Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Po drugiej stronie

Sobota, 3 czerwca 2017 Kategoria Kocia czytelnia
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
A gdyby tak… przejść na drugą stronę?

Po stronie, którą dobrze znam jest swojsko. Wiadomo jak będzie: przed startem będę czuła lekką tremę. Prawie tak, jakby to był pierwszy raz. Gdy ruszę, tętno będzie wysokie, cała będę się rwała, by jechać szybciej, mocniej. Będę unosić się w startowej radości kilka centymetrów nad ziemią. A potem przyjdzie pierwsze zmęczenie. Pić! Jeść! Zacznie lekko przeszkadzać nierówna droga, chropowaty asfalt, którego na początku nawet nie zauważyłam. Nadejdzie też chwila, gdy myślami zacznę wybiegać w przyszłość. Do chwili gdy wreszcie będzie można odpocząć nieco dłużej na punkcie żywieniowym. Wszystko będzie się działo szybko i tak jakby… samo. Miseczka z ciepłym jedzeniem sama z siebie trafi do moich rąk, płyny same się uzupełnią, a kieszonki wypełnią jedzonkiem na dalszą drogę. Potem przyjdzie noc, senność, zasypianie na rowerze, zacznę robić się wiotka i po raz pierwszy zapytam samą siebie: do diabła, po co mi to?! Było siedzieć w domu! Wraz ze świtem do senności dojdzie poczucie, że jest przenikliwie chłodno. Żołądek z trudem będzie przyjmował jedzenie, a ja na siłę będę starała się go uszczęśliwić, to batonikiem, to innymi słodyczami. Mdło. Od słodkiego. Kilometry do mety będą uciekały zatrważająco powoli. A na mecie spotkam ludzi, którzy ją przygotowali. Miłych, uśmiechniętych, wypoczętych. Na ich widok sama też odżyję i na chwilę zapomnę, że przecież jeszcze niedawno spadałam z roweru z niewyspania.

Tak jest po mojej stronie. Po stronie, którą dobrze znam. A gdyby tak… przejść na drugą stronę?


Poranek startowy jest dla mnie spokojny. Nie spieszno mi do żadnej z grup. Ostatecznie, żadna z nich nie jest moją grupą. Nie ma tremy, ekscytacji, która w takim momencie zwykle mnie ogarnia. Mam czas na pogaduchy z tymi, którzy za chwilę ruszą. Gdy ostatni uczestnicy opuszczają bazę, robi mi się dziwnie – wszyscy już jadą, a ja nadal stoję na starcie, bez roweru....

Jednak nie ma czasu na roztkliwianie się nad sobą. Dewunska pisze do mnie: „Hej my tu siedzimy koło domku nr 5 :) zapraszamy”. A więc może na coś się przydam! Odrzucam na bok smutki i idę pomagać w przygotowywaniu mety. Zbieramy się przy jednym ze stolików na słoneczku i wypisujemy kartki „META” oraz przygotowujemy banner powitalny. Czas mija dość szybko i przychodzi pora jechać po zakupy na punkt żywieniowy, na którym mam pomagać.

Nie policzę na ilu punktach żywieniowych byłam jako uczestniczka najróżniejszych maratonów. Wspominam je różnie. Na niektórych było wszystko: świetni, mili ludzie, dobre zaopatrzenie i szybkie, sprawne działanie. Innym brakowało do ideału mniej lub więcej. Zwykle spędzałam tam parę chwil. Czasem byłam dosłownie w przelocie. Czasem siedziałam zdecydowanie za długo. Zawsze myślałam, że ludzie obsługujący punkt żywieniowy zbyt wiele pracy nie mają. Nie wiedziałam jeszcze jak bardzo się mylę.

Naszą pracę zaczynamy od wielkich zakupów. Po raz pierwszy mam okazję kupować aż 18 kg bananów. Kupujemy też 2 arbuzy (w tym jednego żółtego), dużo pomarańczy, soki jabłkowy i pomarańczowy, colę, wodę. Do tego trzeba kupić jeszcze ostry nóż do owoców, serwetki, jednorazowe kubeczki, talerzyki, sztućce. Tak zapakowani jedziemy na nasz punkt do Mieroszowa. Na punkcie siedzi i czeka już na nas jedna osoba – mama emesa która przywiozła tu między innymi drożdżówki i wafelki. Rozpakowujemy zakupy i układamy je na stołach pod wiatą. W międzyczasie przyjeżdża pan od cateringu – na nasz punkt trafiają: makaron, sos gulaszowy, biały ser, cukier i sól oraz miseczki do makaronu.

Przygotowujemy również napisy na drzewa z informacją, że punkt żywieniowy jest już blisko.Kiedy wszystko jest gotowe, pozostaje nam czekać na pierwszego zawodnika. W ekscytacji sprawdzamy kto gdzie jest i zastanawiamy się kto przyjedzie pierwszy. Tuż przed przyjazdem tego pierwszego, idziemy we trzy na łąkę zrywać kwiaty, z których pleciemy wieńce dla naszych bohaterów. Są to ostatnie spokojne chwile.

