Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Kórnicki Maraton Turystyczny

Sobota, 4 sierpnia 2018 Kategoria do 350, Kocia czytelnia
Km: 330.50 Km teren: 0.00 Czas: 13:01 km/h: 25.39
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Piątkowy wieczór w bazie Kórnickiego Maratonu Turystycznego jest pełen kolorów. Kamila pokazuje mi bogaty wybór lakierów do paznokci. Jest gorąco i upały chyba pozostaną z nami na dłużej - w tej sytuacji, najlepsze będą delikatne pastele. Ciężko jest wybrać jeden odcień. No to może wszystkie? Dlaczego nie! W końcu jest lato, można się pobawić.



Wieczór mija bardzo szybko. Rozmowom nie ma końca i gdyby nie to, że w sobotę trzeba wstać wcześnie, pewnie by się przeciągnęły do samej nocy. Jest tyle znajomych osób, że nie da się tak po prostu pójść szybko spać.



Po raz pierwszy widzę bliżej ludzi z teamu „Wataha”. Wiele słyszałam o ich specyficznym, głośnym, sposobie bycia. Wszystko się potwierdza. Rzeczywiście tam gdzie siedzą słychać muzykę, pokrzykiwania, a nawet przekleństwa. Zastanawiam się, czy to na pewno jedni z nas, czy może… przypadkowi imprezowicze.

Ranek wstaje pogodny. Przygotowujemy się do startu i jedziemy rowerami do Kórnika. Dzień zapowiada się bardzo ciepły. Po starcie, nasza grupa jedzie tempem umiarkowanym. Nie jest kosmicznie szybko, ale też nie obijamy się. Wiemy, że goni nas grupa, w której jadą Jark, Gosia i Grześ. Jark dla tej wspólnej jazdy zrezygnował nawet z trasy 500 km i przepisał się na 300! Czekamy więc za nimi nie śrubując tempa. W końcu są! Od tej pory nasz peleton prowadzi przede wszystkim Jark. Ma on duże doświadczenie. Potrafi jechać szybko i równo, bez szarpania. To bardzo cenna umiejętność. Dzięki temu jadąc u niego na kole, można oszczędzić sporo sił.

Jest coraz cieplej, więc zatrzymujemy się na stacji paliw przed Nowym Tomyślem, by kupić picie. Dalej jest kolejna stacja, widzę z oddali, że postój na niej mają Zbych, którego poznałam dziś rano oraz jego kolega. Macham im i lecimy dalej – na liczniku jest wtedy 69 km. Jedziemy żwawo, aż nagle jeden chłopak z naszej grupki łapie kapcia. Nie byliśmy umówieni na wspólną jazdę, ale skoro jedzie z nami, to zatrzymujemy się i pomagamy. Agnieszka daje mu nawet swoją dętkę.



Potem się okazuje, że do jego opony dętka powinna być szersza niż szosowa. Karolina prowadzi nas więc przez Nowy Tomyśl do sklepu rowerowego (niestety wyjątkowo był nieczynny w sobotę). Znowu ucieka sporo czasu, dogania nas tu Zbych jadący w duecie z kolegą. Mam nadzieję, że podłączą się do nas i polecimy wspólnie.

Przed punktem kontrolnym z obiadem zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jark zostaje chwilę z tyłu z Gosią i Grzesiem. Agnieszka i chłopaki lecą do przodu. Lecę za nimi. Panowie jednak mocno szarpią. Jakoś nie mam ochoty na szarpane tempo i…. bez żalu ich puszczam. Jakieś 10 km do bufetu robię jadąc solo. Grupkę, która wyrwała do przodu długo widzę przed sobą. Natomiast nie widzę naszych z tyłu. No nic, byle do punktu obiadowego (160 km trasy), tam wszyscy się zjedziemy.

To czego najbardziej zabrakło w sali obiadowej, to klimatyzacja. W pomieszczeniu było gorąco i duszno. Jedząc obiad nieomal utopiłam się we własnym sosie. Innym gorączka też dała się we znaki. Błyszcząca od potu skóra i czerwone z gorąca twarze mówiły o panujących na trasie warunkach więcej niż tysiąc słów. 35 stopni ciepła. Obiad był pyszny. Porządnie się najadłam i uzupełniłam płyny. Gdyśmy już byli po posiłku, dojechali Paweł Bitels oraz Zbych z kolegą. Kolega miał dość upału i myślał o rezygnacji. Pogadałam chwilę z nimi i poleciałam, bo moja grupa w tym momencie czekała już chyba tylko na mnie.



Początek po obiedzie był spokojny. Gdy jest się mocno najedzonym, trudno jest tak od razu zacząć jechać szybko. W dodatku zrobiło się parno i na niebie było widać, że w okolicy kręcą się burze. Wiedzieliśmy, że następny przystanek to będą „Wiatraki”, że tam będzie jakaś kawa i lekkie jedzonko. Jarek już prawie non stop na czele peletonu. Nikt nie kwapi się do dania zmiany. O ile wcześniej raz po raz wychodziliśmy na zmiany, to teraz jakoś entuzjazm do pracy zaczął pikować w dół. Jarek dyktuje więc tempo. Jest to niezmienne 27-31 km/h. Gdy ciągnie mocno pod górę, muszę nieco się spinać, by utrzymać koło. Za wszelką cenę jednak staram się, bo w grupie jest jedna osoba, która jedzie…. dość niebezpiecznie. Podjeżdża za blisko, zajeżdża drogę. Parę razy zwracamy mu nawet uwagę. Tak więc miejsce na kole Jarka, to najlepsze możliwe miejsce tej soboty. Jadę jak w normalnym wyścigu. Kórnicki Maraton TURYSTYCZNY? Ahaha! To jest dobre. Teraz moja turystyka polega przede wszystkim na podziwianiu tylnego koła Jarka. Czasami dla urozmaicenia gapię się też na tylne widełki jego roweru, tylny hamulec Campagnolo oraz srebrzącą się w słońcu, perfekcyjnie wyczyszczoną, kasetę. Tak wygląda turystyka.

