie stopy i dłonie. Na powrocie znacznie cieplej, słonecznie i bezwietrznie.
Praca
Wtorek, 28 października 2014 Kategoria do 100
Km: | 61.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 258m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano nieprzyjemnie: mgła i -1`C. Powrót już dużo lepszy. Po pracy pojechałam na pokaz zdjęć z Islandii.
Praca
Poniedziałek, 27 października 2014 Kategoria do 50
Km: | 35.55 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 163m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Cmentarz
Niedziela, 26 października 2014 Kategoria do 50
Km: | 46.95 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 152m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pojechałam na cmentarz i zrobiłam porządki na grobach moich bliskich.
Przedzimie
Sobota, 25 października 2014 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: | 236.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 840m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Było zimno. Od -1`C do +2`C. Na tym przedzimiu pojechałyśmy do Szczecinka. Ona i ja.
Która to ja? Która to Ona? :)
Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Która to ja? Która to Ona? :)
Żadna z nas nie lubi zimna. Słabo je znosimy. Gdybyśmy
wiedziały, że będzie aż tak zimno, to wycieczka z pewnością by się nie odbyła.
Kiedy planowałam trasę prognozy jednak nie były wcale takie złe. Owszem – miało
być dość chłodno – około 5-7`C, ale za to z wiatrem w plecy. Trasa do
Szczecinka wydawała się optymalną dwusetką na ten dzień. Ale im bliżej było
soboty, tym prognozy bardziej się zmieniały. Na gorsze. Koniec końców wyszło na
to, że wiatr będzie raczej boczny, a temperatura nie skoczy powyżej +5`C.
Trochę się bałam tak długiej trasy w takim zimnie i nawet chodziła mi po głowie
myśl by zdezerterować ale starszapani, z którą byłam umówiona… miała ochotę
pojechać i… podobnie jak ja się bała. Mając w perspektywie to, że w razie biedy
będziemy się nawzajem pocieszać pomyślałam sobie, że może nie będzie tak źle
;).
Tym razem planując trasę, uczciwie do niej przysiadłam, aby nie było żadnej wtopy z kręceniem się w kółko albo brukiem, czy niespodziewanym terenem. Zadbałam też o to by trasa była atrakcyjna.
Ona – przygotowała dla nas na trasę pyszną sałatkę makaronową, wzięła też dla mnie ogrzewacze na stopy i solidny zapas ciasteczek.
Ja – zamiast babki mandarynkowej (nie było w cukierni!) kupiłam placek owocowy i czekoladę. Ogłosiłam też dyscyplinę pazurkową. Kolorem obowiązującym był fioletowy (w nawiązaniu do Wrzosowisk Kłomińskich), natomiast w razie braku fioletu, kolorem dopuszczalnym był czerwony.
To ostatni raz
Jedyne normalne połączenie kolejowe powrotne ze Szczecinka wymusiło nienormalną godzinę pobudki w sobotę. Pociąg odjeżdżał wcześnie – o 16.42. Następne połączenia to już niestety ładowanie się w przesiadki i powrót trwający łącznie ponad…. 8 godzin. Nonsens. Zatem w sobotę mój budzik dzwoni o 3.00 w nocy. Za oknem kompletnie ciemno. Szybkie śniadanie bez radia, kawy, ciastek i w drogę. Od początku jest zimno. Mocno zimno. 0`C. Do tego ta ciemność. Obiecuję sobie, że w tym roku to ostatni raz. Średnio jestem szczęśliwa z jazdy po ciemku i w takim zimnie. Dodatkowo do starszejpani muszę w ten sposób dojechać ładnych kilkadziesiąt kilometrów…. Dojazd bez sensacji. Na drogę nie wybiegają mi dziki, ani sarny, w samym Poznaniu mijam paru wymarnowanych imprezowiczów. Skoro kończą koło 4.00 nad ranem, to zabawa musiała być przednia ;). Samochodów jest niewiele.
