Wisła 1200 (7)
Piątek, 12 lipca 2019 Kategoria Kocia czytelnia, do 150
Km: | 141.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 451m | Sprzęt: Terenówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
To ostatni dzień, gdy trzeba wstać o bardzo wczesnej porze. Tym
razem zwijamy się rekordowo szybko. Są we mnie nerwy i napięcie. Czy na pewno
żadna z dziewczyn nie skusiła się na jazdę nocną? Zaczynam od zjazdu /
zejścia. Potem jest pionowa ściana i trzeba tam wepchnąć rowery. Tasujemy się
tu z dwoma chłopakami. Mijamy też 2 namioty nad Wisłą. Domyślamy się, że to
koledzy, z którymi rozmawialiśmy wczoraj wieczorem, na krótko przed rozbiciem
naszych namiotów.
Kwidzyn mijamy trochę bokiem, jakiś czas później jest Gniew. Przed Gniewem sporo terenu i coraz cieplej. W miasteczku jest piękny zamek, ale nie zatrzymujemy się tu. Trzeba przecież pędzić na metę. To już tak blisko!
Blisko i daleko. Jakieś 110 km. A przecież w okolicach Tczewa są słynne łąki. Zaczyna się niewinnie – jest sobie kwietna łąka. Potem te kwiaty robią się coraz wyższe i coraz bardziej dzikie. Po kolana, po pas… a następnie już nie tylko kwiaty, ale też czasem krzewy. Nie zawsze dróżka jest widoczna. Czasem trzeba jechać / iść na wyczucie. Mimo to podoba mi się bardzo ten odcinek.
Te łąki to w zasadzie ostatni trudny kawałek. Za nimi miał być wyboisty wał, ale od zeszłego roku coś się zmieniło. Zamiast wyboistego wału jest wał z gładką i zupełnie nową nitką asfaltu. Nic nie szkodzi, że jest pod wiatr. Jedziemy szybko.
Dotarcie do ujścia Wisły nie jest łatwe. Kamienna droga prowadzi nad samą wodą i w kilku miejscach jest lekko podtopiona. Na chwilę gubię ślad i po głębokim, kopnym piachu idę wśród niskich krzewów dzikich róż.
Jeszcze chwila i oto jestem przy ujściu! Fajny moment. Wisła tak długo mi towarzyszyła, pokazując swoje piękno, a teraz widzę jak wpada do morza. A właściwie jak niepostrzeżenie zamienia się w morze. Krótka foto sesja i jazda na metę – a to jeszcze kawałek drogi.
Początkowy odcinek za ujściem to powrót tą samą drogą, jest więc trochę spaceru. Później już tylko lepiej, sam dojazd na metę to asfalt, więc cisnę mocno. I oto jestem! Dostaję medal, odbieram swoje rzeczy, które nadałam na metę i idę się umyć, a potem coś zjeść. Meta świetnie zorganizowana i z bardzo fajnym klimatem mety. Miło jest tu posiedzieć i popatrzeć jak dojeżdżają kolejne osoby.
Kończąc Wisłę jestem bardzo zadowolona z wyniku. Mimo, że słabo jeżdżę w terenie, udało mi się zająć wśród kobiet bardzo dobre 4 miejsce. Za mną przyjechało jeszcze 11 dziewczyn.
Miejsce open 147 na 264 osoby, które dojechały do mety.
Uzyskany czas: 153 godziny 39 minut.
Szacuję, że jakieś 50 km podczas tego maratonu przeszłam pieszo.
Michał niewiele pomógł, kręcił się w pobliżu, stwarzając pozory wspólnej jazdy, ale jak znam życie będzie później przypisywał sobie mój sukces. Jak to zwykle on.
Kwidzyn mijamy trochę bokiem, jakiś czas później jest Gniew. Przed Gniewem sporo terenu i coraz cieplej. W miasteczku jest piękny zamek, ale nie zatrzymujemy się tu. Trzeba przecież pędzić na metę. To już tak blisko!
Blisko i daleko. Jakieś 110 km. A przecież w okolicach Tczewa są słynne łąki. Zaczyna się niewinnie – jest sobie kwietna łąka. Potem te kwiaty robią się coraz wyższe i coraz bardziej dzikie. Po kolana, po pas… a następnie już nie tylko kwiaty, ale też czasem krzewy. Nie zawsze dróżka jest widoczna. Czasem trzeba jechać / iść na wyczucie. Mimo to podoba mi się bardzo ten odcinek.
Te łąki to w zasadzie ostatni trudny kawałek. Za nimi miał być wyboisty wał, ale od zeszłego roku coś się zmieniło. Zamiast wyboistego wału jest wał z gładką i zupełnie nową nitką asfaltu. Nic nie szkodzi, że jest pod wiatr. Jedziemy szybko.
Dotarcie do ujścia Wisły nie jest łatwe. Kamienna droga prowadzi nad samą wodą i w kilku miejscach jest lekko podtopiona. Na chwilę gubię ślad i po głębokim, kopnym piachu idę wśród niskich krzewów dzikich róż.
Jeszcze chwila i oto jestem przy ujściu! Fajny moment. Wisła tak długo mi towarzyszyła, pokazując swoje piękno, a teraz widzę jak wpada do morza. A właściwie jak niepostrzeżenie zamienia się w morze. Krótka foto sesja i jazda na metę – a to jeszcze kawałek drogi.
Początkowy odcinek za ujściem to powrót tą samą drogą, jest więc trochę spaceru. Później już tylko lepiej, sam dojazd na metę to asfalt, więc cisnę mocno. I oto jestem! Dostaję medal, odbieram swoje rzeczy, które nadałam na metę i idę się umyć, a potem coś zjeść. Meta świetnie zorganizowana i z bardzo fajnym klimatem mety. Miło jest tu posiedzieć i popatrzeć jak dojeżdżają kolejne osoby.
Kończąc Wisłę jestem bardzo zadowolona z wyniku. Mimo, że słabo jeżdżę w terenie, udało mi się zająć wśród kobiet bardzo dobre 4 miejsce. Za mną przyjechało jeszcze 11 dziewczyn.
Miejsce open 147 na 264 osoby, które dojechały do mety.
Uzyskany czas: 153 godziny 39 minut.
Szacuję, że jakieś 50 km podczas tego maratonu przeszłam pieszo.
Michał niewiele pomógł, kręcił się w pobliżu, stwarzając pozory wspólnej jazdy, ale jak znam życie będzie później przypisywał sobie mój sukces. Jak to zwykle on.
komentarze
I dojechaliśmy do końca :)
Dzięki za wspólną jazdę, bardzo fajnie się bawiłem na tym maratonie! wilk - 18:45 piątek, 23 sierpnia 2019 | linkuj
Dzięki za wspólną jazdę, bardzo fajnie się bawiłem na tym maratonie! wilk - 18:45 piątek, 23 sierpnia 2019 | linkuj
Wielkie gratulacje! Piękny wyczyn, super relacja. Pozdrawiam serdecznie!
tanova - 20:25 czwartek, 22 sierpnia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!