Oczywiście raz po raz trafiają nam się obiekty do zwiedzania. Jakieś dworki, stara zabudowa. Nie schodzimy z tempa ani na chwilę. Po prostu obracamy głowy na prawo, albo na lewo i jest to całe nasze zwiedzanie. Przed punktem kawowym raz zatrzymujemy się przy sklepie na uzupełnienie płynów. Potem w końcu punkt. Siadamy i od razu oblewamy się potem. Tak gorąco tu jest! Na licznikach 220 km. Pora na placek drożdżowy, kawę, herbatę. Od powrotu ze Stanów, kawa nie jest już dla mnie tak wspaniała jak wcześniej. Wolę jednak herbatę. W ruch idzie też Sudocrem. Upał i wiele godzin jazdy odciskają piętno na… naszych tyłkach.



Przed Dolskiem są pagóreczki. Po pierwszym dłuższym podjeździe, na którym melduję się trzecia zaraz za Jarkiem i Mario, zaczynam czuć, że jedzie mi się fajnie. Bawię się więc w sprinty na góreczkach. Normalna sprawa. Nigdzie daleko nie uciekam. Górka i potem pomalutku, abyśmy się zjechali. Jest fajnie. Inni też się tak bawią.



Upał sprawia, że niektórzy z nas zaczynają zwalniać. Nie ścigamy się w trupa, jedziemy towarzysko i czekamy na siebie. Trafia się sytuacja, gdy zatrzymujemy się pod sklepem. Robimy małe zakupy. W tym czasie Gosia i Grześ, którzy chwilowo byli lekko z tyłu, przelecieli do przodu. Czekaliśmy sobie na rozgrzanych od całodziennego upału schodach na ich przyjazd. Pełen spokój. I wtedy jeden z chłopaków powiedział, że oni są już dawno z przodu. Jeden telefon i faktycznie! Jakieś 6-8 km przed nami. W tym momencie pojawia się słynny obłęd w oczach. Zaczyna się pościg. To są dosłownie sekundy: prawie topię się pijąc na szybko Sprite, którego dała mi Karolina, a oni wszyscy już na rowerach! Tak więc gonimy. Robi się ciemno. Drogi są dziurawe i wyboiste. Lecimy szybko . Niewiele widzę. Słabo widzę w ciemnościach. Myślę sobie, że jak już się zjedziemy, to może będzie spokojniej. Gosię i Grzesia łapiemy, gdy stoją na Orlenie. Też wchodzimy. A potem jedziemy już wszyscy razem, chociaż… nie do końca. Niektórzy nastawieni byli bardziej na… korzyści ze wspólnej jazdy i wynik, bo polecieli do przodu, bez słowa..... Jednak dobre jest to, że od teraz jedziemy w naprawdę fajnym towarzystwie: Agnieszka, Gosia, Jark i Grześ. Końcówka jest miła i wesoła. Noc piękna. W oddali się błyska. Idzie burza, ale docieramy suchym kołem na metę.



Dziękuję za wspólną jazdę. Było wspaniale – jak zwykle w Kórniku!
Dziękuję również za świetną atmosferę w bazie maratonu, całą pracę organizacyjną - tradycyjnie - na medal.

Trasa:
https://ridewithgps.com/trips/26334837

komentarze
Końcówka relacji zdaje się jest nieco krzywdząca dla nas ( tych którzy się odłączyli), ponieważ nikt z nas nie miał na myśli jazdy dla wyniku, który de facto i tak już nie wyszedłby rewelacyjny. Raczej kierowało nami jak najszybsze dotarcie do bazy z uwagi na zmęczenie.
Niemniej, bardzo fajnie było choć spróbować jechać w większej grupie, podglądać jazdę osób o wiele bardziej doświadczonych, posłuchać wskazówek i rad. Bo o to w tym właśnie chodzi - by się rozwijać i ścigać ewentualnie... ale samemu z własnymi słabościami :)
Linus
- 14:27 wtorek, 7 sierpnia 2018 | linkuj
Ładnie pojechałaś.
Dziękuję za pogaduchy :)
Bitels
- 20:11 poniedziałek, 6 sierpnia 2018 | linkuj
Ksiądz na kazaniu o Tobie wspominał ostatnio.
grigor86
- 08:21 poniedziałek, 6 sierpnia 2018 | linkuj
Widać, że było super podczas maratonu, to widać po Waszych uśmiechniętych twarzach. Gratulacje!
anka88
- 08:08 poniedziałek, 6 sierpnia 2018 | linkuj
Gratulacje Kocie...pazurki na starcie przepiękne jak na Kota przystoi, a medal :))))) hmmmm...ja też chcę taki medal :))), dlatego w przyszłym roku wezmę udział w maratonie:))) ....i z Koszmar67 będziemy piać z zachwytu :)))
MarekDIVE
- 19:50 niedziela, 5 sierpnia 2018 | linkuj
Zazdroszczę i zrobię wszystko, żeby w przyszłym roku też pojechać! :-) Jeszcze raz gratuluję i jeszcze raz podziwiam piękny medal. :-)
koszmar67
- 19:28 niedziela, 5 sierpnia 2018 | linkuj
Brawo Wy!
jotka69
- 18:20 niedziela, 5 sierpnia 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum