Różanka 3
Sobota, 30 października 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: | 120.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1780m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na dziś poza pięknym słońcem,
jakie towarzyszy mi od początku tego wyjazdu, zapowiadany był również bardzo
silny, południowy wiatr. Początek trasy był zatem bardzo łatwy: ruszyłam z
Różanki płaskim środkiem Kotliny do Bystrzycy (w końcu udało mi się trafić
dobre światło na rynku!) i dalej do Kłodzka. Aż 34 km zupełnie ulgowej jazdy.
W Kłodzku pochodziłam sobie pieszo. Bardzo dawno mnie tu nie było, a podczas jazdy, nawet powolnej, szczegóły uciekają zbyt szybko. Ten rynek, z rozbudowanym ratuszem, kocimi łbami przy kolumnie z Matką Bożą, od zawsze robi na mnie wrażenie. Piękny jest też most na Młynówce. Przypomina mi Pragę.
Z Kłodzka podjazd na Łaszczową. Miły, w lesie, a zatem bez wiatru. Było nawet ciepło. Zjazd niestety dziurawy.
Dalej okrężną drogą do Złotego Stoku. Nic tam nie ma szczególnego. Chociaż… Złoty Stok mógłby być zupełnie pusty, a i tak jest tam coś, co niezmiennie mnie przyciąga jak magnes. Mianowicie właśnie tu zaczyna się mój ulubiony podjazd na Przełęcz Jaworową. Magia. Cudownie. Mogłabym napisać cały elaborat o uczuciach, które we mnie są za każdym razem, gdy tam jadę rowerem. Wzruszenie i radość. Emocje trudne do opisania. Jeśli macie swoje najulubieńsze miejsca, to wiecie, co mam na myśli. Tym razem jadę tu zupełnie turystycznie. Zatrzymuję się więc bardzo często i robię zdjęcia. By zatrzymać jak najwięcej chwil. Właśnie stąd. Jedynych i niepowtarzalnych.
Któregoś dnia przyjadę do Złotego Stoku. Albo do Lądka-Zdroju i będę cały dzień jeździła na tą przełęcz. Raz w jedną, a raz w drugą stronę. Żeby się tym miejscem nasycić.
Zjazd do Lądka nieco dziurawy. Ale w tak wspaniałym miejscu nie można się gniewać na stan szosy.
W Lądku kilka zdjęć na rynku i już jadę dalej, do Stronia Śląskiego.
Lubię Stronie. Zatrzymuję się tu pod tą samą wiatą, co na MRDP. Wtedy szły akurat ciemne chmury, teraz niebo jest niebieściutkie. Jakże inaczej to wygląda!
No i zaczynam podjazd na Puchaczówkę. Puchaczówka nie jest dla mnie tak wspaniała, jak Jaworowa. Robię ten podjazd sercem i umysłem będąc jeszcze na cudownej Jaworowej. Dopiero wiatr przywołuje mnie do rzeczywistości. Pod sławetną kapliczką, prawie wrzuca mnie do rowu. A skoro już stoję, to robię serię zdjęć. Nie mam pojęcia, co tutaj się dzieje, ale z trudem trzymam pion, a momentami wiatr popycha mnie tak mocno, że wbrew własnej woli robię kilka kroków do przodu!
Następnie jest jeszcze gorzej! Na rower nie da się wsiąść, trudno jest utrzymać równowagę idąc. W końcu wiatr wrzuca mnie do rowu. Widzi to kierowca samochodu, który mnie mija. Zatrzymuje się i patrzy, czy wychodzę z tego rowu. Wychodzę, więc on jedzie dalej.
Potem droga chowa się w lesie. Więc mogę zjeżdżać. W Idzikowie ostrożnie, bo zdarzają się mocne podmuchy. Kiedy z Idzikowa odbijam na Wilkanów, zaczyna się prawdziwy cyrk. Wiatr po prostu szaleje. Aż 5 kilometrów, w coraz bardziej gęstniejącej szarówce, a potem w ciemności – idę pieszo. Raz po raz spycha mnie z drogi. Potem się dowiedziałam, że podmuchy wiatru osiągały ponad 100 km/h. W końcu docieram do drogi krajowej nr 33. Jest tu o wiele lepiej. To znaczy wiatr ten sam, ale na szczęście nie boczny, tylko czołowy. Kosztuje to dużo wysiłku, ale da się jechać. W Domaszkowie odbijam w bok na Różankę. Tu szosa jest trochę osłonięta, więc nie szarpie aż tak mocno i również da się jechać w miarę normalnie rowerem. W ten sposób kończę rowerową część tych krótkich wakacji.
Widoki przez wszystkie dni miałam po prostu wspaniałe, za sprawą słonecznej pogody. Trochę szkoda, że cały czas towarzyszył mi silny wiatr.
W Kłodzku pochodziłam sobie pieszo. Bardzo dawno mnie tu nie było, a podczas jazdy, nawet powolnej, szczegóły uciekają zbyt szybko. Ten rynek, z rozbudowanym ratuszem, kocimi łbami przy kolumnie z Matką Bożą, od zawsze robi na mnie wrażenie. Piękny jest też most na Młynówce. Przypomina mi Pragę.
