Zakładanie plomb (2)
Niedziela, 7 października 2018 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: | 129.46 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1060m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczorajsze słowa się sprawdzają. Coś ciężkiego wisi w
powietrzu. Wschodu słońca dziś nie będzie. Nie dla mnie. Cały spektakl barw
rozgrywa się gdzieś wysoko, ponad chmurami. Jest jakoś tak szaro, a jednak…
*
Do Bytowa 23 km. Ale najpierw słońce i deszcz – razem. To jak łzy szczęścia. Zupełnie nieprawdopodobne.
*
Zamek oglądam z zewnątrz. To typowe zwiedzanie po mojemu. Oglądanie bryły, detali, które są łatwo dostępne bez pozostawiania roweru gdzieś… A potem jest Orlen. Biorę herbatę i zapiekankę. W sumie żałuję. Zapiekanka jest tłusta i kiepsko odgrzana. A fe! Nie zjadam całej.
*
Do Gdańska jeszcze ponad 70 km. Niebo napompowane wodą zaczyna przeciekać. A szlag! Mam kurtkę deszczową i to jedyna ochrona jaką posiadam na dziś. Wymyśliłam sobie, że w ten weekend nie będzie padać.
*
Pada przelotnie. Wieje. Zimno. Droga na Kartuzy w remoncie. Ruch wahadłowy. I tak się waham niemal bez końca.
*
To jest inny Gdańsk.
Mój Gdańsk, to Gdańsk ciemny ciemnością nocy.
Mój Gdańsk, to Gdańsk pusty pustką wczesnego poranka.
Środek dnia, niedziela – to nie jest moje miasto. Przedzieram się dziwnymi ulicami, zaułkami, ślepymi uliczkami, schodami. Pada deszcz. Wszystko płacze i tylko ja się uśmiecham. Do swoich myśli.
*
Plomby założone. Człuchów. Parchowo. Sulęczyno. Sierakowice. Jestem w Gdańsku. Jadę na stare miasto. Zimno i deszczowo. W końcu chowam się na dworcu. Idę do McD. Potem do pociągu. Zimno! Ktoś w październiku, zamiast ogrzewania, puścił klimę… Kolej na szaleństwo?
*
Przesiadka była czasowo bezpieczna. Jednak pociąg przyjechał z dużym opóźnieniem. No dalej! - Chciałoby się popchnąć to żelastwo.
Liczę minuty.
Nie zdążę.
Nie zdążę.
A potem…. właściwa osoba we właściwym miejscu i czasie. To nie ja dźwigam rower po schodach na peron. Potem jeszcze trzeba biec. Gubię oddech. Kilka słów i uśmiechów w drzwiach pociągu. W ostatnim momencie.
Zdjęcia
https://ridewithgps.com/trips/28541975
*
Do Bytowa 23 km. Ale najpierw słońce i deszcz – razem. To jak łzy szczęścia. Zupełnie nieprawdopodobne.
*
Zamek oglądam z zewnątrz. To typowe zwiedzanie po mojemu. Oglądanie bryły, detali, które są łatwo dostępne bez pozostawiania roweru gdzieś… A potem jest Orlen. Biorę herbatę i zapiekankę. W sumie żałuję. Zapiekanka jest tłusta i kiepsko odgrzana. A fe! Nie zjadam całej.
*
Do Gdańska jeszcze ponad 70 km. Niebo napompowane wodą zaczyna przeciekać. A szlag! Mam kurtkę deszczową i to jedyna ochrona jaką posiadam na dziś. Wymyśliłam sobie, że w ten weekend nie będzie padać.
*
Pada przelotnie. Wieje. Zimno. Droga na Kartuzy w remoncie. Ruch wahadłowy. I tak się waham niemal bez końca.
*
To jest inny Gdańsk.
Mój Gdańsk, to Gdańsk ciemny ciemnością nocy.
Mój Gdańsk, to Gdańsk pusty pustką wczesnego poranka.
Środek dnia, niedziela – to nie jest moje miasto. Przedzieram się dziwnymi ulicami, zaułkami, ślepymi uliczkami, schodami. Pada deszcz. Wszystko płacze i tylko ja się uśmiecham. Do swoich myśli.
*
Plomby założone. Człuchów. Parchowo. Sulęczyno. Sierakowice. Jestem w Gdańsku. Jadę na stare miasto. Zimno i deszczowo. W końcu chowam się na dworcu. Idę do McD. Potem do pociągu. Zimno! Ktoś w październiku, zamiast ogrzewania, puścił klimę… Kolej na szaleństwo?
*
Przesiadka była czasowo bezpieczna. Jednak pociąg przyjechał z dużym opóźnieniem. No dalej! - Chciałoby się popchnąć to żelastwo.
Liczę minuty.
Nie zdążę.
Nie zdążę.
A potem…. właściwa osoba we właściwym miejscu i czasie. To nie ja dźwigam rower po schodach na peron. Potem jeszcze trzeba biec. Gubię oddech. Kilka słów i uśmiechów w drzwiach pociągu. W ostatnim momencie.
Zdjęcia
https://ridewithgps.com/trips/28541975
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!