Bieda z nędzą
I tak uciekają kilometry. Sama nie wiem jak to zrobiłam, że się udało, ale na spotkanie ze starsząpanią docieram punktualnie co do minuty! Od teraz jedziemy razem. Nadal jest ciemno, ale przynajmniej nie jadę już sama. Od razu jest weselej! :) Cały czas jadę z osłoniętą twarzą, aby nie nałykać się lodowatego powietrza. A jest mocno zimno, bo stopień poniżej zera. Gdy ciemność przechodzi w szarówkę widzimy, że ziemia i trawy pokryte są szronem. Dzień wstaje leniwie. Słońce jest za chmurami i nie wychodzi zza tych chmur ani na chwilę. Również temperatura przez cały dzień to bieda z nędzą. W najcieplejszym momencie są 2 stopnie powyżej zera. Czyste szaleństwo. W tych warunkach mamy trochę problemów z marznącymi końcówkami, tj. dłońmi i stopami. Jakoś to wytrzymujemy, ale fajnie nie jest.
Dreszcze
Tuż przed setnym kilometrem docieramy do Czarnkowa. Kilka fotek na rynku i szukamy stacji paliw. To nie Orlen. Dużej kawy brak, a w środku… zimno! Bierzemy po małej kawie, jemy placek i…. zaczyna nas telepać. Gadamy zajadając i nagle czuję, że wpadam w dreszcze. Starszapani po chwili ma dokładnie taką samą trzęsionkę. Trudno gadać, gdy zęby szczękają z zimna. Ona wstaje pierwsza. Zaczyna podskakiwać, robić pajacyki. W tym jest ratunek! – Robię to samo. Pora na wstrząs – trzeba wyjść na zewnątrz i jechać dalej. Ależ zimno! Nie od razu wsiadamy na rowery. Najpierw biegamy dookoła dystrybutora paliw.
Więcej szczęścia niż rozumu
Zaraz za stacją przejeżdżamy przez ładny most na Noteci. Śmieję się, że mamy więcej szczęścia niż rozumu – jest nam bardzo zimno, ale nie aż tak długo – na szczęście zaraz zaczyna się podjazd z doliny Noteci. Tak, ten podjazd bardzo nas cieszy – możemy trochę się rozgrzać. Tę radość tłumi odkrycie, że znowu mam problem z przerzutką przednią. Nie mogę zrzucić z blatu na małą zębatkę. Starszapani mówi abym spróbowała pokręcić pokrętłem przy lince. Ja jednak jestem dość gapowata i boję się cokolwiek ruszać. Gór tu nie ma, a najbardziej stromy podjazd na całej wycieczce ma 9%, co da się od bólu zrobić z blatu ;). Kolejny postój wypada w Trzciance. Potrzebujemy ogrzać się na stacji. Wchodzimy na chwilę. Za Trzcianką zjeżdżamy w boczne drogi i tniemy nimi prawie aż do Wałcza. Czujemy głód, więc atakujemy następną (trzecią już dziś) stację. Bierzemy kawę i herbatę, jemy sałatkę makaronową i ciasteczka. Tak posilone możemy dalej zmagać się z zimnem.