Z Kłodzka podjazd na Łaszczową. Miły, w lesie, a zatem bez wiatru. Było nawet ciepło. Zjazd niestety dziurawy.
Dalej okrężną drogą do Złotego Stoku. Nic tam nie ma szczególnego. Chociaż… Złoty Stok mógłby być zupełnie pusty, a i tak jest tam coś, co niezmiennie mnie przyciąga jak magnes. Mianowicie właśnie tu zaczyna się mój ulubiony podjazd na Przełęcz Jaworową. Magia. Cudownie. Mogłabym napisać cały elaborat o uczuciach, które we mnie są za każdym razem, gdy tam jadę rowerem. Wzruszenie i radość. Emocje trudne do opisania. Jeśli macie swoje najulubieńsze miejsca, to wiecie, co mam na myśli. Tym razem jadę tu zupełnie turystycznie. Zatrzymuję się więc bardzo często i robię zdjęcia. By zatrzymać jak najwięcej chwil. Właśnie stąd. Jedynych i niepowtarzalnych.
Któregoś dnia przyjadę do Złotego Stoku. Albo do Lądka-Zdroju i będę cały dzień jeździła na tą przełęcz. Raz w jedną, a raz w drugą stronę. Żeby się tym miejscem nasycić.
Zjazd do Lądka nieco dziurawy. Ale w tak wspaniałym miejscu nie można się gniewać na stan szosy.
W Lądku kilka zdjęć na rynku i już jadę dalej, do Stronia Śląskiego.
Lubię Stronie. Zatrzymuję się tu pod tą samą wiatą, co na MRDP. Wtedy szły akurat ciemne chmury, teraz niebo jest niebieściutkie. Jakże inaczej to wygląda!
No i zaczynam podjazd na Puchaczówkę. Puchaczówka nie jest dla mnie tak wspaniała, jak Jaworowa. Robię ten podjazd sercem i umysłem będąc jeszcze na cudownej Jaworowej. Dopiero wiatr przywołuje mnie do rzeczywistości. Pod sławetną kapliczką, prawie wrzuca mnie do rowu. A skoro już stoję, to robię serię zdjęć. Nie mam pojęcia, co tutaj się dzieje, ale z trudem trzymam pion, a momentami wiatr popycha mnie tak mocno, że wbrew własnej woli robię kilka kroków do przodu!
Następnie jest jeszcze gorzej! Na rower nie da się wsiąść, trudno jest utrzymać równowagę idąc. W końcu wiatr wrzuca mnie do rowu. Widzi to kierowca samochodu, który mnie mija. Zatrzymuje się i patrzy, czy wychodzę z tego rowu. Wychodzę, więc on jedzie dalej.
Potem droga chowa się w lesie. Więc mogę zjeżdżać. W Idzikowie ostrożnie, bo zdarzają się mocne podmuchy. Kiedy z Idzikowa odbijam na Wilkanów, zaczyna się prawdziwy cyrk. Wiatr po prostu szaleje. Aż 5 kilometrów, w coraz bardziej gęstniejącej szarówce, a potem w ciemności – idę pieszo. Raz po raz spycha mnie z drogi. Potem się dowiedziałam, że podmuchy wiatru osiągały ponad 100 km/h. W końcu docieram do drogi krajowej nr 33. Jest tu o wiele lepiej. To znaczy wiatr ten sam, ale na szczęście nie boczny, tylko czołowy. Kosztuje to dużo wysiłku, ale da się jechać. W Domaszkowie odbijam w bok na Różankę. Tu szosa jest trochę osłonięta, więc nie szarpie aż tak mocno i również da się jechać w miarę normalnie rowerem. W ten sposób kończę rowerową część tych krótkich wakacji.
Widoki przez wszystkie dni miałam po prostu wspaniałe, za sprawą słonecznej pogody. Trochę szkoda, że cały czas towarzyszył mi silny wiatr.
komentarze
Jak zwykle było miło, jak zwykle było ciekawie ...
Takie są Twoje opisy wycieczek. Można czytać, czytać i czytać ...
Pozdrawiam przemekturysta - 00:27 sobota, 20 listopada 2021 | linkuj
Takie są Twoje opisy wycieczek. Można czytać, czytać i czytać ...
Pozdrawiam przemekturysta - 00:27 sobota, 20 listopada 2021 | linkuj
Fajnie się czyta jak Osoba co tyle świata zwiedziła o moich kątach tak dobrze pisze . Szkoda że nie udało nam się razem pojeździć. A w Złotym Stoku ja lubię pojechać do parku linowego Skalisko zrobionego w starym kamieniołomie , urokliwe miejsce. No i wio na Jaworową . Ją chyba lubisz , bo jest długa ale nie uciążliwa. Pozdrawiam
Hasky05 - 19:08 czwartek, 11 listopada 2021 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!