Kotlin - Wrocław (2)
Sobota, 15 lipca 2017 Kategoria do 200, Kocia czytelnia, Kot w wielkim mieście
Uczestnicy
Km: | 195.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 508m | Sprzęt: Kolarzówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Budzik nie jest potrzebny. Budzę się sama dlatego, że robi się jasno. Zerkam na zegarek: 4 nad ranem. No nie! Jest sobota, nie chcę wstawać tak wcześnie. Obracam się więc na drugi bok i próbuję spać dalej. Niestety nie bardzo mi to spanie wychodzi. Wiercę się trochę, mija pół godzinki i dochodzę do wniosku, że chętnie wypiję gorącą kawę 3w1. Czyli jednak pora wstać. Jest rześko - tylko 10 stopni. Moje wysokie zarośla całe są w rosie i w... ślimakach.
Rozległe, puste, polne przestrzenie towarzyszą mi jeszcze przez ponad 30 km. Co za niesamowita monotonia! Trochę bardziej zielono robi się jedynie nad Prosną, ale potem są znowu tylko pola. W końcu jednak robi się ciekawiej - pojawiają się lasy, a nawet zbiorniki wodne.
Wyjątkowo nieprzyjemne okazują się miasteczka. Odolanów, z dużym ruchem samochodowym, wydaje mi się wprost okropny, uciekam więc z niego czym prędzej. Pierwszą przerwę robię nad Zalewem Sośnie. Przy drewnianym stoliku zjadam drożdżówkę. Naraz słyszę czyiś głos. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dochodzi on z... Zalewu. To zupełnie zaskakujące - środkiem Zalewu idzie jakiś facet. Wody ma raz po pas, raz po ramiona. Musi być bardzo płytko. Rozmawia z kimś kto chyba stoi na brzegu. Dobre kilkadziesiąt metrów od niego.
Miłą niespodzianką jest wioska o nazwie Kocina. Poza nazwą niestety nie znajduję tu niczego ciekawego, w dodatku asfalt jest mocno zniszczony. Dla kontrastu DK25 jest gładka i równa. Mimo to, jazda krajówką nie jest przyjemna. Po Odolanowie to drugie dziś miejsce, w którym nie chcę zbyt długo być, przyspieszam więc i tak osiągam Międzybórz, a wraz z nim Orlen. To dopiero 10 km od postoju nad Zalewem Sośnie, jednak nie potrafię sobie odmówić wypicia kawy.
Na stacji jest tłoczno, ciasno i duszno. W dodatku kawa jest wyjątkowo gorąca i nie idzie jej szybko wypić. Muszę więc chwilę gnieść się w tym tłumku i duchocie. Po wypiciu kawy i zjedzeniu zapiekanki, z prawdziwą ulgą wychodzę na zewnątrz. Krajówki zostały już na szczęście ostatnie metry.
Pogoda zaczyna się psuć. Na niebie wiszą ciężkie chmury. Wszystko wskazuje na to, że prognozy się sprawdzą i popada... a może jednak nie? Raz po raz przebija słońce i wtedy wraca miłe ciepło. Jadę drogą równoległą do S8. To chyba stara krajówka, bo szosa jest szeroka, z porządnym poboczem. Do tego równa. Świetnie się jeździ takimi drogami.
W Oleśnicy, podobnie jak w Odolanowie, ruch jest duży. Jest to więc drugie miasteczko, z którego szybciutko uciekam. Przed wjazdem do Wrocławia odbijam jeszcze na chwilę na północ, by zaliczyć gminę Dobroszyce. Szare niebo robi się sine. Zrywa się porywisty wiatr i zaczyna lać. Spada na mnie ściana wody. Nie zatrzymuję się - to bez sensu i tak jestem mokruteńka. Jaki jest więc sens ubierać kurtkę przeciwdeszczową? Jadę do pierwszej napotkanej wiaty przystankowej i przeczekuję resztę tej niesamowitej ulewy.
A po ulewie... jakby nigdy nic, wychodzi słońce i robi się wprost gorąco. Szybko wysycham, jedynie buty pozostają mokre dłużej. Do Wrocławia wjeżdżam mało ruchliwymi, lokalnymi drogami. W oddali widzę chmury kłębiące się nad Ślężą. Na mnie jednak tego dnia nie spada już ani jedna kropla deszczu.
