Nad Wartą (3)
Niedziela, 31 marca 2019 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: | 116.75 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 387m | Sprzęt: Terenówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budzę się tradycyjnie wcześnie. Noc była dziwna. Na wieży, około północy, pojawili się ludzie. Wrzeszczeli i chyba zrobili sobie imprezę. Cieszyłam się bardzo, że śpimy w lesie i jesteśmy niewidzialni. Dziwne to jest uczucie, gdy wszystko się słyszy. Gdy niechcący uczestniczy się w życiu innych ludzi, których wcale nie chce się znać, którzy budzą negatywne emocje. Wolę przenikać w światy innych ludzi... przez okna. Jadąc nocą i mijając domy, bloki, kamienice. Przenikać na ułamek sekundy wzrokiem w ich świat.
Michał spał snem mocnym i na szczęście ominęło go to wszystko. Tak więc obudziłam się pierwsza. Wyszłam z namiotu i popatrzyłam w niebo. Stwierdziłam, że jest czysto. Obudziłam więc Michała i poszliśmy razem na wieżę, oglądać wschód Słońca. Poranek chłodny i wietrzny. Jednak warto było. Z tyłu ciągnęły już ciemne chmury i było tylko kwestią parunastu minut, nim zakryją Słońce. Ono jednak, w międzyczasie, zdążyło wstać. Piękny spektakl na niebie. Wschody mają w sobie magię. Między innymi dlatego, że... nie są dla wszystkich. Trzeba przecież wstać. Przezwyciężyć sen, lenistwo. Ostatecznie, jest w tym trudność.
Po poranku na wieży, wracamy do namiotów na śniadanie. Należy się wiadro kawy i bułka z rybą. Po tym wszystkim wyjazd na DK 91 wydawał się czymś zupełnie oderwanym od rzeczywistości. Główną tą szosą, którą znam jako trasę do Kutna, Łowicza, czy Warszawy, dojechaliśmy do wieży widokowej. Na niebie chmur sporo i warunki do fotografowania były bardzo średnie. Dalej, na DK 92, Orlen. Szybkie zakupy, bez rozsiadania się, mimo że były wygodne kanapy. Z zegarkiem w ręku trzeba niekiedy pilnować uciekającego czasu.
Nadwarciańskie wały przeciwpowidziowe. Cisza. Spokój. A na końcu Uniejów i zbiornik Jeziorsko. Chwila na fotki i już jedziemy dalej, do Sieradza, na pociąg. Wiatr trochę poprzeszkadzał. Końcówka po szosie, na krajówce, no i z wiatrem. W samym Sieradzu McD. To drugi (po Olsztynie) McD, gdzie były zamknięte kasy i trzeba było składać zamówienie przez automat. Wtedy, w Olsztynie, byłam sama i automat... mnie pokonał. Odjechałam w lasy na nocleg głodna i zła. Teraz Michał walczył (skutecznie!) z automatem, a ja pilnowałam nam stolika.
Z pewnym przerażeniem myślę o czasach, które pewnie kiedyś nastaną, gdy wszystko będzie jeszcze bardziej zautomatyzowane, gdy nie będzie można zamówić jedzenia normalnie, przy okienku.
Czasu do odjazdu pociągu było niewiele, część jedzenia zabraliśmy więc na wynos.
Zdjęcia
Michał spał snem mocnym i na szczęście ominęło go to wszystko. Tak więc obudziłam się pierwsza. Wyszłam z namiotu i popatrzyłam w niebo. Stwierdziłam, że jest czysto. Obudziłam więc Michała i poszliśmy razem na wieżę, oglądać wschód Słońca. Poranek chłodny i wietrzny. Jednak warto było. Z tyłu ciągnęły już ciemne chmury i było tylko kwestią parunastu minut, nim zakryją Słońce. Ono jednak, w międzyczasie, zdążyło wstać. Piękny spektakl na niebie. Wschody mają w sobie magię. Między innymi dlatego, że... nie są dla wszystkich. Trzeba przecież wstać. Przezwyciężyć sen, lenistwo. Ostatecznie, jest w tym trudność.
Po poranku na wieży, wracamy do namiotów na śniadanie. Należy się wiadro kawy i bułka z rybą. Po tym wszystkim wyjazd na DK 91 wydawał się czymś zupełnie oderwanym od rzeczywistości. Główną tą szosą, którą znam jako trasę do Kutna, Łowicza, czy Warszawy, dojechaliśmy do wieży widokowej. Na niebie chmur sporo i warunki do fotografowania były bardzo średnie. Dalej, na DK 92, Orlen. Szybkie zakupy, bez rozsiadania się, mimo że były wygodne kanapy. Z zegarkiem w ręku trzeba niekiedy pilnować uciekającego czasu.
Nadwarciańskie wały przeciwpowidziowe. Cisza. Spokój. A na końcu Uniejów i zbiornik Jeziorsko. Chwila na fotki i już jedziemy dalej, do Sieradza, na pociąg. Wiatr trochę poprzeszkadzał. Końcówka po szosie, na krajówce, no i z wiatrem. W samym Sieradzu McD. To drugi (po Olsztynie) McD, gdzie były zamknięte kasy i trzeba było składać zamówienie przez automat. Wtedy, w Olsztynie, byłam sama i automat... mnie pokonał. Odjechałam w lasy na nocleg głodna i zła. Teraz Michał walczył (skutecznie!) z automatem, a ja pilnowałam nam stolika.
Z pewnym przerażeniem myślę o czasach, które pewnie kiedyś nastaną, gdy wszystko będzie jeszcze bardziej zautomatyzowane, gdy nie będzie można zamówić jedzenia normalnie, przy okienku.
Czasu do odjazdu pociągu było niewiele, część jedzenia zabraliśmy więc na wynos.
Zdjęcia
komentarze
W ostatnich, pięknych przygodach, TERAZ jest najważniejsze.
Wczoraj to nasza pamięć, jutro, podobno wyobraźnia. Życie trwa teraz. lutra - 22:18 piątek, 5 kwietnia 2019 | linkuj
Wczoraj to nasza pamięć, jutro, podobno wyobraźnia. Życie trwa teraz. lutra - 22:18 piątek, 5 kwietnia 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!