PGR_2
Niedziela, 7 sierpnia 2022 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, PGR_2022
Km: | 131.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 2383m | Sprzęt: Terenówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Obudziliśmy się we 4 o szarym świcie. Energia we mnie była niewielka.
Szybkie jedzenie, popite na zimno i jazda. Poranek był bury i na szczęście niegorący.
Dojechaliśmy do odcinka specjalnego z linią wąskotorówki. Faktycznie, jechać tu byłoby trudno. Jednak spacer torami/wzdłuż torów sam w sobie był atrakcją. Na końcu tego fragmentu jest stacyjka w Balnicy i nieduże schronisko. Chcieliśmy dotrzeć tu wczoraj, ale niestety się nie udało. Trochę szkoda, bo poza schroniskiem są tu też puste budki / stoiska handlowe, w których na pewno lepiej by się spało, niż pod wiatą, w której mocno wiało.
Dalsza droga prowadziła nas aż 4 razy przez brody na rz. Osławie. Poziom wody nie był wysoki, a na dnie ułożone były płyty betonowe. Zatem wszystko bez problemu przejezdne. 219 km trasy to Komańcza. Tu trochę odbiliśmy z trasy do schroniska, by zjeść normalne śniadanie. Niestety to odbicie oznaczało dodatkowy, solidny podjazd. Na miejscu ładowanie elektroniki i śniadanie. Każde z nas wzięło podwójną porcję. Kiedy wróciliśmy na trasę, zrobiło się ciepło. Słońce znowu prażyło i trzeba było zdjąć nieco ciuchów. Szybko zaczęliśmy odczuwać, że przegięliśmy ze śniadaniem. Było zbyt obfite, przez co jazda stała się ciężka. Poza tym podjazdy zrobiły się tak jakby bardziej strome, niż wczoraj. Wczesnym wieczorem dotarliśmy do Dukli. Miasteczko nieduże, ale ogólnie miejscowości na tym wyścigu było raczej mało i należało jechać dobrze zaopatrzonym, by niczego nie zabrakło, a zwłaszcza picia. W tej sytuacji Dukla była jak prawdziwe city. Było tu wszystko, nawet rynek i restauracja! Wbiliśmy zatem na obiad.
Wieczorem, około 22.00, zaczęliśmy rozglądać się za jakąś wiatą. Jechałam akurat pierwsza i zauważyłam jedną na wyjeździe z Myscowej. Trochę dziwnie, bo stała za ogrodzeniem, blisko starego budynku, ni to kamienicy, ni bloku. Chwilę poczekałam na Krzysztofa. W tym czasie usłyszałam z jednego z górnych okien tego budynku brzęk tłuczonego szkła i pijackie wrzaski jakiejś kobiety. Melina, jak nic – pomyślałam sobie. Wtedy nadjechał Krzysztof, popatrzył i powiedział, że to schronisko. Oczy musiałam mieć chyba jak złotówki ze zdziwienia. TO? Schronisko? A jednak, tak! Co więcej, udało nam się załatwić nocleg, a w środku powitał nas w dodatku bardzo miły rudy kotek. A libacja? No cóż, budynek to dawna szkoła. Jedna jego część to schronisko, a druga – mieszkanie socjalne. Na szczęście w nocy nie było już żadnych awantur. Cicho i spokojnie, wreszcie można się było wyspać.
Dojechaliśmy do odcinka specjalnego z linią wąskotorówki. Faktycznie, jechać tu byłoby trudno. Jednak spacer torami/wzdłuż torów sam w sobie był atrakcją. Na końcu tego fragmentu jest stacyjka w Balnicy i nieduże schronisko. Chcieliśmy dotrzeć tu wczoraj, ale niestety się nie udało. Trochę szkoda, bo poza schroniskiem są tu też puste budki / stoiska handlowe, w których na pewno lepiej by się spało, niż pod wiatą, w której mocno wiało.
Dalsza droga prowadziła nas aż 4 razy przez brody na rz. Osławie. Poziom wody nie był wysoki, a na dnie ułożone były płyty betonowe. Zatem wszystko bez problemu przejezdne. 219 km trasy to Komańcza. Tu trochę odbiliśmy z trasy do schroniska, by zjeść normalne śniadanie. Niestety to odbicie oznaczało dodatkowy, solidny podjazd. Na miejscu ładowanie elektroniki i śniadanie. Każde z nas wzięło podwójną porcję. Kiedy wróciliśmy na trasę, zrobiło się ciepło. Słońce znowu prażyło i trzeba było zdjąć nieco ciuchów. Szybko zaczęliśmy odczuwać, że przegięliśmy ze śniadaniem. Było zbyt obfite, przez co jazda stała się ciężka. Poza tym podjazdy zrobiły się tak jakby bardziej strome, niż wczoraj. Wczesnym wieczorem dotarliśmy do Dukli. Miasteczko nieduże, ale ogólnie miejscowości na tym wyścigu było raczej mało i należało jechać dobrze zaopatrzonym, by niczego nie zabrakło, a zwłaszcza picia. W tej sytuacji Dukla była jak prawdziwe city. Było tu wszystko, nawet rynek i restauracja! Wbiliśmy zatem na obiad.
Wieczorem, około 22.00, zaczęliśmy rozglądać się za jakąś wiatą. Jechałam akurat pierwsza i zauważyłam jedną na wyjeździe z Myscowej. Trochę dziwnie, bo stała za ogrodzeniem, blisko starego budynku, ni to kamienicy, ni bloku. Chwilę poczekałam na Krzysztofa. W tym czasie usłyszałam z jednego z górnych okien tego budynku brzęk tłuczonego szkła i pijackie wrzaski jakiejś kobiety. Melina, jak nic – pomyślałam sobie. Wtedy nadjechał Krzysztof, popatrzył i powiedział, że to schronisko. Oczy musiałam mieć chyba jak złotówki ze zdziwienia. TO? Schronisko? A jednak, tak! Co więcej, udało nam się załatwić nocleg, a w środku powitał nas w dodatku bardzo miły rudy kotek. A libacja? No cóż, budynek to dawna szkoła. Jedna jego część to schronisko, a druga – mieszkanie socjalne. Na szczęście w nocy nie było już żadnych awantur. Cicho i spokojnie, wreszcie można się było wyspać.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!