Miasto widmo
Z Wałcza aż do Szwecji jedziemy DK22, ale ruchu dużego tu nie ma. Potem odbijamy na Sypniewo i robi się zupełnie spokojnie. Wkrótce docieramy do pierwszej atrakcji wycieczki…. zjazdu z szosy w teren. Planowanego zjazdu. Gruntówka jest utwardzona kamieniami, momentami tylko trafia się piach. Tłuczemy się tak przez niecałe 2 km i docieramy w końcu do Kłomina – miasta widma. Jadąc tu czuję lekkie rozczarowanie. Byłam tu kilka lat temu i wtedy opuszczone miasto robiło większe wrażenie. Piorunujące wręcz. Dziś ogołoconych, upiornych bloków zostało już niewiele….. Przejeżdżamy przez Kłomino i wracamy na szosę. Następną miejscowością są Nadarzyce i kolejna atrakcja – słynne Zalewy Nadarzyckie. Jest tu cudnie. W dodatku jedzie się świetnie, bo aż do Bornego Sulinowa wiedzie gładki asfalt, a ruchu praktycznie nie ma. Samo Borne piękne nie jest. Pod wiatą przystankową robimy ostatni popas i ruszamy do Szczecinka. To już niedaleko. Do samego miasta docieramy DK20 (pobocza brak, ale ruch mały). Rundka po mieście i kończymy naszą zimną wycieczkę na dworcu kolejowym.
Trasa:Tym razem planując trasę, uczciwie do niej przysiadłam, aby nie było żadnej wtopy z kręceniem się w kółko albo brukiem, czy niespodziewanym terenem. Zadbałam też o to by trasa była atrakcyjna.
Ona – przygotowała dla nas na trasę pyszną sałatkę makaronową, wzięła też dla mnie ogrzewacze na stopy i solidny zapas ciasteczek.
Ja – zamiast babki mandarynkowej (nie było w cukierni!) kupiłam placek owocowy i czekoladę. Ogłosiłam też dyscyplinę pazurkową. Kolorem obowiązującym był fioletowy (w nawiązaniu do Wrzosowisk Kłomińskich), natomiast w razie braku fioletu, kolorem dopuszczalnym był czerwony.
To ostatni raz
Jedyne normalne połączenie kolejowe powrotne ze Szczecinka wymusiło nienormalną godzinę pobudki w sobotę. Pociąg odjeżdżał wcześnie – o 16.42. Następne połączenia to już niestety ładowanie się w przesiadki i powrót trwający łącznie ponad…. 8 godzin. Nonsens. Zatem w sobotę mój budzik dzwoni o 3.00 w nocy. Za oknem kompletnie ciemno. Szybkie śniadanie bez radia, kawy, ciastek i w drogę. Od początku jest zimno. Mocno zimno. 0`C. Do tego ta ciemność. Obiecuję sobie, że w tym roku to ostatni raz. Średnio jestem szczęśliwa z jazdy po ciemku i w takim zimnie. Dodatkowo do starszejpani muszę w ten sposób dojechać ładnych kilkadziesiąt kilometrów…. Dojazd bez sensacji. Na drogę nie wybiegają mi dziki, ani sarny, w samym Poznaniu mijam paru wymarnowanych imprezowiczów. Skoro kończą koło 4.00 nad ranem, to zabawa musiała być przednia ;). Samochodów jest niewiele.
Bieda z nędzą
I tak uciekają kilometry. Sama nie wiem jak to zrobiłam, że się udało, ale na spotkanie ze starsząpanią docieram punktualnie co do minuty! Od teraz jedziemy razem. Nadal jest ciemno, ale przynajmniej nie jadę już sama. Od razu jest weselej! :) Cały czas jadę z osłoniętą twarzą, aby nie nałykać się lodowatego powietrza. A jest mocno zimno, bo stopień poniżej zera. Gdy ciemność przechodzi w szarówkę widzimy, że ziemia i trawy pokryte są szronem. Dzień wstaje leniwie. Słońce jest za chmurami i nie wychodzi zza tych chmur ani na chwilę. Również temperatura przez cały dzień to bieda z nędzą. W najcieplejszym momencie są 2 stopnie powyżej zera. Czyste szaleństwo. W tych warunkach mamy trochę problemów z marznącymi końcówkami, tj. dłońmi i stopami. Jakoś to wytrzymujemy, ale fajnie nie jest.
Dreszcze
Tuż przed setnym kilometrem docieramy do Czarnkowa. Kilka fotek na rynku i szukamy stacji paliw. To nie Orlen. Dużej kawy brak, a w środku… zimno! Bierzemy po małej kawie, jemy placek i…. zaczyna nas telepać. Gadamy zajadając i nagle czuję, że wpadam w dreszcze. Starszapani po chwili ma dokładnie taką samą trzęsionkę. Trudno gadać, gdy zęby szczękają z zimna. Ona wstaje pierwsza. Zaczyna podskakiwać, robić pajacyki. W tym jest ratunek! – Robię to samo. Pora na wstrząs – trzeba wyjść na zewnątrz i jechać dalej. Ależ zimno! Nie od razu wsiadamy na rowery. Najpierw biegamy dookoła dystrybutora paliw.
Więcej szczęścia niż rozumu
Zaraz za stacją przejeżdżamy przez ładny most na Noteci. Śmieję się, że mamy więcej szczęścia niż rozumu – jest nam bardzo zimno, ale nie aż tak długo – na szczęście zaraz zaczyna się podjazd z doliny Noteci. Tak, ten podjazd bardzo nas cieszy – możemy trochę się rozgrzać. Tę radość tłumi odkrycie, że znowu mam problem z przerzutką przednią. Nie mogę zrzucić z blatu na małą zębatkę. Starszapani mówi abym spróbowała pokręcić pokrętłem przy lince. Ja jednak jestem dość gapowata i boję się cokolwiek ruszać. Gór tu nie ma, a najbardziej stromy podjazd na całej wycieczce ma 9%, co da się od bólu zrobić z blatu ;). Kolejny postój wypada w Trzciance. Potrzebujemy ogrzać się na stacji. Wchodzimy na chwilę. Za Trzcianką zjeżdżamy w boczne drogi i tniemy nimi prawie aż do Wałcza. Czujemy głód, więc atakujemy następną (trzecią już dziś) stację. Bierzemy kawę i herbatę, jemy sałatkę makaronową i ciasteczka. Tak posilone możemy dalej zmagać się z zimnem.
Miasto widmo
Z Wałcza aż do Szwecji jedziemy DK22, ale ruchu dużego tu nie ma. Potem odbijamy na Sypniewo i robi się zupełnie spokojnie. Wkrótce docieramy do pierwszej atrakcji wycieczki…. zjazdu z szosy w teren. Planowanego zjazdu. Gruntówka jest utwardzona kamieniami, momentami tylko trafia się piach. Tłuczemy się tak przez niecałe 2 km i docieramy w końcu do Kłomina – miasta widma. Jadąc tu czuję lekkie rozczarowanie. Byłam tu kilka lat temu i wtedy opuszczone miasto robiło większe wrażenie. Piorunujące wręcz. Dziś ogołoconych, upiornych bloków zostało już niewiele….. Przejeżdżamy przez Kłomino i wracamy na szosę. Następną miejscowością są Nadarzyce i kolejna atrakcja – słynne Zalewy Nadarzyckie. Jest tu cudnie. W dodatku jedzie się świetnie, bo aż do Bornego Sulinowa wiedzie gładki asfalt, a ruchu praktycznie nie ma. Samo Borne piękne nie jest. Pod wiatą przystankową robimy ostatni popas i ruszamy do Szczecinka. To już niedaleko. Do samego miasta docieramy DK20 (pobocza brak, ale ruch mały). Rundka po mieście i kończymy naszą zimną wycieczkę na dworcu kolejowym.
Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Praca
Piątek, 24 października 2014 Kategoria do 50
Km: | 36.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 157m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zimno. Rano tylko 1 stopień powyżej zera. Na powrocie 8.
Praca
Czwartek, 23 października 2014 Kategoria do 50
Km: | 46.96 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 208m | Sprzęt: Hardtail | Aktywność: Jazda na rowerze |
Chłodno, w obie strony tylko 6`C. Ale za to wreszcie bez deszczu. Po pracy pojechałam m.in. załatwić reklamację... nożyczek do paznokci :)).