Nad morzem
Sobota, 19 grudnia 2020 Kategoria do 100, Kocia czytelnia
Km: | 73.04 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wstanie na wschód słońca w drugiej połowie grudnia jest
bardzo łatwe. Nie trzeba wysiłku. Słońce ociąga się z wyjściem nad horyzont.
Noc dobiegła końca. Nadal jest zimno. Gotuję wodę na kawę, zjadam śniadanie.
Kiedy zwijam namiot, jest już zupełnie jasno.
Po wczorajszym podjeździe, dziś czeka mnie w nagrodę, na samym początku dnia, długi zjazd. Pędzę więc zupełnie nieświadoma, że jest ślisko. Orientuję się dopiero, gdy już jestem na dole. Nagle ucieka tylne koło. Udaje mi się utrzymać rower. Nie ma gleby, ani nawet podpórki. Co, do licha? Jeszcze raz próbuję i ta sama sytuacja. Koło ucieka. To czarne i lekko błyszczące, to nie jest mokry asfalt, tylko cieniutka warstwa lodu. Ślisko, jak diabli!
Miało być tak pięknie! Słoneczny poranek, szybki dojazd do Mielna i jakaś godzinka beztroskiego siedzenia na plaży. Zamiast tego, mam lodową przeprawę. W końcu docieram do Mielna.
Świeci słońce, niebo jest błękitnie. Wygląda niemal wakacyjnie. Tylko dlaczego tak zimno i ślisko? Gdzie się podziali letnicy? A, tak – jasne, to przecież jest grudzień. Pusto, zimno, ślisko. Zamiast plażowiczów – morsy. Kilka odważnych osób kąpie się w lodowatych wodach Bałtyku. Na ich widok mocniej zaciągam zamek kurtki puchowej. Zupełnie, jakbym to ja marzła, nie oni. Promenada oblodzona. Idę więc spokojnie, raz po raz robiąc zdjęcia. Lubię pustkę nad morzem. Po to tu przyjechałam.
Dalej jadę pełną uroku Mierzeją Jeziora Jamno. Ponad 10 kilometrów wspaniałej drogi. Kiedyś jechałam już tędy, zaliczając gminy. Kiedy Mierzeja kończy się, muszę odbić w głąb lądu, bo dalszej drogi asfaltowej wzdłuż wybrzeża niestety nie ma. We znaki daje się silny wiatr. Przy niskiej temperaturze jest on wyjątkowo nieprzyjemny.
Nad samo morze wracam dopiero w Darłówku. Krótki zimowy dzień powoli dobiega końca. Pora zrobić małe zakupy na nocleg i posiedzieć na plaży. Zaraz za miejscowością zaczyna się Mierzeja Kopańska. Byłam już tu wcześniej, dlatego wiem, że nawierzchnia to będą ażurowe betonowe płyty. Miejsce jednak jest wybitnie piękne. Posiedzieć tam na plaży, a potem spokojnie rozbić namiot, by celebrować jedną z najdłuższych nocy roku.
Tymczasem kręcę się jeszcze chwilę po Darłówku. Jest tu ujście Wieprzy do morza i nieduży port z latarnią morską.
Na Mierzeję wjeżdżam mając bezpieczny zapas czasu do zachodu słońca. Jadę zatem solidny kawałek po płytach, nim znajduję idealne miejsce do oglądania zachodu.
Wciągam rower na plażę, wyjmuję matę, siadam wygodnie i patrzę, jak słońce wędruje coraz niżej.
Jest niesamowicie pięknie.
Kiedy na niebie zostają już tylko odcienie purpury, po dniu, który właśnie się zakończył, ruszam w dalszą drogę.
Nie jadę nigdzie daleko. Wnikam w pierwsze napotkane zadrzewienie i rozbijam namiot. Jestem na niewysokiej skarpie, tuż nad plażą. Wystarczy, że wychylę głowę i widzę morze. Słyszę je idealnie. Niebo ciemnieje i pojawiają się gwiazdy. Jasne i czyste. To będzie piękna i zimna noc.
Po wczorajszym podjeździe, dziś czeka mnie w nagrodę, na samym początku dnia, długi zjazd. Pędzę więc zupełnie nieświadoma, że jest ślisko. Orientuję się dopiero, gdy już jestem na dole. Nagle ucieka tylne koło. Udaje mi się utrzymać rower. Nie ma gleby, ani nawet podpórki. Co, do licha? Jeszcze raz próbuję i ta sama sytuacja. Koło ucieka. To czarne i lekko błyszczące, to nie jest mokry asfalt, tylko cieniutka warstwa lodu. Ślisko, jak diabli!
Miało być tak pięknie! Słoneczny poranek, szybki dojazd do Mielna i jakaś godzinka beztroskiego siedzenia na plaży. Zamiast tego, mam lodową przeprawę. W końcu docieram do Mielna.
Świeci słońce, niebo jest błękitnie. Wygląda niemal wakacyjnie. Tylko dlaczego tak zimno i ślisko? Gdzie się podziali letnicy? A, tak – jasne, to przecież jest grudzień. Pusto, zimno, ślisko. Zamiast plażowiczów – morsy. Kilka odważnych osób kąpie się w lodowatych wodach Bałtyku. Na ich widok mocniej zaciągam zamek kurtki puchowej. Zupełnie, jakbym to ja marzła, nie oni. Promenada oblodzona. Idę więc spokojnie, raz po raz robiąc zdjęcia. Lubię pustkę nad morzem. Po to tu przyjechałam.
Dalej jadę pełną uroku Mierzeją Jeziora Jamno. Ponad 10 kilometrów wspaniałej drogi. Kiedyś jechałam już tędy, zaliczając gminy. Kiedy Mierzeja kończy się, muszę odbić w głąb lądu, bo dalszej drogi asfaltowej wzdłuż wybrzeża niestety nie ma. We znaki daje się silny wiatr. Przy niskiej temperaturze jest on wyjątkowo nieprzyjemny.
Nad samo morze wracam dopiero w Darłówku. Krótki zimowy dzień powoli dobiega końca. Pora zrobić małe zakupy na nocleg i posiedzieć na plaży. Zaraz za miejscowością zaczyna się Mierzeja Kopańska. Byłam już tu wcześniej, dlatego wiem, że nawierzchnia to będą ażurowe betonowe płyty. Miejsce jednak jest wybitnie piękne. Posiedzieć tam na plaży, a potem spokojnie rozbić namiot, by celebrować jedną z najdłuższych nocy roku.
Tymczasem kręcę się jeszcze chwilę po Darłówku. Jest tu ujście Wieprzy do morza i nieduży port z latarnią morską.
Na Mierzeję wjeżdżam mając bezpieczny zapas czasu do zachodu słońca. Jadę zatem solidny kawałek po płytach, nim znajduję idealne miejsce do oglądania zachodu.
Wciągam rower na plażę, wyjmuję matę, siadam wygodnie i patrzę, jak słońce wędruje coraz niżej.
Jest niesamowicie pięknie.
Kiedy na niebie zostają już tylko odcienie purpury, po dniu, który właśnie się zakończył, ruszam w dalszą drogę.
Nie jadę nigdzie daleko. Wnikam w pierwsze napotkane zadrzewienie i rozbijam namiot. Jestem na niewysokiej skarpie, tuż nad plażą. Wystarczy, że wychylę głowę i widzę morze. Słyszę je idealnie. Niebo ciemnieje i pojawiają się gwiazdy. Jasne i czyste. To będzie piękna i zimna noc.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!