Wyjazd kończę w gościnie u czarnegokotka. Spędzamy bardzo mile czas na pogaduszkach, jedzeniu pysznych potraw i nocnym zwiedzaniu Starego Miasta. Sobotę kończymy głęboko w nocy, właściwie jest to już niedziela. Kotek i Kot idą przez rozbawiony, nocny Wrocław. Jeden jest czarny, drugi różowy. Chociaż.... w nocy wszystkie Koty są czarne :)
Rozległe, puste, polne przestrzenie towarzyszą mi jeszcze przez ponad 30 km. Co za niesamowita monotonia! Trochę bardziej zielono robi się jedynie nad Prosną, ale potem są znowu tylko pola. W końcu jednak robi się ciekawiej - pojawiają się lasy, a nawet zbiorniki wodne.
Wyjątkowo nieprzyjemne okazują się miasteczka. Odolanów, z dużym ruchem samochodowym, wydaje mi się wprost okropny, uciekam więc z niego czym prędzej. Pierwszą przerwę robię nad Zalewem Sośnie. Przy drewnianym stoliku zjadam drożdżówkę. Naraz słyszę czyiś głos. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dochodzi on z... Zalewu. To zupełnie zaskakujące - środkiem Zalewu idzie jakiś facet. Wody ma raz po pas, raz po ramiona. Musi być bardzo płytko. Rozmawia z kimś kto chyba stoi na brzegu. Dobre kilkadziesiąt metrów od niego.
Miłą niespodzianką jest wioska o nazwie Kocina. Poza nazwą niestety nie znajduję tu niczego ciekawego, w dodatku asfalt jest mocno zniszczony. Dla kontrastu DK25 jest gładka i równa. Mimo to, jazda krajówką nie jest przyjemna. Po Odolanowie to drugie dziś miejsce, w którym nie chcę zbyt długo być, przyspieszam więc i tak osiągam Międzybórz, a wraz z nim Orlen. To dopiero 10 km od postoju nad Zalewem Sośnie, jednak nie potrafię sobie odmówić wypicia kawy.
Na stacji jest tłoczno, ciasno i duszno. W dodatku kawa jest wyjątkowo gorąca i nie idzie jej szybko wypić. Muszę więc chwilę gnieść się w tym tłumku i duchocie. Po wypiciu kawy i zjedzeniu zapiekanki, z prawdziwą ulgą wychodzę na zewnątrz. Krajówki zostały już na szczęście ostatnie metry.
Pogoda zaczyna się psuć. Na niebie wiszą ciężkie chmury. Wszystko wskazuje na to, że prognozy się sprawdzą i popada... a może jednak nie? Raz po raz przebija słońce i wtedy wraca miłe ciepło. Jadę drogą równoległą do S8. To chyba stara krajówka, bo szosa jest szeroka, z porządnym poboczem. Do tego równa. Świetnie się jeździ takimi drogami.
W Oleśnicy, podobnie jak w Odolanowie, ruch jest duży. Jest to więc drugie miasteczko, z którego szybciutko uciekam. Przed wjazdem do Wrocławia odbijam jeszcze na chwilę na północ, by zaliczyć gminę Dobroszyce. Szare niebo robi się sine. Zrywa się porywisty wiatr i zaczyna lać. Spada na mnie ściana wody. Nie zatrzymuję się - to bez sensu i tak jestem mokruteńka. Jaki jest więc sens ubierać kurtkę przeciwdeszczową? Jadę do pierwszej napotkanej wiaty przystankowej i przeczekuję resztę tej niesamowitej ulewy.
A po ulewie... jakby nigdy nic, wychodzi słońce i robi się wprost gorąco. Szybko wysycham, jedynie buty pozostają mokre dłużej. Do Wrocławia wjeżdżam mało ruchliwymi, lokalnymi drogami. W oddali widzę chmury kłębiące się nad Ślężą. Na mnie jednak tego dnia nie spada już ani jedna kropla deszczu.
Wyjazd kończę w gościnie u czarnegokotka. Spędzamy bardzo mile czas na pogaduszkach, jedzeniu pysznych potraw i nocnym zwiedzaniu Starego Miasta. Sobotę kończymy głęboko w nocy, właściwie jest to już niedziela. Kotek i Kot idą przez rozbawiony, nocny Wrocław. Jeden jest czarny, drugi różowy. Chociaż.... w nocy wszystkie Koty są czarne :)
Mapa:
Zdjęcia
Zaliczone gminy: Godziesze Wielkie, Sośnie, Międzybórz, Kobyla Góra, Syców, Dziadowa Kłoda, Dobroszyce (7 gmin).
Ciąg dalszy
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!