Pierwszy pojawia się Tomek Niepokój. Zupełnie nie wygląda na zmęczonego, żartuje z nami, jest w świetnej formie. Po nim przyjeżdża grupa pościgowa i można zobaczyć słynny obłęd w ich oczach. Niektórzy wyglądają na porządnie wyprutych szybką jazdą po górach. Potem, z każdą chwilą robi się coraz tłoczniej. Czasem trudno ogarnąć kto stoi dlatego, że odpoczywa, a kto cierpliwie, bez słowa czeka na swoją porcję makaronu.

Czy każdy na pewno wpisał się na listę? Czy każdy dostał makaron? Czy wszystkie bidony zostały napełnione wodą albo sokiem? Czy każdy zabrał coś na drogę? Stoję nad pojemnikiem z makaronem i nad garnkiem z sosem gulaszowym, wraz z mamą emesa przygotowujemy kolejne porcje. Czasami nawet nie podnoszę głowy podając dalej pełne miseczki. Makaron i sos stają się całym moim światem :). Po przetoczeniu się przez nasz punkt środkowej stawki maratonu, robi się nieco luźniej. Jednak nadal mamy ręce pełne roboty, bo kolejne osoby dojeżdżają w małych grupkach. Owoce kroimy na bieżąco, aby każdy mógł jeść je świeże i soczyste. Nie myślałam, że one raz rozkrojone na wolnym powietrzu aż tak szybko wysychają.

Niespodziewanie szybko zapada zmrok. Maratończycy, którzy przyjeżdżają są już dość zmęczeni. Niektórzy decydują się na krótką drzemkę. Każdego kto ma wątpliwości czy jechać dalej motywujemy. Czasem przecież wystarczy godzinkę odpocząć, ze spokojem coś zjeść, by dojść do wniosku, że jednak da się pojechać dalej. Niestety nie zawsze namowy przynoszą efekt. Ostatecznie każdy sam najlepiej wie jaka decyzja będzie dla niego najlepsza.

Ostatnimi zawodnikami, którzy do nas docierają są Mario i Młody. Chłopaki są w świetnych nastrojach. Żartują, gadają. Są rześcy jak Tomek, który przyjechał tu jako pierwszy. I tak jak on pełni chęci do dalszej jazdy. Kiedy uciekają w czarną noc, zwijamy się i my. Nikt więcej nas tu nie odwiedzi. Zabieramy do samochodu kilka dużych worków śmieci, które się wyprodukowały podczas tego popołudnia i wieczoru. Zabieramy pozostałe jedzenie i picie – z pewnością przyda się na mecie. Bardzo zadowoleni z tego ciekawego i intensywnego dnia, ale też mocno zmęczeni pracą na najwyższych obrotach i późną już godziną, wracamy samochodem na metę. Krótko po naszym przyjeździe na metę wpada lider z dystansu 300 km. Składam gratulacje i kompletnie padnięta idę spać.
Co za dzień!

komentarze
Zrobiliście świetny punkt! Ja do samego końca stresowałem się czy jedzenie dojedzie i czy będzie dobre. Jak tylko wjechałem do Was, całe napięcie zeszło. Mieliście sytuację pod pełną kontrolą i emanowaliście spokojem, a jednocześnie każdy dostał to, czego chciał. Wielkie dzięki za kawał rewelacyjnej roboty!
emes
- 13:24 piątek, 9 czerwca 2017 | linkuj
Marzenka dziękuję za świetną robotę na punkcie żywieniowym.
Mariobiker1973
- 19:49 czwartek, 8 czerwca 2017 | linkuj
Naprawdę wielka robota. Dziękuję to za mało. Naprawdę. I za wpis również.
elizium
- 12:43 czwartek, 8 czerwca 2017 | linkuj
dzięki za super obsługę i "kopa na drogę" :)
dodoelk
- 09:49 środa, 7 czerwca 2017 | linkuj
Wspaniale zorganizowaliście punkt żywieniowy!

Dla takiego nowicjusza jak ja, sposób w jaki zostałem przyjęty i obsłużony, to była wielka i trudna do wycenienia pomoc, za którą bardzo długo czułem ogromną dozę wdzięczności.

Brawo!
krzysieksobiecki
- 13:19 wtorek, 6 czerwca 2017 | linkuj
Podziękowania za świetną obsługę!
Kolarze na punktach sprawdzają się właśnie najlepiej, bo oni dokładnie wiedzą jak to jest po tej drugiej stronie, czego potrzeba jadącym i jak ich najlepiej obsłużyć, dlatego na BBT punkty we Włocławku czy Majdanie zawsze zbierały świetne recenzje. A na wielu maratonach na części punktów są ludzie z innej bajki i nawet jak się starają to nie do końca to dobrze wychodzi, bo pewnych niuansów "branżowych" nie wyłapują
wilk
- 12:44 wtorek, 6 czerwca 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum